Spojrzałem na Saurela. Stał z przekrzywioną na bok głową i w zadumie pocierał ręką podbródek, jakby nie mógł się połapać, co która dziewczyna robi lub jaką ma odgrywać rolę w tej odstręczającej scenie. Potem zmrużył oczy i powoli pokiwał głową.
- Ty zboczeńcu! - krzyknąłem. - Co ty, kurwa, robisz?!
Danny uwolnił rękę i zepchnął z twarzy młodą prostytutkę. Podniósł głowę i chciał się chyba uśmiechnąć, ale miał sparaliżowaną gębę. Widać dorwał się i do kokainy.
- Obimy... yn - wybełkotał przez zaciśnięte zęby.
- Co? Mów wyraźniej.
Danny głęboko odetchnął, jakby próbował zebrać resztki samczych sił, i powtórzył:
- O... bi... my... yn!
- Aaa... - mruknął Saurel. - Chyba rozumiem. „Robimy młyn”, jak w rugby. - Westchnął i dodał: - We Francji to bardzo popularny sport. Wygląda na to, że Danny i jego przyjaciółki rzeczywiście robią młyn, który, choć dość niezwykły, bardzo przypadł mi do gustu. Zobaczmy, czy pan Porush jest prawdziwym dżentelmenem i dopuści mnie do gry.
Przeszukałem pokój, znalazłem dwadzieścia „cytrynek” i trzy gramy koki i wrzuciłem to wszystko do kibla. Potem wyszedłem, zostawiając Saurela samemu sobie.
Kilka minut później leżałem już w łóżku, zastanawiając się nad szaleństwem, które wkradło się w moje życie, gdy nagle coś mnie napadło i poczułem, że muszę po prostu zadzwonić do Księżnej. Zerknąłem na zegarek: było wpół do dziesiątej. Szybko dodałem siedem godzin: w Nowym Jorku było wpół do piątej rano. Mogę tak późno zadzwonić? Księżna uwielbiała spać. Ale zanim mózg zdążył odpowiedzieć na to pytanie, już wybierałem numer.
Odebrała po kilku sygnałach.
- Halo?
- To ja, skarbie - zacząłem ostrożnie. - Przepraszam, że tak późno, ale strasznie za tobą tęsknię i chciałem ci powiedzieć, że bardzo cię kocham.
- Och, ja ciebie też - odparła słodka jak cukierek - ale wcale nie jest tak późno. U nas jest wpół do czwartej po południu. Poplątał ci się czas!
- Naprawdę? Hmm, ale i tak za tobą tęsknię, nie masz pojęcia, jak strasznie.
- Jesteś uroczy - powiedziała moja zmysłowa Księżna. - Channy i ja bardzo żałujemy, że cię tu nie ma. Kiedy wracasz, kochanie?
- Jak tylko będę mógł. Jutro rano lecę do Londynu, do cioci Patricii.
- Naprawdę? - spytała zaskoczona. - Ale po co?
Nagle uświadomiłem sobie, że nie powinienem mówić o tym przez telefon, a zaraz potem, że zamierzam wciągnąć ulubioną ciotkę mojej żony w ostry przekręt. Szybko odpędziłem od siebie te niepokojące myśli i naniosłem poprawkę.
- Nie, nie, mam tam coś do załatwienia, więc przy okazji wpadnę do niej i zaproszę ją na lunch.
- Och, jak miło! - wykrzyknęła uszczęśliwiona Księżna. - Pozdrów ją ode mnie, dobrze?
- Oczywiście, skarbie. Skarbie?
- Tak, kochanie?
- Chcę cię przeprosić - powiedziałem z ciężkim sercem. - Za wszystko.
- Ale za co, skarbie? Za co chcesz mnie przeprosić?
- Za wszystko - powtórzyłem. - Wiesz, za co. Ale wyrzuciłem już wszystkie „cytrynki” i od przylotu jestem czysty.
- Naprawdę? Jak twój krzyż?
- Źle, boli jak cholera. Nie wiem, co robić. Nie wiem, czy w ogóle można coś z tym zrobić. Po ostatniej operacji tylko mi się pogorszyło. Teraz boli mnie przez cały dzień i całą noc. Nie wiem, może to przez te prochy. Nic już nie wiem. Po powrocie pojadę na Florydę, do tego lekarza.
- Wszystko będzie dobrze, misiu. Wiesz, że bardzo cię kocham?
- Wiem - zełgałem. - A ja kocham cię dwa razy bardziej. Zobaczysz, jakim wspaniałym będę mężem.
- Już jesteś wspaniały. A teraz prześpij się, złotko, i wracaj bezpiecznie do domu, dobrze?
- Dobrze. Kocham cię.
Odłożyłem słuchawkę, położyłem się i spróbowałem wymacać na nodze miejsce, z którego promieniował ból. Ale nie mogłem go znaleźć. Ból zdawał się dochodzić zewsząd i znikąd. Jakby się przemieszczał. Głęboko odetchnąłem i spróbowałem się odprężyć, rozpędzić go siłą woli.
I nie wiedzieć kiedy zacząłem się po cichu modlić, żeby z czystego nieba Bóg zesłał piorun i usmażył kundla mojej żony. W końcu dopadło mnie zmęczenie i mimo bólu zasnąłem.
ROZDZIAŁ 15
Spowiedniczka
Lotnisko Heathrow! Londyn! Jedno z moich ulubionych miast, z wyjątkiem pogody, jedzenia i obsługi, bo pogoda była tu najgorsza w Europie, jedzenie też zaliczało się do najgorszych, nie mówiąc już o najgorszej w Europie obsłudze. Ale jak tu nie kochać Brytyjczyków, a przynajmniej ich nie szanować? Ostatecznie nieczęsto się zdarza, żeby kraj wielkości Ohio, z bogactwami naturalnymi w postaci paru miliardów kilogramów węgla, przez ponad dwieście lat władał całym światem.
A jeśli to nie wystarczy, w nabożny podziw musi wprawić każdego wyczyn garstki tutejszych wybrańców, autorów największego i najdłużej trwającego oszustwa w historii ludzkości: członków rodziny królewskiej. Był to kant nad kantami, kant wszech czasów, a oni okazali się genialnymi kanciarzami. To po prostu niewiarygodne, że trzydzieści milionów ciężko pracujących ludzi oddawało boską cześć kilkorgu bardzo przeciętnym ludziom, z nabożnym podziwem śledząc każdy ich krok. Jeszcze bardziej niewiarygodne było to, że te trzydzieści milionów jeździło po całym świecie, zwąc się „poddanymi Jej Królewskiej Mości” i chwaląc się tym, że nie wyobrażają sobie, by królowa Elżbieta mogła podcierać sobie tyłek po kupie.
Ale tak naprawdę nie miało to żadnego znaczenia. Najważniejsze było to, że właśnie stąd, z tych wspaniałych brytyjskich wysp, pochodziła ciocia Patricia. Dla mnie była najważniejszym bogactwem naturalnym tego kraju.
Miałem się z nią zobaczyć już wkrótce, zaraz po kontroli celnej.
- Jestem przesądny. - Powiedziałem to głośno, bo kiedy koła sześciomiejscowego leara 55 dotknęły ziemi, zagłuszył mnie ryk silników. - Dlatego zakończę ten lot takimi samymi słowami, jakimi go zacząłem. Kompletny z ciebie pojeb.
Danny wzruszył ramionami.
- W twoich ustach brzmi to jak komplement. Nie jesteś na mnie zły za te zachomikowane „cytrynki”?
Pokręciłem głową.
- Wiedziałem, że coś takiego wykręcisz. Poza tym w cudowny sposób umiesz mi przypominać, jak bardzo jestem normalny. Nie odwdzięczę ci się za to do końca życia.
Danny uśmiechnął się i odwrócił ręce dłońmi do góry.
- Hej, od czego są przyjaciele, nie?
- Dobra, żarty żartami, ale chyba nie masz przy sobie prochów, co? Tym razem chciałbym przejść przez kontrolę bez żadnych numerów.
- Nie, jestem czysty. - Zasalutował jak skaut. - Wszystko wrzuciłeś do kibla. - I dodał: - Mam tylko nadzieję, że wiesz, co robisz z tą babcią.
- Wiem - odparłem z przekonaniem, chociaż w głębi serca miałem wątpliwości. I byłem trochę rozczarowany, że Danny nie zachomikował więcej „cytrynek”. Ciągle bolała mnie noga i chociaż podjąłem twarde postanowienie, że koniec z dragami, świadomość, że ból mógłby minąć już po jednej - dosłownie jednej! - tabletce, była czymś fantastycznym. Nie brałem od dwóch dni i mogłem sobie tylko wyobrazić, jak bardzo bym odleciał.
Poprawiłem się w fotelu i zepchnąłem te myśli z powrotem pod ziemię.
- Tylko pamiętaj, co obiecałeś - warknąłem. - Żadnych dziwek, nie w Anglii. Przed ciotką masz zachowywać się jak dżentelmen. To bystra staruszka i rozgryzie cię w try miga.
- W ogóle po co mam się z nią spotykać? Przecież ci ufam. Po prostu powiedz jej, że jeśli, co nie daj Boże, coś ci się stanie, ma przyjść do mnie, a ja wszystko jej wytłumaczę. Poza tym chciałbym trochę połazić po Londynie. Pójść na Savile Row i kupić sobie kilka nowych garniturów. Albo nawet na King’s Cross, pooglądać widoczki. - Puścił do mnie oko.
King’s Cross była słynną dzielnicą czerwonych latarni, gdzie za dwadzieścia funtów bezzębna prostytutka z jedną nogą w grobie i szalejącą opryszczką na ciele mogła zrobić klientowi loda.
- Zabawne - odparłem - bardzo zabawne. Pamiętaj tylko, że Saurel został w Szwajcarii i nikt cię tu z niczego nie wyciągnie. Może lepiej wynajmij ochroniarza? - Mówiłem zupełnie poważnie, bo uznałem, że to fenomenalny pomysł.