Литмир - Электронная Библиотека

— Fotolektor potrafi czytać tekst podobnie jak człowiek, gdyż rozstawienie i jasność liter kierują zmianami akcentu i tonacji wytwarzanego głosu. Oczywiście ustawiwszy aparat na dany język. Zresztą zaraz sami usłyszycie.

Zapoznawszy gości z działaniem fotolektora Kalina podszedł do większej szafy, w której mieściły się zbiory utrwalonych na taśmach audycji telewizyjnych.

Po chwili na dużym ekranie ukazało się czarne, usiane gwiazdami niebo. Tuż przy krawędzi ekranu świecił czerwonawo mały sierp jakiejś planety. Kalina wskazał ręką na ekran.

— To Mars. Zaraz zobaczycie Sitę 3722. O! Już widać!

Roziskrzona gwiazdami czasza obróciła się wolno. Zza ram ekranu wypłynął jakiś podłużny przedmiot o postrzępionych konturach, oświetlony Słońcem. Rósł on szybko w oczach, przybierając kształt nieforemnej iglicy skalnej.

— Co to takiego? — wyrwało się z ust Deana pytanie.

— To jest właśnie Sita 3722. Planetoida, na której budowany był Astrobolid.

— Taka mała? — zdziwił się Green.

— Nie taka ona znów mała. Najdłuższa jej średnica wynosiła ponad dwa kilometry, a masa równała się niemal miliardowi ton. l 300 000 ton posłużyło jako materiał do budowy Astrobolidu.

— A właściwie — wtrącił Roche — dlaczego ani Celestii, ani Astrobolidu nie budowano na Ziemi?

— Powody były odmienne — odrzekł Wład. — Gdy budowano Celestię, kosmonautyka stawiała dopiero pierwsze kroki. Ówczesne silniki rakietowe były za słabe, aby nadać tak ogromnej masie prędkość konieczną do przezwyciężenia przyciągania Ziemi. Trzeba było przez całe lata wysyłać rakiety, przewozić po kawałku poszczególne elementy, z których zbudowano wasz sztuczny księżyc. Była to praca najtrudniejsza i zużywająca najwięcej energii. Ostateczne wyrwanie się sztucznego satelity, krążącego już w przestrzeni, spod panowania przyciągania ziemskiego, a następnie słonecznego, było już znacznie łatwiejszym zadaniem. Celestia nie tylko poruszała się po orbicie wokół Ziemi z prędkością 3,2 km/sek., lecz również z prędkością około 30 km/sek. wraz z Ziemią wokół Słońca. Każdy przyrost tej prędkości wydłużał orbitę Celestii, zmieniając w końcu elipsę w parabolę, czyli osiągając prędkość ucieczki względem Słońca, niezbędną do opuszczenia Układu Słonecznego.

Tymczasem planetoida rozrosła się na ekranie już do znacznych rozmiarów, zajmując całe jego centrum. Jakiś duży przedmiot o dziwnym kształcie błysnął w słońcu na krawędzi planetki. Po chwili ukazał się cały.

Jakiś gigantyczny potwór wczepił się dziesiątkami odnóży w skalistą powierzchnię planetoidy. Gdyby Dean znał faunę Ziemi, byłby go z pewnością przyrównał do ogromnej ośmiornicy, przyczajonej nieruchomo na dnie morskim. Porównanie nie byłoby jednak ścisłe, gdyż ze szczytu „tułowia” wyrastała korona nieco cieńszych ramion, które jak długie i wąskie płatki jakiegoś kwiatu zwijały się w zamknięty kielich.

Tam, wewnątrz kielicha, wśród oślepiających błysków, dokonywało się to, czemu służyła cała ta potężna maszyna — powstawał Astrobolid.

— Uniwerproduktor typu UZ-37 buduje nasz Astrobolid — wyjaśnił Kalina. — Główne prace dobiegają końca. W tej chwili widzimy proces tworzenia zewnętrznej powłoki statku. Ta powłoka, jak wiecie, zrobiona jest ze sztucznego pierwiastka — aroternu. Uniwerproduktor wytwarza go dokonując sposobem przemysłowym przemiany pierwiastków, z których składają się skały planetoidy.

— I ten Uniwerproduktor zbudował cały wasz statek? — zdziwił się Green. — Wszystkie te urządzenia i inne uniwerproduktory?

— Niezupełnie. Znaczną część prac wewnętrznych wykonały już wybudowane przez niego uniwerproduktory Astrobolidu.

— To on potrafi, że tak powiem, rozmnażać się jak zwierzę lub człowiek? Tego jeszcze nie widziałem, żeby maszyna rodziła maszynę.

— Nie widziałeś? Czy na pewno? — odparła uśmiechając się Suzy. — A skąd wy bierzecie maszyny? Czy nie produkuje się ich za pomocą innych narzędzi i maszyn?

— To prawda. Ale…

Green nie mógł przezwyciężyć nieprzyjemnego uczucia, że widoczna na ekranie maszyna jest istotą żywą.

— Dlaczego Astrobolid nie był budowany na Ziemi? — zapytał Dean kierując rozmowę na inny temat.

— Przyczyna była bardzo prosta — odrzekł Kalina. — Siła motorów naszego statku jest tak ogromna, że start z Ziemi spowodowałby katastrofalne następstwa. Na wytworzenie przyśpieszenia 10 m/sek.2, a więc zaledwie znoszącego przyśpieszenie ziemskie, wyrzuca on w chwili startu w ciągu sekundy ponad dwie tony materii z szybkością 6200 km/sek. Takie uderzenie wyrzucanych cząstek spowodowałoby potworną eksplozję, która zniszczyłaby wszystko wokół w promieniu wielu kilometrów, włącznie z samym statkiem. Dlatego przenieśliśmy budowę na bezpieczną odległość od Ziemi. Zaraz zresztą zobaczycie, co się stało z planetoida, gdy strumień cząstek uderzył w jej powierzchnię.

Suzy zmieniła taśmę: na ekranie ukazała się błyszcząca w słońcu kula Astrobolidu. ' niej, w znacznej odległości, rysowała się potężna iglica planetoidy.

— Startując z Sita 3722 trzeba było pokonać bardzo niewielką siłę przyciągania tłumaczył Kalina — więc prędkość i masa wyrzucanych cząstek była bardzo mała. Za chwilę silniki ruszą pełną mocą. Uwaga!

Powierzchnia kuli rozjarzyła się białym blaskiem i ku planetce strzelił jasny snop światła. Minął ją z boku tonąc w głębinach Kosmosu. Snop światła obrócił się wolno, jakby rzucany z reflektora w mglistym powietrzu, i uderzył w krawędź planetoidy.

Oślepiający błysk rozciął na moment czerń ekranu.

Dean wytężył wzrok. Jakieś żółte i brunatne płaty rozpierzchły się na wszystkie strony. Z trudem rozpoznał w niektórych z nich większe odłamki skalne, pozostałe po tym, co niedawno było planetoidą Sita 3722.

Jarząca się kula Astrobolidu oddalała się szybko „ciągnąc” za sobą smugę cząstek przyśpieszonych do ogromnej prędkości.

Ekran zgasł. Przez chwilę panowała cisza. Wreszcie przerwał ją Green:

— Powiedzcie mi, państwo, dokąd właściwie leci Astrobolid? Przecież chyba nie po to tylko wybraliście się w tak daleką drogę, aby złożyć wizytę na Celestii?

— Wyprawa nasza jest ekspedycją międzygwiezdną — odrzekł Kalina. — Lecimy do układu Alfa Centauri.

— Po co? Czyżbyście państwo mieli też dość Ziemi, jak nasi przodkowie? Chociaż to, co pokazywaliście nam… Chyba to była prawda?

— Lecimy na Alfa Centauri jako ekspedycja naukowa. Celem naszym jest poznanie warunków, jakie istnieją na tamtejszych planetach, jak również rozstrzygnięcie szeregu spornych kwestii naukowych.

— No i co wam przyjdzie z tego? Przecież nawet nie zobaczycie z bliska Gwiazdy Dobrej Nadziei?

— Mylicie się. Astrobolid osiąga prędkość 10 000 km/sek. Za niecałe 130 lat będziemy na waszej legendarnej Juvencie.

— Ho, ho! Za 130 lat? — zaśmiał się Green. — Choć to, w porównaniu z Celestią bardzo prędko, jednak kto z was dożyje połowy tego okresu? Dobry kawał! Przecież każde z państwa ma już, z pewnością, dwadzieścia parę lat.

— Przeciętna długość życia na Ziemi wynosi dziś 150 lat. A zresztą nie tylko jesteśmy pewni, że zwiedzimy układ Alfa Centauri, ale również że dożyjemy chwili powrotu na Ziemię.

Oczy gości rozszerzyły się zdziwieniem.

— Co? — zawołał w osłupieniu Green. — Dożyjecie powrotu? Pan chyba żartuje.

— Nie żartuję. Jestem pewny, że jeśli nie przytrafi mi się jakiś tragiczny wypadek, to za 270 lat, roku 2676, będę spacerował po ulicach Warszawy.

Teraz już nawet Green stracił mowę. Przez dłuższą chwilę nie mógł przyjść do siebie, wreszcie wykrztusił:

— Przecież sam pan mówił, że 150 lat…

— Delegacja rządu Celestii proszona jest natychmiast do centrali radiowej — rozległ się głos Kory Heto.

Wszyscy spojrzeli na biały fragment ściany między obrazami, gdzie pojawiła się twarz przewodniczącej rady Astrobolidu. Z oczu uczonej można było wyczytać zaniepokojenie.

— W Celestii toczy się walka!

Przed drzwiami centrali radiowej czekał już Horsedealer.

92
{"b":"247841","o":1}