Литмир - Электронная Библиотека

— To moja matka — odparł z prostotą.

— Matka? Stella zupełnie się tego nie spodziewała. Teraz, gdy pierzchła zazdrość o rywalkę, postanowiła zjednać sobie Sokolskiego jakimś cieplejszym odezwaniem się, wyrażeniem zainteresowania jego sprawami.

— Twoja matka była kiedyś rzeczywiście bardzo ładna — powiedziała kurtuazyjnie, choć wyobrażała sobie ją jako na wpół łysą, przygarbioną staruszkę z szyją zniekształconą pękatym wolem. Kobiety w Celestii więdły bowiem bardzo wcześnie.

Wiktor roześmiał się.

— Ależ to zdjęcie sprzed niespełna miesiąca!

— Ja… już nic nie rozumiem — wyjąkała Stella z ogromnym zdziwieniem. Drzwi rozsunęły się gwałtownie. Do pokoju wszedł Horsedealer.

— No, mam cię wreszcie! — rzucił od progu. — Gdzie ty się podziewasz? Muszę się z tobą naradzić w pewnej bardzo istotnej… — urwał zauważywszy Stellę.

— Proszę cię, siadaj — zawołał z uśmiechem Sokolski.

— Nie będę wam przeszkadzał — odrzekł pośpiesznie filozof. — Zajdź do mnie później.

— Oczywiście, wpadnę do ciebie — odrzekł Wiktor. Spostrzegł, że w oczach Stelli maluje się niepokój i nie chciał, aby rozpoczęta rozmowa o tak ważnym dla dziewczyny znaczeniu zawisła w próżni.

Horsedealer już miał wychodzić, lecz zauważył leżącą na stoliku fotografię.

— Kto to? — zaciekawił się.

— To matka Wika — pośpieszyła z odpowiedzią Stella w obawie, aby wizyta nie przedłużała się.

— Właśnie, Stella nie może się nadziwić, że wygląda tak młodo — dorzucił z uśmiechem Wiktor.

— Więc ona teraz tak wygląda? — zdziwił się Horsedealer.

— Po prostu sfotografowałem ją podczas telewizyjnego spotkania. W ten sposób widujemy się bardzo często. Oczywiście nie ma mowy o zwykłej rozmowie, bo dzieli nas ponad dwadzieścia pięć dni biegu światła.

— Ale twoja matka wygląda tu najwyżej na dwadzieścia lat! — przerwała Stella. — Więc to teraz…

— Tak wyglądała 27 dni temu — uściślił Sokolski. — Pięćdziesiąt sześć lat to dla kobiety pełnia rozkwitu! Na przykład zawieranie małżeństwa przez kobietę osiemdziesięcioletnią jest na Ziemi zjawiskiem, które nikogo nie dziwi.

Stella osłupiała.

— To brzmi jak bajka. Nigdy nie widziałam nikogo, kto by dożył tak sędziwego wieku. A gdyby nawet, to byłby bezzębnym, głuchym czy ślepym cieniem człowieka. A poza tym nie rozumiem sensu tego, aby wychodzić za mąż mając osiemdziesiąt lat. Przecież kobieta wstępując w związek małżeński chce się mężowi podobać, swoim urokiem przywiązać go do siebie, mieć dzieci i jeszcze móc je wychować. Do tego wszystkiego jest przecież konieczna choćby względna młodość.

— Tak. Masz rację. Ale, jak wiesz, nasza wiedza medyczna, w porównaniu z okresem, kiedy wasi przodkowie odlecieli na Celestię, przedłużyła przeciętną długość wieku człowieka dwukrotnie. A co najważniejsze — jesteśmy na drodze do tego, aby prawie utożsamiać pojęcie życia z pojęciem młodości. Już obecnie udało się usunąć szereg charakterystycznych symptomów starości. Człowiek stupięćdziesięcioletni dysponuje mniej więcej takim samym zasobem sił fizycznych i bystrością władz umysłowych, jak pięć wieków temu człowiek pięćdziesięcioletni. Może już niezadługo określenie „starzec” zatraci zupełnie dawne cechy słabości i niedołęstwa.

— W takim razie wytłumacz mi jedną rzecz — zagadnęła Stella, którą coraz bardziej pasjonowało opowiadanie Sokolskiego. — Jeżeli, jak mówisz, ludzie na Ziemi prawie się nie starzeją, to dlaczego taki stupięćdziesięcioletni „młodzieniec” ma umierać?

— Widzisz, walka nauki o przedłużenie życia jest to najtrudniejszy z problemów, jaki uczeni mają do rozwiązania. Proces starzenia się organizmu jest czymś tak niesłychanie skomplikowanym, że samo wyliczenie wchodzących tu w grę czynników zajęłoby sporo czasu. Upraszczając można by go wytłumaczyć w ten sposób, że chociaż prawic wszystkie komórki w naszym ciele podlegają regeneracji, jednak w miarę upływu lat i gromadzenia się pewnych substancji w organizmie, proces odradzania się komórek poczyna coraz bardziej nie nadążać za procesem ich zaniku, rozpadu czy zwapnienia. Wreszcie przychodzi chwila, gdy proces obumierania komórek tak bardzo przewyższa proces regeneracji w niektórych ważnych dla życia organach, że może dojść do katastrofalnych zaburzeń, które z kolei powodują nieodwracalne już zmiany w innych.ważnych organach. Gdy zmian tych jest zbyt wiele, tak iż nawet bardzo precyzyjne automaty lecznicze nie potrafią wszystkich opanować — następuje śmierć. Jest to jednak raczej, jeśli można tak powiedzieć, starzenie się wewnętrzne. Cechy starcze występują właściwie dopiero w ostatnich latach życia i są zapowiedzią bliskiej śmierci. Walka o przedłużenie życia zmierza obecnie przede wszystkim do opanowania procesu odmładzania całego organizmu, do przyśpieszenia regeneracji wszystkich komórek i skutecznego, szybkiego usuwania szkodliwych substancji. Zadzwonił telefon. Wiktor podniósł słuchawkę.

— Tak. Prezydent Horsedealer jest tutaj… Tak. Zaraz mu powiem. Sokolski odłożył słuchawkę i zwrócił się do filozofa:

— Will! Mallet chce ci coś ważnego zakomunikować. Czeka w twoim gabinecie. Filozof podniósł się szybko z fotela.

— No, to muszę już iść. Szkoda! To, co mówisz, ogromnie mnie interesuje. Chciałbym koniecznie porozmawiać na ten temat z tobą szerzej. Nie zapomnij wpaść do mnie i to jak najprędzej!

Gdy Horsedealer wyszedł, Sokolski przez chwilę patrzył w zamyśleniu na Stellę, wreszcie rozpoczął wolno:

— Odbiegliśmy daleko od twego pytania, czy na Ziemi żyją kobiety piękniejsze od ciebie. Odpowiedź na to pytanie będzie zależna od tego, czy zapytany wychował się na Ziemi, czy w Celestii. Każda epoka tworzy ideał piękna odpowiadający wyłącznie jej samej. Nie ma jakichś nieziemskich, absolutnych kryteriów piękna. Dam tu przykład nieco absurdalny: jeśli na Ziemi ludzie rodziliby się bez nosów, a na Celestii z nosami, to czy ktokolwiek z Celestian uznałby za pięknego takiego człowieka z Ziemi? I przeciwnie, gdybyśmy my, Ziemianie, przyzwyczaili się do ludzi beznosych, dziwaczną i brzydką wydawałaby się nam twarz najpiękniejszej Celestianki. Jak już z pewnością zauważyłaś, wygląd przeciętnej kobiety z Celestii różni się znacznie od wyglądu Rity czy Suzy.

— Tak, one nie są może brzydkie, ale chyba przyznasz, że niezgrabne. Jakieś… Jakby męskie. Za to mężczyźni…

— Na Ziemi uchodzą one i za ładne, i za zgrabne…

— Więc pewno ja ci się nie podobam? — zapytała zaczepnie.

— Widzisz… Sam wygląd zewnętrzny nie decyduje jeszcze o tym, że ktoś się może podobać lub nie podobać.

— Więc ja…

— Pozwól mi skończyć — przerwał jej łagodnie. — Ogromne znaczenie mają tu również wspólne dążenia, zainteresowania, zbliżony poziom wiedzy i sposób patrzenia na świat… Nie wiem, czy mnie zrozumiałaś?

— Zrozumiałam — odpowiedziała cicho Stella i w oczach jej zaszkliły się łzy. Zapanowało kłopotliwe milczenie.

Dziewczyna podniosła się z fotela ze wzrokiem utkwionym w podłodze. Czuła, że za chwilę wybuchnie płaczem.

Sokolski zbliżył się do Stelli i pogładził ją po włosach.

— Szybko zapomnisz o tym. Poznasz Ziemię, poznasz innych ludzi.

— Tak — potwierdziła cicho. — Wiem… — zaczęła przez łzy. — Ale ja o tobie nie zapomnę. Zresztą… ja nie mogę zostać w Celestii! Nie mogę!

— Dlaczego?

— Bo… Bo nie mogę! Naprawdę nie mogę! Zabierzcie mnie z Celestii! Niech Kora mnie uśpi choćby na całe trzysta lat! Lepiej nie widzieć nikogo, byle nie być w Celestii.

— Dlaczego tak znienawidziłaś Celestię? — zdziwił się Wiktor.

— Nie. Nie o to chodzi…

— A o co? — indagował zaciekawiony. Zastanawiało go, czy Stella szuka nowego pretekstu, aby lecieć z nim ku Alfie Centauri, czy też kryje się za tym jakiś głębszy powód.

— Nie. Nie pytaj. Ja… nie mogę ci tego powiedzieć… W oczach dziewczyny pojawił się lęk.

— Czy wciąż jeszcze myślisz o mnie? — chciał za wszelką cenę dowiedzieć się, czy jego podejrzenia są słuszne.

Spojrzała na niego z wyrzutem.

105
{"b":"247841","o":1}