Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Popatrzyła na mnie, jakbym żartował. A potem widząc, że nie żartuję, nachyliła się do mnie i zapytała z niedowierzaniem:

– Naprawdę? Nie miałam o tym pojęcia. – Ukryła twarz w dłoniach. – Ależ byłam głupia.

Pomyślałem, że to dobry moment, aby jej podsunąć pomysł wywiezienia Tess do dziadków.

– Julio, wciąż sobie zadaję pytanie, czy to na pewno Billy zabił Brooke.

Podniosła wzrok.

– Co masz na myśli?

– Billy twierdzi, że nie skrzywdził siostry.

– Oczywiście. Do innych okropnych rzeczy, które zrobił, także się nie przyznawał.

– Czyli nie masz żadnych wątpliwości, że jest winny.

– No, nie.

Postanowiłem skoczyć na głęboką wodę.

– Czy to możliwe, że twój mąż ma z tym coś wspólnego?

Spojrzała na mnie z ukosa.

– Twierdzisz, że Win mógł to zrobić?

– Mówię jedynie, że nie wszystko jest dla mnie jasne. Darwin od dawna znęcał się nad rodziną – nad tobą, Billym i Garretem. A także nad swoją pierwszą żoną.

Julia wydawała się nad czymś głęboko zastanawiać.

– Tylko on spośród osób będących wtedy w domu znęcał się nad rodziną – naciskałem.

– Nigdy nie chciał bliźniaczek – przyznała z osłupieniem. Odrobinę się rozluźniłem, gdyż pomyślałem, że teraz zastanowi się nad wywiezieniem Tess w bezpieczne miejsce.

– Opowiedz mi o tym.

– Win nigdy nie chciał mieć dzieci. To znaczy biologicznych. Kiedy zaszłam w ciążę, naciskał na mnie, żebym ją przerwała. Omal go nie posłuchałam. – Spojrzała na stół, przywołując wspomnienia. – Zastanawiam się, czy nie spotyka mnie za to kara.

– Okazałaś wielki hart ducha. Nie wiem, za co miałabyś być karana.

– Tak bardzo pragnęłam mieć dziecko. – Zagryzła wargi.

Odczekałem kilka sekund.

– Dlaczego Darwin nie chciał mieć dzieci? – zapytałem.

– Podobno ma to coś wspólnego z wojną w Wietnamie – odparła, unosząc głowę. – Nie chce mówić, co go tam spotkało. Twierdzi jedynie, że po tych strasznych rzeczach, jakich się tam napatrzył, nabrał przekonania, że to nie w porządku wobec dzieci sprowadzać je na ten świat. – Przewróciła oczami. – Trochę to trąci frazesem.

– Nie wierzysz mu?

– Nie.

– A jaki, twoim zdaniem, jest prawdziwy powód?

– Chodzi o to, że Win chce być panem siebie. Nie potrafi się zaangażować uczuciowo w związek. Jak myślę, boi się, że gdyby urodził mu się syn lub córka – nie mówiąc już o bliźniaczkach – za bardzo zbliżyłby się do mnie lub dzieci. Z dziećmi adoptowanymi, nawet gdy je bardzo kochamy, nie łączą nas więzy krwi. To nie to samo. – Umilkła na chwilę. – Jestem dla niego kimś w rodzaju konkubiny i guwernantki, a nie żoną i matką. W tych rolach zyskałabym zbyt dużo władzy.

– Czy sprzeciwiałaś się adopcji Billy’ego?

– Miałam wątpliwości co do motywów Wina.

– Dlaczego?

– Win doprowadził do ruiny ojca Billy’ego. Obaj byli właścicielami konkurujących ze sobą firm wydobywczych. W tamtych czasach ludzie się nie patyczkowali. Win niemal wszystko stracił, ale w końcu jak zwykle wygrał. Jakieś pięć miesięcy później ktoś zamordował rodziców Billy’ego. Myślę, że Win chciał odegrać Gandhiego, adoptując syna rywala.

Byłem zdumiony tym wyjaśnieniem, zwłaszcza że Bishop nic o tym nie wspomniał. Czyżby milczał ze skromności?

– Postawa godna podziwu – zaryzykowałem.

– Może się taka wydawać, ale jestem niemal pewna, że zrobił to na użytek swoich rosyjskich partnerów w interesach. Udawał troskę, żeby im zaimponować. Nigdy nie okazał Billy’emu ani trochę miłości.

Mogłem jej opowiedzieć jeszcze więcej na temat prawdziwej natury Darwina Bishopa, łącznie z tym, co wiedziałem o jego romansie z Claire Buckley. Ale to nie był właściwy moment. Poza tym nie byłem do końca pewny, czy w ogóle powinienem o tym wspominać.

– Mówię o tym, bo zastanawiam się, czy dla bezpieczeństwa Tess nie powinnaś wywieźć jej z domu. Do swoich rodziców albo jakichś przyjaciół.

– Wątpię, czy mogłabym to zrobić – oświadczyła śmiertelnie poważnie.

– Dlaczego?

– Darwin nigdy by się na to nie zgodził.

Słowa te świadczyły wymownie o tym, jaką psychiczną władzę Bishop ma nad żoną.

– Możesz to zrobić bez jego zgody. Masz prawo…

– Prawo niewiele znaczy, gdy się ma do czynienia z kimś takim jak on.

– Jak to?

– Gdy kilka razy poruszyłam kwestię separacji, dał mi jasno do zrozumienia, że nigdy się na to nie zgodzi.

– Nie miałby nic do gadania.

Julia uśmiechnęła się pobłażliwie, jakbym był dzieckiem, które nie zna świata. Potem znowu spochmurniała.

– Ktoś taki jak Darwin Bishop ma większe możliwości niż inni ludzie. Tłum prawników składałby niezliczone wnioski o przyznanie mu opieki nad dziećmi, w mediach rozpoczęłaby się kampania mającą na celu zrujnowanie mi reputacji i wpłynięcie na decyzje sędziów, Garret i Tess byliby wożeni po krajach, w których Darwin prowadzi interesy. Byłby nawet gotów zapłacić Claire, żeby z nim pojechała. W ostateczności mógłby nie wrócić do kraju.

– A Claire zgodziłaby się z nim zostać? – zapytałem, zastanawiając się, czy Julia dobrowolnie wspomni, że podejrzewa męża o romans z nianią.

– Każdy ma swoją cenę, Frank. Claire nie gardzi pieniędzmi. Wręcz przeciwnie, bardzo jej imponują.

Julia najwyraźniej nie miała co do niej złudzeń. Ale po jej reakcji trudno się było zorientować, jak dużo wie na temat zachowania Claire Buckley. Nie chciałem jednak na nią naciskać.

– Czyli sądzisz, że Darwin zrobi wszystko, co w jego mocy, by nie dać ci rozwodu.

– Albo postara się, żebym zniknęła.

– Twierdzisz…

– Twierdzę, że nie mam odwagi, by się o tym przekonać, Frank. Przynajmniej dotąd nie miałam. Przez tyle lat nie zdobyłam się na to, żeby od niego odejść.

– Może teraz nadszedł na to czas.

– Kto wie? Niewykluczone, że właśnie dlatego do ciebie zadzwoniłam. Przy tobie czuję, że mogłabym się na to zdobyć.

Myśl, że jestem dla kobiety kołem ratunkowym, podziałała na mnie jak narkotyk.

– Możesz to zrobić. Musisz tylko w to uwierzyć.

Pokiwała głową i spojrzała na mnie z zainteresowaniem.

– Naprawdę myślisz, że Tess może grozić niebezpieczeństwo? Że Darwin byłyby zdolny zabić? Własną córkę? Krew z krwi, kość z kości?

Nigdy wcześniej nikt nie zadał mi tak bezpośredniego pytania. Przez kilka sekund namyślałem się nad odpowiedzią. Zastanawiałem się nad tym, co mi powiedziała o Bishopie – że chce być panem siebie i nie toleruje związków uczuciowych. Myślałem o tych zakamarkach jego duszy, do których nie chciał zaglądać.

– Tak – odparłem. – Myślę, że tak.

Julia nie odrywała ode mnie wzroku. Chyba niewiele brakowało, żeby zgodziła się wywieźć Tess w bezpieczniejsze miejsce. Ale po chwili opuściła oczy – może poczuła ciężar świadomości, że przez tyle lat naginała się do woli Darwina Bishopa.

– Muszę to przemyśleć.

– Ale nie zwlekaj za długo – powiedziałem. Żeby nie było zbyt późno, pomyślałem.

Spojrzała na mnie z nadzieją.

– Przyjedziesz na… – zaczęła, ale zakrztusiła się i umilkła. Odczekała kilka sekund, wzięła głęboki oddech. – Przyjedziesz jutro na pogrzeb Brooke? Odbędzie się na wyspie w kościele Najświętszej Marii Panny przy Federal Street. O piątej po południu. – Ponownie zrobiła przerwę. – Darwin chce, żeby msza zakończyła się wraz z zachodem słońca.

Przyszedł mi do głowy inny powód, dla którego Bishop chciał, żeby pogrzeb odbył się po południu: o wpół do piątej zamykają giełdę.

– Przyjechałbym, ale nie wiem, jak zareaguje na to Darwin, wziąwszy pod uwagę toczące się dochodzenie.

– Chcę, żebyś przyjechał, potrzebuję cię, niezależnie od tego, czy się to spodoba Winowi, czy nie.

– W takim razie przyjadę.

– Dziękuję – szepnęła.

Powiedziałem, że odprowadzę ją do samochodu. Przepuściłem Julię przodem i ruszyliśmy do wyjścia. Gdy mijałem Hidalga, złapał mnie za ramię. Zatrzymałem się.

– Cudowna babka – rzucił. – Wyglądacie razem wspaniale. – Mrugnął do Julii, która zatrzymała się przy drzwiach.

24
{"b":"116577","o":1}