— Czyżby pani… — Veda zamilkła nie kończąc myśli.
Evda uniosła przymknięte leniwie powieki i spojrzała iej w oczy.
— Na mnie Ren Boz robi wrażenie nieporadnego chłopaka — mówiła Veda niezdecydowanie — a pani mi się wydaje taka silna i inteligentna… W pani się wyczuwa wewnętrzny, stalowy sworzeń woli.
— To samo mi mówił Ren Boz. Ale pani nie ma racji. Ren Boz to człowiek o potężnym i śmiałym umyśle, a przy tym niesłychanie pracowity. Nawet w naszych czasach niewielu się znajdzie podobnych ludzi. W porównaniu ze zdolnościami inne jego cechy wydają się niedorozwinięte, jakby infantylne. Słusznie pani powiedziała, że ma coś z chłopaka, ale to bohater. Weźmy na przykład Dara Wiatra, w nim także siedzi chłopak, ale to wypływa po prostu z nadmiaru sił fizycznych, a nie z ich braku, jak u Rena.
— A jak pani ocenia Mvena? — zapytała Veda. — Pani go teraz już zna lepiej.
— Mven Mas stanowi piękną kombinację zimnego rozumu i archaicznej pasji pragnień.
Veda Kong roześmiała się głośno:
— Co za wspaniała precyzja w charakteryzowaniu ludzi!
— Psychologia to moja specjalność. Ale pozwoli pani, że z kolei ja zadam pytanie. Czy pani wie, że Dar Wiatr bardzo mi się podoba?…
— Pani obawia się połowicznych decyzji? — Veda się zaczerwieniła. — Więc będę zupełnie szczera. Wszystko jest tu jasne… — ciągnęła pod badawczym spojrzeniem Evdy. — Erg Noor… Nasze drogi rozeszły się dawno… Nie mogłam jednak iść za głosem serca tak długo, dopóki przebywał w kosmosie, nie mogłam odejść i osłabiać wiary w jego powrót. Teraz to już co innego. Erg Noor wie o wszystkim i kroczy własną drogą.
Evda Nal położyła smukłą rękę na ramieniu Vedy.
— A więc… Dar Wiatr?
— Tak — odparła Veda twardo.
— On o tym wie?
— Nie. Potem, kiedy „Tantra” powróci…
— Na mnie już czas — powiedziała Evda Nal — kończy mi się urlop. W Instytucie Badań Smutku i Radości czeka mnie nowa praca, a muszę się jeszcze zobaczyć z córką.
— Ma pani dużą córkę?
— Siedemnastoletnią. Syn jest o wiele starszy. Spełniłam obowiązek, jakiemu podlega każda zdrowa, nie obciążona dziedzicznie kobieta, mam nie mniej niż dwoje dzieci. A teraz chcę mieć trzecie, ale dorosłe!
Evda Nal uśmiechnęła się i jej skupioną twarz rozjaśnił wyraz miłości, wygięta w łuk górna warga z lekka się uniosła.
— A ja wyobraziłam sobie miłego chłopaka o dużych oczach i dużych ustach, ale piegowatego i o zadartym nosie — powiedziała Veda jakby do siebie.
— Pani nie zaczęła nowej pracy? — zapytała Evda.
— Nie, czekam na „Tantre,”. Potem odbędzie się długotrwała wyprawa.
— Jedźmy do mojej córki — zaproponowała Evda. Veda zgodziła się chętnie.
Na całej szerokości ściany obserwatorium rozpościerał się siedmiometrowy ekran przeznaczony do przeglądu zdjęć i filmów dokonanych przez potężne teleskopy. Mven Mas włączył przeglądowe zdjęcie wycinka nieba w pobliżu północnego bieguna Galaktyki — pasmo południkowe gwiazdozbiorów od Wielkiej Niedźwiedzicy do Kruka i Centaura. Tu w Psach Gończych, w Warkoczu Bereniki i w Pannie mieściło się mnóstwo galaktyk, gwiezdnych wysp wszechświata, w postaci płaskich kół i dysków. Szczególnie wiele odkryto ich w Warkoczu Bereniki — odrębne, prawidłowe i nieprawidłowe, o różnych skierowaniach i projekcjach, odległe o miliardy parseków, tworzące całe „obłoki”, złożone z dziesiątków tysięcy galaktyk. Największe z nich mają średnicę od dwudziestu do pięćdziesięciu tysięcy parseków, jak nasza wyspa gwiezdna lub galaktyka NN 89105+ SB 23, w czasach starodawnych zwana M-31, czyli Mgławicą Andromedy. Maleńki, słabo świecący, mglisty obłoczek był widoczny z Ziemi gołym ogiem. Dawno już ludzie odkryli tajemnicę tego obłoczka. Mgławica okazała się systemem gwiezdnym, półtora rażą większym od naszej gigantycznej Galaktyki. Badanie Mgławicy Andromedy, odległej o czterysta pięćdziesiąt tysięcy parseków, bardzo pomogło w poznaniu naszej własnej Galaktyki.
Od dzieciństwa Mven Mas pamiętał wspaniałe zdjęcia różnych galaktyk, otrzymane za pomocą elektronowej inwersji obrazów optycznych lub przez radioteleskopy docierające jeszcze dalej w głąb kosmosu, jak na przykład dwa z nich — Pamirski i Patagoński, każdy o średnicy czterystu kilometrów. Galaktyki, nagromadzenie setek miliardów gwiazd odległych od siebie o miliony parseków, od dawna stanowiły przedmiot jego zainteresowań. Pragnął poznać ich budowę, historię powstania i, co najważniejsza, warunki życia.
Na ekranie zjawiły się trzy gwiazdy, które starożytni Arabowie nazywali Sirrah, Mirah i Almah — alfa, beta i gamma Andromedy, leżące na prostej wstępującej. Po obydwu stronach tej prostej mieściły się. dwie bliższe galaktyki — gigantyczna Mgławica Andromedy i piękna spirala M-33 w gwiazdozbiorze Trójkąta. Mven Mas nie miał ochoty oglądać ich świecących, tak dobrze mu znanych zarysów i zmienił metaliczną błonkę.
A oto galaktyka w gwiazdozbiorze Psów Gończych, zwana w czasach starożytnych NGK 5194 lub M-51, odległa o miliony parseków. Jest to jedna ze stosunkowo nielicznych galaktyk widoczna od nas na płask, prostopadle do płaszczyzny „koła”: jaskrawo świecące, gęste jądro — złożone z milionów gwiazd — o dwóch spiralnych odnogach. Ich długie końce wydają się coraz mglistsze, wreszcie giną w przestrzeni wyciągnąwszy się w dwie przeciwległe strony na dziesiątki tysięcy parseków. Pomiędzy odnogami czy głównymi odgałęziami o czarnych lukach, stanowiących zgęszczenie ciemnej materii, wysuwają się krótkie wypustki gwiezdnych skupisk i obłoków świecącego gazu, wygięte jak skrzydełka turbiny.
Piękna jest kolosalna galaktyka NGK 4565 w gwiazdozbiorze Warkocza Bereniki. Z odległości siedmiu milionów parseków jest widoczna z boku. Pochylona w jedną stronę, jak lecący ptak, szeroko rozpościera na boki swój złożony ze spiralnych odgałęzień dysk, w którym niby spłaszczona kula płonie gęsta, jarząca masa. Widać wyraźnie, w jakim stopniu płaskie są wyspy gwiezdne — galaktykę można by porównać do cienkiego koła mechanizmu zegarowego. Brzegi koła są niewyraźne, jakby się rozpływały w bezdennej ciemności przestrzeni. Właśnie na takim brzeżku naszej Galaktyki mieści się Słońce i malutki pyłek — Ziemia, rozpościerająca skrzydła myśli ludzkiej ponad nieskończonością kosmosu.
Mven Mas przełączył projektor na interesującą go najbardziej galaktykę NGK 4594 w gwiazdozbiorze Panny, widzialną też w płaszczyźnie jej równika. Galaktyka ta, odległa o dziesięć milionów parseków, miała kształt grubej soczewki i wyglądała jak płonąca masa gwiezdna spowita warstwą świecącego gazu. Wzdłuż równika przecinała ją gruba, czarna opaska — zgęszczenie ciemnej materii. Galaktyka była podobna do tajemniczej latarni, świecącej w otchłani.
Jakie światy kryły się w jej sumarycznym promieniowaniu, znacznie jaskrawszym niż w innych galaktykach, przeciętnie sięgającym klasy widmowej „F”? Czy owe potężne planety są zamieszkane, czy istnieje tam myśl zaprzątnięta tajemnicami przyrody?
W obliczu tajemniczego milczenia przeogromnych światów gwiezdnych Mven Mas zaciskał pięści: do galaktyki jej światło dociera dopiero po upływie trzydziestu dwu milionów lat! Aby wymienić z nią komunikaty, trzeba by czekać sześćdziesiąt cztery miliony lat!
Mven Mas założył nową szpulkę i oto na ekranie zapłonęła wielka, jaskrawa, okrągła plama światła wśród rzadkich i bladych gwiazd. Nieregularne, czarne pasmo dzieliło tę plamę na pół, uwydatniając świecące po obu stronach masy. Czerń rozszerzała się na końcach, zaciemniając obszerne pole płonącego gazu, który otaczał jasną plamę pierścieniem. Tak wyglądało otrzymane dzięki nieprawdopodobnym wysiłkom technicznym zdjęcie zderzających się galaktyk w gwiazdozbiorze Łabędzia. Zderzenie to było od dawna znane jako źródło promieniowania radiowego, najpotężniejszego bodaj w dostępnej dla nas części wszechświata. Poruszające się szybko kolosalne strugi gazu rodziły pola elektromagnetyczne o tak wielkiej mocy, że one to właśnie wysyłały we wszystkie końce wszechświata wieści o katastrofie. Sama materia nadawała ten wstrząsający sygnał nieszczęścia przez radiostację o mocy kwintyliarda, czyli tysiąca kwintylionów kilowatów. Ale odległość od galaktyk jest tak wielka, że jaśniejące na ekranie zdjęcie ukazywało ich stan sprzed wielu milionów lat. Jak wyglądają obecnie przechodzące przez się nawzajem galaktyki, można będzie zobaczyć po tak długim czasie, iż nie wiadomo, czy ludzkość będzie wówczas jeszcze istniała.