Uśmiechnął się łobuzersko.
– Nie tak prędko, moja droga. – Pochylił głowę, zbliżył usta do jej ust i wyszeptał. – Powiedz to jeszcze raz.
Szarpnęła się, ale nie wypuszczał jej z uścisku. Nie dawał za wygraną i pieścił ją coraz śmielej, aż poczuła, że musi mu ustąpić.
– Powiedz to… – prosił. Uległa mu z jękiem.
– Jestem piękna – wyszeptała w ekstazie. – Och, Jack…
– Tak piękna, że mogę nosić naszyjnik imperatorowej.
– Tak, tak. Och…
Kiedy w końcu oboje byli w stanie złapać oddech, Jack uśmiechnął się i spojrzał znacząco na Amandę.
– To cię nauczy, że nie powinnaś odrzucać moich prezentów.
– Tak jest – odrzekła, udając skruchę, a on wymierzył jej żartobliwie klapsa w pośladek.
W miarę zaznajamiania się z działalnością wydawnictwa
męża Amanda coraz bardziej zaczęła się interesować podupadającym kwartalnikiem „Coventry Quarterly Review", który Jack nieco zaniedbywał. Ukazywały się w nim eseje krytyczne i omówienia najnowszych postępów w literaturze i historii. Stało się dla niej jasne, że czasopismo by odżyło, gdyby ktoś odświeżył jego profil i zadbał o wyższy poziom drukowanych materiałów.
Z głową pełną pomysłów Amanda zasiadła do pisania notki, w której zawarła swoje sugestie na temat poruszanych tematów, współpracowników, książek do omówienia i ogólnego kierunku rozwoju czasopisma. Proponowała, by je przekształcić w postępowy periodyk, wspierający reformy i zmiany społeczne. Miał jednak również wspierać tradycję i istniejące struktury, starając się raczej je ulepszać niż niszczyć, żeby przetrwało to, co najlepsze.
– Bardzo dobry plan – stwierdził Jack po przeczytaniu jej notki. Utkwił wzrok gdzieś w przestrzeni i widać było, że w jego głowie rodzą się jakieś plany. – Świetny plan.
Siedzieli na tarasie przed domem. Jack usadowił się w fotelu, Amanda natomiast półleżała na niewielkiej kanapie, popijając herbatę z filiżanki. Orzeźwiający wietrzyk owiewał ich twarze.
Jack spojrzał na żonę, najwyraźniej podjąwszy w duchu jakąś decyzję.
– Wyznaczyłaś doskonały kurs rozwoju dla „Review". Teraz potrzebuję tylko redaktora naczelnego, który by umiał i chciał się tym zająć.
– Może pan Fretwell? – zasugerowała.
Potrząsnął głową.
– Nie, Fretwell jest zbyt zajęty i nie sądzę, żeby go to zainteresowało. To trochę zbyt intelektualne zajęcie.
– Cóż, musisz kogoś znaleźć. – Amanda spoglądała na niego znad krawędzi filiżanki. – Nie możesz pozwolić, żeby pismo zmarniało do końca.
– Już kogoś znalazłem. Ciebie. Jeśli tylko zechcesz się do tego zabrać.
Roześmiała się smutno, przekonana, że Jack się z nią drażni.
– Przecież wiesz, że to niemożliwe.
– Dlaczego?
Z roztargnieniem pociągała kosmyk włosów, spadający na czoło.
– Nikt nie będzie czytał takiego pisma, jeśli będzie wiadome, że kieruje nim kobieta. Żaden szanowany pisarz nie chciałby do niego pisać. Och, gdyby to był magazyn poświęcony modzie lub lekki tygodnik dla pań… ale coś takiego jak „Review"… – Sceptycznie pokręciła głową.
Jack miał taką minę, jaką przybierał zawsze, kiedy spotkał na swojej drodze jakieś wyzwanie.
– A może poprosimy Fretwella, żeby posłużył nam za figuranta i firmował pismo swoim nazwiskiem? – zaproponował. – Ciebie nazwiemy asystentką redaktora naczelnego, a w rzeczywistości właśnie ty będziesz podejmowała wszystkie decyzje.
– Wcześniej czy później prawda wyjdzie na jaw.
– To prawda, ale przedtem pismo się odrodzi i będzie najlepszym dowodem, że wykonałaś świetną robotę. Nikt się nie ośmieli choćby zasugerować, żeby ktoś cię zastąpił. Wstał i zaczął krążyć po tarasie. Widać było, że budzi sic w nim entuzjazm. Spojrzał na żonę z dumą. – Będziesz pierwsza kobietą na stanowisku redaktora naczelnego czasopisma o zasięgu krajowym… Ha, już nie mogę się doczekać tej chwili.
Amanda patrzyła na niego zaniepokojona.
– To, co mówisz, to jakaś niedorzeczność. Niczym sobie nie zasłużyłam na powierzenie mi tak odpowiedzialnego stanowiska. Nawet jeśli by mi się powiodło, to i tak ludzie byliby oburzeni.
Uśmiechnął się.
– Gdybyś się przejmowała tym, co ludzie powiedzą, nie wyszłabyś za mąż za mnie, tylko za Charlesa Hartleya.
– Tak, ale… to szokujący pomysł. – Nie mieściło jej się w głowie, że mogłaby zostać redaktorem naczelnym czasopisma. W końcu dodała, marszcząc czoło: – I tak ledwie mam czas na pisanie.
– Czy mam rozumieć, że nie chcesz się podjąć tego zadania?
– Oczywiście, że chcę! Ale w moim stanie? Wkrótce urodzę dziecko, a przy niemowlęciu jest mnóstwo pracy.
– To się jakoś załatwi. Zatrudnimy do pomocy tyle osób, ile zechcesz. No i przecież większość pracy związanej z redakcją będziesz mogła wykonywać w domu.
Amanda spokojnie dopiła herbatę.
– Miałabym całkowitą kontrolę nad pismem? – zapytała. – Zlecałabym pisanie artykułów, zatrudniała pracowników, wybierała książki do recenzji? Przed nikim nie musiałabym odpowiadać?
– Nie musiałabyś odpowiadać nawet przede mną – zapewnił z powagą.
– A kiedy wreszcie wyjdzie na jaw, że to nie pan Fretwell, ale kobieta stoi na czele pisma, i wszyscy rzucą się na mnie, żeby mnie krytykować… będziesz mnie wspierał?
Jack stanął przy niej i spojrzał jej w oczy.
– Oczywiście, że będę cię wspierał. Jak w ogóle możesz o to pytać?
– Zamienię „Review" w czasopismo szokująco liberalne -ostrzegła, patrząc na niego wyzywająco. Dotknęła jego dłoni i wsunęła palce pod mankiet koszuli. Uśmiechnęła się do niego tak promiennie, że odpowiedział tym samym.
– Bardzo dobrze – odrzekł cicho. – Podpal cały świat. Z przyjemnością podam ci zapałki.
Przejęta i trochę zdziwiona, uniosła głowę i nastawiła usta do pocałunku.
15
Opracowując plany rozwoju „Coventry Quarterly Review", Amanda dokonała zaskakującego odkrycia. Nigdy jeszcze nie cieszyła się tak wielką swobodą jak ta, którą zyskała, wychodząc za mąż za Jacka. Dzięki niemu miała pieniądze i wpływy, i mogła robić, co chciała… A najważniejsze było to, że mąż wciąż ją zachęcał do wprowadzania w życie nowych pomysłów i zamierzeń.
Nie onieśmielała go jej inteligencja. Był dumny z jej osiągnięć i ciągle chwalił ją przed innymi. Nakłaniał ją do śmiałego działania, wyrażania własnych poglądów i zachowywania się w sposób, w jaki posłuszne żony nigdy nie powinny się zachowywać. Co noc uwodził ją i prowokował, co Amandzie bardzo się podobało. Nie marzyła nawet, że kiedyś jakiś mężczyzna będzie traktował ją jak wyrafinowaną uwodzicielkę i będzie czerpał tyle przyjemności z dalekiego od ideału ciała.
Jeszcze większym zaskoczeniem było to, że Jack z przyjemnością poświęcał się życiu domowemu. Z zadowoleniem zwolnił nieco tempo i przyjmował niewiele zaproszeń na przyjęcia, chociaż niemal co tydzień dostawali ich całe mnóstwo.
– Możemy więcej bywać, jeśli masz na to ochotę – zasugerowała Amanda, kiedy pewnego wieczoru szykowali się do domowej kolacji we dwoje. – W tym tygodniu zaproszono nas na trzy bale, nie wspominając o wieczorku w sobotę i przyjęciu na jachcie w niedzielę. Nie chcę, żebyś rezygnował z towarzystwa innych ludzi. Nie zamierzam trzymać cię w domu, tylko dla siebie.
– Amando – przerwał i wziął ją w ramiona. – Przez ostatnie kilka lat wychodziłem gdzieś prawie co wieczór i w tłumie ludzi czułem się samotny. Teraz wreszcie mam dom i żonę i chcę się nimi nacieszyć. Jeśli chcesz wyjść, zabiorę cię, gdzie sobie życzysz. Ale osobiście wolałbym zostać w domu.
Pogładziła go po policzku.
– A
więc nie ciągnie cię żadna rozrywka?
– Nie – odrzekł, z zastanowieniem unosząc brew. – Zmieniam się – stwierdził poważnie. – Zmieniasz mnie w nudnego męża.
Amanda przewróciła oczami, słysząc, jak się z nią drażni.
– „Nudny mąż" to ostatnie określenie, jakim można by cię nazwać. Nie wyobrażam sobie bardziej niezwykłego męża niż ty. Bardzo jestem ciekawa, jakim będziesz ojcem.