– Przede wszystkim nie musisz mi wmawiać, że jestem jakąś Heleną trojańską – odrzekła cierpko. – Trudno mnie nazwać pięknością.
Spojrzał jej prosto w oczy.
– Ależ jesteś piękna – oznajmił cicho.
Energicznie potrząsnęła głową.
– Najwyraźniej sądzisz, że jestem głupią gęsią, która da się nabrać na pochlebstwa, albo masz fałszywe wyobrażenie piękna. Jakkolwiek jest, mylisz się.
Uśmiechnął się lekko.
– Nie zostawiasz rozmówcy pola do dyskusji, prawda? Czy na wszystkie tematy masz równie zdecydowane poglądy?
– Niestety, tak – odparła cierpkim głosem.
– Czyżby posiadanie zdecydowanych poglądów było czymś złym?
– U mężczyzn jest to cecha godna podziwu. U kobiet natomiast uważana jest za wadę.
– Ja tak nie myślę. – Wypił łyk wina, wygodniej rozsiadł się w fotelu i przyglądając się jej uważnie, wyciągnął przed siebie długie nogi. Wyglądało na to, że szykuje się do dłuższej rozmowy.
Amandzie wcale się to nie spodobało, ale gość na to nie zważał.
– Nie dam ci wykręcić się od odpowiedzi. Wyjaśnij mi, dlaczego wynajęłaś mężczyznę na dzisiejszy wieczór.
Jego otwarte spojrzenie skłoniło ją do szczerości. Zauważyła, że kurczowo zaciska palce na nóżce kieliszka, więc postarała się je rozluźnić.
– Dziś są moje urodziny – wyznała.
– Tak? – Roześmiał się cicho. – Wszystkiego najlepszego.
– Dziękuję. Czy teraz możesz wyjść?
– Och, nie. Skoro jestem twoim prezentem urodzinowym, dotrzymam ci towarzystwa. Nie spędzisz samotnie tak ważnego wieczoru. Niech zgadnę… Dzisiaj rozpoczęłaś trzydziesty pierwszy rok życia, tak?
– Skąd wiesz, ile mam lat?
– Kobiety zawsze dziwnie reagują na trzydzieste urodziny. Kiedyś znałem pewną panią, która tego dnia zakryła wszystkie lustra czarną materią, jakby umarł jej ktoś bliski.
– Opłakiwała swoją utraconą młodość – wyjaśniła krótko Amanda i pociągnęła spory łyk wina, aż poczuła w piersiach falę gorąca. – Tak zareagowała na to, że wkroczyła w wiek średni.
– Wcale nie stałaś się kobietą w średnim wieku. Jesteś dojrzała jak cieplarniana brzoskwinia.
– Bzdura – wymamrotała, zirytowana tym, że jego puste pochlebstwo sprawiło jej przyjemność. Może spowodowało to wino, a może świadomość, że po dzisiejszym wieczorze nigdy więcej nie zobaczy tego nieznajomego mężczyzny, w każdym razie nagle poczuła, że może powiedzieć mu wszystko, co jej przyjdzie do głowy. – Dojrzała to ja byłam dziesięć lat temu. Teraz jestem tylko dobrze zakonserwowana, a już niedługo spotka mnie taki sam los jak inne przejrzałe owoce.
Jack roześmiał się, odstawił kieliszek, a potem wstał i zdjął surdut.
– Wybacz, ale gorąco tu jak w piecu. Zawsze masz w domu tak ciepło?
Popatrzyła na niego nieufnie.
– Jest tak wilgotno, a ja stale marznę. Często nawet w domu noszę czepek i szal.
– Mógłbym polecić inne metody, które by cię skutecznie rozgrzały. – Nie prosząc o pozwolenie, usiadł tuż obok niej. Amanda cofnęła się w róg kanapy, starając się za wszelką cenę zachować resztki panowania nad sobą.
Czuła niepokój, że to duże, męskie ciało znalazło się tak blisko niej. Nigdy jeszcze nie siedziała obok obcego mężczyzny, który miał na sobie jedynie koszulę, bez surduta. Poczuła jego zapach i wciągnęła go głębiej w nozdrza… Męska skóra, płótno, lekka, ale wyraźna woń drogiej wody kolońskiej. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak ładnie może pachnieć mężczyzna. Żaden z mężów jej sióstr nie pachniał tak przyjemnie. W przeciwieństwie do dzisiejszego gościa byli to szacowni nudziarze – jeden uczył w ekskluzywnej szkole, drugi był bogatym kupcem z tytułem szlacheckim.
– A ile ty masz lat? – zapytała impulsywnie, ściągając brwi.
Jack wahał się przez ułamek sekundy, ale odpowiedział:
– Trzydzieści jeden. Dlaczego tak zawracasz sobie głowę liczbami?
Amanda doszła do wniosku, że jak na swój wiek wygląda bardzo młodo, ale w końcu mężczyźni bardzo często nie wyglądają na swoje lata, w przeciwieństwie do kobiet. Życie jest niesprawiedliwe.
– Owszem, dzisiaj myślę o liczbach - przyznała. – Jutro jednak wcale nie będę się nad tym zastanawiać. Będę kroczyć przez resztę swojego życia, ciesząc się nim, jeśli to tylko będzie możliwe.
To pragmatyczne podejście chyba go rozbawiło.
– Dobry Boże, mówisz tak, jakbyś stała nad grobem! Jesteś atrakcyjna, w kwiecie wieku i na dodatek zrobiłaś karierę jako powieściopisarka.
– Nie jestem atrakcyjna. – Westchnęła smutno.
Jack położył ramię na oparciu kanapy, nie dbając o to, że zajmuje jej większą część, podczas gdy Amanda coraz głębiej wciskała się w róg. Z irytującą dokładnością oszacował ją wzrokiem.
– Masz piękną cerę, doskonale wykrojone usta…
– Są za szerokie – oznajmiła.
Przez długą chwilę patrzył na jej wargi, aż w końcu odezwał się trochę niższym głosem niż dotąd.
– Twoje usta doskonale nadają się do tego, o czym w tej chwili myślę.
– Jestem pulchna – dodała Amanda. Postanowiła wyliczyć wszystkie swoje wady.
– To doskonale. – Spuścił wzrok na jej biust. Nikt jeszcze nie patrzył na nią w taki sposób… niegodny dżentelmena.
– A włosy okropnie mi się kręcą.
– Czyżby? Rozpuść je, to się przekonam.
– Co takiego? – To oburzające polecenie wywołało u niej nagły wybuch śmiechu. Jeszcze nigdy nie spotkała tak bezczelnego typa.
Rozejrzał się po przytulnym salonie, a potem jego diabelski wzrok znów spoczął na Amandzie.
– Przecież nikt nie zobaczy – powiedział cicho. – Czy nigdy nie zdarzyło ci się rozpuścić włosów w obecności mężczyzny?
Ciszę panującą w salonie podkreślało ciche trzaskanie ognia w kominku i szmer ich oddechów. Amanda pierwszy raz w życiu czuła, że boi się tego, co może za chwilę zrobić. Serce biło jej tak mocno, myśli zaczynały się plątać. Sztywno potrząsnęła głową. To był nieznajomy człowiek. Była z nim sama w domu, zdana na jego łaskę. Po raz pierwszy od bardzo dawna znalazła się w sytuacji, nad którą nie miała kontroli. Na dodatek sama się w tę sytuację wpędziła.
– Czy ty przypadkiem nie próbujesz mnie uwieść? – wyszeptała.
– Nie musisz się mnie obawiać. Nigdy nie narzucam się damom.
Z pewnością nie zachodziła taka potrzeba. Najprawdopodobniej jeszcze nie spotkał się z odmową ze strony żadnej kobiety.
Amanda pomyślała, że to jest bez wątpienia najciekawsza sytuacja w jej życiu. Było ono wyjątkowo monotonne i tylko postacie powieści, które pisała, robiły i mówiły to, na co ona sama nigdy by się nie odważyła.
Jakby czytając w jej myślach, gość uśmiechnął się leniwie i oparł podbródek na ręku. Jeśli rzeczywiście chciał ją uwieść, wcale się z tym nie śpieszył.
– Jesteś dokładnie taka, jak sobie wyobrażałem – stwierdził cicho. – Czytałem twoje powieści… przynajmniej tę ostatnią. Niewiele kobiet pisze tak jak ty.
Amanda nie lubiła rozmawiać na temat swojej pracy. Czuła się niezręcznie, kiedy wychwalano jej powieści, a kiedy je krytykowano, była bardzo speszona. Jednak opinia tego mężczyzny bardzo ją zainteresowała.
– Nie spodziewałam się, że pro… że mężczyzna, który… że dżigolacy czytują powieści.
– No cóż, coś musimy robić w wolnym czasie – odrzekł rozsądnie. – Nie możemy całego życia spędzać w łóżku. A tak przy okazji, to słowo wymawia się inaczej.
Amanda wysączyła resztę wina i tęsknie spojrzała w stronę kredensu. Miała ochotę jeszcze się napić.
– Nie teraz – powiedział Jack, odebrał jej pusty kieliszek i odstawił na stolik. Przy tym ruchu znalazł się tuż nad nią i Amanda cofnęła się nerwowo, tak że niemal leżała na oparciu kanapy. – Nie będę mógł cię uwieść, jeśli wypijesz za dużo wina – oznajmił. Ciepły oddech owionął jej policzek i chociaż Jack jej nie dotykał, wyraźnie czuła jego bliskość.
– Nie podejrzewałam, że masz tego rodzaju skrupuły -oznajmiła drżącym głosem.
– Och, nie mam żadnych skrupułów – zapewnił beztrosko. – Po prostu lubię wyzwania. Jeśli wypijesz więcej wina, będziesz zbyt łatwą zdobyczą.