– Ty bezczelny, próżny… – zaczęła z oburzeniem, ale umilkła, widząc łobuzerski błysk w jego oczach. Celowo ją prowokował. Kiedy się od niej odsunął, ucieszyła się, ale zaraz tego pożałowała. Nie mogąc się powstrzymać, zapytała: – Podobała ci się moja ostatnia powieść?
– Owszem, tak. Z początku myślałem, że to będzie typowa historia z życia wyższych sfer. Najbardziej spodobało mi się, że te szlachetne, dobrze urodzone postacie w miarę rozwoju akcji zaczynają się zmieniać. Przyzwoici ludzie posuwają się w końcu do oszustwa, przemocy, zdrady… Piszesz o wszystkim tak otwarcie, bez uprzedzeń.
– Krytycy twierdzą, że moje powieści są nieprzyzwoite.
– To dlatego, że wszystkie twoje książki mają jeden temat: że zwykli ludzie w prywatnym życiu są zdolni do niezwykłych rzeczy. Takie twierdzenie sprawia, że czują się nieswojo.
– A więc naprawdę czytałeś moje powieści – stwierdziła zaskoczona.
– I zastanawiałem się, jak wygląda prywatne życie układnej panny Briars.
– Teraz już wiesz. Jestem kobietą, która w dniu własnych urodzin wynajmuje zigolaka.
Roześmiał się cicho, słysząc to smutne stwierdzenie.
– Tak też się tego nie wymawia. – Znów przyjrzał jej się uważnie i odezwał się zmienionym głosem. W jego rozbawionym tonie nawet niedoświadczona Amanda usłyszała zmysłową nutę. – Skoro jeszcze nie poprosiłaś mnie, żebym wyszedł, to rozpuść włosy. – Nie poruszyła się, tylko patrzyła na niego rozszerzonymi oczyma, więc zapytał cicho: – Boisz się?
O, tak. Całe życie bała się takiej chwili… ryzyka, możliwości odrzucenia i wyśmiania. Bała się też rozczarowania. Możliwe przecież, że odkryje, iż intymne chwile z mężczyzną są tak obrzydliwe, jak opowiadały siostry. Ostatnio jednak stwierdziła, że jest coś, czego boi się jeszcze bardziej. Najgorzej by było, gdyby nigdy nie poznała tej wielkiej, kuszącej tajemnicy, którą znają chyba wszyscy inni ludzie na świecie. W swoich powieściach doskonale opisywała wywoływaną przez tę tajemnicę namiętność, tęsknotę, szaleństwo i ekstazę. Szczęście jej nie dopisało i żaden mężczyzna nie zakochał się w niej tak mocno, żeby chcieć związać z nią życie. Ale czy to znaczy, że nikt nigdy jej nie zapragnie, nie będzie pożądał, że do nikogo nie będzie należała? W swoim życiu kobieta przeżywa może dwadzieścia tysięcy nocy. Choć jedną z nich chciała spędzić z kimś.
Ręka sama powędrowała do szpilek. Amanda przez ostatnie szesnaście lat upinała włosy w ten sam sposób. Skręcała wijące się pasma i układała je w ciasny, gładki węzeł. Potrzeba było dokładnie sześciu szpilek, żeby go starannie upiąć. Rano jej włosy układały się dość gładko, jednak w miarę upływu dnia drobne loczki wymykały się z uwięzi i zaczynały tworzyć wokół twarzy puszystą aureolę.
Jedna szpilka, druga, trzecia… wyjmowała je z włosów i ściskała w dłoni, aż ich ostre końce wbijały się w ciało. Kiedy wyjęła ostatnią szpilkę, ciasno splecione pukle rozluźniły się i ciężko opadły na jedno ramię.
W niebieskich oczach nieznajomego zabłysły ogniki. Wyciągnął rękę ku jej włosom, ale w ostatniej chwili się zawahał.
– Czy mogę? – zapytał chrapliwie.
Jeszcze żaden mężczyzna nie prosił o pozwolenie dotknięcia jej-
– Tak- odrzekła, ale dopiero za drugim razem zdołała wypowiedzieć to słowo wyraźnie. Zamknęła oczy i poczuła, że przysunął się bliżej. Przebiegł ją lekki dreszcz, kiedy Jack palcami delikatnie przeczesywał jej włosy, rozdzielając skręcone loki. Jego palce znikały między gęstymi pasmami, lekko muskając skórę jej głowy i rozkładając wijące się pukle na ramionach.
Położył rękę na dłoni Amandy i rozprostował jej palce, aż upuściła metalowe szpilki. Kciukiem wygładził drobne, czerwone ślady, które pozostawiły ostre końce, a potem uniósł jej dłoń do ust i pocałował obolałe miejsca.
Nie odsuwając ust od wnętrza jej dłoni, powiedział:
– Twoja ręka pachnie cytrynami.
Otworzyła oczy i spojrzała na niego poważnie.
– Nacieram dłonie sokiem cytrynowym, żeby usunąć plamy z atramentu.
Ta informacja najwyraźniej go rozbawiła. W jego oczach widać było teraz również iskierki humoru. Wypuścił rękę Amandy i zaczaj się bawić jej włosami, mimochodem dotykając grzbietem dłoni jej ramienia. Na chwilę wstrzymała oddech.
– Powiedz mi, dlaczego wynajęłaś mężczyznę od pani Bradshaw, zamiast uwieść któregoś ze swoich znajomych?
– Z trzech powodów. – Mówienie przychodziło jej z trudem, ponieważ nieznajomy cały czas gładził ją po włosach. Na szyi i policzkach poczuła falę gorąca. – Po pierwsze, nie chciałam iść do łóżka z kimś, kogo potem będę musiała widywać na spotkaniach towarzyskich. Po drugie, nie potrafiłabym nikogo uwieść, brakuje mi tej umiejętności.
– Bardzo łatwo się tego nauczyć, Brzoskwinko.
– Nie nazywaj mnie tak- zaprotestowała z niepewnym śmiechem. – To niedorzeczne przezwisko.
– A po trzecie… – podpowiedział, zachęcając ją do dalszych wyjaśnień.
– A po trzecie… Nie pociąga mnie żaden ze znanych mi dżentelmenów. Próbowałam sobie wyobrazić, jak by to było, ale żadnym z nich nie jestem zainteresowana w ten szczególny sposób.
– A jaki mężczyzna mógłby ci się spodobać?
Amanda lekko drgnęła, czując, że ręka Jacka otacza jej ramiona.
– No cóż… Na pewno nie przystojny.
– Dlaczego?
– Ponieważ atrakcyjności fizycznej zawsze towarzyszy próżność.
Uśmiechnął się niespodziewanie.
– I pewnie uważasz, że brzydocie towarzyszą rozliczne zalety?
– Tego nie powiedziałam – zaprotestowała. – Chodzi mi tylko o to, że wolę mężczyzn nie wyróżniających się wyglądem.
– A jeśli chodzi o charakter?
– Musiałby być miły, inteligentny, ale nie zarozumiały, wesoły, ale nie lekkomyślny.
– Coś mi się zdaje, Brzoskwinko, że twój ideał mężczyzny to wcielenie przeciętności. Wydaje mi się też, że nie mówisz prawdy na temat swoich pragnień.
Otworzyła szeroko oczy i z irytacją zmarszczyła czoło.
– Trzeba ci wiedzieć, że zawsze jestem szczera aż do przesady!
– W takim razie powiedz mi, że nie chciałabyś spotkać kogoś takiego jak jedna z postaci z twoich książek. Na przykład podobnego do bohatera ostatniej twojej powieści.
Prychnęła drwiąco.
– Miałby być podobny do tego pozbawionego zasad indywiduum, które wszystkich wokół siebie doprowadza do zguby? Do barbarzyńcy, zdobywającego kobiety wbrew ich woli? To nie był żaden bohater. Opisałam go, żeby pokazać, czym się kończy takie postępowanie. – Amanda zapaliła się do tematu i mówiła dalej z pogardą: – A czytelnicy mieli czelność narzekać, że nie było tam szczęśliwego zakończenia. Przecież to jasne, że ten typ na takie nie zasługiwał!
– A jednak trochę go lubiłaś – stwierdził Jack i spojrzał na nią uważnie. – Poznałem to po tym, jak o nim pisałaś.
Uśmiechnęła się skrępowana.
– Być może w świecie fantazji darzyłam go odrobiną sympatii, ale nie w rzeczywistości.
Jack objął ją mocniej.
– A więc niech to będzie twój prezent urodzinowy, Amando. Noc z krainy fantazji. – Pochylił się nad nią, szerokimi ramionami przesłaniając jej widok na ogień w kominku, i zaczął ją całować.