– Obecność Stevensa zdaje się to potwierdzać. Prezydent domaga się wyjaśnień w tej sprawie.
– Nie ma wyboru. W Ottawie podejrzewają, że szef jednego z wydziałów Ministerstwa Finansów został zgładzony przez wywiad amerykański. – Europejczyk skierował wzrok na biurokratę. – Pamiętaj, Alfredzie, my chcemy tylko wiedzieć, co się stało. Przedstawiłem ci fakty w takiej kolejności, w jakiej do nas docierały; są to niezbite dowody i Abbott nie może niczemu zaprzeczyć. Musisz je jednak przedstawić tak, jakbyś się o wszystkim dowiedział niezależnie, ze swoich własnych źródeł. Musisz udawać obrażonego i domagać się wyjaśnień; całe środowisko wywiadu zostało wystawione do wiatru.
– Tak jest! – wykrzyknął Gillette. – Zostało oszukane i wykorzystane. Nikt w Waszyngtonie nic nie wie o Bourne’ie i Treadstone. Wyłączyli ze sprawy wszystkich. To oburzające! Nie będę musiał niczego udawać. Aroganckie skurwysyny!
– Alfredzie, pamiętaj, dla kogo pracujesz – przestrzegał Europejczyk, unosząc w ciemnościach rękę. – Twoje działanie nie może się opierać na emocjach, lecz na chłodnym oburzeniu znieważonego zawodowca. Abbott natychmiast zacznie cię podejrzewać, ty zaś równie błyskawicznie musisz rozwiać wszelkie jego podejrzenia. To ty jesteś oskarżycielem, nie on.
– Postaram się o tym pamiętać.
– Bardzo dobrze.
W szybie limuzyny odbiły się światła reflektorów nadjeżdżającego samochodu.
– Jest już taksówka Abbotta. Zajmę się kierowcą. – Europejczyk sięgnął w prawo i nacisnął przycisk umieszczony poniżej oparcia na rękę. – Będę nasłuchiwał w moim samochodzie po przeciwnej stronie ulicy. – Potem zwrócił się do szofera: – Abbott zaraz wyjdzie. Wiesz, co robić.
Szofer przytaknął. Obaj równocześnie wysiedli z limuzyny. Kierowca obszedł maskę samochodu, stwarzając wrażenie, jakby chciał przeprowadzić zamożnego pracodawcę na drugą stronę jezdni. Gillette obserwował tę scenkę przez tylną szybę samochodu; obaj mężczyźni stali przez kilka sekund obok siebie, po czym rozdzielili się. Europejczyk skierował się w stronę nadjeżdżającej taksówki, trzymając banknot we wzniesionej ręce. Wyglądało to tak, jakby nagle zmienił plany i chciał zrezygnować z usług zamówionej taksówki. Szofer limuzyny przebiegł tymczasem na północną stronę ulicy i teraz stał ukryty w cieniu schodów dwie bramy za Treadstone-71.
Pół minuty później uwagę Gillette’a przykuły drzwi domu z piaskowca. W chwili gdy wyszedł przez nie zniecierpliwiony Dawid Abbott, przedostało się na zewnątrz trochę światła. Abbott rozglądał się po ulicy i zerkał na zegarek, wyraźnie niespokojny. Taksówka się spóźniała, a musiał zdążyć na samolot; musiał trzymać się precyzyjnego harmonogramu. Wreszcie zszedł po schodach, skręcił w lewo i zaczął wypatrywać taksówki, której spodziewał się lada chwila. Powoli doszedł do miejsca, w którym stał przyczajony szofer. Wreszcie minął je i teraz obaj znajdowali się poza zasięgiem kamery.
Szofer błyskawicznie podszedł do Abbotta. Zamienił z nim kilka słów. Po paru chwilach oszołomiony Dawid Abbott wsiadł do limuzyny, a kierowca znikł w mroku.
– A więc ty! – odezwał się Mnich z odcieniem gniewu i odrazy w głosie. – Ze wszystkich, którzy mogli się tego dopuścić, właśnie ty.
– W twojej obecnej sytuacji zarówno ten pogardliwy ton, jak i arogancja są zupełnie nie na miejscu.
– Człowieku, coś ty najlepszego zrobił! Jak śmiałeś? Zurych. Akta „Meduzy”. To wszystko twoja sprawka!
– Akta „Meduzy” i Zurych owszem. Ale nie chodzi o to, co ja zrobiłem, tylko co ty. Posłaliśmy naszych ludzi z instrukcjami do Zurychu. Znaleźli to, czego szukali. Facet nazywa się Bourne, prawda? Ten, którego ty nazywasz Kainem. Ten, którego sam stworzyłeś!
– Jak trafiłeś pod ten adres?
– Wytrwałość. Kazałem cię śledzić.
– Co? Kazałeś mnie śledzić? Co ty, do cholery, wyprawiasz?
– Próbuję ustalić fakty, które ty starasz się ukryć, okłamując nas wszystkich. Pytanie nie powinno więc brzmieć, co ja, lecz co ty, do cholery, wyprawiasz?
– O Boże, ale z ciebie dureń! – Abbott odetchnął głęboko. – Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego nie przyszedłeś do mnie?
– Bo to by niczego nie zmieniło. Manipulujesz całym środowiskiem wywiadowczym. Miliony dolarów, tysiące godzin ludzkiej pracy, ambasady, placówki faszerowane kłamstwami i zniekształconymi danymi o zabójcy, który nigdy nie istniał. Dobrze pamiętam twoje słowa: „Cóż za wyzwanie dla Carlosa!” Nie ma co, fortel jakich mało! Tylko że my wszyscy staliśmy się twoimi pionkami. Jako odpowiedzialny członek Rady Bezpieczeństwa czuję się głęboko dotknięty! Wszyscy jesteście tacy sami. Kto wam pozwolił bawić się w Boga i łamać wszelkie reguły – nie, nawet nie reguły, a prawa – i robić z nas głupców?
– Nie było innego sposobu – zmęczonym głosem odrzekł stary człowiek; jego pogrążona w cieniu twarz pokrywała sieć zmarszczek. – Ilu ludzi wie o wszystkim? Mów prawdę.
– Tylko ja. Ze względu na ciebie nie puściłem tego dalej.
– To może okazać się niewystarczające. O Boże!
– Ale prawdy nie da się długo utrzymać w tajemnicy – powiedział biurokrata z naciskiem. – Chcę wiedzieć, co się stało.
– Stało? Z czym?
– Z tą twoją wielka strategią. Zdaje się, że… pęka w szwach.
– Dlaczego tak uważasz?
– Przecież to oczywiste! Straciłeś z oczu Bourne’a i teraz nie możesz go odnaleźć. Twój Kain wyparował, a wraz z nim gruba forsa, przechowywana na koncie w Zurychu.
Abbott milczał przez chwilę.
– Zaraz, kto cię naprowadził na ten trop?
– Ty! – zareplikował szybko Gillette, zdając sobie sprawę, że powinien przekonywająco odpowiedzieć na to niebezpieczne pytanie. – Muszę przyznać, że podziwiałem twoje opanowanie, gdy ten osioł z Pentagonu rozprawiał uczenie o operacji „Meduza”… siedząc naprzeciwko człowieka, który był jej twórcą.
– Historia – głos starego człowieka odzyskał siłę. – Nie mogłeś się wtedy niczego dowiedzieć.
– Moim zdaniem niezwykłe było to, iż w całej dyskusji w ogóle nie zabrałeś głosu. A kto spośród zgromadzonych wokół tamtego stołu wiedział więcej o „Meduzie” od ciebie? Właśnie to, że nie odezwałeś się ani słowem, wzbudziło moje podejrzenia. Dlatego tak zaciekle przeciwstawiałem się poświęcaniu uwagi Kainowi. Musiałeś zareagować, Dawidzie. Zmusiłem cię do przedstawienia wiarygodnych powodów kontynuowania poszukiwań Kaina. Wtedy powiedziałeś, że Carlos też poluje na niego.
– Powiedziałem prawdę – przerwał Abbott.
– Oczywiście, że tak. Wiedziałeś, kiedy należy wspomnieć o tym fakcie, a ja pojąłem, na czym polega twoja machinacja. Pomysłowa. Wąż z głowy „Meduzy” przygotowany do przejęcia po niej schedy. Pretendent wkraczający na ring, by wyciągnąć mistrza z narożnika.
– To całkiem logiczne.
– Owszem. Jak powiedziałem, bardzo pomysłowe, nawet jeśli chodzi o ruchy jego ludzi przeciwko Kainowi. Któż mógłby być dla Kaina lepszym przekaźnikiem informacji o ich działaniach, jak niejeden z członków Komitetu Czterdziestu, otrzymujący wyczerpujące sprawozdania z narad dotyczących tajnych operacji. Manipulowałeś nami wszystkimi!
Mnich skinął głową.
– W porządku. Masz do pewnego stopnia rację, rzeczywiście dopuściłem się pewnych nadużyć, w moim odczuciu całkowicie usprawiedliwionych, ale sprawa nie wygląda tak, jak ci się zdaje. Wszystko podlegało kontroli i rozliczeniom. Inaczej nie działałbym wcale. Treadstone składa się z niewielkiej grupy najbardziej godnych zaufania ludzi powiązanych z rządem. Są tam przedstawiciele wywiadu wojskowego G-2, Senatu, CIA, Wywiadu Marynarki Wojennej, a obecnie nawet Białego Domu. Gdybym się rzeczywiście dopuścił jakichkolwiek nadużyć, żaden z nich nie wahałby się żądać wstrzymania operacji. Nikt jednak nie czuł się zmuszony do interwencji, więc zaklinam i ciebie, żebyś nie próbował jej podejmować.
– Czy zostanę członkiem Treadstone?
– Już nim jesteś.
– Rozumiem. Co się stało? Gdzie jest Bourne?
– Ba, sami chcielibyśmy wiedzieć. Nie mamy nawet pewności, czy ten człowiek to na pewno Bourne.