– Ale gdyby podejrzewał jakiś związek, to czy nie zaniepokoiłoby go, że pewne rzeczy zostały pominięte?
– Niekoniecznie. Mówimy o banku w Szwajcarii. Pewne obszary są nienaruszalne, jeżeli nie ma dowodu.
– Nie zawsze. Rozumiem, że miał pan duże sukcesy, jeśli chodzi o prasę?
– Nieoficjalnie. Odwołałem się do dziennikarskiej pazerności na sensację i – chociaż cholernie mało brakowało, żeby przypłacił to życiem – Walther Apfel częściowo potwierdził mi tę historię.
– Przepraszam – powiedział Elliot Stevens. – Myślę, że w tym miejscu powinien wkroczyć Gabinet Prezydenta. Zakładam, na podstawie gazet, że mówi pan o Kanadyjce.
– Niezupełnie. Ta rzecz się już wymknęła; nie mogliśmy zatrzymać publikacji. Carlos ma dojście do policji w Zurychu, która wydała raport. Myśmy go po prostu ubarwili, wyolbrzymili, i powiązaliśmy tę Kanadyjkę z równie fałszywą historią o milionach skradzionych z Gemeinschaft. – Webb przerwał i spojrzał na Abbotta. – To jest coś, o czym powinniśmy pomówić; mimo wszystko może to nie jest sfałszowane.
– Nie mogę w to uwierzyć – rzekł Mnich.
– A ja nie chcę w to uwierzyć – odparł major. – Nigdy.
– Czy możemy się trochę cofnąć? – spytał doradca Białego Domu siadając naprzeciw oficera. – Muszę mieć całkowitą jasność w tej sprawie.
– Zaraz wszystko wytłumaczę – wtrącił Abbott widząc zdumienie na twarzy Webba. – Elliot jest tu na polecenie prezydenta. Chodzi o zabójstwo na lotnisku w Ottawie.
– Jest to piekielny kociokwik – przyznał otwarcie Stevens. – Premier, cholera, prawie powiedział prezydentowi, żebyśmy zabierali się z naszymi bazami z Nowej Szkocji. Cholerny Kanadyjczyk!
– Jak się to skończyło? – spytał Webb.
– Bardzo źle. Wiedzą tylko tyle, że wyższy urzędnik w departamencie finansów dyskretnie wypytywał o nie figurującą w żądnym spisie firmę amerykańską i został za to zabity. Sprawę pogorszyło jeszcze to, że wywiadowi kanadyjskiemu kazano trzymać się od tego z daleka; była to ściśle tajna operacja Stanów Zjednoczonych.
– Kto to, u diabła, zrobił?
– Obił mi się chyba o uszy Żelazny Zad – powiedział Mnich.
– Generał Crawford? Głupi sukinsyn… Głupi sukinsyn z żelaznym zadem!
– Wyobraża pan sobie? – wtrącił się Stevens. – Ich człowiek został zabity, a my mamy czelność im mówić, żeby się trzymali z daleka.
– Miał rację, oczywiście – poprawił Abbott. – Należało to zrobić szybko; nie było miejsca na nieporozumienia. Trzeba to było natychmiast wyciszyć – szok był obezwładniający. Dało mi to czas, żeby się porozumieć z MacKenziem Hawkinsem – Mac i ja pracowaliśmy razem w Birmie; teraz Mac jest na emeryturze, ale go słuchają. Obecnie współpracują, i to jest ważne, prawda?
– Są też inne względy, panie Abbott – zaprotestował Stevens.
– Na innych szczeblach, Elliot. My, szare pionki od roboty, nie sięgamy tak wysoko; nie musimy tracić czasu na dyplomatyczne gierki. Zgadzam się z panem, że te gierki są konieczne, ale to nie nasza sprawa.
– To jest sprawa prezydenta, proszę pana. Te gierki są częścią każdego z jego pracowitych dni. I właśnie dlatego muszę stąd wyjść z bardzo jasnym obrazem sytuacji. – Stevens przerwał zwracając się do Webba. – Jaką rolę odegraliśmy w sprawie Kanadyjki?
– Początkowo żadnej; to był ruch Carlosa. Ktoś wysoko postawiony w policji w Zurychu jest człowiekiem Carlosa. Oni sami wyśmieli tak zwane dowody łączące tę kobietę z trzema zabójstwami. To rzeczywiście bzdura; przecież ona nie jest zabójczynią.
– Jasne – powiedział doradca. – To sprawka Carlosa. Ale dlaczego to zrobił?
– Żeby się dobrać do Bourne’a. Ta St. Jacques i Bourne są razem.
– I to Bourne jest tym płatnym mordercą, który nazywa siebie Kainem, tak?
– Tak – potwierdził Webb. – Carlos poprzysiągł, że go zabije. Kain szedł za Carlosem przez całą Europę i Bliski Wschód, ale żadna fotografia Kaina nie istnieje i nikt naprawdę nie wie, jak on wygląda. Carlos ma nadzieję, że rozpowszechniając zdjęcie tej kobiety – które jest tam dosłownie w każdej gazecie – jakoś ją znajdzie. A wtedy są szansę, że będzie miał też i Kaina-Bourne’a. I Carlos załatwi oboje.
– W porządku. To znów Carlos. A co pan zrobił?
– To, co mówiłem. Porozumiałem się z bankiem Gemeinschaft i wymogłem na nich potwierdzenie faktu, że ta kobieta mogła – po prostu mogła – mieć jakiś związek z ogromną kradzieżą pieniędzy. Niełatwo mi poszło, ale w końcu to ich człowiek, Koenig, został przekupiony, a nie ktoś z naszych. Sprawa wewnętrzna, nie chcieli rozgłosu. Potem obdzwoniłem gazety i napuściłem je na Walthera Apfla. Tajemnicza kobieta, morderstwo, skradzione miliony, dziennikarze dosłownie się na to rzucili.
– Dlaczego pan, na miłość boską, to zrobił?! – wykrzyknął Stevens. – Wykorzystał pan obywatelkę innego państwa dla celów wywiadu Stanów Zjednoczonych! Pracownicę zaprzyjaźnionego rządu. Czyście zwariowali?! Tylko pogorszyliście sytuację. Skazaliście ją na śmierć!
– Myli się pan – odparł Webb. – Próbujemy ją ratować. Broń Carlosa zwróciliśmy przeciwko niemu.
– W jaki sposób?
Mnich podniósł rękę.
– Zanim odpowiemy, musimy wrócić do innego pytania – powiedział – ponieważ odpowiedź na nie da panu może wskazówkę co do tego, jak dalece ta informacja musi pozostać poufna. Przed chwilą zapytałem majora, jak człowiek Carlosa mógł znaleźć Bourne’a – to znaczy znaleźć fiche, która identyfikowała Bourne’a jako Kaina. Myślę, że wiem jak, ale wolałbym, żeby major sam panu powiedział.
Webb pochylił się do przodu.
– Akta „Meduzy” – rzekł cicho, z ociąganiem.
– „Meduzy”?… – Wyraz twarzy Stevensa świadczył o tym, że „Meduza” była tematem wczesnych poufnych odpraw w Białym Domu. – Zostały zniszczone – powiedział.
– Z małą poprawką – wtrącił się Abbott. – Istnieje oryginał i dwie kopie, które spoczywają w sejfach Pentagonu, CIA i Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Dostęp do nich jest ograniczony do wąskiej, wybranej grupy spośród najwyższych dygnitarzy każdej z tych instytucji.
Bourne pochodził z „Meduzy”: porównanie tych nazwisk z dokumentami bankowymi pomogło ustalić jego nazwisko. Ktoś udostępnił te akta Carlosowi.
Stevens spojrzał na Mnicha.
– Mówi pan, że Carlos ma… powiązania z… takimi ludźmi? To niezwykłe oskarżenie.
– Lecz zarazem jedyne wytłumaczenie – stwierdził Webb.
– Ale dlaczego Bourne miałby w ogóle używać własnego nazwiska?
– To było konieczne – odparł Abbott – Stanowiło istotną część jego sylwetki. Musiał być autentyczny; wszystko musiało być autentyczne. Wszystko.
– Autentyczne?
– Może teraz pan zrozumie – ciągnął major – że łącząc tę St. Jacques z milionami rzekomo ukradzionymi z Gemeinschaft Bank wzywamy Bourne’a do ujawnienia się. On przecież wie, że to nieprawda
– Bourne’a do ujawnienia się?
– Człowiek, który nazywa się Jason Bourne – powiedział Abbott wstając i idąc powoli w stronę zaciągniętych zasłon – jest oficerem amerykańskiego wywiadu. Nie ma żadnego Kaina, w którego wierzy Carlos. Kain jest przynętą, pułapka zastawioną na Carlosa; oto kim jest Kain. Albo kim był.
Milczenie trwało krótko, przerwał je człowiek z Białego Domu.
– Myślę, że pan to powinien wyjaśnić. Prezydent musi wiedzieć.
– Przypuszczam – powiedział z zaduma w głosie Abbott rozsuwając zasłony i wyglądając na dwór – że naprawdę jest to zagadka nie do rozwiązania. Prezydenci się zmieniają, różni ludzie o różnych temperamentach i apetytach zasiadają w gabinecie prezydenta, jednakże długofalowa strategia wywiadu się nie zmienia, w każdym razie nie ta. Ale po zakończeniu kolejnej prezydentury uwaga rzucona od niechcenia w rozmowie nad szklanką whisky albo fragment wspomnień o charakterze egocentrycznym może tę strategię posłać do diabła. Nie ma dnia, żebyśmy się nie denerwowali o ludzi, którzy przeżyli Biały Dom.
– Proszę – przerwał mu Stevens – proszę, żeby pan pamiętał, że jestem tu na polecenie obecnego prezydenta. Czy panu się to podoba, czy nie, nie ma znaczenia. Prezydent ma prawo wiedzieć i w jego imieniu będę to prawo egzekwował.