Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Ruth pokręciła głową. Już i tak było tego za dużo.

– Później mi powiesz.

Zamiast ucieszyć się z pieniędzy, Ruth z bólem uświadomiła sobie, że matka odmawiała sobie szczęścia i przyjemności. Z miłości została w Hongkongu, aby GaoLing pierwsza mogła skorzystać z wolności. Jednak nie potrafiła przyjąć miłości od innych. Skąd to się u niej wzięło? Czy powodem było samobójstwo Drogiej Cioci?

– Przy okazji – przypomniała sobie Ruth. – Jak brzmiało prawdziwe imię Drogiej Cioci?

– Drogiej Cioci?

– Bao Bomu.

– Och, Bao Bomu! Tylko twoja matka tak ją nazywała. Wszyscy inni mówili do niej Bao Mu.

– Jaka jest różnica między “Bao Bomu" a “Bao Mu"?

– Bao może znaczyć “drogi" albo “chronić". Obydwa słowa wymawia się w trzecim tonie: baaaaooo. Sylaba mu znaczy “matka", ale kiedy jest napisane bao mu, przed sylabą mu jest dodatkowy element, więc słowo oznacza kogoś w rodzaju służącej. Bao mu to “opiekunka" albo “piastunka". A bomu znaczy “ciocia". To chyba matka nauczyła ją mówić i pisać o sobie w ten szczególny sposób.

– Jak więc brzmiało jej prawdziwe imię? Mama nie pamięta i bardzo się tym dręczy.

– Ja też nie pamiętam… nie wiem.

Ruth ogarnęło przygnębienie. Już nigdy się nie dowie, jak nazywała się jej babka. Nikt się nie dowie. Przecież istniała, a jednak bez imienia i nazwiska brakowało dużej części jej istnienia – nie można jej było skojarzyć z twarzą ani powiązać z żadną rodziną.

– Wszyscy nazywaliśmy ją Bao Mu – ciągnęła GaoLing – ale z powodu okaleczonej twarzy nadawaliśmy jej także dużo brzydkich przezwisk w rodzaju “Spalone Drewno", “Smażone Usta". Nikt nie chciał być złośliwy, to miały być żarty… Teraz myślę, że to było złe, bardzo złe. Robiliśmy jej krzywdę.

Ruth słuchała tego z bólem serca. Czuła rosnący ucisk w gardle. Zapragnęła powiedzieć tamtej kobiecie z przeszłości, że jej wnuczka o niej myśli, że chce wiedzieć, gdzie są jej kości, podobnie jak matka.

– A dom w Nieśmiertelnym Sercu? – zapytała Ruth. – Jeszcze tam stoi?

– W Nieśmiertelnym Sercu?… Ach, pytasz o naszą wioskę – znam tylko chińską nazwę. Xian Xin – wymówiła śpiewnie. – Tak, chyba tak to można przetłumaczyć. “Serce nieśmiertelnego" albo coś w tym rodzaju. W każdym razie domu już nie ma. Dowiedziałam się od brata. Po kilku latach suszy przyszła wielka burza. Z góry zsunęło się błoto i zalało wąwóz, podmywając zbocza. Ziemia, na której stał dom, zaczęła odpadać, kawałek po kawałku. Najpierw zabrało pokoje z tyłu, potem studnię, aż zostało tylko pół domu. Stał tak jeszcze kilka lat, a w 1972 roku nagle runął i przykryła go ziemia. Brat pisał, że właśnie to zabiło naszą matkę, mimo że od wielu lat nie mieszkała już w domu.

– Czyli dom leży teraz na Końcu Świata?

– Końcu… czego?

– W wąwozie.

GaoLing wymówiła cicho parę chińskich sylab, a potem zaśmiała się.

– Racja, tak go nazywaliśmy, gdy byliśmy dziećmi. Koniec Świata. Dlatego że słyszeliśmy, jak rodzice mówią, że im bliżej domu podchodzi krawędź urwiska, tym prędzej czeka nas koniec świata. Chodziło im o koniec naszego szczęścia. I mieli rację! W każdym razie nadawaliśmy temu miejscu różne nazwy. Niektórzy ludzie nazywali je “Końcem Ziemi", podobnie jak część San Francisco, gdzie mieszka twoja mama – Land's End. Czasem moi wujowie w żartach mówili na urwisko momo meiyou, co oznaczało “osunąć się i zniknąć bez śladu". Ale dla większości ludzi z wioski było to po prostu wysypisko śmieci. Wtedy nikt nie przyjeżdżał raz na tydzień, żeby zabrać z domu odpadki i śmieci, nic podobnego. Kości i zepsute jedzenie rzucano świniom i psom. Stare ubrania reperowało się i dawało młodszym dzieciom. Nawet jeżeli rzeczy były tak zniszczone, że nie można już ich było naprawić, darliśmy je na paski i wyplataliśmy z nich warstwę ocieplającą do ubrań zimowych. Z butami tak samo. Zalepiało się dziury, łatało podeszwy. Rozumiesz już, że ludzie pozbywali się tylko najgorszych rzeczy, zupełnie bezużytecznych. Kiedy byliśmy mali i niegrzeczni, rodzice straszyli, że wrzucą nas do wąwozu – jak gdybyśmy też byli zupełnie bezużyteczni! Gdy podrośliśmy, chcieliśmy się bawić na dole, ale wtedy było inaczej. Ludzie mówili, że na dnie czyha wszystko, czego się boimy…

– Ciała?

– Ciała, duchy, demony, dusze zwierząt, żołnierze japońscy, wszystkie strachy.

– Naprawdę zrzucano tam ciała? GaoLing odpowiedziała po chwili milczenia. Ruth była pewna, że wróciło do niej złe wspomnienie.

– Wtedy wszystko wyglądało zupełnie inaczej… Widzisz, nie każdy mógł sobie pozwolić na pogrzeb albo miejsce na cmentarzu. Pogrzeby kosztowały dziesięć razy więcej niż wesela. Ale nie chodziło tylko o koszt. Czasami nie można było kogoś pochować z innych powodów. Zrzucenie ciała w przepaść było złe, ale nie tak, jak myślisz, to wcale nie znaczyło, że nie zależało nam na zmarłym.

– A ciało Drogiej Cioci?

– Aj-ja. Twoja mama o wszystkim napisała! Tak, moja matka postąpiła bardzo źle. Ale wtedy oszalała ze strachu, że Bao Mu rzuci klątwę na całą naszą rodzinę. Kiedy jej ciało znalazło się na dnie wąwozu, pojawiło się stado czarnych ptaków. Miały skrzydła wielkie jak parasole. Prawie zasłoniły słońce, tyle ich było. Krążyły w górze, czekając, aż dzikie psy uporają się z ciałem. A jeden z naszych służących…

– Stary Kucharz.

– Tak, Stary Kucharz, to on zrzucił w przepaść ciało. Pomyślał, że ptaki są duszą Bao Mu, jej armią duchów, i że schwycą go w szpony i porwą, jeżeli należycie jej nie pochowa. Wziął więc tęgi kij i odegnał dzikie psy, a ptaki dalej nad nim krążyły, przyglądając się, jak usypuje na zwłokach kamienie. Mimo że to zrobił, nad naszym domem nadal wisiała klątwa.

– Wierzyłaś w to?

GaoLing zastanowiła się przez chwilę.

– Pewnie tak. Wtedy wierzyłam we wszystko, w co wierzyła moja rodzina. Nie wątpiłam. Zresztą Stary Kucharz zmarł już po dwóch latach.

– A teraz?

GaoLing długo milczała.

– Teraz wydaje mi się, że Bao Mu zostawiła po sobie dużo smutku. Jej śmierć przypominała ten wąwóz. Winę za wszystko, czego nie chcieliśmy i czego się baliśmy, zrzucaliśmy na nią.

Do kuchni wpadła Dory.

– Ruth! Ruth! Chodź prędko! Waipo wpadła do basenu. O mało się nie utopiła.

Gdy Ruth wybiegła na podwórko, Art już wychodził po schodkach z płytkiej strony basenu, niosąc na rękach matkę. LuLing kaszlała i drżała z zimna. Z domu wybiegła Sal – ly z naręczem ręczników.

– Nikt na nią uważał? – krzyknęła Ruth. Była zbyt zdenerwowana, by zachowywać się taktownie.

LuLing spojrzała na Ruth, jak gdyby te ostre słowa były skierowane do niej.

– Aj-ja, taka głupia.

– Nic nam nie jest – uspokoił Ruth spokojnym głosem.Art. – Po prostu chwila nieuwagi. Jest cała.

– Była tylko dziesięć stóp od nas – mówił Billy. – I nagle weszła do wody, zanim zdążyliśmy się zorientować. Art od razu się za nią rzucił, nie wypuszczając z ręki piwa.

Ruth owinęła matkę szczelnie ręcznikami i zaczęła energicznie rozcierać jej ciało, by pobudzić krążenie.

– Zobaczyłam ją tam – jęknęła po chińsku LuLing między jednym a drugim kaszlnięciem. – Prosiła mnie, żebym jej pomogła wydostać się spod kamieni. Potem ziemia stali się niebem i upadłam w deszczową chmurę i leciałam, leciałam, leciałam. – Odwróciła się, by pokazać miejsce, gdzie ujrzała zjawę.

Patrząc w kierunku wskazanym przez matkę, Ruth zobaczyła ciocię Gal, która przyglądała się siostrze z taką miną, jakby nareszcie wszystko zrozumiała.

Ruth zostawiła matkę u cioci Gal i następny dzień spędziła w domu LuLing, wybierając rzeczy, które należało przewieźć do Mira Mar. Zdecydowała się na większość mebli z sypialni oraz pościel i ręczniki, których matka nigdy nie używała. Co z malowidłami na zwojach, tuszem i pędzelkami? Patrząc na dowody swej dawnej sprawności, matka mogłaby odczuwać rozgoryczenie. Jednego Ruth była pewna: nie ruszy stąd rozkładanego fotela winylowego. Ten mebel pójdzie na śmietnik. Ona kupi matce nowy fotel, o wiele ładniejszy, wyściełany miękką skórą w kolorze burgunda. Na samą myśl o tym Ruth zrobiło ńę przyjemnie. Już sobie wyobrażała, jak oczy matki błyszczą zdumieniem i wdzięcznością, jak wypróbowuje skrzypiące siedzisko fotela, mrucząc: “Jak miękko, jak dobrze".

78
{"b":"101394","o":1}