Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Oczy Ruth napełniły się łzami. Dlaczego miała ochotę płakać? Przestań, powiedziała sobie, jesteś głupia i roztkliwiasz się byle czym. Na litość boską, facet mówi o biznesplanie i formach szczęścia przewidzianych w jego koncepcji. Odwróciła się, jak gdyby chciała się przyjrzeć rzędowi orchidei. Kiedy się już opanowała, zauważyła:

– Pewnie bardzo im się tu podoba.

– Owszem. Staraliśmy się pomyśleć o wszystkim, o co zatroszczyłaby się rodzina.

– Albo o czym zapomniałaby rodzina – rzekł Art.

– Trzeba myśleć o wielu rzeczach – odparł ze skromnym uśmiechem Patel.

– Zdarza się, że ktoś nie ma ochoty tu mieszkać, zwłaszcza na początku?

– Och, ależ oczywiście. To naturalne. Nie chcą się wyprowadzać ze starych domów, ponieważ wiążą się z nimi ich wszystkie wspomnienia. I nie chcą wydawać spadku dzieci. Nie uważają wcale, że są starzy – nie aż tak, jak mówią. Jestem pewien, że w ich wieku będziemy mówić to samo.

Ruth zaśmiała się przez grzeczność.

– Być może będziemy się musieli uciec do fortelu, żeby matka tu przyjechała.

– Cóż, nie będą państwo pierwsi – powiedział Patel. – O różnych oryginalnych podstępach, jakich ludzie używają, chcąc tu umieścić rodziców, można napisać grubą książkę.

– Na przykład? – spytała Ruth.

– Mamy tu kilka osób, które są przekonane, że ich pobyt tutaj nic nie kosztuje.

– Doprawdy? – wykrzyknął Art, mrugając do Ruth.

– Tak jest. Ich pojęcie o ekonomii zatrzymało się na czasach wielkiego kryzysu. Płacenie czynszu to wyrzucanie pieniędzy w błoto. Są przyzwyczajeni do własnego domu, nieobciążonego żadnymi spłatami.

Ruth skinęła głową. Dom jej matki został spłacony w zeszłym roku. Wrócili alejką do holu i skierowali się w stronę jadalni.

– Jednym z naszych pensjonariuszy jest dziewięćdziesięcioletni były profesor socjologii – dodał Patel. – Wciąż bardzo sprawny umysłowo. Ale sądzi, że uczelnia przysłała go tu na stypendium, żeby badał efekty starzenia się. Inna kobieta, dawna nauczycielka gry na fortepianie, jest przekonana, że zatrudniono ją, aby co wieczór grała po kolacji. Zresztą gra całkiem nieźle. Zwykle wystawiamy rachunki rodzinom, więc rodzice nie wiedzą nawet, ile wynoszą opłaty.

– To zgodne z prawem? – zapytała Ruth.

– Najzupełniej, o ile rodzina ma pełnomocnictwo albo sprawuje nadzór nad środkami finansowymi. Niektórzy biorą kredyt pod zastaw domu albo sprzedają domy rodziców i płacą powierzonymi sobie pieniędzmi. W każdym razie dobrze znam kłopoty, jakie mogą się pojawić przy próbie nakłonienia seniorów do zamieszkania czy nawet rozważenia możliwości przeprowadzki do takiej instytucji jak nasza. Zaręczam jednak państwu, że gdy państwa matka będzie u nas miesiąc, nie będzie już chciała stąd wyjeżdżać.

– A to dlaczego, szpikujecie czymś jedzenie? – zażartowała Ruth.

Patel nie zrozumiał.

– Ze względu na rygory dietetyczne nie możemy podawać naszym pensjonariuszom żadnych ostrych potraw. Mamy własnego dietetyka, który co miesiąc przygotowuje menu. Wiele posiłków ma niską zawartość tłuszczu i cholesterolu. Proponujemy także dania wegetariańskie. Nasi seniorzy codziennie otrzymują wydrukowane menu. – Wziął kartę z najbliższego stolika.

Ruth przejrzała listę dań. W menu był kotlet z indyka, potrawka z tuńczyka albo fajitas z tofu, a do tego sałatka, bułeczki, świeże owoce, sorbet z mango i makaroniki. Nagle pojawił się nowy problem: nie było chińskich potraw.

Ale kiedy zwróciła na to uwagę, Patel miał gotową odpowiedź:

– Zetknęliśmy się już wcześniej z podobnymi kłopotami. Chodziło o dania chińskie, japońskie, koszerne i tak dalej. Mamy dowóz ze sprawdzonych restauracji. Mieszka tu dwójka Chińczyków, którzy dwa razy w tygodniu dostają potrawy z chińskiej restauracji, więc pani matka może wybrać z tej oferty coś dla siebie. Jedna z naszych kucharek jest również Chinką. W weekend przygotowuje kleik ryżowy na śniadanie. Kilku naszych pensjonariuszy nie – - Chińczyków także zasmakowało w tym daniu. – Patel gładko wrócił do wyuczonej prezentacji: – Bez względu na dietę wszystkim bardzo się podoba obsługa kelnerów, obrusy i nakrycia, jak w wykwintnej restauracji. Dawanie napiwków nie jest konieczne, a nawet niewskazane.

Ruth skinęła głową. Sowity napiwek – według LuLing – to jeden dolar.

– Mają naprawdę beztroskie życie, takie jak powinni mieć w tym wieku, nie uważa pani? – Patel spojrzał na Ruth. Chyba wyczuł jej opory. Jak się domyślił? Czyżby miała zmarszczkę między brwiami? Nie ulegało wątpliwości, że Art jest zachwycony tą instytucją.

Ruth uznała, że powinna myśleć trzeźwo i praktycznie.

– Czy wśród tych ludzi są… hm, tacy jak moja matka? Czy ktoś z nich ma… pewne kłopoty z pamięcią?

– Śmiało można stwierdzić, że połowa osób po osiemdziesiątym piątym roku życia zaczyna przejawiać problemy z pamięcią. A przecież przeciętna wieku naszych pensjonariuszy to osiemdziesiąt siedem lat.

– Nie miałam na myśli zwykłych kłopotów z pamięcią. Chodzi mi o coś poważniejszego…

– Na przykład o chorobę Alzheimera? O demencję? – Patel poprowadził ich do innej dużej sali. – Za chwileczkę wrócę do pani pytania. Oto nasza główna sala do zajęć.

Kilka osób uniosło wzrok znad plansz do gry w bingo, którą prowadził jakiś młody człowiek. Ruth zauważyła, że większość starszych osób jest gustownie ubrana. Jedna z pań miała na sobie szarobłękitny spodnium, naszyjnik z pereł oraz kolczyki, jak gdyby się wybierała na nabożeństwo wielkanocne. Mrugnął do niej mężczyzna o haczykowatym nosie i w eleganckim berecie na głowie. Ruth wyobraziła go sobie w wieku trzydziestu lat jako przebojowego biznesmena, pewnego swojej pozycji i powodzenia u pań.

– Bingo! – krzyknęła kobieta, która prawie nie miała podbródka.

– Jeszcze nie padło tyle liczb, Anno – rzekł łagodnie młody człowiek. – Aby wygrać, musisz mieć co najmniej pięć. Na razie wyciągnęliśmy tylko trzy.

– Sama nie wiem. Może jestem głupia.

– Nie! Nie! Nie! – zawołała kobieta w szalu. – Nie waż się używać tu tego słowa.

– Masz rację, Loretto – dodał młody człowiek. – Nikt z nas nie jest głupi, może czasem bywa troszkę zdezorientowany, nic więcej.

– Głupia, głupia, głupia – mamrotała pod nosem Anna, jak gdyby przeklinając. Posłała Loretcie złe spojrzenie. – Głupia!

Patel nie wydawał się wcale zmieszany. Cicho poprowadził Ruth i Arta z sali do windy. Odezwał się dopiero, gdy ruszyli w górę:

– Odpowiadając na pani pytanie – nasi pensjonariusze są ludźmi “kruchymi i starszymi", jak mówimy. Zdarzają się im kłopoty ze wzrokiem czy słuchem, niektórzy nie potrafią się poruszać bez laski lub balkoniku. Jedni mają umysł bardziej przenikliwy niż państwo czy ja, inni są bardziej rozkojarzeni i zdradzają oznaki demencji spowodowanej chorobą Alzheimera czy inną przypadłością. Czasami zapominają wziąć tabletki, dlatego też my wydajemy wszystkie leki. Ale zawsze wiedzą, jaki jest dzień, czy czas na niedzielny film, czy poniedziałkowe zbieranie ziół. A jeżeli nie pamiętają, który mamy rok, po co właściwie mają to wiedzieć? Niektóre pojęcia dotyczące czasu są zupełnie nieistotne.

– Może zdradzimy panu nasz fortel – rzekł Art. – Pani Young myśli, że przyjedzie tu z powodu wycieku radonu w jej domu. – Pokazał kopię spreparowanego przez siebie listu.

– Coś nowego – przyznał Patel, śmiejąc się z uznaniem. – Zapamiętam to, w razie gdyby ktoś jeszcze musiał dać rodzicom bodziec. Ach tak, darmowe mieszkanie dzięki uprzejmości Departamentu Bezpieczeństwa Publicznego Kalifornii. Takie pismo urzędowe to świetny pomysł – wygląda poważnie i oficjalnie, jak wezwanie. – Otworzył drzwi. – Oto zwolniony niedawno apartament.

Weszli do pokoju, którego okna wychodziły na ogród: zgrabny salonik, sypialnia i łazienka, nieumeblowane i pachnące świeżą farbą oraz nowymi dywanami. Ruth zrozumiała nagle, co Patel miał na myśli, mówiąc “niedawno zwolniony" – ostatni lokator zmarł. Pogodny apartament nagle wydał się jej ponury, jakby pod kolorową fasadą ukrywała się mroczna prawda.

74
{"b":"101394","o":1}