Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Nie wiadomo. Zniknęły. Wszystkie fragmenty czterdziestu jeden prehistorycznych ludzi. Miały być zabrane pociągiem i załadowane na amerykański statek, który płynął z Tianjinu do Manili, ale statek zatonął. Niektórzy twierdzą, że skrzyń w ogóle nie załadowano na pokład. Powiadają, że Japończycy zatrzymali pociągi. Myśleli, że w skrzyniach są tylko rzeczy amerykańskich żołnierzy, więc rzucili je na tory, żeby przejechały je inne pociągi. Nikt teraz nie wie, co myśleć. Żadna z tych wersji nie jest dobra.

Słuchając jej, poczułam, że moje własne kości robią się puste w środku. Cała praca Kai Jinga, jego poświęcenie, jego ostatnia wyprawa do kamieniołomu – miały się zmarnować? Wyobraziłam sobie odłamki czaszki pływające wśród ryb w wodach portu, a potem opadające na dno, gdzie przysypuje je piasek wzburzany przez morskie węgorze. Ujrzałam inne fragmenty kości, które wyrzucają z pociągu jak śmieci, a potem opony wojskowych ciężarówek rozgniatają je na kawałeczki nie większe od ziaren piasku Gobi. Poczułam się, jak gdyby to były kości Kai Jinga.

Następnego dnia wrócili Japończycy, żeby zabrać pannę Grutoff do obozu jenieckiego. Wiedziała, że tak się stanie, a jednak nie próbowała uciekać.

– Nigdy z własnej woli nie zostawiłabym dziewczynek – powiedziała. Miała już spakowane walizki, włożyła kapelusz podróżny, a na szyję narzuciła szal.

Przy bramie żegnało ją pięćdziesiąt sześć płaczących dziewcząt.

– Nauczycielu Pan, proszę nie zapomnieć lekcji apostołów! – zawołała, zanim kazano jej wsiadać na tył ciężarówki. – I proszę dopilnować, żeby inni też przekazywali dobrą nowinę.

Pożegnanie wydawało mi się dziwne. Innym też, dopóki Nauczyciel Pan nie pokazał nam, co panna Grutoff miała na myśli.

Zabrał nas do głównej sali, gdzie stały posągi apostołów. Odkręcił rękę jednej figury. W środku była dziura, którą wydrążyli razem z panną Grutoff i ukryli w niej srebro, złoto i listę nazwisk byłych uczennic, mieszkających w Pekinie. Zajmowali się tym z panną Grutoff w ciągu ostatniego miesiąca, późnymi wieczorami. W każdym ^ apostołów była tylko część jej oszczędności, tak że gdyby Japończycy znaleźli pieniądze w jednym, jako poganie zapewne nie wiedzieliby, w których spośród setek posągów szukać, by znaleźć resztę.

Gdyby wokół sierocińca zrobiło się niebezpiecznie mieliśmy wykorzystać pieniądze, aby zawieźć dziewczęta do Pekinu, po cztery lub pięć naraz. Tam mogły się zatrzymać u byłych uczennic i przyjaciół szkoły. Panna Grutoff skontaktowała się wcześniej z tymi ludźmi, którzy zgodzili się pomóc, kiedy przyjdzie pora. Musieliśmy ich tylko poinformować o swoim przyjeździe przez radio.

Nauczyciel Pan przekazał każdemu z nas – nauczycielom, pomocnikom i czterem starszym uczennicom – figurę jednego apostoła i odpowiedzialność za część pieniędzy na ucieczkę. I od dnia wyjazdu panny Grutoff kazał nam ćwiczyć rozpoznawanie apostołów i uczyć się na pamięć, gdzie znajduje się wydrążony schowek. Sądziłam, że wystarczy, aby każdy z nas potrafił rozpoznać własną figurę, ale Siostra Yu powiedziała:

– Powinniśmy wymówić na głos imiona. Wtedy apostołowie będą lepiej chronić nasze oszczędności.

Musiałam powtarzać te imiona tyle razy, że nadal mam je w pamięci: Pida, Pa, Matu, Yuhan,Jiama yijiama er, Andaru, Filipa, Tomasa, Shaimin, Tadayisu i Budalomu. Zdrajca, Judasa, nie miał swojej figury.

Mniej więcej trzy miesiące po wyjeździe panny Grutoff Nauczyciel Pan uznał, że przyszedł czas jechać. Japończycy rozgniewali się na komunistów, którzy wciąż kryli się na wzgórzach. Chcieli ich wywabić, mordując mieszkańców pobliskich wiosek. Siostra Yu powiedziała GaoLing i mnie, że Japończycy robią przeokropne rzeczy z niewinnymi dziewczętami, z których najmłodsze miały po jedenaście czy dwanaście lat. Tak się działo w Tianjinie, Tungszanie i Nankinie.

– Te, których potem nie zabili, usiłowały zabić się same – dodała.

Wyobraźnia podsuwała nam straszne obrazy i byłyśmy przerażone.

Licząc cztery starsze uczennice, które pozostały w szkole z powodu wojny, mieliśmy dwunastu opiekunów. Nawiązaliśmy kontakt radiowy z przyjaciółmi panny Grutoff w Pekinie, którzy powiedzieli, że miasto jest okupowane i choć na razie panuje spokój, powinniśmy poczekać, aż sami się do nas odezwą. Pociągi nie jeżdżą regularnie, a nie byłoby dobrze, gdybyśmy mieli tkwić przez kilka dni w różnych miastach po drodze. Nauczyciel Pan zdecydował, w jakiej kolejności będą wyjeżdżać poszczególne grupy: najpierw grupa z Matką Wang, która miała nas potem poinformować, jak minęła podróż, potem uczennice pod opieką czterech starszych dziewcząt, potem żony kucharza, Nauczyciela Wanga, kucharza, GaoLing, moją, Siostry Yu i na końcu Nauczyciela Pana.

– Dlaczego masz być ostatni? – spytałam go.

– Wiem, jak obsługiwać radio.

– Mógłbyś mnie bez kłopotu nauczyć.

– Mnie też – powiedziały równocześnie Siostra Yu i GaoLing.

Sprzeczaliśmy się, prześcigając się nawzajem w odwadze. Musieliśmy być trochę niegrzeczni wobec siebie i wytykać sobie różne rzeczy. Nauczyciel Pan nie mógł zostać sam z powodu słabego wzroku. Siostra Yu miała za słaby słuch. GaoLing miała kłopoty ze stopami i bała się duchów, przez co uciekała w złą stronę. Ze mną też nie wszystko było w porządku, ale wreszcie pozwolono mi jechać jako ostatniej, mogłam więc do końca odwiedzać grób Kai Jinga.

Teraz mogę się przyznać, jak bardzo się bałam przez ostatnich kilka dni. Byłam odpowiedzialna za cztery dziewczynki: sześcioletnią, ośmioletnią, dziewięcioletnią i dwunastoletnią. Myśl, że zawsze mogę zginąć z własnej ręki, była dla mnie pociechą, ale denerwowałam się, czekając na śmierć z rąk Japończyków. Po wyjściu każdej grupy dziewcząt sierociniec zdawał się robić coraz większy, a kroki pozostałych rozlegały się coraz głośniejszym echem. Bałam się, że żołnierze przyjdą i znajdą radio, a potem oskarżą mnie o szpiegostwo i będą torturować. Rozmazałam na twarzach dziewczynek trochę błota i powiedziałam im, że gdyby przyszli Japończycy, mają się drapać po głowie i skórze udając, że mają wszy. Prawie co godzina modliłam się do Jezusa i Buddy w nadziei, że któryś mnie wysłucha. Zapaliłam kadzidełko przed fotografią Drogiej Cioci, chodziłam na grób Kai Jinga i szczerze mówiłam mu o swoim strachu.

– Gdzie się podział mój charakter? – pytałam go. – Mówiłeś, że jestem silna. Gdzie jest teraz ta siła?

Czwartego dnia naszego samotnego pobytu w sierocińcu przez radio nadeszła wiadomość: “Przyjeżdżajcie szybko. Ruszyły pociągi". Poszłam powiedzieć o tym dziewczynkom i po chwili zobaczyłam, że stał się cud, ale nie wiem, czy za sprawą zachodniego Boga, czy chińskich bogów. Byłam wdzięczna, że wszystkie cztery dziewczynki miały spuchnięte oczy, z których kącików sączyła się zielona ropa. Dostały infekcji oczu, niegroźnej, ale o paskudnym wyglądzie. Nikt nie miałby ochoty ich dotykać. Pomyślałam szybko o sobie i wpadłam na pewien pomysł. Wzięłam trochę resztek kleiku ryżowego, który jadłyśmy rano, odsączyłam płynną część i rozsmarowałam płyn na skórze, policzkach, czole, szyi i dłoniach, a kiedy wyschłam, miałam pergaminową i pomarszczoną skórę starej wieśniaczki. Nalałam trochę tej lepkiej ryżowej wody do termosu i dodałam krwi kurczaka. Kazałam dziewczynkom zebrać kurze jaja, jakie zostały w zagrodzie, nawet te zgniłe, i włożyć je do worków. Byłyśmy gotowe do zejścia ze wzgórza na stację kolejową.

Gdy przeszłyśmy ze sto kroków drogą, zobaczyłyśmy pierwszego żołnierza. Zwolniłam kroku i wypiłam łyk z termosu. Żołnierz pozostał na miejscu i zatrzymał nas, kiedy doszłyśmy do niego.

– Dokąd idziecie? – zapytał.

Spojrzałyśmy wszystkie na jego twarz i ujrzałyśmy na niej wyraz niesmaku. Dziewczynki zaczęły się drapać po głowach. Zanim odpowiedziałam, kaszlnęłam w chustkę i złożyłam ją, żeby zobaczył krwawy śluz.

– Idziemy na targ sprzedać jajka – powiedziałam. Uniosłyśmy worki. – Przyjmie pan trochę w prezencie?

Machnął ręką.

Odeszłyśmy kawałek i wzięłam do ust kolejną porcję ryżowej wody z krwią. Zatrzymywano nas jeszcze dwa razy i dwa razy kaszlałam czymś, co wyglądało jak wydzielina chorej na gruźlicę. Dziewczynki przyglądały się zaropiały – mi oczyma.

63
{"b":"101394","o":1}