Литмир - Электронная Библиотека
A
A

O jedenastej odezwał się brzęczyk zegarka. Ruth dotknęła palca: Po Ósme, zadzwonić do Gideona. Kiedy się odezwał, zaczęła go naciskać w sprawie autora “Duchowości Internetu".

– Ted chce, żebym odłożyła wszystko na bok i zajęła się jego projektem jako najpilniejszym. Kiedy bardzo stanowczo powiedziałam mu, że nie mogę tego zrobić, dał mi niedwuznacznie do zrozumienia, że może mnie zastąpić kimś innym. Szczerze mówiąc, wolałabym, żeby mnie zwolnił – powiedziała Ruth. Spodziewała się usłyszeć odmowę.

– Nie zwolni cię – odparł Gideon. – Złamiesz się jak zwykle. Prawdopodobnie pod koniec tygodnia zaczniesz wydzwaniać do Harper San Francisco i przekonywać ich, żeby zmienili plany wydawnicze.

– Dlaczego tak twierdzisz?

– Spójrz prawdzie w oczy, skarbie, jesteś bardzo uczynna. Chętnie się sprężysz. Poza tym masz talent i potrafisz wmówić każdemu palantowi, że jest najlepszy w tym, co robi.

– Uważaj – rzekła Ruth. – Opisujesz przymioty dziwki.

– Ale to prawda. Jesteś wymarzonym współpracownikiem – ciągnął Gideon. – Słuchasz tych bredni klientów, a ci, nie przejmując się niczym, robią z tobą, co chcą. Jesteś łatwym celem.

Dlaczego Art tego nie słyszy? Ruth miała ochotę zatriumfować: “Widzisz, innym wcale się nie wydaje, że jestem trudna". Po chwili zrozumiała, że – zdaniem Gideona – jest po prostu ofermą. Ruth zdawało się jednak, że prawda wygląda inaczej. Znała granice swoich możliwości, ale nie należała do osób skłonnych walczyć o sprawy, które ostatecznie nie okazywały się aż tak ważne. Nie rozumiała ludzi, którzy znajdowali przyjemność w kłótni i przekonaniu, że zawsze mają rację. Jej matka taka była i co jej z tego przyszło? Same nieszczęścia, niezadowolenie i złość. Według kosmologii matki, cały świat sprzysiągł się przeciw niej i nikt nie jest w stanie tego zmienić, ponieważ klątwy nie można pokonać.

Lecz Ruth miała wrażenie, że LuLing wdaje się w sprzeczki przede wszystkim z powodu swojej kiepskiej angielszczyzny. Nie rozumiała innych albo inni nie rozumieli jej. Ruth zawsze uważała, że właśnie ona cierpi z tego powodu. Ironia sytuacji polegała na tym, że matka była dumna, że sama nauczyła się angielskiego – chropawej mowy, którą przyswoiła sobie w Chinach i Hongkongu. Od przyjazdu do Stanów Zjednoczonych pięćdziesiąt lat temu ani nie poprawiła wymowy, ani nie wzbogaciła słownictwa. Jej siostra, GaoLing, przyjechała do Stanów mniej więcej w tym samym czasie, ale jej angielski był niemal perfekcyjny. Potrafiła rozmawiać o różnicach między krynoliną a organdyną, nazwać swoje ulubione drzewa: dąb, klon, gingko, sosna. Dla LuLing tkaniny dzieliły się na kategorie “za dużo kosztują", “za śliskie", “drapią skórę" i “długo się noszą". Istniały też tylko dwa rodzaje drzew: “dają cień" oraz “ciągle gubią liście". Matka nie potrafiła nawet poprawnie wymówić imienia Ruth. Zawsze gdy wołała przez całą ulicę: “Lootie! Lootie!", Ruth płonęła ze wstydu. Dlaczego matka wybrała dla niej imię składające się z głosek, których nie umiała wypowiedzieć?

Najgorsze jednak było to, że Ruth – jedyne dziecko wdowy – zawsze musiała służyć LuLing jako rzecznik. Zanim skończyła dziesięć lat, została mówiącą po angielsku “panią LuLing Young", która odbierała telefony, umawiała się na wizytę u lekarza, pisała do banku. Raz musiała nawet zredagować upokarzający dla siebie list do pastora.

– Lootie sprawia mi kłopot – dyktowała LuLing, jak gdyby Ruth była niewidzialna. – Może ją wysłać na Tajwan, szkoła dla złych dzieci? Co pan myśli?

Ruth poprawiła to w następujący sposób: “Może Ruth mogłaby uczęszczać do szkoły dla dziewcząt z wyższych sfer, gdzie nauczyłaby się manier i zwyczajów młodej damy. Jaka jest ojca opinia w tej sprawie?".

Przyszło jej teraz do głowy, że w tak osobliwy sposób to właśnie matka nauczyła ją zawodu lekarza książek. Ruth musiała ulepszać swoje życie, wprowadzając do niego poprawki.

Dziesięć po trzeciej Ruth zapłaciła hydraulikowi. Art nie przyszedł do domu ani nie zadzwonił. Okazało się, że trzeba wymienić cały bojler, nie tylko zepsutą część. Z powodu przecieku hydraulik musiał wyłączyć prąd w całym mieszkaniu do czasu wypompowania stojącej wody i usunięcia starego zbiornika. Ruth nie mogła pracować.

Była już prawie spóźniona. Przesłała Agapi faksem szkic rozdziału, po czym zaczęła biegać po domu, zbierając notatki, łapiąc telefon komórkowy i notes z adresami. Wskoczywszy do samochodu, pojechała do Presidio Gate, a potem przez las eukaliptusowy do California Street. Matka mieszkała pięćdziesiąt przecznic na zachód, w części San Francisco znanej jako Dzielnica Zachodzącego Słońca, niedaleko Land's End, Końca Ziemi.

Wizyta u lekarza była rzekomo rutynowa. Matka przez ostatnich kilka lat zaniedbała coroczne badanie, choć mieściło się w zakresie usług zdrowotnych. LuLing nigdy nie chorowała, Ruth nie pamiętała, kiedy ostatni raz złapała grypę czy choćby zwykłe przeziębienie. W wieku siedemdziesięciu siedmiu lat matka nie miała żadnego z typowych problemów geriatrycznych – artretyzmu, wysokiego poziomu cholesterolu czy osteoporozy. Najgorszą dolegliwością, na jaką często uskarżała się w rozmowach z Ruth – nie oszczędzając najdrobniejszych szczegółów – były zaparcia.

Ostatnio Ruth zaczęła się jednak niepokoić, bo matka, nie zdradzając wprawdzie oznak sklerozy, stała się nieuważna. Mówiła “wstążka", mając na myśli “papier do pakowania" lub “koperta", kiedy chodziło jej o “znaczek". Ruth wymieniła w myślach całą listę takich przykładów, o których chciała powiedzieć lekarzowi. Powinna też wspomnieć o wypadku z marca. LuLing wjechała samochodem w tył ciężarówki. Na szczęście uderzyła tylko głową o kierownicę, nikt też nie został ranny. Ale auto nadawało się do kasacji.

– Przestraszył mnie do żywa – opowiadała LuLing. – Skóra o mało mi nie odeszła. – Obwiniała o wypadek gołębia, który przeleciał tuż przed szybą.

Ruth pomyślała teraz, że być może nie był to ruch ptasich skrzydeł, ale jakaś raptowna zmiana w jej mózgu, wylew, a uderzenie w głowę było poważniejsze, niż się mogło wydawać, i matka doznała wstrząsu mózgu, pęknięcia czaszki. W każdym razie – według policji i towarzystwa ubezpieczeniowego – wina leżała po stronie LuLing, nie gołębia. LuLing tak to oburzyło, że zerwała umowę na ubezpieczenie samochodu, a potem skarżyła się, że nie chcą jej odnowić polisy.

Ruth zrelacjonowała wydarzenie Agapi Agnos, która uznała, że nieuwaga i złość mogą mieć związek z depresją wieku podeszłego.

– Moja matka całe życie jest w depresji i od zawsze zła – odparła Ruth. Nie wspominała o groźbach samobójstwa, których wysłuchiwała tak często, że starała się na nie nie reagować.

– Znam cudownych terapeutów, którzy pracowali z pacjentami z Chin – poinformowała ją Agapi. – Świetnie się znają na różnicach kulturowych – myśleniu magicznym, dawnych presjach społecznych, przepływie ch'i.

– Wierz mi, Agapi, moja matka nie jest taka jak inni Chińczycy. – Ruth wolałaby, żeby matka była bardziej podobna do cioci Gal, która nie mówiła o duchach czy pechu, ani nie roztrząsała sposobów własnej śmierci.

– W każdym razie, moja droga, powinnaś zaprowadzić ją do lekarza na bardzo, bardzo dokładne badania. I mocno ją ode mnie uściskaj i serdecznie pozdrów.

Miła myśl, ale Ruth rzadko ściskała LuLing. Kiedy próbowała wziąć ją w objęcia, ramiona matki sztywniały, jak gdyby ktoś ją atakował.

Jadąc w stronę domu LuLing, Ruth znalazła się w typowej dla lata mgle. Potem zaczęły się z niej wyłaniać bungalowy budowane w latach dwudziestych, domki z lat trzydziestych, a po nich nijakie budynki mieszkalne z lat sześćdziesiątych. Widok oceanu w oddali szpeciły przecinające linię horyzontu przewody elektryczne, biegnące od słupa do domu i od domu do słupa. Na szybach wielu okien widniały smugi morskiej wilgoci. Rury ściekowe i rynny pokrywała rdza, podobnie jak zderzaki starych samochodów. Ruth skręciła w ulicę trochę lepszych domów, wzorowanych na eleganckich projektach Bauhausu, ozdobione ogródkami o krzewach przyciętych w wymyślne kształty niczym puszyste nogi pudli na wystawach psów.

11
{"b":"101394","o":1}