– To śmierdzi – dorzucił Taylor. – Cała ta sprawa śmierdzi. Perota zaskoczyły ich reakcje. On również nie cierpiał pomysłu z łapówką, ale był przygotowany na kompromis ze swoimi zasadami, byle tylko wyciągnąć Paula i Billa z więzienia. Dobre imię EDS było mu drogie i podobnie jak John Howell myślał ze wstrętem o tym, że może zostać powiązane z przekupstwem. Ale Perot wiedział coś, czego nie wiedział Howell – że pułkownik i grupa ratownicza narażała się na znacznie większe niebezpieczeństwo.
– Nasze dobre imię – stwierdził Perot – przyniosło niewiele korzyści Paulowi i Billowi.
– To nie tylko nasze dobre imię – nalegał Howell. – Dadgar musi już być zupełnie pewny, iż nie jesteśmy winni korupcji, ale gdyby udało mu się przychwycić nas na tym, mógłby jeszcze ocalić twarz.
„To słuszne”, pomyślał Perot.
– Czy może to być pułapka?
– Tak!
To miało sens. Dadgar, nie mogąc zdobyć dowodów przeciwko Paulowi i Billowi, udaje w rozmowie z „Głębokim Gardłem” człowieka, którego można przekupić, a potem, kiedy Perot da się na to złapać, oświadczy całemu światu, że EDS mimo wszystko winne jest korupcji. A wtedy wszyscy mogą zostać wpakowani do więzienia do towarzystwa Paulowi i Billowi. I ponieważ będą winni, pozostaną w nim.
– W porządku – rzekł Perot niechętnie. – Zadzwoń
do „Głębokiego Gardła” i powiedz mu, że nie, dziękujemy. Coburn wstał.
– Dobra.
„Kolejny bezowocny dzień „, pomyślał Perot. Irańczycy zablokowali go ze wszystkich stron. Ignorowali naciski polityczne. Przekupstwo mogło tylko jeszcze pogorszyć sprawę. A jeżeli EDS zapłaci kaucję, Paul i Bill i tak wciąż będą trzymani w Iranie.
Grupa Simonsa wydawała się najlepszym rozwiązaniem. Ale nie powie o tym grupie negocjacyjnej.
– W porządku – rzekł. – Jutro spróbujemy znowu.
* * *
Przypominający Batmana i Robina, wysoki Keane Taylor i niski John Howell, spróbowali znowu 17 stycznia. Pojechali do budynku Ministerstwa Zdrowia przy Eisenhower Avenue, biorąc ze sobą Abolhasana jako tłumacza i spotkali się z Dadgarem o dziesiątej rano. Razem z Dadgarem byli urzędnicy z Organizacji Ubezpieczeń Społecznych, departamentu, w którym pracowały komputery EDS. Howell postanowił zmienić swoje początkowe stanowisko negocjacyjne, które polegało na podtrzymywaniu twierdzenia, że EDS nie może zapłacić kaucji ze względu na amerykańskie przepisy dotyczące papierów wartościowych. Równie bezużyteczne było domaganie się sprecyzowania zarzutów stawianych Paulowi i Billowi oraz przedstawienie dowodów. Dadgar był w stanie zablokować te działania mówiąc, że wciąż prowadzi dochodzenie. Ale Howell nie miał nowej strategii, żeby zastąpić nią starą. Grał w pokera nie mając żadnej karty w ręku. Być może Dadgar jakieś mu dziś rozda?
Dadgar rozpoczął od wyjaśnień, że personel Organizacji Ubezpieczeń Społecznych żąda, aby EDS przekazało im to, co znane jest pod nazwą „125 Centrum Danych”.
„Ten mały komputer – przypomniał sobie Howell – prowadził listy płac i emerytur personelu Organizacji Ubezpieczeń Społecznych. Ci faceci chcieli dostać swoje pobory, chociaż Irańczycy najczęściej nie otrzymywali przysługujących im zasiłków”.
– To nie takie proste – odparł Keane Taylor. – Takie przekazanie może być bardzo złożoną operacją wymagającą wielu wysokokwalifikowanych pracowników. Oczywiście, wszyscy oni powrócili już do Stanów.
– A więc musicie sprowadzić ich z powrotem – oznajmił Dadgar.
– Nie jestem taki głupi – stwierdził Taylor. „Charakterystyczna dla Taylora delikatność weterana piechoty morskiej zaczyna działać”, pomyślał Howell.
– Jeśli tak mówi, pójdzie do więzienia – rzekł Dadgar.
– Podobnie jak mój personel, gdybym sprowadził go z powrotem do Iranu – oznajmił Taylor.
– Czy jest pan w stanie – wtrącił się Howell – udzielić prawnej gwarancji, że nikt z powracającego personelu nie będzie aresztowany ani prześladowany w jakikolwiek sposób?
– Nie mogę dać urzędowej gwarancji – odparł Dadgar. – Mógłbym natomiast dać swoje osobiste słowo honoru.
Howell rzucił zaniepokojone spojrzenie na Taylora, który wprawdzie nie odezwał się ani słowem, lecz jego mina wyraźnie świadczyła, że nie dałby dziesięciu centów za słowo honoru Dadgara.
– Oczywiście, możemy rozważyć sposoby dokonania przekazania – oznajmił. Dadgar dał mu wreszcie punkt wyjścia do targów, nawet jeżeli nie było to zbyt wiele. – Rzecz jasna, musimy uzyskać jakieś zabezpieczenie. Na przykład, będziecie musieli państwo zaświadczyć, że aparatura została przekazana wam w dobrym stanie, ale być może zaangażujemy do tego niezależnych ekspertów… – Howell prowadził walkę z cieniem. Jeżeli centrum danych miało zostać przekazane, to na pewno za określoną cenę – uwolnienie Paula i Billa.
Dadgar następnym zdaniem nie zostawił z tego pomysłu kamienia na kamieniu.
– Codziennie na ręce moich urzędników prowadzących dochodzenie wpływają pod adresem waszej firmy nowe zażalenia, które mogą uzasadnić podniesienie wysokości kaucji. Jednakże, jeżeli będziecie współpracować w przekazaniu „125 Centrum Danych”, mogę w zamian nie wziąć pod uwagę nowych zażaleń i powstrzymać się przed podniesieniem kaucji.
– Do diabła – warknął Taylor – przecież to klasyczny szantaż!
Howell uświadomił sobie, że „125 Centrum Danych” było sprawą uboczną. Dadgar niewątpliwie poruszył tę kwestię pod naciskiem urzędników z ubezpieczeń społecznych, ale nie zależało mu na niej aż do tego stopnia, aby dokonać poważnych ustępstw. Na czym więc mu zależało?
Howell pomyślał o Lucio Randone, który swego czasu dzielił celę z Paulem i Billem. Wysuniętą przez Randone’a propozycją pomocy zajął się jeden z kierowników EDS Paul Bucha, który pojechał do Włoch, aby porozmawiać w przedsiębiorstwie Randone’a, Condotii d’Acqua. Bucha poinformował, że przedsiębiorstwo budowało domy mieszkalne w Teheranie, kiedy jego irańskim zleceniodawcom skończyły się pieniądze. Przedsiębiorstwo oczywiście przerwało pracę, ale wielu Irańczyków zapłaciło już za budowane mieszkania. Kiedy wzięło się pod uwagę panującą atmosferę, dla nikogo nie było zaskoczeniem, że winą za powstałą sytuację obarczono cudzoziemców, wybrano Randone’a jako kozła ofiarnego i wsadzono do więzienia. Firma wynalazła nowe źródło finansowania i znowu podjęła budowę, Randone zaś został jednocześnie zwolniony. Była to niejako transakcja wiązana, przeprowadzona przez irańskiego prawnika, Alego Azmayesha. Bucha przekazał również wiadomość, że Włosi wciąż powtarzali: „Pamiętajcie, Iran zawsze pozostanie Iranem, tam nic się nie zmienia”. Zrozumiał to jako aluzję, że część tej transakcji stanowiła łapówka. Howell wiedział również, że tradycyjnym sposobem wręczenia łapówki było honorarium adwokata. Adwokat mógł zażądać za swoją pracę tysiąca dolarów i zapłacić łapówkę w wysokości dziesięciu tysięcy, a następnie obciążyć swojego klienta kwotą w wysokości jedenastu tysięcy. Ta aluzja do przekupstwa niepokoiła Howella, ale mimo to poszedł spotkać się z Azmayeshem, który powiedział mu: „To nie jest konflikt prawny, ale konflikt interesów. Jeżeli EDS zdoła dojść do porozumienia z Ministerstwem Zdrowia, Dadgar da wam spokój”. Azmayesh nic nie wspomniał o łapówce.
„Wszystko to zaczęło się, pomyślał Howell, od konfliktu interesów. Klient, który nie może płacić, wykonawca, który odmawia kontynuowania pracy. Czy możliwy byłby kompromis, w wyniku którego EDS uruchomiłoby komputery, a ministerstwo zapłaciłoby choć trochę pieniędzy?” Postanowił zapytać o to Dadgara wprost.
– Czy pomogłoby, gdyby EDS miało zamiar renegocjować swój kontrakt z Ministerstwem Zdrowia?
– Byłoby to bardzo pomocne – odparł Dadgar. – Oczywiście nie byłoby to prawne rozwiązanie naszej kwestii, ale mogłoby się to stać rozwiązaniem praktycznym. W przeciwnym razie zmarnowanie całej pracy włożonej w skomputeryzowanie Ministerstwa Zdrowia byłoby wielką stratą.