Poprzedniego wieczoru, natychmiast po przylocie do Teheranu, Howell spotkał się z Ahmadem Houmanem, nowym miejscowym przedstawicielem prawnym EDS. Dr Houman doradził mu, żeby nie spotykał się z Dadgarem, a w każdym razie jeszcze nie teraz. Było całkiem możliwe, że Dadgar ma zamiar aresztować wszystkich Amerykanów z EDS, jakich zdoła znaleźć, nie wykluczając również prawników.
Howell uznał, że Houman sprawia dobre wrażenie. Potężny, pulchny mężczyzna około sześćdziesiątki, dobrze ubrany jak na standardy irańskie, był poprzednio prezesem Irańskiej Izby Adwokackiej. Chociaż nie mówił dobrze po angielsku, za to francuski stanowił jego drugi język, sprawiał wrażenie zręcznego i pewnego siebie.
Porada Houmana odpowiadała przekonaniom Howella. Zawsze lubił przygotowywać się bardzo dokładnie do jakiejkolwiek konfrontacji. Wierzył w starą zasadę prawników procesowych: nigdy nie zadawaj pytania, jeżeli nie znasz na nie odpowiedzi.
Zdanie Houmana poparła Bunny Fleischaker. Bunny, Amerykanka z kontaktami w irańskim Ministerstwie Sprawiedliwości, jeszcze w grudniu ostrzegła Jaya Coburna, że Paul i Bill zostaną aresztowani, wówczas jednak nikt jej nie uwierzył. Fakty nadały poniewczesne wiarygodności jej słowom; kiedy w pierwszych dniach stycznia zadzwoniła do Richa Gallaghera o jedenastej wieczór, potraktowano ją poważnie.
Rozmowa ta przypominała Gallagherowi telefoniczne dialogi z „Wszystkich ludzi prezydenta”, kiedy to nerwowy informator porozumiewał się z dziennikarzami zaimprowizowanym szyfrem. Bunny powiedziała:
– Czy pan wie, kto mówi?
– Tak sądzę – odparł Gallagher.
– Powiedziano panu o mnie.
– Tak.
Wyjaśniła mu, że telefony EDS są na podsłuchu, a rozmowy są nagrywane. Chciała uprzedzić, iż istnieje poważna obawa, że Dadgar zaaresztuje jeszcze więcej osób z kierownictwa EDS. Zasugerowała, że powinni oni albo opuścić kraj, albo przenieść się do hotelu, gdzie będzie wielu reporterów. Lloyd Briggs, który jako zastępca Paula mógł zostać najbardziej prawdopodobnym celem Dadgara, wyjechał z kraju – tak czy owak musiał pojechać do Stanów, aby poinstruować prawników EDS. Inni, Gallagher i Keane Taylor przenieśli się do Hyatta.
Dadgar nie aresztował – jak na razie – innych pracowników EDS.
Howell nie potrzebował dodatkowych dowodów. Miał zamiar schodzić Dadgarowi z drogi, dopóki nie zorientuje się, jakie są zasady gry.
Tymczasem, o ósmej trzydzieści tego ranka, Dadgar zrobił nalot na „Bukareszt”.
Pojawił się wraz z szóstką współpracowników i zażądał okazania mu akt EDS. Howell, który ukrywał się w biurze na innym piętrze, zadzwonił do Houmana. Po krótkiej dyskusji irański prawnik doradził, aby cały personel EDS współpracował z Dadgarem.
Dadgar chciał zapoznać się z dokumentami Paula Chiapparone. Szafka w gabinecie sekretarza Paula była zamknięta i nikt nie mógł znaleźć klucza. Oczywiście spotęgowało to zainteresowanie Dadgara tymi papierami.
Keane Taylor rozwiązał problem w najprostszy sposób: wyłamał zamek szafki łomem.
W tym samym czasie Howell wymknął się z budynku, spotkał z dr Houmanem i poszedł do Ministerstwa Sprawiedliwości.
To również było paskudne przeżycie, ponieważ musiał przebijać
się przez roznamiętniony tłum, demonstrujący przed Ministerstwem przeciwko przetrzymywaniu więźniów politycznych.
Howell i Houman mieli umówione spotkanie z dr Kianem, przełożonym Dadgara.
Howell oznajmił Kianowi, że EDS jest godną szacunku firmą, która nie popełniła żadnych przestępstw. Jest gotów współpracować w każdym prowadzonym postępowaniu, aby oczyścić przedsiębiorstwo ze stawianych mu zarzutów, pragnie jednak, aby pracowników EDS zwolniono z więzienia.
Kian oznajmił, iż polecił jednemu ze swoich zastępców, aby poprosił Dadgara o dokonanie rewizji sprawy.
Dla Howella nie oznaczało to niczego.
Rozmowa prowadzona była w farsi. Tłumaczył ją Houman. Irański adwokat powiedział, że Kian w zasadzie nie jest zupełnie przeciwny zmniejszeniu kaucji. Zdaniem Houmana można było liczyć, że zostanie zmniejszona do połowy.
Kian dał też Howellowi list upoważniający go do odwiedzenia Paula i Billa w więzieniu.
Spotkanie to było całkowicie bezowocne. Howell i tak był zachwycony tym, że Kian go nie aresztował.
Kiedy powrócił do „Bukaresztu”, dowiedział się, że Dadgar również nikogo nie zatrzymał.
Jego instynkt prawnika ciągle przestrzegał go przed spotkaniem z Dadgarem. Obecnie jednak owo instynktowne uczucie walczyło z drugą stroną jego osobowości: niecierpliwością. Były takie chwile, gdy Howella męczyły analizy, przygotowania, przewidywania i planowanie – chwile, kiedy chciał wyjść naprzeciw trudnościom, a nie jedynie myśleć o nich. Lubił przejmować inicjatywę, lubił, gdy przeciwnicy musieli reagować na jego posunięcia, a nie na odwrót. Skłonność ta była potęgowana obecnością w Teheranie Rossa Perota, który zawsze wstawał pierwszy z samego rana i siedział ludziom na karku pytając, co osiągnęli wczoraj i co zamierzają zrobić dzisiaj. Tak więc niecierpliwość przeważyła tym razem ostrożność – i Howell postanowił stawić czoło Dadgarowi.
Dlatego właśnie był przerażony.
Jeżeli jednak był nieszczęśliwy, to jego żona tym bardziej.
Angela Howell w ciągu ostatnich dwóch miesięcy nie widywała męża zbyt często. Większą część listopada i grudnia spędził w Teheranie próbując przekonać Ministerstwo, aby zapłaciło rachunek wystawiony przez EDS. Od chwili powrotu do Stanów przesiadywał w dyrekcji EDS, godzinami zajmując się sprawą Paula i Billa, chyba że pędził do Nowego Jorku na spotkania z prawnikami irańskimi. 31 grudnia rankiem Howell powrócił do domu po przepracowaniu całej nocy w EDS. Zastał tam Angelę tulącą w ramionach przed płonącym kominkiem dziewięciomiesięcznego Michaela. W domu było ciemno i zimno – burza śnieżna spowodowała awarię prądu. Przewiózł ich do mieszkania swojej siostry i znowu poleciał do Nowego Jorku.
Angela miała już tego wszystkiego po uszy i kiedy oznajmił jej, że znowu leci do Teheranu, bardzo ją to przygnębiło.
– Wiesz, co się tam dzieje – powiedziała. – Dlaczego musisz tam wrócić? Kłopot polegał na tym, że nie miał prostej odpowiedzi na to pytanie. Nie było również jasne, co właściwie ma tam robić. Miał wymyślić rozwiązanie problemu, ale nie wiedział jak. Gdyby powiedział: „Słuchaj, to trzeba zrobić, jest to mój obowiązek i tylko ja mogę się tym zająć”, może by go zrozumiała.
– John, jesteśmy rodziną. Potrzebuję twojej pomocy – stwierdziła, mając na myśli burze, przerwy w dopływie prądu i dziecko.
– Przykro mi, ale musisz sobie radzić, najlepiej jak potrafisz. Będziemy w kontakcie – Howell mógł jej powiedzieć tylko tyle.
Nie byli małżeństwem, które okazywałoby swoje uczucia wykrzykując nawzajem. Bardzo często, kiedy sprawiał jej przykrość pracując do późna, kiedy musiała siedzieć sama w domu i jeść obiad, który przygotowała dla niego, pewien chłód w jej zachowaniu był czymś najbardziej zbliżonym do kłótni. Ale było to gorsze, niż samotna kolacja – opuszczał ją i dziecko, kiedy potrzebowali go najbardziej.
Tego wieczoru mieli ze sobą długą rozmowę. Angela nie była może po niej szczęśliwsza, ale przynajmniej pogodzona z losem.
Od tej pory zadzwonił do niej kilka razy z Londynu i Teheranu. W dzienniku telewizyjnym widziała zamieszki i niepokoiła się o niego. Gdyby wiedziała, co on ma teraz zrobić, byłaby jeszcze bardziej zaniepokojona.
Przestał myśleć o kłopotach domowych i poszedł szukać Abolhasana. Abolhasan był najstarszym rangą irańskim pracownikiem EDS. Kiedy Lloyd Briggs odleciał do Nowego Jorku, Abolhasan kierował placówką irańską firmy (Rich Gallagher, jedyny Amerykanin, który tam pozostał, nie był dyrektorem). Potem powrócił Keane Taylor i przejął w pełni kierownictwo, czym Abolhasan poczuł się nieco urażony. Taylor nie był dyplomatą. (Bill Gayden, wspaniały prezes EDS World, puścił w obieg sarkastyczne zdanie: „wrażliwość weterana piechoty morskiej”). Powstały tarcia. Ale Howell dobrze zgadza] się z Abolhasanem, który nie tylko potrafił tłumaczyć z farsi, ale także wyjaśniał amerykańskim pracownikom perskie obyczaje i sposoby działania.