– Jay! Co ty tu robisz, u diabła?
– Właśnie przyjechałem – odpowiedział Coburn.
– Po co ci ta broda? Chcesz, żeby cię wylali?
– Myślałem, że dzięki temu wydam się tu mniej amerykański.
– A widziałeś kiedyś Irańczyka z rudą brodą?
– Nie – roześmiał się Coburn.
– No, to skąd się tutaj wziąłeś?
– Cóż, wygląda na to, że w dającej się przewidzieć przyszłości nie sprowadzimy ludzi z powrotem do Teheranu. Przyjechałem więc, aby skompletować ich ruchomości i przerzucić je do Stanów.
Taylor przyjrzał mu się dziwnie, ale nie skomentował tych słów.
– A gdzie masz zamiar zatrzymać się? Wszyscy przenieśliśmy się do hotelu Hyatta, tam jest bezpieczniej.
– Czy mógłbym skorzystać z twojego dawnego domu?
– Kiedy tylko zechcesz.
– A teraz jest sprawa taka. Czy masz może koperty, które każdy z nich zostawiał? Te z kluczami do samochodów, domów i poleceniami, co zrobić z ich wyposażeniem.
– Oczywiście… Postępowałem zgodnie z tymi instrukcjami. I wszystko, co polecili przesłać – sprzedaję: zmywarki, suszarki, lodówki… Człowieku, prowadzę tu regularną wyprzedaż.
– Czy mogę dostać te koperty?
– Naturalnie.
– A jak wygląda sytuacja z samochodami?
– Zgromadziliśmy większość z nich. Kazałem zaparkować samochody obok szkoły i paru Irańczyków, jeżeli ich jeszcze nie sprzedało, to powinno je pilnować.
– A co z benzyną?
– Rich zdobył od pilotów cztery pięćdziesięciopięciogalonowe beczki. Trzymamy je w piwnicy.
– Kiedy wchodziłem, miałem wrażenie, że śmierdzi benzyną.
– Nie zapal tam czasem zapałki, bo wszystkich nas szlag trafi.
– Czy robicie coś, żeby uzupełnić zapasy?
– Używamy dwóch samochodów jako cystern – „Buicka” i „Chevy”, mają duże, amerykańskie zbiorniki. Dwóch naszych kierowców spędza całe dnie w kolejkach na stacjach benzynowych. Kiedy zatankują, wracają tutaj, wtedy przepompowujemy benzynę ze zbiorników do beczek, i znów wysyłamy samochody na stację benzynową. Czasami można kupić benzynę od kogoś z początku kolejki. Zatrzymuje się takiego, co właśnie zatankował, i proponuje dziesięciokrotną cenę. Tutaj, wokół kolejek po benzynę powstaje cała gałąź gospodarki.
– A co z olejem opałowym do ogrzewania domów?
– Mam źródło, ale facet zdziera ze mnie cenę dziesięciokrotnie wyższą od dawnej. Wydaję tu forsę, jak pijany marynarz.
– Będę potrzebował dwunastu samochodów.
– Co takiego? Jay? Dwunastu samochodów?!
– To, co słyszałeś.
– Będziesz mógł trzymać je koło mojego domu. Tam jest duże, ogrodzone podwórko. Czy będziesz chciał… obojętne z jakiego powodu… zajmować się tankowaniem samochodów w taki sposób, żeby żaden z irańskich pracowników tego nie widział?
– Oczywiście.
– W takim razie przyprowadzaj samochód do Hyatta, a ja ci go zamienię na zatankowany.
– Ilu Irańczyków jeszcze mamy?
– Dziesięciu najlepszych, plus czterech kierowców.
– Chciałbym mieć ich spis.
– Czy wiesz, że Ross jedzie tutaj?
– O cholera, nie! – Coburn był zaskoczony.
– Właśnie dostałem wiadomość. Przywozi z Kuwejtu Boba Younga, żeby przejął ode mnie sprawy administracyjne i Johna Howella, by zajął się stroną prawną. Chcą, żebym współpracował z Johnem w sprawie rokowań i kaucji.
– Tak to jest – Coburn zastanawiał się, o co chodzi Perotowi. – No dobra, jadę do ciebie.
– Jay, dlaczego nie powiesz mi, co jest grane?
– Nie ma tu nic do powiedzenia.
– Nie pieprz, Coburn. Chcę wiedzieć, o co chodzi.
– Usłyszałeś wszystko, co miałem do powiedzenia.
– Mówię ci, nie pieprz. Zobaczysz, jakie samochody dostaniesz… będziesz miał fart, jeżeli będą w nich kierownice.
– Przykro mi.
– Jay…
– Tak?
– Masz najśmieszniejszą walizkę pod słońcem.
– Różnie bywa…
– Słuchaj, Coburn. Ja wiem, po co tu jesteś. Coburn westchnął.
– No to chodźmy się przejść.
Wyszli na ulicę i Coburn powiedział Taylorowi o grupie ratowniczej.
* * *
Następnego dnia zaczęli organizować kryjówki.
Dom Taylora przy Aftab Street 2 nadawał się idealnie. Był położony blisko hotelu Hyatt, co ułatwiało zamianę samochodów i znajdował się w amerykańskiej części miasta, miejscu, które, gdyby zamieszki przybrały na sile, mogło okazać się mniej niebezpieczne dla Amerykanów. Telefon działał, było dość oleju opałowego. Ogrodzone murem podwórze mogło pomieścić sześć samochodów. Istniało również tylne wyjście, mogło być wykorzystane jako droga ucieczki, gdyby przed frontowymi drzwiami pojawił się oddział policji. A poza tym, właściciel nie mieszkał w domu.
Posługując się planem Teheranu wiszącym na ścianie gabinetu Coburna, na której od chwili ewakuacji zaznaczone były wszystkie domy EDS w mieście, wybrali jeszcze trzy, nadające się na kryjówki.
W ciągu dnia, kiedy Taylor zatankował już samochody, Coburn odprowadził je po kolei z „Bukaresztu” do każdego z domów i zaparkował przy każdym po trzy.
Patrząc ponownie na plan, próbował sobie przypomnieć, czyje żony pracowały w amerykańskich instytucjach wojskowych, rodziny bowiem, które miały prawo zaopatrywania się w kantynie, zawsze posiadały lepszą żywność. Zanotował osiem najbardziej prawdopodobnych możliwości. Jutro odwiedzi te miejsca i zabierze stamtąd do kryjówek wszystkie konserwowane produkty żywnościowe i napoje.
Wybrał również piąte mieszkanie, ale nie odwiedził go. Miało to być alarmowe miejsce schronienia, wykorzystywane w razie poważnej potrzeby i nikt nie mógł się tam pokazywać, dopóki nie zaistniała taka konieczność.
Tego wieczoru, kiedy był sam w mieszkaniu Taylora, zadzwonił do Dallas i poprosił Merva Stauffera.
Stauffer był, jak zawsze, w dobrym nastroju.
– Cześć, Jay! Jak się masz?
– W porządku.
– Cieszę się, że cię słyszę. Mam do ciebie prośbę. Masz coś do pisania?
– Jasne.
– OK. Honky Keith Goofball Zero Honky Dummy…
– Merv – przerwał mu Coburn.
– Co?
– Co ty u diabła gadasz?
– To kod, Jay.
– Co to takiego Honky Keith Goofball?
– H jak Honky, K jak Keith…
– Merv, H to Hotel, K to kilo…
– O! – powiedział Stauffer. – O, nie wiedziałem, że powinno się używać określonych słów… Coburn roześmiał się.
– Posłuchaj – rzekł. – Przed następnym telefonem poproś kogoś o wojskowy kod literowy.
Stauffer też się roześmiał.
– Oczywiście, że to zrobię – odparł. – Ale przypuszczam, że tym razem będziemy musieli posłużyć się moją wersją.
– Dobra, zaczynaj.
Coburn odebrał zakodowaną informację, a potem, wciąż używając kodu, przekazywał Staufferowi swoje miejsce pobytu i numer telefonu. Po skończeniu rozmowy rozszyfrował przekazaną mu przez Stauffera wiadomość.
Była dobra. Następnego dnia przylatywali do Teheranu Simons i Joe Poche.
* * *
11 stycznia, w dniu, w którym Coburn przyleciał do Teheranu a Perot odleciał do Londynu, mijał dokładnie drugi tydzień pobytu Paula i Billa w więzieniu.
W tym czasie raz byli pod prysznicem. Kiedy strażnicy dowiedzieli się, że jest ciepła woda, dali każdej celi pięć minut na kąpiel. Gdy mężczyźni zaczęli tłoczyć się w kabinach, aby choć na chwilę dostąpić rozkoszy bycia czystym i rozgrzanym, wszelkie uczucie wstydu poszło w kąt. Nie tylko umyli się, ale również wyprali swoją odzież.
Po tygodniu wyczerpały się butle z gazem w kuchence więziennej. Jedzenie złożone głównie z potraw mącznych i ubogie w warzywa, od tej pory było również zimne. Całe szczęście, że pozwolono im uzupełniać więzienny wikt pomarańczami, jabłkami i orzechami, które przynosili ze sobą odwiedzający.
Wieczorami przeważnie wyłączano elektryczność na godzinę lub dwie i wtedy więźniowie mogli używać świec lub latarek. W więzieniu było pełno wiceministrów, dostawców rządowych i biznesmenów teherańskich. W celi nr 5, wraz z Paulem i Billem, siedziało dwóch członków dworu cesarzowej, ostatnim zaś, który znalazł się w ich celi, był dr Siazi, który pracował w Ministerstwie Zdrowia pod kierownictwem dr Sheika jako dyrektor departamentu rehabilitacji. Dr Siazi był psychiatrą i wykorzystywał swoją wiedzę do polepszenia samopoczucia więźniów. Ciągle wymyślał gry i rozrywki, które miały urozmaicić codzienną monotonię. Wprowadził na przykład zwyczaj, zgodnie z którym każda osoba w celi przed przystąpieniem do obiadu musiała opowiedzieć jakiś dowcip. Kiedy dowiedział się, jak wysoką kaucję wyznaczono za Paula i Billa, zapewnił ich, że mogą spodziewać się wizyty Farrah Fawcett Majors, której męża wyceniono zaledwie na sześć milionów dolarów.