Литмир - Электронная Библиотека
A
A

14. FEJGEŁE DIABEŁ

Łobuzy wchodzą na drogę cnoty. Diabeł, nie dziewczyna. Czarownica, która łaskocze

Mimo wszystko nie należy sądzić, iż zły duch zwyciężył na całej linii, a duch dobry na zawsze pozostał w tyle. Nie wolno zapominać, że na świecie był wtedy miesiąc Elul z dniami pokuty, Rosz Haszana i Jom Kipur. Były ponadto zwykłe modlitwy, były posty, były też dni przeznaczone na umartwianie ciała. Czyli to wszystko, co porządni Żydzi kiedyś wymyślili. Nie bacząc na drobne kradzieże, karty i inne chłopięce grzeszki średniego z synów Nachuma, syna Wewika, Szołema, można by z całą pewnością zaliczyć go do wielce i prawdziwie pobożnych. Cechowała go prawdziwa bojaźń boża. Nieraz uroczyście przyrzekał sobie, że kiedy dorośnie, to z woli bożej będzie świątobliwy i porządny. Taki będzie, jak nakazywała babcia Minda, taki, jak nakazywał rebe, i taki, jak nakazywali wszyscy porządni i pobożni Żydzi.

Bywało, i to często, że odmawiając modlitwę płakał. Bił się w piersi za grzechy. Oddalał się od swoich starszych braci i od łobuzerskich kolegów, gotowych namówić go do wszelkiego zła. Stał się prawdziwym pokutnikiem. Nadszedł czas pokuty. Nadeszły Groźne Dni. Być porządnym i pobożnym człowiekiem to prawdziwa przyjemność. Zaś ten, który spróbował zostać pokutnikiem, przyzna, że nie ma na świecie niczego bardziej wspaniałego. Pokutnik to taki człowiek, który przeprosił się z Bogiem. Pokonał w sobie złe instynkty i zespolił się z Duchem Świętym. Zważcie tylko, czyż może być coś lepszego od takich przeprosin? A co może być słodszego niż zwycięstwo? I co może być milszego od Ducha Świętego? Pokutnik czuje, że jest całkowicie i absolutnie czysty, mocny, rześki, że się na nowo urodził. Z czystym sumieniem może patrzeć w oczy każdemu człowiekowi. Dobrze jest być pokutnikiem. Wręcz doskonale.

Już pierwszego dnia miesiąca Elul, gdy rozlegały się pierwsze dźwięki szofaru, wydało się bohaterowi tej autobiografii, że oto zły duch leży przed nim spętany. Tarza się po ziemi i błaga o litość. Prosi, aby go zbyt mocno nie deptano. Cóż dopiero mówić o Rosz Haszana albo o Jom Kipur? Cierpienia wywołane postem, uczucie głodu, pragnienia były tak bolesne, że chwilami śmierć zaglądała Szołemowi w oczy. A jednocześnie opór stawiany im na równi z dorosłymi sprawiał mu niewysłowioną satysfakcję. Wszystko to napełniało go jakąś nadzwyczajną słodyczą. Miało w sobie coś z pokusy. Było piękne. Tylko ten potrafi to ocenić, kto sam jest pobożny, albo ten, który był nim kiedyś. Żadna przyjemność nie może być porównywana do tej, która ogarnia człowieka opuszczającego bóżnicę w wieczór kończący Sądny Dzień. Jest zmęczony, ale oczyszczony ze wszystkich grzechów. Dusza w nim jasna i klarowna. Czeka na niego kolacja. Nogi rwą się same do domu. Poznał już przedsmak rajskiego ogrodu. Przedsmak słodkiego ciasta z mąki żytniej maczanego w mocnej wódce. A na koniec – stop! Co tu się dzieje? Oto Żydzi zatrzymali się, aby uroczyście powitać nów księżyca.

– Wprawdzie jesteśmy, Bożunciu, głodni na umór, zmęczeni na fest i wyczerpani do cna, to jednak jedno z drugim nie ma nic wspólnego – Twój księżyc uczcimy modlitwą!

Ach, jak dobrze jest być Żydem. Porządnym Żydem. Pokutnikiem! Istnieje jednak zły duch. Oby sczezł! Wtrąca ci się szatan paskudny i psuje cały interes. Tym razem szatan pojawił się w postaci dziewczyny o zielonych oczach. Skąd się wzięła dziewczyna – zaraz opowiem.

Zgodnie ze starodawnym zwyczajem na okres Groźnych Dni zjeżdżali się do Woronki Żydzi z okolicznych wsi. Nazywano ich „jeszywnikami” albo „świątecznikami”. Każdy gospodarz w Woronce miał swego świątecznika i swoją świątecznicę. Świątecznikiem Nachuma, syna Wewika, był jego daleki krewny Lifszyc, zwany Hłubockim. Był to pobożny Żyd. Czoło miał szerokie. Typowe czoło myśliciela, aczkolwiek zbytnią mądrością nie grzeszył. A żonę miał również pobożną. Dwie miała pasje: modły i tabakę. Dzieci nie mieli. Mieli za to młodą służącą, sierotę po dalekiej krewnej. Nazywała się Fejgełe. U łobuziaków miała inne imię: Fejgełe Diabeł. Była to bowiem dziewczyna na schwał. Istny ogień. Diablica, a nie dziewczyna. Zagrywki miała wcale nie dziewczęce. Przebywała z chłopakami. Brała udział w ich zabawach. Gdy nikt tego nie widział, opowiadała im bajki i śpiewała piosenki. Przeważnie gojskie.

Pewnego razu, a zdarzyło się to w dni powszednie między świętami Sukot, gdy w nocy było jasno i ciepło, Fejgełe podkradała się do legowiska chłopców. (Z powodu krewnych, którzy zjechali się na czas świąt, dzieci musiały spać na ziemi pod gołym niebem). Przysiadała się do nich na poły rozebrana, rozplatała warkocze i opowiadała bajki. Nie były to bajki, które zwykł był opowiadać kolega Szołema, Szmulik, wychowanek rebego. Fejgełe opowiadała historie o duchach i czartach płatających różne figle. To przewracają ludziom ubrania na lewą stronę, to przestawiają meble, odwracają kartki ksiąg, tłuką naczynia, wyciągają garnki z pieca i wyczyniają różne inne psikusy. Opowiadała o czarownikach i czarownicach oraz o tym, jak czarownica potrafi, jeśli tylko zechce, zamęczyć stu ludzi samym tylko łaskotaniem…

– Łaskotaniem? Co to znaczy samym łaskotaniem?

– Nie wiecie, co to jest łaskotanie? Zaraz wam pokażę, jak czarownica łaskocze.

I Fejgełe Diabeł, rozpuściwszy włosy, zabrała się do pokazywania, jak czarownica łaskocze. Z początku chłopcy śmiali się. Potem zaczęli się wyrywać. Doszło do szamotaniny. Chłopcy wpijali się palcami w jej długie, rozpuszczone włosy. Nie żałowali ani pięści, ani szturchańców. Bili jak popadło, jak Bóg przykazał. Fejgełe udawała, że się broni. Widać było, że te razy sprawiają jej przyjemność. Przyjmowała je i czekała na dalsze. Twarz jej płonęła. Oczy jasnozielone błyszczały jak u kotki. W świetle księżyca wyglądała jak prawdziwa czarownica. Najgorsze jednak było to, że nie tylko pokonała ich wszystkich, ale każdego pokonanego obejmowała, przyciskała do piersi i całowała, całowała w same usta!

Jedyne szczęście, że działo się to przed Hoszana Rabba, zanim jeszcze „kartka życiowa” na następny rok została podpisana w niebiosach. Pozostał czas na przebłaganie Boga, aby tych narzuconych pocałunków z babą nie zaliczył w poczet wielkich grzechów. Sam bowiem Pan Bóg mógł zaświadczyć, że stało się wbrew ich zamiarom.

Skąd się wzięła ta Fejgełe Diabeł? Co za stworzenie z niej było? Czy był to czart? Zły duch? A może zabłąkana dusza z innego wcielenia? A może był to sam szatan Belzebub, który przyjął kształty dziewczyny, aby niewinne dzieci namówić do tak ciężkiego grzechu, jakim było całowanie się z dziewczyną, i to wbrew własnej woli?

15. DUCH – KAWALARZ

„Domownik”, który robi kawały. Duch w potrzasku. Rozpustną dziewką wydają za mąż, a ona staje się cnotliwą żoną

Wkrótce się okazało, kim w istocie była Fejgełe Diabeł. A okazało się w sposób tak przedziwny, że warto o tym opowiedzieć.

Tej samej zimy, a było to chyba tuż przed lub tuż po Chanuce, zajechał do nas Lifszyc z Hłubokiego. Przywiózł wiadomość, że w jego domu na wsi zamieszkał jakiś duch. Zadomowił się na dobre i przyczynia mu sporo kłopotów. Jest więc z tego powodu po prostu nieszczęśliwy. Z początku „kawalarz” – jak nazywał go Lifszyc – tylko drwił z nich. Co noc przewertowywał księgi Gemary, wydzierał kartki z modlitewników i ksiąg biblijnych, przewracał talerze w szafie, rozbijał garnki, wrzucał do wiadra na pomyje woreczek z tefilin, przekręcał portret Montefioriego twarzą do ściany. Nie, nikt niczego nie słyszał. Później kawalarz zaczął opróżniać im kieszenie. Wykradał drobne monety z szuflady, zabrał i gdzie ukrył perły żony Lifszyca. Słowem, istne nieszczęście.

Przybył więc Lifszyc do swego krewniaka, do Nachuma, syna Wewika, prosić o radę. Co robić? Czy zawiadomić władzę? A może udać się do rebego z Talna? A może wynieść się z Hłubokiego?

10
{"b":"100681","o":1}