– A Domena co? Zleci z niej czy będzie tyłem jechał?
– Rojala od wczoraj dają!
– Jak dają, to bierz, jak biją, to uciekaj…
– Najlepsze konie w tej stawce to jest Trabant i Sankcja – powiedziała za mną cichutko Monika Gąsowska. – Jak tu można w ogóle grać coś innego…
– … wulkanizator…
– Co?
– Wulkanizator, mówię.
– Wulkanizator tu nie idzie!
– Panie, nie wulkanizator idzie, tylko wulkanizator te opony sprzedaje…
– Jest bomba…!
Wycie głośnika na długą chwilę zagłuszyło gadanie. Konie zaczęły wchodzić dość przyzwoicie, pierwszy Dymnik. Iider Sankcji, potem Trabant i Domena. Rojal stawił opór, ale dał się przekonać, Bohun przestrzelił. Cytryna uciekła do tyłu, Skoczylasowi trzeba było włożyć worek na głowę. Tych worków wszyscy się bali od czasu, jak raz koń wystartował z workiem, wpadł na bandę i spowodował okropną kolizję. Skoczylasowi Rowkowicz zdążył zdjąć, zanim wepchnęli Cytrynę.
– Już wszystkie – zawiadomił Jurek. – Poszły!
– Ruszyły – zaczął swoje głośnik. – Prowadzi Domena, drugi Dymnik… Na prowadzenie wyszedł Dymnik, drugi Skoczyłaś, trzecia Domena, czwarta Sankcja…
– Stracił! Już stracił! Który to…?
– Któżby, jak nie Sarnowski! Mówiłem, że nie ma Trabanta!
– Ale tam dwa straciły…
– Cytryna! Ósemka! Kilometr z tyłu…!
– Nie umie ten gówniarz pojechać…
– Dymnikiem wygra!
– E tam, Dymnikiem, na prostej stanie…
– Prowadzi Dymnik, druga Domena, na trzecim miejscu Sankcja… czwarty Bohun, słabnie Skoczyłaś… na ostatnim miejscu Trabant…
– A gdzie Rojal?!
– Dawaj, Dymnik! – wrzasnął znienacka Miecio.
– Jego ktoś zabije – powiedziała nerwowo Maria. – Dawaj,
Sankcja!
– Cytryna podchodzi! – krzyknął pan Zdzisio.
Konie przemieszczały się na zakręcie, Cytryna weszła w stawkę razem z Trabantem, Domena z Rojalem poszły na duże koło.
– Rojal wychodzi!!! Jest Rojal!!! Rojal idzie!!!
– Dwa Rojale, a trzeci malutki! – rozzłościłam się. – Daltoniści…!!!
– Panie, Rojal jest fioletowy, a tu żółte idzie…
– Na prostą wyprowadza Dymnik, druga Sankcja, trzeci Bohun – mówił głośnik i chwilami było go nawet słychać. – Polem finiszuje Trabant z Cytryną…
– Dawaj, Cytryna – mruknęłam beznadziejnie.
– Cytryna! – wolał entuzjastycznie pan Zdzisio. – Proszę, jak idzie! Tylko Cytryna…!
– Prowadzi Sankcja, druga Domena, trzeci Trabant, tuż przy nim Cytryna – informował głośnik. – Sankcja, na drugim miejscu walka, Domena, Trabant, Sankcja, Trabant, Sankcja, Trabant, walka, Sankcja, Trabant…
– Sankcja! – krzyknął z ulgą Jurek. – Utrzymała się, mało na serce nie umarłem, widziałaś tego Trabanta? Z ostatniego miejsca…! Nie miałem go.
– Sankcja z Trabantem, cztery trzy, czy ja tego nie gram przypadkiem…
– Mówiłam przecież, że tylko te dwa się liczą! – westchnęła z wyrzutem Monika Gąsowska.
– Żeby nie stracił, byłby wygrał, jak nic! l ta Cytryna, też straciła. Lepsza jazda i popatrz, gdzie była? Trzecia albo czwarta za Domeną o krótki pysk!
– Masz triplę? – spytała Maria.
– Coś ty? Przeszłam od drugiej, ale pierwszą kończyłam Cytryną. Ale za to ty masz?
– Mam i przeszłam. I kwinta nam idzie. Z pięćdziesiąt może dadzą, za dwójkę było przeszło sześć tysięcy.
– Jak dadzą trzydzieści, będziemy się cieszyć – wyproroko- wał z niechęcią Jurek.
– Tak się gra się w te karasie! – wykrzykiwał Waldemar, prezentując porządek 3- 4, Sankcję z Trabantem, za 50 tysięcy. – Trójka nie grana, tego Rojala się uczepili, a mówiłem panu, cytryna to do wyciskania! Proponowałem, żeby pan wszedł! l kwinta mi idzie!
– Mnie dwie! – oznajmił żywo pan Zdzisio. – To będzie wielka kwinta…
– Wielka to może nie za bardzo – skorygował łagodnie pan Rysio. – Ale lepsza taka, niż żadna.
– Szkoda – powiedziała w stronę okna pani Ada. – Miałam Trabanta górą.
– Trabant górą to byłby majątek. Ale kwinta pani idzie?
– Kwinta owszem…
Kwinta szła prawie wszystkim. O wysokość wypłat sprzeczali się aż do ich ogłoszenia. Za Sankcję dali cztery tysiące z groszami, porządek wyniósł przeszło dwadzieścia, a tripla stanowiła średnią pomiędzy przewidywaniami Marii i Jurka, 41 tysięcy. Przestałam żałować głupiej gry, więcej mi przyniósł porządek, grany prawdopodobnie z rozpędu, bo Trabanta nie spodziewałam się wcale. Kwinta złamała mi się razem z pierwszą tripla, teraz miałam szansę na drugą, kończyłam ją dwoma najlepszymi końmi. Wypędziłam Monikę na paddock.
– Nawet patrzeć nie warto – powiedziała już po pierwszym przejściu koni. – Dwa się liczą, nie ma mowy o innych. W ostateczności mogłaby się pokazać Kalkuta, ta piątka, ale jest niedotrenowana, w przyszłym roku wyjdzie do pierwszej grupy, teraz jeszcze nie. Tylko Parnas z Edytorem i nic więcej.
Byłam tego samego zdania i oba te konie miałam w tripli. Dokładnie takie same poglądy żywił cały tor, w ostatniej chwili ktoś zadbał o podwyższenie wypłaty i hurtownicy uzyskali tajemniczą informację na temat Seneki. Matkę miał świetną, owszem, ale po tych wielkich matkach na ogół lepsze były klacze, ogiery się jakoś mniej udawały, w żadnego Senekę nie wierzyłam. Zagrałam rewolucyjnie Parnasa z Edytorem dwoma biletami i dałam sobie spokój z resztą. Opinia Moniki wreszcie wywarła na mnie wpływ.
Seneka, rzecz jasna, omawiany był przez graczy w rodzaju żeńskim. Na własne uszy usłyszałam, że w poprzedniej gonitwie ta Seneka miała szansę i została wstrzymana. Dziwne wręcz było, że imieniem filozofa ochrzczony został ogier, skoro taka na przykład Wieniawa była klaczą. Generał Wieniawa-Długoszowski, podobno stuprocentowy mężczyzna, powinien był się w grobie przewrócić…
Parnas z Edytorem przyszły bezproblemowo. Edytor pierwszy. Parnas drugi, wypłata spadła obrzydliwie, za porządek dali 3.800, za triplę jeszcze gorzej, 36 tysięcy. Kwinta nadal szła wszystkim, niektórym po dwadzieścia razy, pan Zdzisio machał dwiema kartkami, pan Rysio trzema, pan Edzio miał po dziesięć.
– I do tego jeszcze pomyliłam gonitwy – powiedziała Maria ze zgrozą. – Słowo daję, że to przez Miecia! Popatrz, jak ja grałam tę triplę Wojciechowskiego, to miała być druga, trzecia i szósta, jak mi to mogło wyjść…?
– Właśnie od początku mi się wydawało, że coś nie tak z tą Walkirią, ale nie chciałam cię peszyć…
– Jak teraz nie przyjdzie fuks, to kwinta zrobi dolny rekord – orzekł pan Rysio.
– Pomyliłeś się o jeden dzień – powiedziałam do Jurka. – To nie wczoraj miało być płasko, tylko dziś.
– No popatrz, a ja właśnie myślałem, że będzie odwrotnie. Bez Gambii, bez Trabanta, w drugiej co najmniej dwa konie do gry, teraz też… Wszyscy wszystko wiedzą. Teraz grają Czestkowa, a ja uważam, że go nie będzie.
– Nie Czestkowa grają, tylko dwójkę – poprawił pułkownik.
– Jaką dwójkę? Marcję? Dlaczego? Źle chodziła…
– Chora była, raz poszła na przelecenie i już jest w formie. Dwójka pierwsza gra.
– No i masz! Mam ją, bardzo ją liczę, myślałem, że to fuks!
– Fuksa to tu może zrobić Rosiczka, szóstka. Trzaska tak lubi konia podszykować.
– A napust straszny jest na jedynkę – oznajmił pan Rysio, tyłem wsparty o parapet okienny. – Jakiś od Glebowskiego stawiał w tripli i w kwincie same jedynki w piątej i wszyscy za nim.
– Jeden cztery będzie pierwsza gra – przepowiedział pułkownik. – Ta Dotacja z Czestkowem.
– Mnie też dali jedynkę – rzekł smętnie pan Edzio. – Gram ją, ale nie wierzę. Kwintę czterema kończę, po dziesięć razy.
– To rzeczywiście tylko Rosiczka została – zgodził się ze mną Miecio. – Dawaj, Rosiczka!
– Mieciu, zwracam ci uwagę, że Rosiczki nie mamy! – zdenerwowała się Maria.
– No to co? Ale fuks! Dawaj, Rosiczka!
– On po prostu nie jest chciwy. Woli emocje, niż pieniądze…
Mimo, iż kwinta zapowiadała się dość nędznie, zdenerwowanie zaczęło rosnąć. Przy stoliku tuż za barierką siedziano jakieś mocno przejęte towarzystwo, do którego dobił Kapulas. Czestków to był jego koń, coś im powiedział, nie usłyszałam, ale zdanie musiał mieć pozytywne, bo ponure gęby nieco się rozjaśniły. Zdanie Kapulasa nie świadczyło o niczym, zeszłam na dół popatrzeć na paddock. Triplę kończyłam samotną Marcją.