Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– No to powiem. Otóż przez chwilę wydawało mi się, że on mnie chce zabić.

– Czy ty ogłuchłaś, dasz ten otwieracz czy mam go sobie sama wziąć? – spytała Maria, wyraźnie bliska walenia mnie po głowie butelką piwa.

Nie zauważyłam jej przyjścia i nie zabrałam swoich tobołów z jej fotela. Sięgnęłam do torebki i otworzyłam kosmetyczkę.

– Tu jest, weź sobie. I wyrzuć to byle gdzie. Niech pani opowie dokładnie – zwróciłam się znów do Moniki. – To może wcale nie być złudzenie.

– Przyszedł cięć… Nie, chyba muszę po kolei… Gospodarz domu to się nazywa. Moja ciotka go prosiła, żeby założył uszczelkę w kuchni, bo woda już leciała ciurkiem, a ona mu dobrze płaci za takie rzeczy, więc przyszedł… Nie, jeszcze nie tak, to było potem. Rozmawiałam z tym Balcerskim, który wcale nie jest Balcerskim, powiedziałam, że policja zabrała notes Zawiejczyka, uwierzył w to w końcu, zmartwił się, wstał z fotela i zachwycił się kwiatkiem. Moja ciotka ma kwitnący amarylis, rzeczywiście piękny, ale mężczyźni rzadko takie rzeczy zauważają, a on go pokazał, jakie piękne, powiedział, co to jest. Spojrzałam i w tym momencie zadzwonił dzwonek u drzwi, więc się zerwałam i przysięgłabym, że ten nie- Balcerski trzymał w ręku takie coś… jakby drążek z kulą na końcu. W ogóle doznałam wrażenia, to nie był widok, tylko właśnie wrażenie, że robił tym zamach. Zaczynał robić, ale zerwałam się i on to gwałtownie ukrył za sobą. To był właśnie ten cieć, okazało się, że ciotka, schodząc, przypomniała mu o kranie i powiedziała, że pieniądze czekają na biurku. No i cięć zaczął odkręcać w kuchni, ale przedtem zajrzał do pokoju. Nie wiem dlaczego, może z ciekawości, a może chciał te pieniądze zobaczyć, bo łypnął okiem na biurko i od razu nabrał zapału. Balcerskiego też zobaczył. Ja się nawet nie zdążyłam przestraszyć, dopiero potem coś mi zaświtało, jak on już poszedł, wtedy właśnie powiedział, że się nazywa Balcerski, a jak to pani teraz opowiadam, przychodzi mi do głowy, że on to mówił dla ciecia. Na cały dom ogłaszał, że się nazywa Balcerski. Tego drążka z kulą oczywiście już nie widziałam i wcale bym nie przysięgła, czy mi się tylko nie wydawało.

– I poszedł?

– Proszę?

– Ten Balcerski, pytam, czy poszedł sobie?

– Poszedł. A cięć w kuchni został. A potem wróciła moja ciotka.

– Należało od razu zadzwonić do majora Wolskiego.

– Myśli pani? Ale to przecież głupie!

– Nie szkodzi. Morderca też nie geniusz i może miewać idiotyczne pomysły. Z kim pani tu przyjechała?

– Taksówką.

– To przypuszczam, ze odjedzie pani z majorem. Załatwię to za panią. Niech się pani zajmie paddockiem i na razie unika odludnych zakamarków…

Bomba wylazła do góry. Zbrodnicze komplikacje odsunęły się trochę na bok. W pośpiechu wydłubałam z torby lornetkę.

Nubia wygrała bez najmniejszych trudności, za nią była Gambia, 5-3. Należało zejść wcześniej i nie słuchać gadania pana Sobiesława z Waldemarem, niech to piorun strzeli…

– Honor dla nas, forsa dla nich – powiedziałam z rozgoryczeniem.

– Cały tor zaczął kwintę – zaopiniował pułkownik.

– Gambię trochę podgrywali, nie? – powiedział Jurek beznadziejnie. – Ale i tak piątka pierwsza gra…

– Widziałam tego jednego, który ma informacje ze stajni – mówiła z niesmakiem pani Ada. – Grał za pięćset tysięcy, pięć porządków po sto i wszystko do jedynki. Popatrzcie, jak go napuszczają, czy ten półgłówek tego nie widzi? Już trzeci raz zwróciłam na niego uwagę…

Pięć arabów w drugiej gonitwie stanowiło stawkę mniej więcej równorzędną, przypomniałam sobie, że na arabach potrafią pojechać Skórek i Kacperski i postanowiłam grać na dżokejów. Dwa pięć i pięć dwa, w obie strony, bo żaden z nich od wieków nie wygrał i był na nich najwyższy czas. Tor łupał czwórkę, Grykę Wagrowskiej, nawet jej dobrze życzyłam, ale jechał na niej amator Kwiatkowski, który wprawdzie bardzo się starał, wielkich umiejętności jednakże jeszcze nie posiadał. Na folblutach owszem, ale nie na arabach, chyba że ta Gryka pójdzie sama z siebie…

Omal nie zapomniałam o Monice i fałszywym Balcerskim, na szczęście wpadłam pod schodami na nadkomisarza Jarkowskiego i obowiązki wmieszały mi się w rozrywkę.

– Wie pan, że ta Gryka może przyjść – powiedziałam do niego. – Majora Wolskiego niech pan złapie…

Przekazałam komunikat Moniki. Należało koniecznie sprawdzić, kto tam był u jej ciotki i czaił się z drążkiem. Byłam absolutnie pewna, że ma to jakiś sens i potężne znaczenie, ale pojęcia nie miałam jakie, atmosfera miejsca nie sprzyjała śledczym rozważaniom. Nadkomisarz Jarkowski powątpiewał w Grykę, uparł się, że wygrywa Kacperski i szeptem zapewnił mnie, że do majora dotrze zaraz po gonitwie.

Skórek znienacka pokazał klasę i wygrał lekko, za nim, niestety, zdążył amator Kwiatkowski, po czym energicznie naplułam sobie w brodę, bo oczywiście grałam odwrotnie, a za porządek dali czternaście tysięcy. Spadło z mocno granego Kacperskiego, góra za Skórka wyniosła 6.200 i Jurek smętnie stwierdził, że przynajmniej przyszło najmniejsze zło. Triple i kwintę mieli wszyscy.

– Mieciu – spytałam poprzez Marię. – Takiego Podwalskie- go to ty znasz?

– Gienio mu – odparł Miecio. – Znam. A bo co?

– Kto to jest?

– Taki jeden z doradców ministra. Bydlątko średnio poczciwe i podłe. Malinowskiemu się strasznie podlizuje, na co ci on?

– On głupi?

– Różnie. Czasem głupi, czasem bystry. A co?

– Nic. A Jerczyka? Znasz?

– Jarczak to koń – zwróciła mi uwagę Maria. – U Wróblewskiego. Wszyscy go znamy.

– Nie Jarczak, tylko Jerczyk. Znasz Jerczyka? Miecio myślał przez chwilę.

– Nie. Jarczaka owszem, Jerczyka sobie żadnego nie przypominam. Bo co?

– Nic. Nie mam teraz głowy do tych zbrodniczych odkryć,

ale tak mi się coś majaczy. Jeszcze nie wiem co.

– I popatrz, co on mi tu znów narobił! – powiedziała Maria znękanym głosem. – Kiedy zdążył, nie wiem, bo program przed nim schowałam i popatrz w tej trzeciej, już nie mówię, że wyrzucił Trabanta, bo też go wyrzucam, ale Bohun…? W pierwszej grupie na lidera chodził, gdzie tu Bohun…?! l Skoczyłaś! Ja miałam Sankcję i Domenę, a on mi tu tryni Bohuna ze Skoczylasem, przecież ja przez niego szału dostanę! l zobacz rezultat, kończę Bohunem i Rojalem, a przechodzę Domeną i Skoczylasem! Jedna Sankcja mi została, kończę nią i przechodzę…

– Skąd ci się wziął ten Rojal?

– Rojal przez pomyłkę. Znów nie zdążyłam do zbiorowej i dyktowałam w pojedynczej i Rojal to miała być Walkiria w czwartej.

– Cały tor ją gra – skrzywił się wzgardliwie Miecio.

– No to co, że cały tor? To miała być tripla Wojciechowskiego!

– Przecież tripla Wojciechowskiego nie idzie?

– Ale mogła iść, nie? l kończyłaby ją Walkiria. Taką myśl miałam, ale pomyliłam gonitwy!

– I w ten sposób pierwsza gra w szóstej przeistoczyła ci się w fuksa w trzeciej…

– Jakiego fuksa, co ty mówisz! – rozzłościł się nagle Jurek.

– Rojal grany blokami!

– Żartujesz…?!

– A skąd! Pierwsza gra! Sankcja dopiero za nim!

– Rojala ze stajni przynieśli – oznajmił pan Edzio. – Mówią, że wisi.

– Zobaczycie Rojala i ucho od śledzia! – zapewnił urągliwie pułkownik.

– O tym Rojalu słyszałem już wczoraj – powiedział z uciechą pan Rysio za Mieciem. – Wcale w niego nie wierzę, Trabanta nikt nie dotyka, bo Wiedeń i Wiedeń, a zobaczycie, że on przyjdzie…

– Tu wszystko grają, Trabanta najmniej.

– … Cytryna to dobra do herbaty – tłumaczył Waldemar panu Sobiesławowi. – Skąd pan ją wziął, żadnej Cytryny tu nie będzie!

– Żeby pękł! – mruknęłam pod nosem, bo właśnie miałam Cytrynę. Dałam spokój koniowi Wągrowskiej w poprzedniej gonitwie, teraz nie wytrzymałam i wetknęłam tę Cytrynę do tripli. Dołożyłam jej wprawdzie Domenę i Sankcję, ale Sankcję miałam w tripli nie od Nubii, tylko od Gambii, złamała się od razu.

– Cytryna, proszę państwa! Tu będzie wybuch, musi być! – przekonywał z ogniem pan Zdzisio. – Tu Cytryna przychodzi, nie ma konkurencji…!

51
{"b":"100651","o":1}