Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Zielonooka dziewczyna w długiej płóciennej sukni w milczeniu obrywała liście pnącej róży. Jej twarz była blada, czysta i bardzo spokojna, i nie wiedział, jakimi słowami ją przywitać. W liście z Traganki napisano mu, że wędruje z jadziołkiem i nosi dwa miecze. Przypuszczał więc, że będzie podobna do servenedyjskich wojowniczek o twarzach pokrytych splotami tatuaży, dzikich i niepojętych, bardziej zwierząt niż ludzi.

Nic nie przygotowało go na podobne spotkanie.

– Wyświadczcie mi łaskę – odezwała się pierwsza – i wyślijcie zaufanego do gospody Pod Wesołym Turem, zostawiłam tam towarzyszy. I lepiej – dodała – niech nikt nie zobaczy, jak wchodzą do waszego domu.

– To wolne miasto – ocknął się Krotosz. – Nikt krzywdy ani wam, ani waszym towarzyszom nie uczyni, żadne tajemnice czy skradania niepotrzebne. Nie kochają nas tutaj, nie bardziej niźli w innych miastach niewiernych. Ale w biały dzień po ulicach chadzamy spokojnie.

– Jak wolicie – odparła bez zmieszania. – Tyle tylko, że to wiedźma i Twardokęsek, zbój z Przełęczy Zdechłej Krowy, możeście o nim słyszeli, sławny tu niegdyś bywał. A i to jeszcze – ciągnęła, przypatrując się bacznie pobladłemu nagle Krotoszowi – na uwadze miejcie, żeśmy z Gór Żmijowych w nocy zeszli.

– Bogowie! – wyszeptał zdrętwiałymi wargami.

– Nic od was nie chcę ponad to, co mi na Tragance obiecano – pokazała na rozpieczętowane pismo. – A co wam się zda stosowne, wiernie opiszcie. Tam wieści czekają, a mnie za jedno.

Przez chwilę bezmyślnie obracał list w palcach, a potem przebiegł pismo wzrokiem: “Żagiew, od której wielu może zgorzeć… ogień wędrujący przez krainy niewiernych… strzeżcie się tego, co ma przy boku, i tego, co za nią idzie…" i przeraził się, że oto przestrogi poczęły się wypełniać.

– Lepiej się wam w takiej kompanii nie pokazywać – rzekł niespokojnie. – A zwłaszcza nie po tym, jak zwierzołacy popod samą Spichrza miasteczka dwa wymordowali. Ludzie tu zapalczywi, nieobyczajni. Pewno już po placach powroźnicy wiedźm wypatrują. Jeszcze im się uroi, żeście ze złym w zmowie. Po prawdzie to zdałoby się wam jak najszybciej ze Spichrzy wyjechać.

– Rychło – uśmiechnęła się. – Rychło się mnie pozbędziecie. Przeczekać tylko chcę, póki wasz pacholik nie wróci.

Bogowie wiedzą, pomyślał ze strachem Krotosz, co ona temu postrzeleńcowi, Jaszczykowi, do głowy nakładła, bo przecież jakby mu kto soli na ogon nasypał, pognał do miasta. I niech no się tylko wyda, że tu wiedźmę przechowuję, jak wesz mnie ogniem umorzą.

– Nie obawiajcie się, wiedźma wywarem z szaleju i biełunki napojona i zmordowana – dziewczyna jakby odgadła jego zmartwienie. – A jeśli Jaszczyka ktoś przed księciem o zmowę ze złym oskarży, to się go wyprzyjcie i złodziejem okrzyczcie, bo złoto będzie miał wasze po kieszeniach.

Krotosz ledwo powstrzymał jęk boleści. Toż łajdak, niecnota, pomyślał gorzko, bez wielkiego zachodu go nakłoniła, żeby otworzył skarbczyk. Przygarnie człek takiego, w uczciwości, jak własnego chowa… Wszystko nic to. Starczy, by dziewka kuprem zakręciła.

– Ludzi tutaj nie znacie – pot mu spływał po karku grubymi kroplami. – Skoro się nadarzy sposobność zarazem i nas z miasta wygnać, i wzburzonemu motłochowi zdrajcę podsunąć, co się ze szczurakami cichaczem zmawiał, książę Evorinth skwapliwie dwa ptaszki za jednym zamachem ustrzeli. Nie, chłopaka tak długo małodobry szczypcami szarpać będzie, aż wszystko im wyśpiewa. I to, co widział, i to, co jako żywo nigdy na świecie nie bywało. Czym wyście mu w głowie zamieszali, że tak do reszty zgłupiał?

– A jaka to sztuka gołowąsowi rozum pomącić? – spytała oschle. – Jeśli on wam drogi, to go ze Spichrzy co prędzej wyprawcie, ja czasu na miłosierdzie nie mam. Znużonam – dodała – a w gospodzie tyle tylko, że kurz zmyć z siebie zdążyłam. Każcie kąpiel przygotować. Niech sługa wasza myśli, że dziewkę wszeteczną wam Jaszczyk sprowadził.

Krotosz posiniał. Nie było mu tajne, że w Spichrzy powszechnie łaźnie za zamtuzy służyły i miejsca sekretnych schadzek. Co urodziwsze z łaziebniczek często po domach mieszczan nawiedzały i nikt się temu nie dziwował. Czasami tylko książę pan edykty wydawał, solennie przykazując, by niewiasty łatwej sławy suknię żółtymi pasami zdobiły. Z czego się wielce naigrywano, a hultajstwo lektyki książęcych dworek podobnymi pasami przystrajało. Najbardziej pani Jasenki.

– Lepiej, żeby ludzie sprośne gadki powtarzali – uśmiechnęła się krzywo – niż żeby was przed murami książę Evorinth na pal wbić kazał. Słudze zapłaćcie, żeby gębę trzymała zawartą, to żadne w niej podejrzenie nie postanie. W łaźni swobodniej porozprawiamy. No, idźcie – niemal wypchnęła go za drzwi. – Tylko wiedźmy i Twardokęska, Derkaczem się teraz zwie, nie zapomnijcie sprowadzić. Powiedzcie, że posyła was Szarka.

Nie wiedzieć czemu, Krotosz był pewien, że dziewczyna nie ustąpi. Zeźlony kazał przywołać Łyczka. Chłopiec jak zwykle był umorusany i Krotosz widział, że tylko czeka, by coś zwędzić.

– Pobiegniesz go gospody Pod Wesołym Turem – przykazał. – Najdziesz człeka o imieniu Derkacz i tu go przywiedziesz. Będzie przy nim niewiasta, trochę na umyśle słaba. Ją też przyprowadzić należy. A jakby się zapierali, tedy powiedz, że pani Szarka cię posyła. A prędzej – dodał w nagłym przebłysku – dokładnie się o nich u karczmarza rozpytaj, kto oni i skąd przychodzą. Dług spory będą owej pani Szarce własnym majątkiem świadczyć, tedy trzeba się dokładnie wywiedzieć, czy to ludzie stateczne, a nie, uchowaj bogini, jakieś powsinogi.

– Gospoda Pod Wesołym Turem, Derkacz, pani Szarka – raźno powtórzył chłopak i wybiegł, chwytając w locie miedziaka.

Ze służebną nie poszło Krotoszowi równie łatwo. Słysząc, że dwie kadzie w łaźnie trzeba przygotować, kobiecina podparła się pod boki i zarechotała:

– A, to taką pannicę Jaszczyk wam sprowadził! Tak mi się coś zawżdy widziało, że jakeście do miasta latali, to nie po to jeno, aby pergaminy pisać. Niech co chcą po kramach gadają, ja swoje wiem. Chłop to jest chłop, choćby i nie nasz, nie tutejszy, i swego użyć musi. I po co to było kręcić, w żałobne szatki dziewkę odziewać? Czy to ja głupia jestem? – zaśmiała się rubasznie i klepnęła Krotosza po plecach.

Kapłan zmełł w zębach przekleństwo. Trzeba będzie babę odprawić, w domu jej nie ścierpię, zdecydował ze złością i poczłapał do alkierza w głębi domostwa, gdzie miał schowane najcenniejsze listy i kwity zastawne. Obawiał się bowiem, czy aby zielonooka dziewczyna tak dalece Jaszczykowi we łbie nie zabełtała, że i te jakimś sposobem zdołał wykraść. Pieniądza, myślał, dużo w kapocie Jaszczyk wynieść nie mógł, ale z listami inna sprawa zgoła. Toż jak by się one jawnie okazały, na samo dno wieży książę by mnie wtrącił.

Jednakże leżały spokojnie w żelaznej skrzyni. Ledwo zamki na powrót zamykał, dobiegły go nawoływania posługaczki. Baba czaiła się u podnóża schodów, ciężko oparta się o ścianę pomiędzy dwoma drewnianymi cebrzykami.

– Skoro kąpiel gotowa – powiedział szybko – tedy nie będę was dziś więcej potrzebować. A to – wcisnął jej w garść kilka monet – żebyście się przed snem czym rozgrzać mieli.

– Teraz to prawie jak jeden z naszych gadacie – rozpromieniła się. – Zawżdy mówię, że trza się co wieczór gorzałeczką z lekka zaprawić. Od tego i rozum jaśniejszy, i choróbsko się żadne człeka nie czepi. Ale, myślę sobie, wam podpalanka dziś potrzebna nie będzie – zarechotała na pożegnanie.

Przez chwilę słyszał, jak człapie po schodach, cebrzyki obijały się z głuchym dźwiękiem po ścianach. Gdy wreszcie upewnił się, że odeszła na dobre, wślizgnął się do łaźni.

Zanurzona po szyję w parującej wodzie Szarka wskazała sąsiednią kadź.

– Wchodźcież – zachęciła, rzucając mu świeżo wyparzone winniki.

– Zda się, że dość już tej maskarady – rozłożył na zydlach wykrochmalone płócienne prześcieradła. – I tak służka niechybnie po mieście rozniesie, że dziewki po kryjomu sprowadzam.

– Nie po to się rozdziałam – odparła – żeby teraz ktoś zobaczył, jak się na mnie z drugiego krańca komnaty z rozdziawioną gębą gapicie. A balię jeszcze bliżej podsuńcie, żebyśmy nie musieli do siebie krzyczeć. Skąd o szczurakach wiecie? – podała mu mydło. Białe ramię łysnęło spod wody, odsłaniając zarys obojczyka.

56
{"b":"100645","o":1}