Toy westchnęła.
– Pamiętam twoje słowa, kotek – szepnęła. – I nie chcę kończyć nakarmiona własnymi piersiami przez twój oddział. Pociągnę za dwa spusty jednocześnie. Zginiemy obydwoje.
– No to strzelaj – uśmiechnął się ciepło.
– Chcę ci po prostu powiedzieć, że zapracowałam na swoje dziesięć tysięcy.
– No?
– Słuchaj, kotek. Wynająłeś mnie, szlag jeden wie, dlaczego. Myślałam o tym cały czas i teraz już wiem.
– No to wal, malutka – Dante nie był zdenerwowany. Zachwiało to jej pewnością siebie. – Słucham.
– Po co ci głupia dziewczyna detektyw? Co we mnie zobaczyłeś? To, że byłam kurwą Triad, prawda? Że podejmę się każdego zadania bo nie stać mnie nawet na żarcie… Idealna osoba. Moonsung chce zlikwidować najemników po wyczyszczeniu szamba. Jak dostarczymy ten komputer, załatwią wszystkich. Wiem, że to nie pierwszy pracodawca, który chce cię zlikwidować. Przewidziałeś to. Myślałeś tak: kto niby mógłby nas załatwić w kosmosie? Przecież "Złomowisko" doleci do celu nawet samo, a Moonsung nie będzie urządzał strzelanin na Księżycu. Więc jak? A właśnie. Umieszczą zabójcę w naszym oddziale. Wiedziałeś o tym. Wiedziałeś nawet za dobrze, co?
– Do czego zmierzasz?
– To ty jesteś facetem Moonsunga. Ty masz nas zlikwidować. Nawet nie drgnęła mu powieka.
– Może jakiś dowód? – zaproponował.
– OK. Jednej, dwóm, a nawet trzem ludziom będzie strasznie trudno zabić trzydziestu ludzi w plutonie. Najemnicy mogą pokapować za wcześnie, mogą zobaczyć jakieś przygotowania… Są w końcu fachowcami w branży, nie?
– I co?
– I wynająłeś mnie. Tylko po to, żeby mnie wystawić i… powiedzieć swoim ludziom, że ktoś na nich czyha. Wszyscy najemnicy jakoś tam znają się nawzajem. Któż więc pasuje najlepiej do obrazu mordercy? Obca! Ale przecież nie malutka Toy. Musiałeś przekonać ich, że jestem straszliwym fachowcem. Wiedziałeś, że moje tatuaże są autentyczne, że każda kurwa we wszechświecie powie mi wszystko, co chcę wiedzieć. I sam posłałeś jakiegoś inżyniera do burdelu, żeby wyśpiewał stek bzdur przygodnej prostytutce. A potem przyszłam ja i opowiedziałam tę historyjkę twoim ludziom. Odtąd mają mnie za twojego psa. Geniusza! Mają mnie za sukę, która w kilka godzin wywęszyła największe tajemnice firmy Moonsung. Wystawiłeś mnie kotek. No bo kto pasuje teraz do obrazu zabójcy w oczach tych ludzi? Obca. Taki superfachowiec jak mała Toy.
– Masz rację – potwierdził. – Oprócz jednego drobnego faktu. – Niby jakiego?
Uśmiechnął się. Ciągle pewny siebie, pewny jak cholera.
– Słuchaj… Jestem sukinsynem. Ochraniałem pola naftowe i kopalnie uranu. Robiłem przewroty w bananowych republikach, urządzałem akcje pacyfikacyjne, byłem do wynajęcia za pieniądze. Jestem mordercą i świnią, ale… Toy. Nigdy nie zabiłbym swojego oddziału.
Drgnęła. Było coś w jego wzroku… Szlag! Czy mogła się mylić? – A może jakiś dowód? – zakpiła.
– Nie mam żadnego dowodu – uśmiechnął się. – Poza swoim słowem honoru.
Jezu… Uwierzyła mu. A on to zobaczył w jej oczach.
– Widzisz Toy – powiedział cicho. – Jestem gnojem i świnią… ale nie aż taką świnią, żeby mordować ludzi, którzy mi zaufali.
– A ja?
– Ty jesteś obca – skrzywiła się lekko. – Przepraszam. Wierzyła mu. Teraz mu wierzyła.
– Słuchaj – kontynuował. – Nie przewidziałem, że jesteś aż tak sprytna. Myślałem, że jesteś dupą Iceberga. Byłą prostytutką z wypalonym przez kokainę mózgiem. I rzeczywiście wystawiłem cię. Przepraszam. Sam poszedłem na Księżycu do burdelu i naplotłem Tally-Ho wszystko, czego dowiedziałem się od Moonsunga. Ten wieczór, kiedy opieprzałem wszystkich… Chciałem cię też ochrzanić i wysłać z misją do burdelu. Zaskoczyłaś mnie. Zaskoczyłaś mnie tym, że sama dowiedziałaś się wcześniej. Potrzebowałem w oddziale obcej, którą wszyscy uważają za super psa. Chciałem, żeby mordercy uważali ciebie za główne swoje zagrożenie. Za mojego tajnego asa wyciągniętego z rękawa. Myślałem, że zabiją cię pierwszą, zrobią jakiś błąd i… i ja się dowiem, kim są. Przepraszam powtórzył po raz trzeci.
Toy uśmiechnęła się jakby wbrew swej woli. – Naciąłeś się, Dante.
– No – mruknął. – Nie doceniłem cię, mała.
– A ja nie o tym – roześmiała się głośno. Nie wiedziała, jak sprawić, żeby zęby nie szczekały jej ze strachu. – Chcę ci pokazać, jak się zarabia dziesięć tysięcy dolarów podczas jednej sesji z dwoma gnatami w dłoniach.
– Nie rżnij Marlowe'a, mała. Mówiłem, że ci nie idzie… – Nie czytasz gazet, Dante.
– Co?
– A ja czytam. Nie mam co robić w tym swoim zasranym biurze, nudzę się i czytam. Wyciągam sobie wszystkie z koszów na śmieci i czytam od deski do deski…
– No i?…
– Naprawdę uwierzyłeś we wszystko, co powiedzieli spece od Moonsunga? Pokoleniowa kapsuła, tysiąc lat podróży, dziwne zjawiska fizyczne, które sprawiły, że walec wrócił zbyt szybko…
Wzruszył ramionami.
– Pracodawcy często mówią mi tylko część prawdy. Ale… jak to wytłumaczyć inaczej. Tę regresję wokół Cholera wie, co się stało przez tysiąc lat, co spotkali u celu podróży, co sprawiło, że są wcześniej z powrotem…
Uśmiechnęła się ciepło.
– Dante… A ile znasz źródeł energii, które mogą działać przez tysiąc lat?
Najpierw zmarszczył brwi. A potem, po chwili wybałuszył oczy.
– Jezu… Jezu Chryste! – patrzył na nią ogłupiały. Dłuższy czas usiłował się skupić. Trafiła go i zatopiła. – Chryste…
– Tysiąc lat podróży? – zakpiła. – To dlaczego jeszcze tu jest światło? Dlaczego płynie rzeka napędzana przez reaktor atomowy? Dlaczego inżynierowie tak łatwo otworzyli przez nikogo nie konserwowaną, metalową klapę w śluzie walca… Przecież powinna mieć tysiąc lat! Widziałeś już gdzieś tak stare drzwi, które otwiera się jednym ruchem ręki? A tlen, ciepło, zasilanie, woda, oczyszczanie powietrza… Ale spytam inaczej. Czy znasz komputer, który działa przez tysiąc lat? Czy wiesz, jak bardzo zmienił się język angielski przez ostatnie tysiąc lat? Myślisz, że zrozumiałbyś Wilhelma Zdobywcę, nawet gdyby ten mówił powoli i wyraźnie? "Thou art the men" – dzisiaj trzeba byłoby powiedzieć "You're this guy"… Wytłumacz mi: jakim cudem rozumiemy ten angielski, którym oni tu mówią?
Dante nie sprawiał wrażenia człowieka, który kiedykolwiek czytał stare książki. Zdawał się jednak doskonale wiedzieć, o co chodzi Toy. Uspokoił się momentalnie.
– OK. Co wywąchałaś, piesek? Uśmiechnęła się.
– Jakiś czas temu Europejczycy wpadli na pomysł, jak wykonać skok podprzestrzenny. Rewelacyjna teoria. Do dupy technologia. Tego ich pilota, Pierra Sauvage'a trzeba było potem zeskrobywać ze ścian pojazdu skalpelem przez jakieś trzy miesiące, bo się cholernik dostał do wszystkich szczelin w aparaturze. Tą technologię ukradli Chińczycy. Ale sami nic nie wypuścili. Dlaczego?… Europejczycy podejrzewali, że się szajs zrobił z projektu, bo ich statek był za mały. Obliczyli potem nawet, że potrzeba czegoś monstrualnego dla obwodów, jakiejś gigantycznej objętości, żeby umieścić odpowiednio wielkie akceleratory… To musiałoby być coś tak dużego, że Chiny musiały odpaść w przedbiegach…
– Moonsung?
– A jak myślisz? Ktoś odkupił technologię od Chińczyków albo ukradł Kto? No taka firma, która miała już w kosmosie coś bardzo dużego. Na przykład osiedle Vega, szybko przemianowane na "pokoleniową kapsułę" – Toy zaczynały cierpnąć ręce. – Czy wyobrażasz sobie, że ktoś wysyła "pokoleniową" kapsułę, nie mając odpowiednich źródeł energii i to dokładnie w momencie, kiedy istnieje już teoria skoków podprzestrzennych? Po co? Za pierwszym razem się nie udało, ale przecież obliczenia już są. Technologia dogoni bardzo szybko, czego dowodzi choćby historia lotnictwa. Po co wysyłać kapsułę?
– I co? – Dante był skupiony, nawet na nią nie patrzył.
– Nie wiem co. Polecieli, zrobili skok, który najwyraźniej się udał, skoro są z powrotem. Ale… Coś się popieprzyło. Coś skasowało im zawartość umysłów… Przynajmniej w dużej części.
– Ile lat ma ten walec?