Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Ale coś w tej twojej głupiej głowie cię powstrzymało – mruknął. – I nie były to bynajmniej narkotyki, które ci serwowano przez dwa lata w Sex Side.

– Chcesz ze mnie zrobić komandosa? Ryknął śmiechem.

– Bez jaj!

– Zdecydowanie będę komandosem bez jaj – wskazała na swoje biodra. – Jestem dziewczyną.

Po dłuższej chwili przyznał: – No… To ci się udało.

– Co chcesz mi zlecić? – spytała. – Dowiesz się później.

– Mam się zgodzić w ciemno?

– Nie masz wyjścia, Zabaweczko. Wstał. To widziała.

– Okulary kładę na krześle. Znajdziesz? Wyszedł bez pożegnania.

Pognała do krzesła odstawionego pod ścianę. Namacała Colta Springflelda i te pieprzone okulary. Kiedy miała je już na nosie, podeszła do drzwi. Psiamać! Powinny przecież zaskrzypieć. Specjalnie nikt ich nie konserwował, żeby mogły ostrzec o nieproszonych gościach… Zerknęła na zawiasy. Skurwysyn! Naoliwił je z zewnątrz, żeby ją podejść. Teraz będzie musiała nasypać piasku…

* * *

Port lotniczy zlokalizowano na pustyni Mojave tylko dla ludzi, którzy mieli klimatyzowane samochody. Jeśli ktoś musiał jechać autobusem, jak Toy, mogło mu się wydawać, że jest OK. Do momentu aż kazali wysiąść i poddać się kontroli. Port był strefą zamkniętą. Dwadzieścia minut oczekiwania na wyprażonym przez słońce betonie, zamieniło dziewczynę dosłownie w ociekający potem wrak. Lodowate zimno głównej hali dworca przywróciło jej trochę przytomności, ale w gruncie rzeczy niewiele.

Jeśli miała nadzieję na przeżycie jakiejś przygody, to srogo się rozczarowała. Opanowanie portu przez oddział najemników, porwanie wahadłowca, wysadzenie wieży, wspólna walka… Za dużo filmów oglądała w dzieciństwie. Najemnicy, cały pluton, czekali grzecznie w cywilnych ciuchach pod największym zegarem, gdzie wyznaczono miejsce zbiórki. Porozsiadali się na własnych bagażach i w większości spali chyba, albo udawali, że śpią. Jezu… Mało kto miał mniej niż dwa metry wzrostu. Dante rozbudził ich wyciem.

– Po pierwsze: spóźniłaś się, krowo! – wrzasnął i chwycił Toy za włosy. – Po drugie: co to jest???!!!

– Trawa?

– Jedziesz na akcję, krowo! Marsz do fryzjera. Wyciągnęła dłoń w jego kierunku.

– Nie mam pieniędzy.

Oddział zaczął się śmiać. Dante klnąc, odliczył jej kilkanaście dolarów. – Obetnij na centymetr i… – postanowił się zemścić – przefarbuj na blond!

– Tak jest! – zasalutowała. – Aha… Ale te na głowie mogą zostać normalne? – zakpiła.

Jakaś dziewczyna z oddziału zachichotała. Przynajmniej tyle. Pomaszerowała do najbliższego fryzjera. Na szczęście nie musiała czekać, o tej porze w zakładzie nie było nikogo. Czuła się idiotycznie, wychodząc z prawie ogoloną, blond głową. Jasne włosy idiotycznie kontrastowały z jej czarnymi brwiami. A co gorsze, widać teraz było jej tatuaż na karku w całej okazałości.

Oddział na jej widok zaczął wyć ze śmiechu.

– Ty Na jakim jarmarku ci to zrobili? – rosła dziewczyna klepała się po karku.

– A mówiłem nie gwałć jej od razu – jakiś najemnik szturchnął kolegę. – Baba z Triad, flaki ci wypruje.

Nowy ryk śmiechu.

– Ty, mała… – rosły, barczysty chłop podniósł się nagle. – Ćwicz mięśnie pochwy. Bo na statku, wiesz…

najwyraźniej nie wiedział, że przez dwa lata pracowała w Sex Side i naprawdę była własnością Triad. Prywatną własnością. Podeszła do niego i włożyła mu rękę do spodni.

– Eeeee… Przecież tatuś mówił, że to coś ma być duże, jak będą gwałcić…

– Poruszaj ręką – tamten usiłował nadrabiać miną. – Tak? – ścisnęła mocno.

Znowu ktoś zachichotał Miała już w oddziale jednego wroga i jednego "być może sprzymierzeńca".

Bijatykę zażegnał Dante.

– Wyjmij mu łapsko z gaci i oddaj broń. – Jaką broń? – dała się zaskoczyć.

– Tego twojego Colta Springtielda…

Oddała mu wielki półautomatyczny pistolet. – Rugera też. Oddała rewolwer.

– No co ty, kurwa, wariata ze mnie strugasz??? – ryknął. – Dawaj wszystko!

Oddała dubeltówkę, kastet i nóż sprężynowy. Oddział śmiał się bez przerwy.

– Ty, blond krasnoludek! Ćwicz mięśnie pochwy! – krzyknął ktoś z tyłu. – To ci się niedługo przyda…

– A jeśli o mnie chodzi – dodał inny. – Ćwicz wargi! Musisz je układać w takie duże "O"…

– Ułożyła usta w maleńkie "o", jakby chciała wziąć do buzi wkład od długopisu.

– Takie wystarczy?

Znowu ktoś zachichotał. Tym razem zauważyła. Ruda, wysoka dziewczyna w dżinsowej kurtce i spódniczce. Przynajmniej jeden "nie-wróg". Dante wściekły zaprowadził ich na odprawę. Musieli oddać swoje bagaże. W przypadku Toy była to tylko torebka z podpaskami, nielegalnym, ceramicznym granatem i całkowicie legalnym paralizatorem Reynoldsa. Porcelanowego granatu rentgen nie wykrył, odkryła go dopiero celniczka.

– Co to, do cholery, jest? – zapytała grzecznie.

– Zapalniczka – Toy pokazała, jak wywołać płomień przy zawleczce. Paul był mistrzem w tworzeniu takich mylących cudeniek.

– Aha. Następny!

Miała małą satysfakcję. Ją przepuszczono od razu. Reszta najemników odprawiała się przez parę godzin. Sprawdzano ich w komputerach, pobierano odciski palców, telefonowano do różnych służb bez końca.

Dante musiał mieć mocne wejścia – w sumie z plutonu cofnięto zaledwie cztery osoby i tylko jedną aresztowano.

Wsiedli do promu A amp;A cholernie spóźnieni. Dante kląŁ Stewardessy sarkały. Inni pasażerowie grozili windykacją swoich ubezpieczeń. Na szczęście kapitan miał trochę adrenaliny w żyłach i skrajem korytarza zawiózł ich szybko na Beta3, orbitalną stację należącą do cywilnej sieci Crystal of America. Tu już celniczka, gruba, wredna baba, potraktowała Toy inaczej niż na Ziemi.

– OK. Rozbierz się, łapy na głowę, nogi szeroko. Podeszła do dziewczyny, kiedy ta wykonała rozkaz. – Ile masz lat?

– Dwadzieścia jeden, proszę pani.

– Nie opowiadaj mi tu bzdur! – rozszczekało się babsko w mundurze kontrolerów. – Wychowałam trzy córki i wiem, że piersi mogą tak sterczeć tylko dziewczynie, która ma siedemnaście, osiemnaście lat.

– Nie wiem, czemu mi ciągle sterczą – mruknęła Toy. – No sterczą i już!

Babsko obeszło ją wokół. Sprawdziło czytnikiem tatuaże na karku i pupie.

– Aha… Prawdziwe! Cycki ci sterczą, bo jesteś znarkotyzowana na śmierć! – sprawdziła jej krew.

– Zero narkotyków? Jak to możliwe?

– Uwarunkowano mnie.

– I kto wywalił tyle forsy na takiego śmiecia jak ty? – Mój ojciec.

Babsko wzruszyło ramionami. A potem włożyło gumową rękawicę na prawą dłoń.

– Dobra. Siadaj tu i rozkracz się.

Toy wyszła z kontroli celnej, usiłując siłą woli pozbawić się rumieńców na twarzy. Niepotrzebnie. Sądząc z wyglądu innych dziewczyn z oddziału, nie tylko jej sprawę potraktowano "dogłębnie". Ale i tak im lepiej poszło niż mężczyznom. Drągal, który kazał jej "ćwiczyć mięśnie pochwy" miał nawet podbite oko.

Ustawiono ich wszystkich pod ścianą, pobrano odciski palców i znowu zaczęła się męcząca procedura sprawdzania w komputerach. Kilka godzin stania w rozkroku z łapskami opartymi o śliską, plastikową powierzchnię, kiedy tak strasznie chciało się sikać… W końcu puścili ich. Tym razem nie zatrzymano nikogo. Szlag… Wymęczono ich już na Ziemi, potem lot, teraz kontrola… Toy nie udało się pierwszej dopaść toalety. Oddział kuksańcami zepchnął ją na sam koniec kolejki. Myślała, że zdechnie, czekając. Nie da się przecież bardziej przycisnąć kolana do kolana.

Zaokrętowano ich na "Voyagera". Zasrane szczęście. Każdy miał swoją koję, ale toaleta była tylko jedna. Toy usiłowała zasnąć, słuchając niewybrednych dowcipów oddziału, często kierowanych zresztą pod jej adres. Wiedziała jedno. Bycie najemnikiem we współczesnym świecie to koszmar!

Przespała lądowanie na Księżycu. I chyba dobrze. Nie zdążyła się uczulić nas kolejne, stare babsko, które nałożyło gumową rękawicę i rozkazało jej cichym głosem: "Usiądź tu i nóżki szeroko"… Jezu! Sadystka. Co niby mogła przemycić przez poprzednie kontrole? No… mogła. Na przykład ceramiczny granat. Ale przecież nie w pochwie. I tak powinna dziękować szczęściu. Ta ruda, LeMoy Hutton, miała właśnie okres. Wyszła z kontroli zmieszana z błotem, zupełnie jakby ją ktoś obił po mordzie i napluł. Traktowano ich jak bandyckie bydło. Mężczyźni tym razem trzymali się lepiej.

3
{"b":"100638","o":1}