Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Weź przestań – Toy dotknęła jej wielkiego brzucha. – Ale też nie wpieraj, że to dzieworództwo…

– To jest ostatni rozkaz mojego dowódcy – zerknęła na swój brzuch. – To jest ostatni potomek założyciela zakonu…- O kurde… – Toy pokręciła głową w podziwie.

Mobutu cmoknęła zachwycona. Maybe Not westchnęła w słuchawkach. Hot Dog tylko splunął. Caddilac machnął ręką.. – Kiedy mi to zrobił – znowu zerknęła na brzuch – wymknęłam się

z oblężonej twierdzy. Moje koleżanki zginęły w szturmie, który odwrócił uwagę oblegających. Uciekałam przez siedem miesięcy, kluczyłam, aż dopadli mnie tutaj… Każ mnie zabić, Matko Przełożona. Wiem, że zakonnicom nie wolno obcować z mężczyznami. Ukarz mnie. Ale… Jeśli zasłużyłam w twych oczach, pani, choć na cień łaski, każ mnie zabić dopiero po tym, jak urodzę dziecko. Pozwól mi wykonać ostatni rozkaz mojego dowódcy, proszę. Toy zerknęła na Mobutu. Ta stała z wybałuszonymi oczami. Potem powiedziała bez głosu, samymi wargami, żeby zakonnica nie słyszała: "Oni tu wszyscy dostali fioła!". Hot Dog znacząco kręcił palcem kółka na swojej skroni. Caddilac podszedł do jednego z żołnierzy, którzy ich otaczali.

– Przejście! – warknął. – Wycofujemy się – odwrócił głowę do swoich. – Nie wyjdziecie stąd żywi – powiedział żołnierz, wyjmując miecz. Caddilac prychnął śmiechem. Podniósł broń, chcąc dać serię ostrzegawczą w niebo, ale Toy podskoczyła i chwyciła go za rękę. – Złotko – wydyszała. – Tu nie ma nieba!!!

– Co? – nie zrozumiał początkowo.

– Jak odpalisz w górę, to możesz zabić po tamtej stronie walca kupę niewinnych ludzi…

– Chryste! – jęknął. – Mogłem tam wysłać tysiąc pocisków…

Żołnierz z mieczem wybawił ich z kłopotu, gdzie oddać serię ostrzegawczą. Ruszył do przodu, chcąc ściąć Caddilacowi głowę. Ten odpalił krótką serię na wprost. Jakieś dwadzieścia plastikowych igiełek przebiło natychmiast aluminiową zbroję i rozprysło się we wnętrzu ciała na maciupeńkie, perforujące wszystko drobiazgi. Clash kilkoma seriami powstrzymał resztę żołnierzy ruszających do ataku. Ci, którzy nie dostali, zaczęli uciekać. Nikt nie zniesie za długo widoku eksplodujących kolegów.

– Jezu… – jęknęła Toy, ocierając cudzą krew z twarzy. Spocone dłonie jedynie rozmazywały czerwone smugi.

Poczuła, jak ktoś chwyta ją za nogę.

– Matko Przełożona, wiedziałam… – to Shainee ciągle na kolanach. – Wiedziałam, że potrafisz sprawiać cuda!

– Ja cię… dom wariatów – Toy wyjęła z kieszeni chustkę i trzęsącymi się rękami zaczęła wycierać twarz jeszcze raz. – Idziesz z nami.

– Taaaaak! – porucznik-zakonnica zerwała się na równe nogi. Błyskawicznie pozbierała swoje noże, zdrową ręką zarzuciła na ramię maleńki tobołek. A potem zachowała się zupełnie nie po oficersku i nie po zakonnemu. Stanęła na rozstawionych nogach i bezczelnie pokazała język swoim oprawcom. Niestety bez większego efektu. Chłopi, którzy ją dręczyli, leżeli na twarzach, trzęsąc się ze strachu.

– Po co ci ona? – szepnęła Mobutu. – Jako informator?

– Tak – skłamała Toy. – Wygląda na bardziej inteligentną od tych chłopów…

– Się od niej dowiesz… Wszyscy dostali jakiegoś świra.

Toy nie odpowiedziała, ruszając w drogę powrotną do pionowej ściany wieńczącej walec. Nie powiedziała też, że właściwie wie już, co tu się stało i że Shainee jest jej potrzebna w zupełnie innym celu. Bo dlaczego by nie wykorzystać asa, który niespodziewanie pojawił się przypadkiem w rękawie. Wielkiej korzyści to nie dawało, ale przynajmniej zwalniało od dalszego myślenia i za to Toy była wdzięczna losowi.

Dotarli do punktu, gdzie zostawił ich Dante zmęczeni i wściekli z powodu durnowatej strzelaniny. Jedynie Shainee wykorzystała postój. Ciągle zdziwiona, że ją nie boli wyprostowała sobie złamaną rękę na przydrożnym kamieniu. Nastawiła tak, jak umiała i zszokowana brakiem reakcji własnego organizmu zrobiła sobie prowizoryczne łupki z kilkunastu strzał do kuszy i wojskowego pasa.

– Niech ktoś jej da apteczkę – warknęła Mobutu. – Nie mogę na to patrzeć!

– Która wie, co robić, jak baba jest w ciąży? – spytała Toy. – Nie wiem – mruknęła Maybe Not. – Nigdy nie byłam.

– Tym bardziej ja – westchnęła Mobutu.

– Clash ma żonę – wtrącił się Hot Dog. – Clash, słuchaj… ta twoja łaziła z brzuchem?

– Pewnie. Mam syna. – I co się wtedy robi?

– Jak się jest w ciąży? – Clash podniósł się z trawy, na której odpoczywał. – Czekaj… No… Chodzi się do ginekologa od czasu do czasu.

– Bez jaj – Hot Dog dowiódł, że potrafi być dociekliwy. – A w domu co się robi z taką jedną?

– No nie wiem… Ona… Żre wszystko, co jest w lodówce i już. Toy nagle zaklęła.

– Macie rację… Ty – zwróciła się do zakonnicy. – Jesteś głodna?

Dziewczyna skwapliwie skinęła głową. Toy wyjęła z plecaka wojskową konserwę. Uderzeniem pięści w denko zgniotła chemiczny podgrzewacz, a kiedy po chwili konserwa zaczęła ją parzyć w dłoń, kciukiem zdjęła wieczko i podała zakonnicy. Tamta wyszarpnęła jeden ze swoich noży, wbiła w mięso, odkroiła potężny kawałek i włożyła do ust. Właściwie go nie zjadła… Po prostu pożarła, parząc wargi, język i usta.

– Od jak dawna nie jadłaś niczego ciepłego?

– Od siedmiu miesięcy, pani – Shainee nie mogła poradzić sobie z następnym kęsem, po prostu wzięła trochę za dużo.

– Ty – Hot Dog kopnął leżącego Clasha. – Co żrą kobiety w ciąży? – Wszystko.

– Bez jaj. Co konkretnie? Clash podrapał się w czoło.

– Chyba piją mleko i wpieprzają truskawki… – wzruszył ramionami. – Nie wiem.

– Truskawek nie mamy – Toy wyjęła z plecaka puszkę ze skondensowanym, słodzonym mlekiem. Bagnetem wybiła dwie dziurki i podała Shainee. Tamta powąchała najpierw, a potem przytknęła do ust. Piła tak łapczywie, że lepki, biały płyn ciekł jej po brodzie.

– Teraz widzicie, dlaczego ONZ daje pomoc tym, co głodują- powiedziała Maybe Not. – Widok, jak ktoś żre te świństwa, których my nie dalibyśmy nawet psu… można porównać do orgazmu.

Hot Dog o mało nie zrolował się na polance ze śmiechu. Mobutu zakryła twarz. Clash i Caddilac szturchali się wzajemnie zadowoleni jak zaraza.

– Daj jej jeszcze jakiś baton – powiedział Clash. – To naprawdę będzie miała orgazm.

Toy usiłowała zachować powagę. Przynajmniej przez chwilę. Znalazła jednak jakiś szeroko reklamowany, ociekający czekoladą junkbaton w swoim plecaku i rzuciła zakonnicy.

Shainee powąchała i zaczęła jeść razem z papierem.

– Aaaaaaaaaaaa… – Clash przeturlał się na trawie. – Ale odlot! – Daj jej podpaskę – ryknął Hot Dog. – Może też zećpa!!!

– Ja cię… – Caddilac nie mógł się uspokoić. – Daj jej smar do kałacha! Maybe Not chichotała i nie mogła nic powiedzieć. Mobutu uniosła obie ręce do góry.

– Masz kartę kredytową? – krzyknęła. – Może chociaż ugryzie…

Toy przytuliła się do Mobutu, przyciskając plecak do twarzy. Wycia nie dało się opanować.

– Jezu… – nie mogła powstrzymać śmiechu. – Ona jest naprawdę głodna!

– No! – Mobutu też trzęsła się bez opanowania. – Ja cię… ktoś żre te wojskowe gówna!!!

– Patrzcie! – Clash tkwił na czworakach. – Można to wpierniczyć i przeżyć!!!

– Choć chwilę…

– Ja cię chrzanię – Maybe Not podskoczyła do zakonnicy i wyszarpnęła z kieszeni garść cukierków. – Masz. Ale zjedz mi z ręki!

Shainee nachyliła się posłusznie i zaczęła jeść z cudzej dłoni. -Ale jaja!!!

Toy chichotała z innymi. Chwilę potem przyszło opamiętanie. – Jezu… Ona jest naprawdę głodna.

Do Maybe Not dotarło to dokładnie w tej samej chwili. Cofnęła rękę, dała Shainee woreczek z cukierkami i odeszła jakaś skrzywiona.

– Nie wpieprzaj folii, idiotko! – krzyknęła nagle zła na siebie.

– Siedem miesięcy bez czegoś ciepłego? – Clash też się opamiętał. Z dzieckiem w brzuchu?

Przygryzł wargi i przeturlał w stronę zakonnicy swoje dwie konserwy. Widząc, że tamta usiłuje je otworzyć nożem, podszedł bliżej, wziął jedną i uderzeniem pięści rozwalił wyzwalacz chemicznego podgrzewacza. Zerwał kciukiem wieczko i podał dziewczynie.

14
{"b":"100638","o":1}