Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Nie. Spróbujmy gdzieś pójść i zorientować się, o co tu chodzi…

– To przecież złamanie rozkazu o zabezpieczeniu – powiedział Hot Dog przerażony.

– Tak czy tak… przed nami wspólna mogiła na księżycu – mruknęła Toy. – Będę leżeć tuż koło ciebie, drągalu. Mam nadzieję, że nie chrapiesz po śmierci – zacmokała kilka razy, symulując pocałunki w powietrzu.

Maybe Not zachichotała. Clash zaczął się śmiać.

– Lubię was, wy suki! Ale to ja chcę leżeć koło ciebie w grobie, mała! – No kurna… – warknęła Mobutu. – Miejsca nie starczy w mogile od nadmiaru chętnych…

Hot Dog się obraził.

– Jesteś pies – powiedział oficjalnie. – A pies ma wyprowadzić oddział z zagrożenia. Ruszaj głową czy dupą, wszystko jedno. Masz nas z tego wyciągnąć, psie!

– Dobra kotek. Nawet poćwiczę mięśnie pochwy – zakpiła przypominając mu idiotyczną próbę gwałtu. – Specjalnie dla ciebie.

Był twardy albo głupi. Tylko wzruszył ramionami. Maybe Not chichotała. Mobutu pocałowała ją w czoło. Clash, zadowolony jak cholera, zapalił papierosa.

– Dobra Pinokio – mruknął. – Zacznij dowodzić, bo ci się wojsko po krzakach rozlezie od nadmiaru inteligentnej i – mrugnął do niej i wskazał na Hot Doga, ale ten najwyraźniej nie zrozumiał. – OK. róbcie zwiad… Znacie się lepiej niż ja. Caddilac ruszył przodem.

zbliżali się powoli do tłumu zgromadzonego na centralnym placu.

– Jakieś pięćdziesiąt obiektów skupionych na godzinie dwunastej zaraportował Clash. – Około trzydziestu ruchomych obiektów rozsypanych od godziny dziewiątej do dziesiątej… Nie zbliżają się.

Mobutu uniosła nagle prawą dłoń zwiniętą w pięść i poruszyła nią parę razy do góry i na dół. Najemnicy runęli do przodu biegiem. Toy ledwie nadążała.

Tłum złożony z chłopów rozstępował się przed nimi. Właściwie nie mieli innego wyjścia, choć nie mogli wiedzieć, że Clash tkwi z tyłu gotowy do pozbawienia ich życia w przeciągu kilkunastu sekund. Musieli coś wyczuć instynktownie. Albo też… nigdy w życiu nie widzieli łysej Murzynki ewidentnie przekraczającej wzrostem dwa metry.

Na środku placu cztery trupy z nożami wbitymi w szyje. W centrum, w otoczeniu kilku żołnierzy z mieczami i tarczami, leżała dziewczyna w krótkim, czarnym płaszczu. Jedną nogę miała przywiązaną do długiego sznura. Lewa ręka była ewidentnie złamana, ktoś po prostu zrobił jej trzeci staw, pomiędzy łokciem a nadgarstkiem. Trzech mężczyzn trzymało widły o dwóch ostrzach założone na szyję leżącej tak, by przycisnąć jej kark do ziemi. Mężczyźni jednak usiłowali się trzymać z tyłu. Leżąca dziewczyna w zdrowej ręce miała jeszcze jeden nóż…

– Stać – powiedziała spokojnie Mobutu. – Kogo se wybierasz Toy na języka?

Ktoś z tłumu powiedział coś w tej dziwnej, śpiewnej angielszczyźnie. – Hej, hej… mówić powoli i wyraźnie – Toy rozglądała się wokół.

– A wy kim jesteście? – zapytał jeden z tych, którzy mieli tarcze i miecze.

– Żołnierzami – mruknął Caddilac. – Jeszczem takich nie widział!

– Spoko… Zobaczysz niedługo lepsze rzeczy…

– Jesteście żołnierzami? – dziewczyna przyszpilona za kark do ziemi ledwie mogła mówić. – Nie spod ich znaku?

– Nie jesteśmy spod ich znaku – wyjaśniła spokojnie Toy zszokowana rozgrywającą się przed nią sceną.

Dziewczyna na ziemi zawahała się.

– Jestem oficerem. Zakonnicą! – Na chwilę odłożyła nóż trzymany w zdrowej ręce i wyszarpnęła z kieszeni płaszcza świetlistą odznakę. – Oficer prosi o pomoc!

Jeden z mężczyzn usiłował wykorzystać fakt, że tamta była bez noża i skoczył do przodu. Pech. Mobutu walnęła go w pysk pięścią. Nie poszybował w tył na trzy metry jak trener koszykówki. Ale… poleciał dość daleko.

– Oficer prosi o wsparcie – powtórzyła dziewczyna na ziemi. – Pomóżcie mi wykonać zadanie.

– Toy usiadła na ziemi obok niej. Nie zamierzała na razie usuwać facetów, którzy trzymali widły. Nie miała swojego pakietu medycznego, więc wyrwała strzykawkę wszytą w kieszeń jej wojskowych spodni i zębami zdjęła nasadkę.

– Kim jesteś? – wbiła igłę w ramię tamtej i przycisnęła tłok. Widząc, jak tamta doznaje nagle bezbrzeżnej, morfinowej ulgi, jak przestaje ją boleć złamana ręka, jak oczy wypełniają się dziwnym blaskiem, sama o mało co nie dostała odlotu.

Dziewczyna popatrzyła na swój dodatkowy staw na lewej ręce i zszokowana, że nagle, momentalnie przestało boleć, na Toy.

– Je… jestem oficerem. Zakonnica, porucznik, Shainee. Proszę o wsparcie w wykonaniu misji, żołnierzu!

– Żeby wszystkich oficerów przesrało przez oczy – mruknął Caddilac. – Pokażę ci swój tatuaż zakonny – szepnęła dziewczyna. – Pomóż, błagatm!

– A widziałaś taki? – Toy roześmiała się i nachyliła, żeby pokazać swój kark.

– O Boże!!! Nie w ludzkiej mocy zrobić coś takiego… – dziewczyna usiłowała pochylić głowę, co pod widłami było dość trudne. – Przepraszam, pani oficer! Przepraszam Matko Przełożona! Zabij mnie za zuchwalstwo…

– Bez jaj – Toy zerknęła na najemników, czy aby na pewno widzą całą scenę. Mobutu chichotała, Caddilac wył, nawet Hot Dog krzywił swoją dość głupią mordę. Najwyraźniej trójwymiarowe tatuaże Triad nie były tu znane.

– Co się stało? Co się stało? – słyszeli w słuchawkach Clasha i Maybe

Not. – Nic… – Mobutu nie mogła się opanować. – Pinokio została szefem zakonu!

Toy nachyliła się nad leżącą. – No dobra… pokaż swój.

Dziewczyna usiłowała się przekręcić pod widłami. Zdrową ręką rozpięła płaszcz i rozchyliła poły. Pod spodem miała jakieś elementy wojskowego wyposażenia: pasy, kołczan ze strzałami do kuszy, manierkę, odznakę swojego stopnia i… rzeczywiście dość skomplikowany tatuaż nad lewą piersią. Ale… dopiero po rozpięciu płaszcza okazało się, że… dziewczyna jest w zaawansowanej ciąży.

– Szlag! – mruknęła Toy. – Wy dwaj – powiedziała do tych, co trzymali widły. – Spadać.

Nie chcieli puścić przyszpilonej dziewczyny. Mobutu kopnęła jednego z nich. Znowu nie poleciał aż na trzy metry w tył jak trener koszykówki. Choć po prawdzie, to niewiele brakowało do poprawienia rekordu. Drugi uciekł z własnej woli nietknięty.

Shainee, zakonnica i porucznik, wstała tylko po to, żeby upaść na twarz przed Toy.

– Ty weź się nie wygłupiaj, bo mi tu zaraz poronisz…

– Ona powiedziała "porąbiesz"? – usłyszeli w słuchawkach. – Strzelać???

– Nie, Clash – kiedy dziewczyna uklękła, Toy położyła dłoń na jej brzuchu. – Który to miesiąc?

– Siódmy, pani! – I co tu robisz?

Sahinee przygryzła wargi.

– To… to tajemnica, pani. Ale chyba Matce Przełożonej mogę powiedzieć…

– Toy nie zamierzała wyprowadzać jej z błędu. Pogroziła pięścią chichoczącej Mobutu.

– Wewnętrzni oblegali twierdzę Wu. Przez ponad rok. Nie mieliśmy już co jeść, kolejne szturmy podchodziły coraz bliżej ostatniej wieży i… Nasz dowódca wiedział, że się nie utrzymamy, on sam był ranny, umierał. I wydał swój ostatni rozkaz.

– Jaki?

– Chciał spełnić wolę założyciela naszego zakonu. Chciał, żeby legenda się dopełniła. Ale zakon właśnie ginął. Nie mogłyśmy wypełnić naszego przeznaczenia.

– A co to za przeznaczenie:

– Dotarcie do Drugiego Świata, Matko Przełożona – klęcząca dziewczyna zerknęła na Toy zdziwiona. – To egzamin, pani?

– Eeeee… Mhm. Powiedz, co to za legenda.

– Ojciec Założyciel mówił, że dotrzemy do Drugiego Świata, do Ziemi. Zakon istnieje po to, żeby umacniać wiarę w powodzenie tej misji -recytowała jednym tchem. – Ale nasz dowódca był ostatnim potomkiem Ojca Założyciela w prostej linii.

– A jaki to ma związek z tobą?

– Ja… jestem oficerem, który wykonuje ostatni rozkaz dowódcy. Toy tylko pokręciła głową.

– I wybrał akurat ciebie? – uśmiechnęła się. – Słuchaj, czy wszystkie zakonnice nie mają pojęcia o środkach antykoncepcyjnych czy tylko oficerowie?

Dziewczyna zaczerwieniła się po same czubki uszu. Opuściła głowę zmieszana i zawstydzona.

– Ukarz mnie pani. Wiem, że wszystkie zakonnice mają żyć w cnocie do samej śmierci. Każ mnie ściąć, Matko Przełożona!

13
{"b":"100638","o":1}