UKŁADY ZAMKNIĘTE
Ojciec Fatmy ma sześcioro dzieci, dwie żony i sklep z biżuterią w centrum Kairu. Gdy Fatma miała dziesięć lat, a jej siostra Heba osiemnaście, ojciec ożenił się z młodą kobietą w Jordanii. Od tego czasu – czyli od czternastu lat – w każdy czwartek wieczorem ojciec wsiada w samochód i jedzie do tamtej kobiety. W poniedziałek rano, dokładnie o dziewiątej, jest znowu w Kairze i otwiera swój sklep. W tym czasie ta druga kobieta urodziła mu czwórkę dzieci – dwóch synów i dwie córki. Fatma nawet nie zna ich imion. Według praw Koranu ojciec mógłby mieć jeszcze dwie żony. Fatma dobrze wie, że gdyby sprzedawał więcej biżuterii, to miałaby kolejne macochy i więcej sióstr lub braci. Ojca po prostu na to nie stać, od kiedy w Kairze na każdym rogu działa jubiler. Bo według tych samych praw Koranu żadna z żon nie może mieć gorzej. Ojciec, szanowany muzułmanin, doskonale o tym wie. Ona też została wychowana w szacunku dla praw Koranu i nie zadaje natrętnych pytań, dlaczego tak właśnie musi być. Nie chciałaby tylko czuć się jak matka, gdy ojciec we czwartki wsiada do samochodu i wyjeżdża do Jordanii. Czasami matka dzwoni do drugiej żony ojca i składa jej urodzinowe życzenia. Za każdym razem czyta je nerwowo z kartki. Zmienia się wtedy jej głos i bardzo drżą jej ręce. Heba zupełnie tego nie zauważa. Kiedyś rozmawiały o tym, ale od momentu gdy Heba wyszła za mąż, istnieje dla niej tylko Koran. I jej bogaty mąż. Dzień po ślubie zaczęła zasłaniać włosy chustą. Nigdy wcześniej tego nie robiła. Nawet ojciec ich nie zmuszał. „Chusta jest znakiem, że należę do Boga. I do mojego męża. Moje włosy także tylko do niego należą”, powiedziała sztucznie uroczystym tonem podczas pierwszej wizyty w domu męża. Fatma myślała, że zakrztusi się herbatą, gdy to usłyszała. Wcześniej przez dwa lata i trzy miesiące należały do niejakiego Ahmeda. Ale tylko te na głowie. Te na podbrzuszu i pod ramionami nie należały do nikogo, ponieważ ich nie było. Depilowała je starannie w każdą sobotę woskiem. Chociaż przykładna muzułmanka powinna to zrobić pierwszy raz dopiero tuż przed nocą poślubną. Według Koranu oczywiście. Ahmed przez ponad dwa lata zajmował myśli i sobotnie noce jej siostry. Fatma może tylko przypuszczać, co robili do czwartej rano (tuż przed czwartą dzwonił jej budzik i wstawała, aby w tajemnicy przed rodzicami wpuścić Hebę do domu) z soboty na niedzielę w pustym mieszkaniu jego kolegi. Oczywiście z wyłączeniem sobót czasu ramadanu. Zapewne robili to samo, co ona od kilku miesięcy ze swoim chłopakiem. Przede wszystkim uważali, aby nie rozerwać błony dziewiczej. To bardzo dobrze świadczy o Ahmedzie jako o mężczyźnie. Od początku wiedział, że nie ożeni się z Hebą. Już dawno temu jego ojciec zapłacił majątek za ślub z dziewczyną z bardzo bogatej zaprzyjaźnionej rodziny w jego wsi na południu Egiptu. Krótko mówiąc, uważali. Tyle że Ahmed miał przy tym dużo więcej przyjemności. I to absolutnie zgodnej z nauką Allaha. Koran dopuszcza seks oralny, podobnie jak analny: „Możesz twoją kobietę wziąć od tyłu, ale rób to tak, jak gdybyś brał ją od przodu”.
Seks… Każdy, niezależnie od tego, na jaką literę zaczyna się jego nazwa, jest przez Koran dopuszczany. A że dopiero po ślubie, to zupełnie inna sprawa. W ten oto sposób Heba prawdopodobnie weszła w swoje małżeństwo jako „zamknięta”. Z rozerwaniem błony kończy się czystość kobiety. „Otwartej” nie poślubi żaden muzułmanin, a według restrykcyjnego islamskiego prawa szarijatu można taką kobietę spokojnie publicznie ukamienować. W niektórych krajach się to praktykuje. W bardzo konserwatywnych pokazuje się nawet w telewizji na żywo. Pierwszy kamień zawsze rzuca ojciec…
Jej chłopak nie był tak uważny jak Ahmed. Albo ona za mało się broniła. Pojechali któregoś wieczoru do Mogattam. Tam, za Kairem, zaczyna się pustynia. Całowali się. Pragnęła go. Potem w jego mieszkaniu zupełnie zapomniała, że nie wolno się jej zapomnieć. Gdy wróciła do domu, zobaczyła małą plamę krwi na majtkach. Trzy dni później odwiedziła ukraińską lekarkę, mieszkającą na przedmieściach Kairu. Za dwieście dolarów załatwia się takie rzeczy od ręki – zastrzyk znieczulający w ścianki pochwy i po trzydziestu minutach znowu była dziewicą. Jeszcze nigdy w życiu nie czuła się tak poniżona…
Postscriptum
Przypuszczam, że większość kobiet niemal organicznie odczuwa poniżenie Fatmy. Ale nawet gdy jej współczują, rodzi się w nich irytacja, a nawet złość. Zadają sobie błędne i moim zdaniem upraszczające sytuację pytanie: „Dlaczego się na to zgadza?”. Błąd polega na tym, iż patrzymy na jej życie z (zachodnio) europejsko-amerykańskiej perspektywy. Często także zupełnie myli się nam geografia. Kraje arabskie to nie południowe Indie, gdzie w niektórych regionach wciąż obowiązuje starożytny, absolutnie patriarchalny kodeks Manu, mówiący: „W dzieciństwie kobieta podlega ojcu, w młodości mężowi, a kiedy ten umrze, swoim synom; kobieta nigdy nie może być niezależna”. W krajach arabskich ciężarna kobieta nie modli się o syna, wiedząc, że urodzona przez nią dziewczynka nie przejdzie przez piekło na ziemi. Jak czternastoletnia Chenigall Suseela, której tragiczne losy opisał ostatnio brytyjski „The Guardian”, po wstrząsającej audycji wyemitowanej przez telewizję BBC. Chenigall pierwsza w historii indyjskiego stanu Andhra Pradeś wygrała batalię o anulowanie trwającego dwa lata małżeństwa z chłopcem z sąsiedniej wioski. Chciała bowiem iść do szkoły. Ponieważ bez zgody męża było to niemożliwe, domagała się separacji, na którą nie zgodziła się starszyzna. Przełom nastąpił dopiero wtedy, gdy zdesperowana dziewczyna zagroziła, że popełni samobójstwo, jeśli zostanie zmuszona do powrotu do męża. Jej postawa, a także wsparcie ze strony organizacji pozarządowej skłoniły starszyznę obu wiosek do podpisania aktu rozwodowego.
Poza tym arabski islam to nie monolit, jeśli chodzi o prawa kobiet. Zjednoczone Emiraty Arabskie pod tym względem różnią się bardzo od graniczącej z nimi, ale bardzo konserwatywnej Arabii Saudyjskiej. W Arabii na przykład „wrogiem islamu jest każdy, kto uważa, że kobiety mogłyby prowadzić samochód”. Takie oświadczenie podpisało ostatnio ponad stu saudyjskich sędziów, naukowców i duchownych, którzy stanowczo domagają się utrzymania tego zakazu. Twierdzą oni, że takie pomysły „mają tylko wrogowie islamu, którzy chcą zniszczyć wielką rolę muzułmanek. Chcą doprowadzić do ich zepsucia, a tym samym do zepsucia całego islamskiego świata”. Uważają ponadto, że kobieta z prawem jazdy będzie miała więcej zachęt do porzucenia męża, bo będzie jej łatwiej uciec. Dziś, gdy policja przyłapie jakąś Saudyjkę na nielegalnym prowadzeniu auta, wzywa jej męża lub krewnego, który musi przysiąc, że nigdy już do tego nie dopuści. Jestem pewny, że wielu Polaków (chociaż od dawna wiadomo, że to kobiety są lepszymi kierowcami) chciałoby przenieść te zwyczaje nad Wisłę.
Podobną rozbieżność punktów widzenia można zauważyć w odniesieniu do problemu cielesności. Najłatwiej to zaobserwować w pełnym słońcu na plaży, na przykład w Dubaju, na której wypoczywają turystki z Europy Zachodniej, okryte jedynie (coraz mniejszymi) skrawkami kolorowych bikini, i miejscowe kobiety, całkowicie zasłaniające swoje ciała. Zastanawiałem się, co myślą o tym opalające się tam Niemki, Szwajcarki, Włoszki czy Polki. Czy dzięki prawu do realizacji nagości czuły się bardziej wyzwolone i nowoczesne? A okryte od stóp do głów muzułmanki traktowały jako zacofane, prymitywne i podległe jakiejś dziwacznej tradycji lub religii?
Większość Europejek oczywiście nie pamięta, że prawo do publicznego zdjęcia ubrania ma od niedawna. Mierzenie stopnia wyzwolenia prawem do obnażenia ciała może być bardzo mylące. A może wolnością kobiety jest właśnie prawo do pozostania ubraną? Interesująco i pouczająco ilustruje to historia opisywana przez mieszkającego w Austrii chorwackiego eseistę Mile Stoicia. W drugiej połowie dziewiętnastego wieku Austriacy zajęli muzułmańską Bośnię i Hercegowinę. W ramach podporządkowywania sobie dzikiego – według nich – narodu zaczęli wprowadzać między innymi „chrześcijańską” medycynę. Ku ogromnemu zdziwieniu personelu ambulansu zakwefione muzułmanki nie chciały się rozebrać przed austriackimi lekarzami wojskowymi, żądając, żeby badały je wyłącznie kobiety. Kierownik ambulansu natychmiast powiadomił o tym przypadku niesubordynacji ministra zdrowia w Wiedniu. Uzyskał zadziwiającą odpowiedź: „Na miłość boską, skąd mamy im wysłać kobiety lekarki, skoro w całym cesarstwie ich nie mamy?!”. Jeśli w ówczesnej Bośni kobieta była okryta szmatą, to w samej Austrii szmatą… była. Dopiero w 1896 roku przyjęto tam ustawę zezwalającą dziewczętom na uczęszczanie do gimnazjum.