– Chcę, byście opuścili mój dom.
– A ja chcę tylko tego, żebyś osobiście nas zapewnił, że nikt już nie zostanie zabity – wyjaśnił Buchanan. – Dostałeś to, co chciałeś. Nie musisz już nikogo krzywdzić.
– Racja. Racja, wszystko, co mówicie. Nikogo więcej nie zabiję – powiedział sarkastycznie Thornhill. – Jeśli więc moglibyście opuścić wreszcie mój dom, byłbym wdzięczny. Nie chcę straszyć mojej żony. Nie miała pojęcia, że poślubiła seryjnego mordercę.
– To nie był żart – gniewnie rzucił Buchanan.
– Nie, oczywiście nie, i mam nadzieję, że otrzymacie gdzieś pomoc, która najwyraźniej jest wam potrzebna – ironizował Thornhill. – I proszę, przypilnuj, żeby twój wymachujący pistoletem przyjaciel nikogo nie skrzywdził. – To ładnie wyjdzie na taśmie. Proszę, jak dbam o innych. – Nie zostawicie dowodów moich przestępstw? – dodał, widząc że Buchanan bierze z biurka kasetę.
– W obecnych warunkach – Buchanan obrócił się i poważnie spojrzał na Thornhilla – nie myślę, żeby to było konieczne.
Wygląda, jakby chciał mnie zabić, pomyślał Thornhill. Dobrze, bardzo dobrze.
Patrzył, jak dwaj mężczyźni biegną podjazdem i znikają w ciemnej ulicy. Minutę później usłyszał silnik samochodu. Podbiegł do telefonu na biurku i nagle się zatrzymał. Może był na podsłuchu? Może cała ta afera była po to, żeby go oszukać i sprowokować do błędu? Popatrzył przez okno, tak, mogli tam w tej chwili być. Nacisnął na przycisk pod biurkiem i wszystkie zasłony w pokoju opuściły się, a po chwili w każdym z okien dało się słychać ciche brzęczenie, biały szum. Thornhill otworzył szufladę i wyjął z niej bezpieczny telefon. Miał tak wiele urządzeń zakłócających i zabezpieczających, że nawet czarodzieje z NSA nie mogliby przechwycić rozmowy prowadzonej za pomocą tego cudeńka. Wykorzystano tu technologię zasadniczo podobną do stosowanej w samolotach bojowych, wyrzucających paski folii dla zmylenia radarów: telefon wytwarzał takie mnóstwo szumów, że uniemożliwiał wszelkie próby przechwycenia sygnału. To tyle w kwestii elektronicznego podsłuchiwania, amatorzy.
– Buchanan i Lee Adams byli w moim gabinecie – powiedział do słuchawki. – Tak. Tak, do cholery, w moim domu! Dopiero co wyszli. Potrzebuję wszystkich ludzi, jakich możemy użyć. Jestem kilka minut od Langley. Powinniście ich znaleźć. – Przerwał i ponownie zapalił fajkę. – Pletli jakieś bzdury o kasecie, na której jakobym przyznawał się do zabicia agenta FBI. Buchanan blefował. Taśma przepadła. Zauważyłem, że chcieli mnie nagrać, więc grałem głupiego, niemal zresztą kosztowało mnie to życie. Ten idiota Adams był o ułamek sekundy od rozwalenia mi głowy. Buchanan powiedział, że Lockhart nie żyje, jeśli to prawda, to dla nas dobrze. Nie wiem jednak, czy w jakiś sposób nie współpracują z FBI. Co prawda, bez taśmy nie mają żadnych dowodów przeciwko nam. Co? Nie, Buchanan błagał, żebyśmy zostawili go w spokoju. Żebyśmy realizowali nasz plan szantażu, byleby pozwolić mu żyć. To było naprawę żałosne. Kiedy ich zobaczyłem, pomyślałem, że przyszli mnie zabić. Ten Adams jest niebezpieczny. A, powiedzieli mi jeszcze, że to Constantinople zabił dwóch naszych. Constantinople z pewnością nie żyje, więc musimy znaleźć innego szpiega w FBI. W każdym razie, róbcie, co chcecie, byle ich złapać. Tym razem bez pomyłek. Już są martwi. Następnie zaczniemy wykonywać nasz plan. Nie mogę doczekać się widoku tych żałosnych typów z Kapitolu, kiedy ich tym trafię.
Thornhill wyłączył się i siadł za biurkiem. To było zabawne, to ich całe najście. Akt rozpaczy. Czy naprawdę myśleli, że uda im się wpuścić w maliny kogoś takiego jak on? Właściwie, to było obraźliwe. Ale, w końcu to on wygrał. Jutro albo niedługo później będą martwi, a on nie.
Wstał zza biurka. Tak, był dzielny i spokojny w niebezpieczeństwie. Przetrwanie zawsze upaja, pomyślał, wyłączając światło.