– Och, to jeszcze maluchy. – Na twarzy wdowy pojawił się uśmiech.
– Pewnie jest coraz trudniej, kiedy robią się starsze.
– Może inaczej, wszystko jest coraz bardziej skomplikowane. Od plucia, gryzienia, nauki jedzenia przy stole przechodzi się do wojen o ciuchy, chłopaków, pieniądze. Koło trzynastki nagle nie wytrzymują obecności mamusi i tatusia. To był trudny okres, ale w końcu wrócili. Wtedy zaczynasz się zamartwiać z powodu alkoholu, samochodu, seksu i narkotyków.
– Nie mogę się doczekać. – Brooke uśmiechnęła się z trudem.
– Jak długo jesteś w Biurze?
– Trzynaście lat. Zgłosiłam się po niesamowicie nudnym roku, kiedy pracowałam jako radca prawny.
– To niebezpieczna praca.
– Z pewnością może tak być. – Agentka patrzyła na Anne.
– Jesteś mężatką?
– Technicznie tak, ale za parę miesięcy już nie.
– To przykre.
– Naprawdę, to najlepsze rozwiązanie.
– Dzieci są z tobą?
– Oczywiście.
– To dobrze. Dzieci należą do matek i wcale nie dbam o to, co mówi politycznie poprawny ludek.
– W mojej sytuacji można się zastanowić… pracuję długo, w różnych nieprzewidywalnych porach. Wiem tylko, że to moje dzieci.
– Mówiłaś, że skończyłaś prawo?
– Tak, w Georgetown.
– Prawnicy zarabiają sporo pieniędzy, a ich praca nawet w przybliżeniu nie jest tak niebezpieczna jak praca agenta FBI.
– Tak, chyba tak. – Brooke w końcu zrozumiała, dokąd ta rozmowa zmierza.
– Może powinnaś pomyśleć o zmianie pracy. Wokół jest zbyt wielu świrów, zbyt wiele broni. Kiedy Ken zaczynał pracę w Biurze, nie było dzieciaków, ledwo wyrosłych z pieluch, a już biegających z karabinami maszynowymi i strzelających do ludzi, jakby to była jakaś cholerna kreskówka.
Brooke nie potrafiła na to odpowiedzieć. Stała, przyciskała notatnik do piersi i myślała o dzieciach.
– Przyniosę ci kawę. – Anne zamknęła za sobą drzwi.
Reynolds upadła na najbliższe krzesło. Nagle miała wizję, jak jej ciało wkładają do czarnego worka, a wróżka przynosi złe nowiny jej osieroconym dzieciom. „Mówiłam waszej matce”. Cholera! Otrząsnęła się z tych myśli i otwarła notatnik.
Anne wróciła z kawą i wreszcie zostawiona sama sobie Brooke dokonała znaczącego postępu. To, co znalazła, było bardzo niepokojące.
Od co najmniej trzech lat Ken Newman składał na swój rachunek czekowy depozyty, zawsze w gotówce. Wpłaty były małe, raz sto dolarów, raz pięćdziesiąt dolarów, i dokonywane w przypadkowych odstępach czasu. Wyjęła rejestr, który dał jej Sobel, i przebiegła wzrokiem daty wizyt Newmana. Większość z nich odpowiadała datom składania depozytów na rachunku czekowym. Czyli wyglądało to tak, pomyślała: zostawienie świeżej gotówki w sejfie, wzięcie trochę starej i złożenie na rodzinnym rachunku. Zauważyła także, że chodził do innego oddziału, żeby deponować pieniądze. Nie mógł przecież brać pieniędzy ze skrzynki jako Frank Andrews, a następnie deponować je w tym samym oddziale jako Ken Newman.
Razem dodawało się to do sporych pieniędzy, choć nie jakiejś olbrzymiej fortuny. Rzecz polegała na tym, że kwota na koncie nigdy nie była bardzo duża, bo zawsze sumę zmniejszały czeki wypisywane na ten rachunek. Zauważyła, że jego czeki z FBI były bezpośrednio deponowane. Wiele czeków było wypisanych na firmy brokerskie. Te dokumenty były w innej szufladzie i agentka szybko stwierdziła, że Newman co prawda nie był bogaczem, ale miał całkiem przyjemny portfel akcji i jak wynikało z rachunków, regularnie dodawał do niego nowe. Przy długiej hossie na giełdzie jego majątek znacznie wzrósł.
Poza depozytami gotówkowymi cała reszta była całkiem normalna. Oszczędzał pieniądze i je inwestował. Nie był bogaty, ale dobrze mu się powodziło. Dywidendy z akcji były także deponowane na jego rachunku czekowym, co dodatkowo zaciemniało obraz jego wpływów. Mówiąc prosto, bez drobiazgowej analizy trudno byłoby znaleźć coś podejrzanego w finansach tego agenta. I bez wiedzy o pudełku gotówki w sejfie, bo suma pieniędzy na rachunku nie usprawiedliwiała jakiegoś szczegółowego sprawdzania. To ta gotówka, którą widziała w skrzynce w sejfie, była zastanawiająca. Po co trzymać tyle forsy w skrzyni, gdzie nie przynosi dochodu? Tak samo zastanawiało ją to, czego nie znalazła. Kiedy znowu przyszła Anne, postanowiła zapytać ją bezpośrednio.
– Nie widzę płatności hipoteki ani kart kredytowych.
– Nie mamy hipoteki, to znaczy, mieliśmy trzydziestoletnią, ale Ken dokonał dodatkowych wpłat i w końcu wcześniej ją spłacił.
– To dobrze. Kiedy to było?
– Myślę, że jakieś trzy albo cztery lata temu.
– A co z kartami kredytowymi?
– Ken im nie ufał. Kupowaliśmy zawsze za gotówkę: urządzenia, ubrania, nawet samochody. Nigdy nowe, zawsze używane.
– To mądrze, oszczędza się mnóstwo na opłatach.
– Mówiłam, Ken w tych sprawach był dobry.
– Gdybym wiedziała, jak bardzo, poprosiłabym go o pomoc.
– Czy jeszcze chcesz coś obejrzeć?
– Obawiam się, że jeszcze jedno. Wasze zeznania podatkowe za kilka ostatnich lat, jeśli je masz.
Teraz rozumiała, skąd ta wielka ilość gotówki w skrzynce. Jeśli Newman płacił za wszystko gotówką, to nie musiał deponować pieniędzy na rachunku czekowym. Jasne, za rzeczy w rodzaju hipoteki, opłat czy rachunku telefonicznego musiał wypisać czek, więc musiał mieć na koncie tyle, żeby te czeki pokryć. Dalej znaczyło to, że pieniądze, których nie zdeponował na swoim rachunku, po prostu nie istniały, nie zostawiały żadnych śladów. Zawsze gotówka to gotówka. Wobec tego urząd skarbowy nie miałby żadnego sposobu na to, by się dowiedzieć, że Newman miał te pieniądze.
Mądrze, że nie zmienił sposobu życia. Ten sam dom, żadnych eleganckich samochodów, nie wpadł w szaleństwo zakupów, które zgubiło już tylu złodziei. Ponieważ nie płacił hipoteki ani rachunku kart kredytowych, miał spory przypływ gotówki. Przy pobieżnym sprawdzaniu mogłoby się zdawać, że dzięki temu mógł regularnie inwestować w akcje. Trzeba było pokopać tak głęboko jak Brooke, żeby odkryć prawdę.
Anne znalazła zeznania podatkowe w metalowym pojemniku na akta, stojącym przy ścianie. Były tak samo uporządkowane jak reszta dokumentów finansowych. Krótki rzut oka na zeznania potwierdził podejrzenia agentki. Jedynym wymienionym w nich dochodem była pensja z FBI i jakieś rozmaite dywidendy z akcji i odsetki z banku. Odłożyła akta i zarzuciła płaszcz.
– Anne, bardzo przepraszam, że musiałam przyjść i przeszkadzać ci przy tym wszystkim, z czym musisz sobie radzić.
– Brooke, to ja poprosiłam cię o pomoc.
– No, nie wiem, czy ci pomogłam. – Brooke znowu zalało uczucie winy.
– Powiedz teraz – Anne chwyciła ją za ramię – co się zieje? Czy Ken zrobił coś złego?
– Mogę ci tylko powiedzieć, że znalazłam parę rzeczy, których nie potrafię wytłumaczyć. Nie będę cię okłamywać, to kłopotliwe sprawy.
– Rozumiem, że będziesz musiała donieść o tym, co odkryłaś. – Anne powoli cofnęła rękę.
Brooke patrzyła na nią. Właściwie powinna iść bezpośrednio do Wydziału Osobistej Odpowiedzialności i wszystko im opowiedzieć. Wydział ten oficjalnie należał do Biura, ale w rzeczywistości kierował nim Departament Sprawiedliwości i dlatego badał oskarżenia o niewłaściwe zachowanie pracowników Biura. Jego urzędnicy mieli opinię bardzo drobiazgowych, ich dochodzenie mogło dotknąć nawet najtwardszego agenta FBI.
Tak, z czysto technicznego punktu widzenia nie miała o czym myśleć. Życie jednak nie jest takie proste. Reynolds miała przed sobą załamaną kobietę i decyzja stawała się przez to dużo trudniejsza. W końcu przeważyła strona ludzka i agentka postanowiła na chwilę odłożyć na bok regulaminy. Ken Newman zostanie pochowany jako bohater. W końcu ponad dwadzieścia lat był agentem, zasługiwał na to.
– W końcu będę musiała o tym donieść, ale nie teraz. – Przerwała i ścisnęła ramię kobiety. – Wiem, kiedy będzie pogrzeb. Będę ze wszystkimi i oddam hołd Kenowi. – Uścisnęła uspokajająco Anne i wyszła. Myśli wirowały tak szybko, że trochę jej się kręciło w głowie.
Jeśli Newman brał łapówki, to robił to od jakiegoś czasu. Czy to on był źródłem przecieku w jej dochodzeniu? Czy sprzedał też inne dochodzenia? Czy był wolnym strzelcem, sprzedającym informacje temu, kto zapłaci najwięcej? Czy też był regularną wtyczką, pracującą cały czas dla tej samej organizacji? Jeśli tak, to dlaczego Faith Lockhart interesuje tę organizację? W sprawie są też wątki międzynarodowe, tyle zdążyła im powiedzieć. Czy to jest klucz? Czy Newman cały czas pracował dla obcego rządu, który przypadkiem był też zamieszany w schemat Buchanana?
Westchnęła. Cała ta sprawa rosła jak śnieżna kula i Brooke miała ochotę uciec do domu i schować się pod kołdrę. A jednak wsiądzie do samochodu, pojedzie do biura i dalej będzie drążyć tę sprawę, jak w ciągu lat robiła z setkami innych. Do tej pory więcej wygrała, niż przegrała. Więcej nie można oczekiwać w jej profesji.