– Oszalałaś? Nie mogę tu zostać na zawsze!
– To lepiej pomyślmy, gdzie moglibyśmy uciec.
– A co z moim domem? Moim życiem? Ja, w odróżnieniu od ciebie, mam rodzinę. Mam się z nimi wszystkimi, ot tak, pożegnać?
– Ktokolwiek chce mnie zabić, będzie myślał, że wiesz wszystko, co ja wiem. Nie będziesz bezpieczny.
– A to już jest moja sprawa, nie twoja.
– Przykro mi, Lee. Nie myślałam, że jeszcze kogoś w to wciągnę. W szczególności kogoś takiego jak ty.
– Musi być jakieś wyjście.
– Jestem bardzo zmęczona. – Ruszyła w stronę schodów. – O czym tu jeszcze mówić?
– Cholera, mogę przecież odejść i rozpocząć od nowa.
Faith była w połowie schodów. Zatrzymała się i spojrzała na niego z góry.
– Myślisz, że rano może to wyglądać lepiej? – zapytała.
– Nie – odparł uczciwie.
– Czyli nie mamy o czym więcej dyskutować. Dobranoc.
– Mam wrażenie, że już dawno postanowiłaś tam nie wracać. W chwili, kiedy mnie spotkałaś.
– Lee…
– Zwabiłaś mnie, żebym z tobą poszedł, odegrałaś tę głupią scenę na lotnisku i teraz jestem w pułapce. Cholernie dziękuję, paniusiu.
– Nie zaplanowałam tego! Mylisz się!
– I co, myślisz, że w to uwierzę?
– Co mam powiedzieć?
– Z pewnością to niewiele znaczy, ale lubię moje życie, Faith.
– Przepraszam – powtórzyła i poszła na górę.