Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Kiedy kierowca przekręcił kluczyk w stacyjce i wrzucił bieg, Spalko powiedział:

– Oto zaleta próbnych akcji. Będziemy mieli dokładnie trzydzieści minut, zanim zaczną nas szukać.

Wyczarterowany odrzutowiec bujał po niebie. Obok Bourne'a w rzędzie po przeciwnej stronie siedział Chan, wpatrując się prosto przed siebie w pustkę. Jason zamknął oczy. Główne oświetlenie było wyłączone, paliło się tylko kilka lampek do czytania, rozpraszając tu i ówdzie mrok. Za godzinę mieli wylądować na lotnisku Keflavik.

Bourne siedział bez ruchu. Chciał schować głowę w dłoniach i zapłakać nad grzechami przeszłości, ale przy Chanie nie mógł okazać niczego, co można by zinterpretować jako słabość. Próbny rozejm, jaki udało im się wypracować, był kruchy niczym skorupka jaja. Tyle rzeczy mogło go zmiażdżyć. Emocje kotłowały się w jego piersi, sprawiając, że z trudem oddychał. Ból, który nie opuszczał jego znękanego torturami ciała, był niczym w porównaniu z cierpieniem wewnętrznym. Chwycił poręcze fotela tak mocno, że chrupnęło mu w kłykciach. Wiedział, że musi odzyskać panowanie nad sobą, tak samo jak wiedział, że nie wysiedzi na tym fotelu ani chwili dłużej.

Wstał i niczym lunatyk przeszedł na drugą stronę, zajmując miejsce przy Chanie. Zdawało się, że młody mężczyzna w ogóle nie zauważył jego obecności. Gdyby nie przyspieszony oddech, można by uznać, że jest pogrążony w głębokiej medytacji.

Z sercem walącym niczym młot o obolałe żebra, Bourne odezwał się cicho:

– Chcę wiedzieć, czy jesteś moim synem. Jeśli jesteś Joshuą, muszę to wiedzieć.

– Innymi słowy, nie wierzysz mi.

– Chcę ci wierzyć – powiedział Bourne, usiłując zignorować ostry niczym brzytwa ton w głosie Chana. – Na pewno to wiesz.

– Jeśli chodzi o ciebie, niczego nie jestem pewien. – Chan odwrócił się ku niemu z gniewem. – Czy w ogóle mnie pamiętasz?

– Joshua miał sześć lat, był tylko dzieckiem. – Bourne'a ścisnęło w gardle. – A potem doznałem amnezji.

– Amnezji? – zdumiał się Chan.

Bourne opowiedział mu, co się stało.

– Bardzo niewiele pamiętam sprzed tego okresu – zakończył. – Większość wspomnień dotyczy Jasona Bourne'a, o Davidzie Webbie nie pamiętam prawie nic. Tylko od czasu do czasu jakiś zapach, dźwięk lub głos sprawia, że przypominam sobie jakiś fragment. Ale to tylko strzępy, oderwane i niespójne.

Bourne odszukał w półmroku ciemne oczy Chana, usiłując wyczytać z nich jakiś znak, cokolwiek, co wyrażałoby jego myśli lub uczucia.

– Naprawdę. Jesteśmy sobie zupełnie obcy. Dlatego zanim zabrniemy dalej… – urwał, przez moment niezdolny wydusić ani słowa. Potem ogromnym wysiłkiem woli zmusił się, by mówić dalej, gdyż cisza, która tak szybko narastała między nimi, była gorsza od wybuchu, który musiał nadejść. – Spróbuj to zrozumieć. Potrzebuję namacalnego dowodu, czegoś nie do obalenia.

– Pierdol się!

Chan wstał, gotów odejść, lecz tak jak w pokoju przesłuchań Spalki coś przykuło go do ziemi. A potem usłyszał w głowie głos Bourne'a, słowa wypowiedziane na dachu w Budapeszcie: "To właśnie twój plan, tak? Ta cała chora historia o tym, że jesteś Joshuą… Nie doprowadzę cię do tego Spalki ani do kogo tam chcesz się dostać. Nie będę pionkiem w niczyjej grze".

Zacisnął dłoń na posążku Buddy na szyi i usiadł z powrotem w fotelu. Obaj byli pionkami w grze Stiepana Spalki. To Spalko doprowadził do ich spotkania, a teraz, o ironio, właśnie wspólna nienawiść do niego mogła ich połączyć przynajmniej na jakiś czas.

– Jest coś takiego – odezwał się głosem, który ledwo poznawał. – Mam koszmarne sny o tym, że jestem pod wodą. Tonę, spadam coraz głębiej, bo jestem przywiązany do jej martwego ciała. Ona mnie woła, słyszę jej głos, czy też raczej to ja ją wołam.

Bourne przypomniał sobie Chana szarpiącego się w wodach Dunaju, panikę, która ściągała go w głąb rwącego rzecznego nurtu.

– Co mówi ten głos?

– To mój głos. Wołam "Lee- Lee, Lee- Lee".

Serce Bourne'a zamarło. Nagle z głębin jego zszarganej pamięci wypłynęło wspomnienie Lee- Lee. Na jeden drogocenny moment ujrzał jej owalną twarz o jasnych oczach i prostych kruczoczarnych włosach.

– O Boże! – wyszeptał. – Joshua nazywał tak Alyssę. Nikt inny tak na nią nie mówił. Nikt oprócz Dao nie znał tego przezwiska.

Lee- Lee.

– Jedno z najbardziej wzruszających wspomnień z tego okresu, jakie udało mi się przypomnieć dzięki terapii, dotyczy twojej siostry – podjął Bourne. – Zawsze chciała być blisko ciebie. Kiedy w nocy przyśniło jej się coś strasznego, tylko ty potrafiłeś ją uspokoić. Nazywałeś ją Lee- Lee, a ona mówiła do ciebie Joshy.

Moja siostrzyczka. Lee- Lee. Chan zamknął oczy i natychmiast znalazł się w mętnej wodzie rzeki w Phnom Penh. Zobaczył, jak jej martwe, przeszyte pociskami ciało wpada do wody. Lee- Lee. Czteroletnia dziewczynka. Martwa. Jej jasne oczy – oczy ich taty – wpatrują się w niego ślepo, oskarżycielsko. "Dlaczego ty?" – zdawały się pytać. "Dlaczego ty, a nie ja?" Wiedział jednak, że przemawia przez niego poczucie winy. Gdyby Lee- Lee mogła mówić, powiedziałaby: "Cieszę się, że nie umarłeś, Joshy. Jak to dobrze, że jedno z nas zostanie z tatusiem".

Chan zakrył dłonią twarz, odwracając się do okna. Pragnął umrzeć, żałował, że nie utonął w tamtej rzece, że to nie Lee- Lee przeżyła. Nie mógł znieść tego życia ani sekundy dłużej. Tu nic mu przecież nie pozostało. Umierając, dołączyłby chociaż do siostry…

– Chan.

To był głos Bourne'a. Ale nie mógł spojrzeć mu w twarz. Kochał go i nienawidził. Nie potrafił pojąć, jak to możliwe; nie wiedział, jak ma sobie z tym poradzić. Dźwignął się ciężko z fotela, przecisnął między miejscami i ruszył chwiejnym krokiem na przód samolotu, byle dalej od Bourne'a.

Z nieopisanym żalem Jason patrzył, jak syn odchodzi. Z wysiłkiem zapanował nad impulsem zatrzymania go i przytulenia do piersi. Wyczuł, że byłaby to najgorsza rzecz, jaką mógł w tej chwili zrobić, bo biorąc pod uwagę przeszłość Chana, doprowadziłoby to do kolejnej scysji między nimi.

Nie miał złudzeń. Obaj musieli przebyć trudną drogę, nim zaakceptują, że są rodziną. Może było to w ogóle nieosiągalne. Wolał jednak odsunąć tę przerażającą myśl na bok.

Z ciężkim sercem pojął w końcu, czemu tak długo nie dopuszczał do siebie myśli, że Chan może być jego synem. Annaka, niech ją piekło pochłonie, odgadła to bezbłędnie.

Podniósł wzrok. Chan stał nad nim z dłońmi zaciśniętymi kurczowo na oparciu fotela.

– Powiedziałeś, że dopiero niedawno dowiedziałeś się, że byłem zaginiony.

Bourne pokiwał głową.

– Jak długo mnie szukali?

– Wiesz, że nie potrafię na to odpowiedzieć. Nikt tego nie wie – skłamał odruchowo Jason. Nic nie można było zyskać, a wiele stracić na przyznaniu, że władze szukały Chana tylko godzinę. Chciał uchronić syna przed bolesną prawdą.

Chan stał bez ruchu.

– Dlaczego sam nie sprawdziłeś?

Oskarżycielska nuta w jego głosie wbiła Bourne'a w fotel. Krew zastygła mu w żyłach. Odkąd stało się jasne, że Chan to jego syn, zadawał sobie dokładnie to samo pytanie.

– O mało nie oszalałem z żalu – powiedział – ale wątpię, żeby było to dostateczne wytłumaczenie. Nie potrafiłem zmierzyć się z faktem, że zawiodłem was jako ojciec.

Twarz Chana wykrzywił bolesny grymas, gdy przerażająca myśl zaczęła się wdzierać do świadomości.

– Musiałeś mieć… problemy, kiedy mieszkaliście z mamą w Phnom Penh.

– Co masz na myśli? – Bourne, zaalarmowany wyrazem twarzy syna, zareagował może zbyt ostro.

– No, wiesz. Dlatego że ożeniłeś się z Tajką.

– Kochałem Dao z całego serca.

– Marie nie jest Tajką, prawda?

– Chan, nie wybieramy osób, w których się zakochujemy.

Nastąpiła krótka pauza, a potem, po pełnej napięcia ciszy, która zaległa, Chan powiedział, jak gdyby nigdy nic, jakby to była nic nieznacząca uwaga:

– A potem doszedł do tego problem dzieci mieszańców.

– Nigdy tak tego nie traktowałem – odrzekł Bourne szczerze. – Kochałem Dao, kochałem ciebie i Alyssę. Boże, byliście całym moim życiem. Przez wiele tygodni, miesięcy po waszej stracie nie mogłem dojść do siebie. Gdybym nie spotkał Aleksa Conklina, może nigdy bym się nie pozbierał. Ale nawet to zawdzięczam wieloletniej bolesnej i ciężkiej pracy.

Zamilkł na chwilę, wsłuchując się w ich oddechy. Potem odsapnął ciężko i powiedział:

– Ciągle dręczy mnie to, że powinienem był być przy was, bronić was.

Chan długo przypatrywał mu się w milczeniu, ale napięcie zostało przełamane, Rubikon został przekroczony.

– Gdybyś z nami był, też byś zginął.

Odwrócił się bez słowa, a gdy to uczynił, Bourne'owi stanęła przed oczami Dao i zrozumiał, że cały jego świat się zmienił.

Rozdział 28

W Reykjaviku, jak w każdym cywilizowanym miejscu na świecie, są bary szybkiej obsługi. Podobnie jak restauracje wyższych kategorii, codziennie otrzymują dostawy świeżego mięsa, ryb, warzyw i owoców. Firma Hafharfjordur Fine Fruits amp; Vegetables była jednym z głównych zaopatrzeniowców lokali szybkiej obsługi w Reykjaviku. Samochód dostawczy tej firmy, który podjechał tego ranka do restauracji Kebab Hollin w centrum miasta z transportem sałaty, cebuli i szalotki, był jednym z wielu kursujących codziennie po mieście. Zasadnicza różnica polegała na tym, że w przeciwieństwie do innych nie został przysłany przez firmę Harharfjordur Fine Fruits amp; Vegetables.

Wczesnym wieczorem wszystkie trzy placówki Kliniki Landspitali były oblężone przez chorych. Lekarze przyjmowali alarmujące liczby pacjentów i przeprowadzali badania krwi. W porze kolacji wyniki potwierdziły, że w mieście panuje wirusowe zapalenie wątroby typu A.

Urzędnicy z Ministerstwa Zdrowia gorączkowo zabrali się do pracy, by opanować sytuację. Ich działania utrudniało kilka ważnych czynników: szybkość i zasięg rozprzestrzeniania się szczególnie groźnej odmiany wirusa oraz komplikacje związane z ustaleniem, o które produkty żywnościowe chodzi, i z wykryciem źródła. Wiedzieli też, że z powodu międzynarodowego szczytu oczy świata zwrócone są na Reykjavik. Wysokie miejsce na ich liście podejrzanych produktów zajmowała szalotka, przyczyna ostatnich wybuchów wirusowego zapalenia wątroby typu A w Stanach Zjednoczonych. Ale szalotka była wszechobecna w lokalnych sieciach barów szybkiej obsługi. Nie mogli też wykluczyć mięsa ani ryb.

80
{"b":"97655","o":1}