Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– I jak zareagowałaś?

– A jak ci się wydaje? – odparła z wyrzutem w głosie. – Czyżbyś już mi nie ufał?

– Zobaczyłem, jak go dotykasz, twoje palce… – nie był w stanie mówić dalej.

– Hasan, popatrz na mnie. – Wyciągnęła rękę. – Spójrz na mnie, proszę.

Odwrócił się powoli, jakby się wahał. Ogarnęła ją radość. Panowała nad nim; pomimo błędu w ocenie wciąż miała nad nim władzę. Odetchnąwszy bezgłośnie z ulgą, powiedziała:

– Sytuacja wymagała delikatności. Na pewno to rozumiesz. Gdybym dała mu kosza, gdybym potraktowała go zbyt chłodno, mógłby wpaść w gniew. Obawiałam się, że będzie szukał zemsty i zaszkodzi naszej sprawie. – Popatrzyła mu prosto w oczy. – Cały czas myślałam o naszym zadaniu. To jest teraz dla mnie najważniejsze i dla ciebie też powinno takie

być.

Przez długą chwilę stał nieruchomo, ważąc jej słowa. Szumiały fale rozpryskujące się o skalisty brzeg daleko w dole. Nagle kiwnął głową, kwitując tym gestem całą sprawę.

– Musimy się pozbyć zwłok.

– Owiniemy go czymś i weźmiemy ze sobą na umówione spotkanie.

Ludzie Spalki wyrzucą go za burtę, kiedy będą na pełnym morzu.

Arsienow parsknął śmiechem.

– Zino, jesteś najbardziej praktyczną kobietą, jaką znam.

Bourne ocknął się i stwierdził, że siedzi przywiązany do czegoś, co wygląda jak fotel dentystyczny. Rozejrzał się po ciemnym betonowym pomieszczeniu i zobaczył duży otwór odpływu kanalizacyjnego pośrodku wyłożonej białymi płytkami podłogi, zwinięty szlauch wiszący na ścianie, metalowy wózek stojący obok fotela, a na nim tacę, na której ułożono zestaw lśniących instrumentów z nierdzewnej stali, które wyraźnie służyły do zadawania tortur. Spróbował poruszyć nadgarstkami i kostkami, lecz spostrzegł, że szerokie skórzane pasy, które je opinały, są zaopatrzone w takie same solidne sprzączki, jakich używa się w kaftanach bezpieczeństwa.

– Nie możesz się wydostać – powiedziała Annaka za jego plecami, podchodząc bliżej. – Nie warto nawet próbować.

Bourne patrzył na nią przez chwilę, jakby usiłował odzyskać ostrość widzenia. Była ubrana w białe skórzane spodnie i czarną jedwabną bluzkę na ramiączkach – strój, w którym nigdy by się nie pokazała, grając rolę niewinnej młodej pianistki i oddanej córki. Przeklął się w duchu za to, że dał się zwieść antypatią, jaką mu początkowo okazywała. Powinien bardziej uważać, bo Annaka była zbyt pomocna, zbyt wiele wiedziała o domu Molnara. Oglądanie się wstecz niczemu jednak nie służyło, odłożył więc na bok wyrzuty i skoncentrował się na obecnej sytuacji.

– Okazałaś się wspaniałą aktorką – zauważył.

– Nie tylko dla ciebie, dla Chana również. – Uśmiechnęła się leniwie, błyskając białymi zębami i przysunęła jedyne krzesło w pokoju. Usiadła obok Bourne'a. – Widzisz, dobrze znam twojego syna. Tak, wiem o tym, wiem więcej, niż myślisz, znacznie więcej. – Roześmiała się dźwięcznym jak dzwoneczek głosem czystej radości, napawając się wyrazem twarzy Bourne'a. – Przez długi czas Chan nie wiedział, czy jeszcze żyjesz. Wielokrotnie próbował cię odnaleźć, ale zawsze bez skutku. CIA rzeczywiście dobrze cię ukryła. Dopiero z pomocą Stiepana mu się udało. Ale nawet zanim dowiedział się, że jednak żyjesz, każdą wolną chwilę poświęcał rozmyślaniom o zemście na tobie. – Pokiwała głową. – Tak, Jasonie, nienawiść do ciebie przesłaniała mu świat. – Oparłszy łokcie o kolana, pochyliła się ku niemu. – Jak się z tym czujesz?

– Chylę czoło przed umiejętnościami aktorskimi. – Mimo że wzburzyła w nim potężne emocje, nie zamierzał okazać przed nią słabości.

– Jestem kobietą o wielu talentach.

– I równie wielu obliczach, jak się zdaje. – Potrząsnął głową. – Czy fakt, że ocaliliśmy sobie nawzajem życie, nic dla ciebie nie znaczy?

Wyprostowała plecy, stała się teraz oschła, niemal oficjalna.

– Możemy się zgodzić przynajmniej co do jednego. Często życie i śmierć to jedyne sprawy, które się naprawdę liczą.

– Więc uwolnij mnie – powiedział.

– Tak, zakochałam się w tobie po uszy, Jasonie. – Roześmiała się. – Obawiam się, że takie rzeczy nie zdarzają się w prawdziwym życiu. Ocaliłam cię tylko z jednego powodu: dla Stiepana. Ze Stiepanem łączy mnie długa zażyłość. Przez pewien czas był jedynym przyjacielem mojej matki.

– Spalko znał twoją matką? – spytał Bourne zaskoczony.

Annaka kiwnęła głową. Teraz, gdy był związany i nie stwarzał dla niej zagrożenia, zdawało się, że chce z nim porozmawiać.

– Poznał ją, kiedy mój ojciec ją odesłał.

– Odesłał? Dokąd? – Ciekawość wzięła górę, Annaka potrafiłaby oczarować nawet grzechotnika.

– Do sanatorium. – Oczy Annaki pociemniały, na ułamek sekundy ujawniając ślad prawdziwego uczucia. – Załatwił, żeby ją przyjęli. Nie było to zbyt trudne; krucha i filigranowa, nie miała siły, żeby się bronić, a w tamtych czasach… było to możliwe.

– Po co miałby to robić? Nie wierzę – oznajmił beznamiętnie Bourne.

– Nie obchodzi mnie, czy mi wierzysz. – Przez chwilę przyglądała mu się z niepokojąco gadzim wyrazem twarzy. Potem, pchana wewnętrzną potrzebą, podjęła: – Stała się niewygodna. Jego kochanka wymusiła to na nim; pod tym względem był obrzydliwie słaby. – Nieokiełznana nienawiść przemieniła jej twarz w ohydną maskę i Bourne pojął, że wreszcie wyjawiła prawdę o swojej przeszłości. – Nigdy się nie dowiedział, że znam prawdę, nigdy się z tym nie zdradziłam. Nigdy. – Odrzuciła głowę do tyłu. – W każdym razie Stiepan odwiedzał tę samą klinikę. Przyjeżdżał do brata… do brata, który próbował go zabić.

Bourne wpatrywał się w nią oniemiały. Nie miał pojęcia, czy okłamuje go, czy mówi prawdę, ale nie mylił się przynajmniej co do jednego – toczyła jakąś osobistą wojnę. Role, które odgrywała z takim powodzeniem, były działaniem ofensywnym, wypadami na terytorium wroga. Patrzył w nieprzejednane oczy Annaki i wiedział, że jest coś potwornego w tym, jak manipuluje ludźmi, którzy się do niej zbliżyli.

Pochyliła się i ujęła palcami jego podbródek.

– Nie widziałeś Stiepana, prawda? Przeszedł rozległą operację plastyczną prawej części twarzy i szyi. Tłumaczy to różnie różnym ludziom, ale prawda jest taka, że brat oblał go benzyną i przystawił do twarzy płonącą zapalniczkę.

– Mój Boże! Czemu? – wzdrygnął się Bourne.

– Kto wie? Jego brat był po prostu groźnym szaleńcem. Stiepan wiedział o tym i jego ojciec również, ale odmawiał przyjęcia tego do wiadomości, dopóki nie stało się za późno. I nawet potem wciąż bronił chłopaka, twierdząc, że to tylko tragiczny wypadek.

– Możliwe, że to prawda – powiedział. – Ale nawet jeśli tak, nie daje ci to wymówki, by spiskować przeciwko własnemu ojcu.

Parsknęła śmiechem.

– Jak możesz tak mówić, skoro ty i Chan próbowaliście się pozabijać? Taka furia w dwóch ludziach, mój Boże!

– Zaatakował mnie. Ja się tylko broniłem.

– Ale nienawidzi cię z pasją, którą rzadko się spotyka. Nienawidzi cię tak bardzo, jak ja nienawidziłam ojca. A wiesz dlaczego? Ponieważ porzuciłeś go tak samo, jak mój ojciec porzucił moją matkę.

– Mówisz, jakby naprawdę był moim synem – syknął Bourne.

– Ach tak, słusznie, utwierdziłeś się w przekonaniu, że jest inaczej. Jakie to wygodne, prawda? Dzięki temu nie musisz myśleć o tym, jak zostawiłeś go na pewną śmierć w dzikiej dżungli.

– To nie tak! – Bourne wiedział, że nie powinien dać się wciągnąć w ten temat, ale nie potrafił się powstrzymać. – Powiedziano mi, że zginął. Nie miałem pojęcia, że mógł przeżyć. Odkryłem to dopiero później w rządowej bazie danych.

– A zostałeś, żeby sprawdzić? Nie, pochowałeś rodzinę i nawet nie zajrzałeś do trumien! Gdybyś to zrobił, przekonałbyś się, że twojego syna tam nie ma. Nie, tchórzu, zamiast tego uciekłeś z kraju.

Bourne usiłował wyrwać się z więzów.

– I to ty prawisz mi kazanie o powinnościach rodzinnych?

– Wystarczy. – Stiepan Spalko wszedł do pokoju z doskonałym wyczuciem czasu sędziego walk bokserskich. – Mam z panem Bourne'em do przedyskutowania sprawy, które są ważniejsze od opowieści familijnych.

Annaka wstała posłusznie. Poklepała Bourne'a po policzku.

– Nie chmurz się tak, Jasonie. Nie jesteś pierwszym facetem, którego wykołowałam, i nie będziesz ostatnim.

– Nie – przyznał. – Ostatnim będzie Spalko.

– Annako, zostaw nas teraz samych – powiedział Spalko, obleczonymi w lateksowe rękawiczki dłońmi poprawiając na brzuchu fartuch rzeźniczy. Fartuch był czysty i starannie wyprasowany. Na razie nie było na nim ani kropli krwi.

Gdy Annaka wyszła, Bourne skierował uwagę na człowieka, który według Chana winien był śmierci Aleksa i Mo.

– Pan jej naprawdę ufa bez zastrzeżeń?

– Tak, Annaka jest wspaniałą oszustką. – Spalko zachichotał. – Ale ja też wiem o kłamstwach to i owo. – Zbliżył się do wózka i obrzucił ułożone na tacy instrumenty wzrokiem znawcy. – Sądzę, że podejrzenie, iż zdradzi mnie tak samo, jak zdradziła pana, jest naturalne. – Odwrócił się, światło odbiło się od nienaturalnie gładkiej skóry na jego twarzy i szyi. – A może usiłuje pan wbić klin między nas? Dla agenta o pana kwalifikacjach byłaby to standardowa procedura operacyjna. – Wzruszył ramionami, podniósł jeden z instrumentów i obrócił go w palcach. – Panie Bourne, ciekawi mnie, jak wiele zdołał się pan dowiedzieć o doktorze Schifferze i jego wynalazku.

– Gdzie jest Felix Schiffer?

– Nie mógłby pan mu pomóc, panie Bourne, nawet gdyby dokonał pan niemożliwego i zdołał stąd uciec. Doktor Schiffer przestał mi być potrzebny i teraz żadna siła już go nie wskrzesi.

– Zabiłeś go – powiedział Bourne – tak jak zabiłeś Aleksa Conklina i Mo Panova.

Spalko wzruszył ramionami.

– Conklin odebrał mi doktora Schiffera, kiedy najbardziej go potrzebowałem. Odzyskałem go, oczywiście. Zawsze dostaję to, czego chcę. Ale Conklin musiał zapłacić za to, iż myślał, że może mi się bezkarnie przeciwstawić.

– A Panov?

– Znalazł się po prostu w złym miejscu w nieodpowiednim czasie – odrzekł Spalko. – To wszystko.

71
{"b":"97655","o":1}