Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Poprzedniego wieczoru, po tym jak śledził wracającego od Annaki McColla, zadzwonił do Ethana Hearna i podyktował mu numer rejestracyjny opla. W ciągu godziny Hearn podał mu nazwę i telefon wypożyczalni samochodów, z której skorzystał McColl. Udając agenta Interpolu, wydobył z przestraszonego pracownika nazwisko McColla i jego adres w Stanach. McColl nie podał adresu w Budapeszcie, ale z typową dla Amerykanów arogancją użył prawdziwego nazwiska, nie było więc problemem zadzwonić do swojego kontaktu w Berlinie, by po przepuszczeniu przez bazę danych okazało się, że chodzi o CIA.

Idący przed nim McColl skręcił w Hattyu utca i wszedł do nowoczesnego szarego budynku pod numerem 75, przypominającego średniowieczną twierdzę. Na szczęście Chan zgodnie ze swym zwyczajem odczekał chwilę, ponieważ McColl nagle wyszedł. Chan patrzył z ciekawością, jak rozgląda się dokoła, by sprawdzić, czy nikt nie patrzy, wyjmuje pistolet i wkłada go szybkim, ostrożnym ruchem do śmietnika.

Chan poczekał, aż McColl wróci do środka, i ruszył za nim, wchodząc do holu przez drzwi ze stali i szkła. Tam zobaczył, jak McColl macha swoimi papierami z agencji. Zauważył bramkę i zrozumiał, czemu agent pozbył się broni. Czy to przypadek, czy pułapka zastawiona przez Bourne^? Chan tak by właśnie zrobił.

Kiedy McColl dostał identyfikator i zniknął w korytarzu, Chan przeszedł przez wykrywacz i pokazał swój identyfikator Interpolu, zdobyty w Paryżu. To oczywiście zaniepokoiło recepcjonistkę, zwłaszcza po tym, jak zobaczyła człowieka agencji, zaczęła więc rozważać głośno, czy nie powinna zaalarmować ochrony lub zadzwonić na policję, ale Chan spokojnie ją zapewnił, że obaj są tu w tej samej sprawie i wyłącznie po to, by porozmawiać. Jakiekolwiek zakłócenia tych działań, ostrzegł ją surowo, mogą prowadzić do nieprzewidzianych trudności, których ona z pewnością sobie nie życzy. Nadal zaniepokojona, kiwnęła głową i gestem kazała mu przejść.

Kevin McColl zobaczył przed sobą Annakę Vadas i wiedział, że Bourne musi być gdzieś blisko. Był pewien, że nie zauważyła, że ją śledzi, ale na wszelki wypadek dotknął małej plastikowej płytki na bransolecie zegarka. W środku znajdowała się nylonowa linka nawinięta na malutką szpulkę. Wolałby wypełnić zlecenie na Bourne'a za pomocą pistoletu, szybko i skutecznie. Ciało ludzkie, nieważne jak silne, nie mogło zwalczyć strzału w serce, płuco czy mózg. Metody z użyciem zaskoczenia i brutalnej siły, do których musiał się uciec z powodu wykrywacza metali, zabierały więcej czasu i nie były takie czyste. Zdawał sobie sprawę ze zwiększonego ryzyka i ewentualności, że będzie musiał zabić także Annakę Vadas. Ta myśl wywołała w nim ukłucie żalu. To ładna, seksowna kobieta; zabicie takiej piękności było sprzeczne z jego naturą.

Zobaczył ją teraz, jak zmierza, był tego pewien, na spotkanie z Jasonem Bourne'em; nie wyobrażał sobie innego powodu, dla którego mogłaby tu być. Podążył za nią, postukując w plastikową płytkę na wewnętrznej stronie nadgarstka i czekając na swoją szansę.

Ze swojego stanowiska w składziku Boume ujrzał przechodząca obok Annakę. Dokładnie wiedziała, gdzie był, ale trzeba jej przyznać, że mijając kryjówkę nie odwróciła głowy ani na milimetr. Jego czułe uszy wychwyciły kroki McColla, zanim agent pojawił się w polu widzenia. Każdy ma swój sposób chodzenia, specyficzny krok, nie do pomylenia, o ile celowo go nie zmieni. Chód McColla był ciężki i mocny, złowrogi, bez wątpienia chód zawodowego łowcy.

Boume wiedział, że najważniejszym czynnikiem będzie zgranie w czasie. Jeśli ruszy za szybko, McColl zauważy go i zareaguje, niwecząc element zaskoczenia. Jeśli będzie czekał zbyt długo, musiałby zrobić kilka kroków, żeby go dogonić, ryzykując, że McColl go usłyszy. Ale Bourne wymierzył kroki przeciwnika i był w stanie dokładnie przewidzieć, kiedy zabójca znajdzie się w odpowiednim punkcie. Wyrzucił z umysłu cały ból ciała, zwłaszcza złamanych żeber. Nie wiedział, jak bardzo zmniejszą się jego możliwości, ale musiał zaufać potrójnemu opatrunkowi założonemu przez doktora Ambrusa.

Zobaczył Kevina McColla, wielkiego i groźnego, kiedy mijał uchylone drzwi składziku. Wyskoczył i zadał potężny cios oburącz w prawą nerkę, złapał go i zaczął ciągnąć do składziku.

McColl jednak zdołał się obrócić i z grymasem bólu wystrzelił pięścią w pierś Bourne'a. Kiedy ten zatoczył się do tyłu, McColl rozwinął nylonową linkę i rzucił mu się do gardła. Jason zadał mu kantem dłoni dwa wściekłe ciosy, na pewno bardzo bolesne, mimo to McColl, z nabiegłymi krwią oczami, wciąż nacierał z ponurą determinacją. Zarzucił Bourne'owi linkę na szyję i zacisnął tak mocno, że na ułamek sekundy uniósł go z podłogi.

Bourne zaczął walczyć o oddech, co pozwoliło McCollowi jeszcze mocniej zacieśnić pętlę. Wtedy zrozumiał swój błąd, przestał przejmować się oddychaniem, koncentrując na wyswobodzeniu. Uderzył kolanem w krocze przeciwnika. Z McColla uszło nagle całe powietrze i na moment poluzował chwyt na tyle, że Bourne zdołał wsunąć dwa palce między linkę a swoje gardło.

McColl był jednak silny jak tur i otrząsnął się nadspodziewanie szybko. Z rykiem furii włożył całą energię w ramiona, zaciskając linkę jeszcze mocniej niż przedtem, ale Bourne zdołał już zyskać potrzebną przewagę; zgiął palce i skręcił napinającą się linkę, póki nie pękła jak żyłka pod naporem wielkiej ryby. Wyprowadził ręką przy szyi potężny cios ku górze, trafiając McColla pod szczękę. Głowa agenta poleciała gwałtownie do tyłu i uderzyła we framugę, ale kiedy Jason ruszył na niego, McColl łokciami wepchnął go do składziku. Wpadł tam za nim i chwyciwszy nóż do tektury, zamachnął się, rozcinając kitel. Kolejne cięcie i chociaż Bourne zdołał się odchylić, ostrze rozcięło koszulę, odsłaniając zabandażowany bok.

Z uśmiechem triumfu McColl zaatakował słaby punkt przeciwnika. Przerzucił nóż do lewej ręki, zamarkował pchnięcie i zadał potężny cios na pierś Bourne'a. Ale Jason nie dał się oszukać, zdołał zablokować uderzenie przedramieniem.

McColl ujrzał swoją szansę i zamachnął się nożem wprost na odsłoniętą szyję Bourne'a.

Usłyszawszy pierwsze odgłosy walki, Annaka odwróciła się, ale w tej samej chwili dostrzegła dwóch lekarzy kierujących się w stronę skrzyżowania z korytarzem, na którym walczyli Bourne i McColl. Zgrabnie ustawiła się między nimi a lekarzami i zasypała medyków gradem pytań, cały czas prowadząc ich korytarzem, aż minęli skrzyżowanie.

Teraz szybko uwolniła się od lekarzy i ruszyła z powrotem. Wiedziała, że Bourne ma kłopoty, i pamiętając o poleceniu Stiepana, by zachować go przy życiu, pobiegła korytarzem w stronę walczących. Zanim do nich dotarła, wpadli do składziku. Weszła tam przez otwarte drzwi akurat w chwili, kiedy McColl zamierzył się nożem w szyję Bourne'a.

Rzuciła się na niego, wybijając z rytmu na tyle, że ostrze, błyszcząc w świetle, minęło gardło Bourne'a i skrzesało iskry z metalowego wspornika regału. McColl, który miał ją teraz na skraju pola widzenia, obracając się, uderzył lewym łokciem prosto w jej tchawicę.

Annaka zakrztusiła się i odruchowo złapała za szyję, opadając na kolana. McColl zaatakował nożem, tnąc jej płaszcz. Bourne tymczasem chwycił kawałek linki, który nadal trzymał w jednej ręce, i zarzucił go od tyłu na szyję McColla.

McColl wygiął się, ale zamiast sięgać do gardła, uderzył łokciem w połamane żebra Bourne'a. Ten zobaczył z bólu gwiazdy, lecz nie osłabił chwytu i odciągał napastnika od Annaki, słysząc, jak obcasy McColla szorują po płytkach podłogi, gdy walił w jego żebra z coraz większą desperacją.

McCollowi krew napływała do głowy, żyły wystąpiły mu na szyi jak postronki, oczy niemal wychodziły z orbit. Choć popękały mu naczynka w nosie i na policzkach, wargi odsłoniły pobielałe dziąsła, a język miotał się w ustach walczących o oddech, agent zdołał zadać jeszcze jeden, ostatni cios w bok Bourne'a. Jason skrzywił się z bólu i poluzował chwyt, a McColl zaczął odzyskiwać równowagę.

W tym momencie Annaka nierozważnie kopnęła go w brzuch. McColl złapał ją za podniesione kolano i wykręcając je brutalnie, przyciągnął do siebie. Otoczył jej szyję lewym ramieniem, a prawą dłoń położył z boku jej głowy. Miał zamiar skręcić jej kark.

Chan, obserwujący to wszystko ze swej kryjówki w małym ciemnym biurze po przeciwnej stronie korytarza, zobaczył, jak Bourne, wystawiając się na ryzyko, puszcza linkę, którą tak umiejętnie owinął wokół szyi McColla, uderza głową zabójcy o półkę, po czym wsadza mu kciuk w oko.

McColl chciał krzyknąć, ale poczuł między szczękami przedramię Bourne'a i dźwięk tylko zabulgotał mu w płucach. Zaczął kopać i młócić pięściami, lecz ani nie umarł, ani nawet nie upadł na ziemię. Bourne trzasnął go kolbą ceramicznego pistoletu w miękki punkt nad lewym uchem. Dopiero teraz McColl opadł na kolana i uniósł ręce, by przycisnąć je do rannego oka. Ale był to tylko wybieg. Błyskawicznie podciął Annakę i pociągnął ją na ziemię morderczymi dłońmi. Bourne, nie mając innego wyjścia, przytknął lufę do jego szyi i pociągnął za spust.

Strzał był prawie bezgłośny, ale dziura w szyi McColla robiła wrażenie. Nawet martwy, McColl nie puszczał Annaki i Bourne, odłożywszy pistolet, musiał odginać zaciśnięte palce jeden po drugim.

Schylił się i podniósł Annakę. Chan widział jego grymas, widział, jak przyciska jedną rękę do boku. Żebra. Są potłuczone, połamane czy wszystko naraz? – pomyślał.

Wrócił w głąb pustego biura. To on spowodował tę kontuzję. Pamiętał siłę, jaką włożył w cios, co czuł w dłoni, kiedy uderzył – niemal elektryczny impuls, który przeszedł go jakby z ciała Bourne'a, ale, co dziwne, uczucie zadowolenia wcale się nie pojawiło. Zamiast tego musiał podziwiać siłę i niezłomną wolę przetrwania tego człowieka, tytaniczną walkę z McCollem, pomimo ciosów, które otrzymywał w najwrażliwszy punkt.

Dlaczego w ogóle o tym myślę? – zapytał sam siebie gniewnie. Przecież Bourne go porzucił. Mimo bezspornych dowodów uporczywie nie chciał wierzyć w to, że Chan jest jego synem. Z jakiegoś powodu wolał wierzyć, że jego syn nie żyje. Czy to nie oznacza, że od początku go nie chciał?

– Ekipy pomocnicze przyleciały kilka godzin temu – powiedział Jamie Hull dyrektorowi CIA przez bezpieczne łącze wideokonferencyjne. – Zapoznaliśmy ich ze wszystkim. Teraz brakuje tylko szefów.

67
{"b":"97655","o":1}