Nigdy nie widziałam wizerunku mojego prawdziwego ojca, ale Droga Ciocia powiedziała mi, że był bardzo przystojny i elegancki, a jednak tak nieśmiały, że wywoływał w sercu dziewczyny tkliwość. Wyglądał jak biedny uczony, który mógłby żyć w lepszych warunkach i na pewno zakwalifikowałby się do cesarskiego egzaminu, gdyby tylko kilka lat temu nie zniosła go nowa Republika.
Nazajutrz rano Najmłodszy Wuj przyszedł z trzema gałązkami lychee, aby ofiarować owoce Drogiej Cioci w dowód wdzięczności. Zdjął łupinę z jednego owocu, a Droga Ciocia zjadła biały miąższ. Oboje zauważyli, że ranek jest bardzo ciepły, jak na późną jesień. Wuj zapytał, czy może zadeklamować wiersz, który rano napisał.
– Mówisz językiem spadających gwiazd – powiedział. – Twoje słowa są bardziej zdumiewające niż wschód słońca, bardziej olśniewające niż słońce, krótkie jak zachód. Chcę przez wieczność iść ich tropem.
Po południu trumniarz przyniósł nastawiaczowi kości arbuz.
– Chciałem wyrazić ogromną wdzięczność – rzekł. – Mój syn czuje się już dobrze. Potrafi brać do rąk miseczki i rozbijać je z siłą trzech chłopców.
Jeszcze tego samego tygodnia obaj mężczyźni, nie wiedząc o tym, co robi drugi, poszli do różnych wróżbitów. Obaj chcieli wiedzieć, czy mają szczęśliwą datę urodzenia, by poślubić Drogą Ciocię.
Trumniarz udał się do wróżbity w Nieśmiertelnym Sercu, który chodził po wsi z różdżką. Według wróżbity, wszystkie znaki wskazywały, że małżeństwo będzie szczęśliwe. Droga Ciocia urodziła się w Roku Koguta, a ponieważ Chang był Wężem, stanowili niemal idealną parę. Staruszek powiedział, że Droga Ciocia ma także szczęśliwą liczbę linii w swoim imieniu (zapiszę tę liczbę, gdy tylko przypomnę sobie jej imię). Na dodatek miała na twarzy pieprzyk w pozycji jedenastej, obok wypukłości policzka, który wskazywał, że z jej posłusznych ust będą spływać same słodkie słowa. Trumniarz tak się ucieszył z wróżby, że dał wróżbicie sowity napiwek.
Najmłodszy Wuj poszedł do wróżbiarki w Ustach Góry, staruszki o twarzy bardziej pomarszczonej niż jej dłonie. Zobaczyła same nieszczęścia. Pierwszym złym znakiem był pieprzyk na twarzy Drogiej Cioci. Wróżbiarka powiedziała Wujowi, że jest w pozycji dwunastej i sięga w dół do ust, co oznacza, że w jej życiu zawsze będzie smutek. Kombinacja ich lat urodzenia również wykazywała niezgodność. Droga Ciocia urodziła się w Roku Ognistego Koguta, on w Roku Drewnianego Konia. Dziewczyna będzie na nim jeździć i powoli rozdziobywać jego grzbiet. Zniszczy go niezliczonymi żądaniami, wciąż nienasycona. A potem wyjawiła najgorsze. Ojciec i matka dziewczyny podali, że urodziła się szesnastego dnia siódmego księżyca. Ale wróżbiarka miała szwagierkę, która mieszkała niedaleko nastawiacza kości i wiedziała lepiej. Szwagierka słyszała krzyk nowo narodzonego dziecka nie szesnastego, ale piętnastego dnia, jedynego dnia, w którym duchom wolno wędrować po ziemi. Dziecko wydawało dźwięki wu – wu, wu – wu, nie jak istota ludzka, ale udręczona dusza. Wróżbiarka wyznała Wujowi, że dość dobrze zna dziewczynę. Często ją widywała spacerującą samotnie w dni targowe. Ta dziwna dziewczyna potrafiła szybko liczyć w głowie i kłócić się z kupcami. Była arogancka i niezwykle uparta. Była także wykształcona, ponieważ ojciec nauczył ją tajemnic ciała. I zbyt ciekawa, zbyt dociekliwa, za bardzo pragnęła chodzić własnymi ścieżkami. Być może była opętana. Wróżbiarka radziła Wujowi znaleźć inną kandydatkę. Małżeństwo z tą doprowadziłoby do katastrofy.
Najmłodszy Wuj dał staruszce więcej pieniędzy, nie jako napiwek, ale po to, by lepiej się zastanowiła. Wróżbiarka kręciła głową, lecz gdy dostała tysiąc miedziaków, coś jej przyszło na myśl. Kiedy dziewczyna się uśmiechała, co często się zdarzało, jej pieprzyk znajdował się w szczęśliwszej pozycji, numer jedenaście. Staruszka zajrzała do almanachu, aby odnaleźć godzinę narodzin dziewczyny. Dobre wieści. Godzina Królika oznaczała umiłowanie pokoju. Zuchwałość dziewczyny mogła więc być udawana. A resztki nieugiętości można z niej było wybić mocnym kijem. Później okazało się, że szwagierka staruszki była znaną plotkarką, skłonną do przesady. Aby jednak zapewnić szczęście przyszłemu małżeństwu, wróżbiarka sprzedała Wujowi talizman Stu Różnych Rzeczy, który był niezawodnym środkiem na złe duchy, złe daty, nieszczęścia i wypadanie włosów.
– Jednak nawet z talizmanem proszę się nie żenić w Roku Smoka. To zły rok dla Konia.
Pierwszą propozycję małżeństwa przyniosła swatka Changa, która przyszła do nastawiacza kości i opowiedziała mu o wszystkich dobrych znakach. Chwaliła trumniarza, że jako rzemieślnik pochodzący ze znanej rzemieślniczej rodziny cieszy się wielkim szacunkiem. Opisywała jego dom, jego skalne ogrody, stawy rybne, meble w licznych pokojach, najlepszy kolor drewna, fiolety głębokie jak świeży siniec. Jeśli idzie o posag, trumniarz pragnął okazać wielką wspaniałomyślność. Ponieważ dziewczyna będzie drugą żoną, nie pierwszą, pan Chang pyta, czy mogłaby wnieść w posagu słoiczek opium i słoiczek kości smoka? Wprawdzie to niewiele rzeczy, ale bezcennych, więc nie będą stanowić obrazy dla dziewczyny.
Nastawiacz kości zaczai rozważać tę propozycję. Starzał się. Co się stanie z córką po jego śmierci? Kto jeszcze zechciałby ją przyjąć pod swój dach? Była żywą i upartą dziewczyną. Nie miała matki, która nauczyłaby ją manier właściwych żonie. Gdyby miał sam wybierać zięcia, zapewne nie byłby to trumniarz, ale nie chciał stać na drodze córki do przyszłego szczęścia. Powiedział Drogiej Cioci o wspaniałomyślnej propozycji trumniarza.
Droga Ciocia parsknęła z oburzeniem.
– To brutal – oświadczyła. – Wolałabym jeść robaki niż zostać jego żoną.
Nastawiacz kości udzielił więc swatce Changa nieco niezręcznej odpowiedzi:
– Przykro mi – powiedział. – Moja córka zachorowała z rozpaczy na myśl, że miałaby opuścić najdroższego ojca.
Chang mógłby przełknąć kłamstwo, gdyby nie to, że tydzień później została przyjęta propozycja złożona przez swatkę Najmłodszego Wuja.
Kilka dni po ujawnieniu ich planów małżeńskich trumniarz przyjechał do Ust Góry i zaskoczył Drogą Ciocię, gdy wracała od studni.
– Myślisz, że wolno ci mnie obrażać, a potem śmiać mi się w nos?
– Kto kogo obraził? Prosiłeś, żebym została twoją drugą żoną, służącą pierwszej. Nie mam zamiaru zostać niewolnicą feudalnego małżeństwa.
Gdy próbowała odejść, Chang chwycił ją za szyję, mówiąc, że może jej skręcić kark, a potem nią potrząsnął, jak gdyby rzeczywiście mógł ją złamać niczym zimową gałązkę. Ale tylko rzucił nią o ziemię, przeklinając ją i intymne części ciała jej matki.
Kiedy Droga Ciocia odzyskała oddech, parsknęła:
– Grubiańskie słowa, wielkie pięści. Sądzisz, że strachem możesz mnie zmusić, żebym okazała przykrość?
Wtedy wypowiedział słowa, których nigdy nie mogła zapomnieć:
– Niedługo każdy dzień twojego nędznego życia będzie dla ciebie przykrością.
Droga Ciocia nie powiedziała o tym, co się stało, ani ojcu, ani Hu Senowi. Nie było sensu ich martwić. Po co jej przyszły mąż miałby się zastanawiać, czy Chang miał powód, by poczuć się dotkniętym? Wielu ludzi mówiło już, że jest zbyt silna i przyzwyczajona do chodzenia własnymi drogami. Być może to była prawda. Nie obawiała się kary ani poniżenia. Nie bała się prawie niczego.
Miesiąc przed ślubem Najmłodszy Wuj przyszedł do Jej pokoju późnym wieczorem.
– Chcę usłyszeć twój głos w ciemności – szepnął. – Chcę usłyszeć język spadających gwiazd.
Wpuściła go do swego k'ang, a on ochoczo przystąpił do zaślubin. Lecz gdy była w ramionach Najmłodszego Wuja, poczuła na skórze dotyk wiatru i zaczęła drżeć. Zdała sobie sprawę, że po raz pierwszy się boi, boi się nieznanej radości.
Ślub miał się odbyć w Nieśmiertelnym Sercu, tuż po początku nowego Roku Smoka. Był nagi wiosenny dzień. Na ziemi leżały śliskie placki śniegu. Rankiem do sklepu nastawiacza kości w Ustach Góry zawitał wędrowny fotograf. Przed miesiącem złamał rękę i zapłacił, robiąc zdjęcie Drogiej Cioci w dniu ślubu. Włożyła swój najlepszy zimowy kaftan z wysokim, obszytym futrem kołnierzem i haftowany czepek. Musiała przez długi czas patrzeć nieruchomo w obiektyw i kiedy to robiła, myślała, jak bardzo zmieni się na zawsze jej życie. Mimo że była szczęśliwa, ogarniał ją niepokój. Przeczuwała niebezpieczeństwo, lecz nie potrafiła go nazwać. Starała się spoglądać daleko w przyszłość, ale nic nie widziała.
Na drogę do ślubu przebrała się w strój panny młodej, czerwoną szatę i spódnicę, fantazyjne nakrycie głowy z szalem, które musiała włożyć, opuszczając dom ojca. Nastawiacz kości pożyczył pieniądze, by wynająć dwa wozy ciągnięte przez muły, jeden na prezenty dla rodziny pana młodego, drugi na skrzynie z rzeczami oblubienicy.
Oblubienica miała przebyć drogę w lektyce, a nastawiacz kości musiał także wynająć czterech nosicieli lektyki, dwóch woźniców, flecistę i dwóch strażników, którzy mieli uważać na bandytów. Dla swej córki wystarał się o wszystko, co najlepsze: najpiękniejszą lektykę, najczystsze wozy, najsilniejszych strażników, uzbrojonych w najprawdziwsze pistolety i proch. W jednym z wozów spoczywał posag: słoiczek opium i słoiczek kości smoka, ostatni z zapasów. Ojciec wielokrotnie zapewniał córkę, że nie powinna się martwić kosztami. Po jej ślubie może przecież iść do Małpiej Szczęki i zebrać nowe kości.
W połowie drogi między wsiami z krzewów wyskoczyli dwaj zakapturzeni bandyci.
– Jestem sławny Bandyta Mongolski! – ryknął wyższy.
Droga Ciocia od razu rozpoznała głos Changa, trumniarza. Cóż to za niedorzeczny żart? Zanim jednak zdążyła cokolwiek powiedzieć, strażnicy rzucili swoje pistolety, nosiciele rzucili drzewce, a Droga Ciocia upadła na podłogę lektyki, tracąc przytomność.
Gdy się ocknęła, przez mgłę zobaczyła twarz Najmłodszego Wuja. Wyjął ją z lektyki. Rozejrzawszy się wokół, stwierdziła, że skrzynie zostały splądrowane, a strażnicy i nosiciele lektyki uciekli. Potem dostrzegła ojca leżącego w rowie, z dziwnie przekręconą głową i szyją i twarzą bez oznak życia. Czy to sen?