Noc była chłodna. To jeszcze nie ta pora roku, która przynosi powietrze cieplejsze i przesycone zapachem kwiatów z drzewa dżakarandy. Z oddali dobiegały odgłosy miasta. Toufik przypomniał sobie mieszkanie swojego ojca w Jerozolimie. Ciekawe, ile czasu upłynie, mim znów zobaczy Jerozolimę.
Jak na razie, zrobił tutaj wszystko, co do niego należało. Mógłby jeszcze sprawdzić, czy ołówek Schulza nie odcisnął pisma na następnej kartce. Oderwał się od barierki i ruszył przez balkon w stronę drzwi do salonu.
Trzymał już rękę na klamce, gdy usłyszał głosy. Zamarł w bezruchu.
– Przepraszam, kochanie, ale nie mógłbym patrzeć na jeszcze jeden przypalony stek.
– Na miłość boską, powinniśmy jednak coś zjeść.
Nie było wątpliwości – wrócili Schulzowie.
Toufik zrobił w myślach błyskawiczny przegląd swoich działań: sypialnie, łazienka, salon, kuchnia… Wszystko, czego dotknął, powinno być na swoim miejscu, z wyjątkiem małego plastikowego pudełka. Ono w każdym razie musi być zabrane. Niech Schulz myśli, że je zgubił.
Skoro Toufik wydostanie się stąd nie zauważony, po co mają się domyślać, że węszył tu kiedykolwiek.
Przewinął się przez barierkę i zawisł na rękach. Było tak ciemno, że nie widział pod sobą ziemi. Ale puścił się, upadł miękko i wymknął się z ogrodu.
Był zadowolony – zaliczył swoje pierwsze włamanie.
Stąpał po cichu, jak podczas treningu – kiedy szpieg zostaje zaskoczony wcześniejszym powrotem inwigilowanych i wycofuje się upatrzoną zawczasu drogą odwrotu. Uśmiechnął się do siebie w ciemnościach. Perspektywa pracy za biurkiem nie wydawała się już tak odległa.
Wsiadł do samochodu, włączył silnik i zapalił światła. Z cienia wyłonili się dwaj mężczyźni. Stanęli po obu stronach renaulta. Kim oni są?… Nie zastanawiał się długo. Wrzucił jedynką i przycisnął gaz do dechy. Nie próbowali go zatrzymać. Wiec co tam robili? Chcieli się upewnić, że siedzi w samochodzie?…
Nacisnął hamulec i spojrzał na tylne siedzenie. Wtedy poczuł przeraźliwy smutek, bo zrozumiał, że nigdy już nie zobaczy Jerozolimy.
Wysoki Arab w ciemnym garniturze uśmiechał się do niego znad lufy małego pistoletu.
– Jedź dalej – powiedział po arabsku – ale bardzo proszę, nie tak szybko.
***
Pytanie: Nazwisko?
Odpowiedź: Toufik el-Masiri.
P: Twoja charakterystyka?
O: Wiek dwadzieścia sześć, wzrost 5,9 stóp, waga 180 funtów, brązowe, rysy semickie, skóra jasnobrązowa.
P: Dla kogo pracujesz?
O: Jestem studentem.
P: Jaki dzień mamy dzisiaj?
O: Sobotę.
P: Twoja narodowość?
O: Egipska.
P: Ile jest dwadzieścia minus siedem?
O: Trzynaście.
(Powyższe pytania zadaje się po to, żeby wykrywacz kłamstw odpowiednio wyskalować.)
P: Pracujesz dla CIA?
O: Nie. (prawda)
P: Dla Niemców?
O: Nie. (prawda)
P: Więc dla Izraela?
O: Nie. (fałsz)
P: Naprawdę jesteś studentem?
O: Tak. (fałsz)
P: Opowiedz mi o swoich studiach.
O: Studiuję chemię na Uniwersytecie Kairskim. (prawda) Interesuję się polimerami. (prawda) Chcę zostać specjalistą w dziedzinie petrochemii. (fałsz)
P: Co to są polimery?
O: Złożone związki organiczne o długim łańcuchu molekularnym – najbardziej znany jest polietylen. (prawda)
P: Jak się nazywasz?
O: Powiedziałem, Toufik el-Masiri. (fałsz)
P: Końcówki kabli umieszczone na twojej głowie i piersi mierzą twój puls, bicie serca, oddech i wydzielanie potu. Kiedy mówisz nieprawdę, zdradza cię twój metabolizm – oddychasz szybciej, pocisz się bardziej i tak dalej. To urządzenie, które otrzymaliśmy od radzieckich przyjaciół, mówi mi, kiedy kłamiesz. W dodatku wiem skądinąd, że Toufik el-Masiri nie żyje. Kim jesteś?
O: (bez odpowiedzi)
P: Drut przymocowany do czubka twojego członka to część innego urządzenia. Jest połączony z tym oto guzikiem. Jeśli go wcisnę…
O: (krzyk)
P: Prąd elektryczny przechodzi przez drut i zadaje ci ból. Wsadziliśmy ci stopy do wiadra z wodą, aby zwiększyć skuteczność aparatury. Jak się nazywasz?
O: Abram Ambache.
(Elektryczna aparatura współpracuje z wykrywaczem kłamstw.)
P: Może papierosa?
O: Dziękuję.
P: Wierz mi albo nie. Nienawidzę tej pracy. Kłopot w tym, że ludzie, którzy ją lubią, nigdy się w niej nie sprawdzają. Potrzebujesz współczucia. Ja jestem osobą wrażliwą. Nie znoszę widoku cierpiących ludzi. A ty?
O: (bez odpowiedzi)
P: Teraz obmyślasz sposób, jak mi się oprzeć. Nie trudź się. Nie ma obrony przed nowoczesną technologią… rozmowy. Jak się nazywasz?
O: Abram Ambache. (prawda)
P: Kto jest twoim przełożonym?
O: Nie wiem, co pan ma na myśli. (fałsz)
P: Czy to Bosch?
O: Nie, Friedman. (odczyt niewyraźny)
P: A więc Bosch.
O: Tak. (fałsz)
P: Nie, to nie jest Bosch. To Krantz.
O: W porządku, Krantz – jeśli tak chcecie. (prawda)
P: Jak nawiązujesz kontakt?
O: Przez radio. (fałsz)
P: Nie mówisz mi prawdy.
O: (krzyk)
P: Jak nawiązujesz kontakt?
O: Skrzynka na listy nie doręczone.
P: Myślisz, że kiedy cię boli, wykrywacz kłamstw nie funkcjonuje prawidłowo i że w torturach jesteś bezpieczny. Tylko częściowo masz rację. To bardzo zmyślne urządzenie. Spędziłem wiele miesięcy, by nauczyć się je obsługiwać, tak jak trzeba. Po zadaniu ci bólu wystarczy kilka chwil na dostosowanie maszyny do twego szybszego metabolizmu, i znowu mogę ci powiedzieć, kiedy kłamiesz. Jak nawiązujesz kontakt?
O: Przez skrzynkę na listy nie doręczone… (krzyk).
P: Ali! Rozwiązały mu się nogi – te konwulsje są cholernie silne. Zwiąż go znowu, zanim przyjdzie do siebie. Postaw wiadro i wlej więcej wody. (pauza) W porządku, budzi się, wyjdź. Słyszysz mnie, Toufik?
O: (niewyraźnie)
P: Jak się nazywasz?
O: (bez odpowiedzi)
P: Mały kop pomoże ci…
O: (krzyk)
P:… myśleć.
O: Abram Ambache.
P: Jaki dzisiaj dzień?
O: Sobota.
P: Co daliśmy ci na śniadanie?
O: Fasolę.
P: Ile jest dwadzieścia minus siedem?
O: Trzynaście.
P: Twój zawód?
O: Jestem studentem. Nie, proszę, i szpiegiem, tak, jestem szpiegiem, proszę nie dotykać guzika, proszę, o Boże, o Boże…
P: Jak nawiązujesz kontakt?
O: Przez zaszyfrowane telegramy.
P: Masz papierosa… Och, widzę, że nie możesz go utrzymać w ustach. Pozwolisz, że ci pomogę.
O: Dziękuję.
P: No, a teraz spróbuj się uspokoić. Pamiętaj, dopóki mówisz prawdę, nie ma żadnego bólu. (pauza) Czujesz się lepiej?
O: Tak.
P: Ja też. A teraz opowiedz mi o profesorze Schulzu. Dlaczego go śledziłeś?
O: Miałem takie polecenie. (prawda)
P: Z Tel-Awiwu?
O: Tak. (prawda)
P: Od kogo w Tel-Awiwie?
O: Nie wiem. (odczyt niewyraźny)
P: Spróbuj zgadnąć.
O: Bosch. (odczyt niewyraźny)
P: Czy Krantz?
O: Możliwe. (prawda)
P: Krantz to porządny facet. Można na nim polegać. A jak się czuje jego żona?
O: Bardzo dobrze, ja… (krzyk)
P: Jego żona umarła w 1958. Dlaczego zmuszasz mnie, bym sprawiał ci ból? Co robił Schulz?
O: Zwiedzał okolicę przez dwa dni, potem znikł na pustyni. W szarym mercedesie.
P: I włamałeś się do jego apartamentu.
O: Tak. (prawda)
P: Czego się dowiedziałeś?
O: Że jest naukowcem. (prawda)
P: Coś jeszcze?
O: Jest Amerykaninem. (prawda) To wszystko. (prawda)
P: Kto był twoim instruktorem na treningu?
O: Ertl. (odczyt niewyraźny)
P: Ale to nie było jego prawdziwe nazwisko.
O: Nie wiem. (fałsz) Nie! Tylko nie guzik, zaraz sobie przypomnę. Chyba ktoś mi mówił, że on naprawdę nazywa się Manner. (prawda)
P: Ach, Manner. Wstydź się. To taki staroświecki typ. Ciągle myśli, że może nauczyć agentów, jak się nie załamać w śledztwie. To jego wina, że tak cierpisz, nieprawda? A jeśli chodzi o twoich kolegów – z kim trenowałeś?
O: Nigdy nie wiedziałem, jak się naprawdę nazywają. (fałsz)
P: Nie wiedziałeś?
O: (krzyk)
P: Prawdziwe nazwiska.
O: Nie znam wszystkich…
P: Wymień te, które znasz.
O: (bez odpowiedzi)
(krzyk)
(więzień zemdlał)
(pauza)
P: Nazwisko.
O: Och… Toufik. (krzyk)
P: Co jadłeś na śniadanie?
O: Nie wiem.
P: Ile jest dwadzieścia minus siedem?
O: Dwadzieścia siedem.
P: Co przekazałeś Krantzowi o profesorze Schultzu?
O: Zwiedzał… Pustynię Zachodnią… Inwigilacja niemożliwa…
P: Z kim trenowałeś?
O: (bez odpowiedzi)
P: Z kim trenowałeś?
O: (krzyk)
P: Z kim trenowałeś?
O: Taak, chociaż idę przez dolinę śmierci…
P: Z kim trenowałeś?
O: (krzyk)
(więzień zmarł)
***
Pierre Borg zawsze stawiał się na spotkanie, kiedy Kauasz go o to prosił. Nigdy wspólnie nie ustalali terminu ani miejsca: po prostu Kauasz je wyznaczał, a Borg potwierdzał, że przybędzie. Kauasz był najlepszym podwójnym agentem, jakiego Borg miał kiedykolwiek do dyspozycji.
Szef Mosadu stał na końcu północnego peronu metra w Oxford Circus, czytając ogłoszenie o cyklu wykładów z teozofii. Czekał na Kauasza. Nie miał pojęcia, dlaczego Arab wybrał na to spotkanie Londyn, jak wytłumaczył przełożonym swoją obecność w mieście ani dlaczego nie był wobec nich lojalny.
Było to bez znaczenia, albowiem człowiek ten pomógł Izraelczykom wygrać dwie wojny i uniknąć trzeciej, i Borg go potrzebował.
Borg rozejrzał się po peronie, czy nie widać gdzieś dużej głowy z wielkim, mięsistym nosem. Domyślał się, dlaczego Kauasz chce z nim mówić. Miał nadzieję, że intuicja go nie zawiedzie.
Od jakiegoś czasu Borga trapiły nie lada kłopoty w związku ze sprawą Schulza. Zaczęła się ona od rutynowego śledztwa, w sam raz, by prowadził je najmłodszy, najmniej doświadczony agent w Kairze. Cóż w tym szczególnego, że wybitny i ustosunkowany fizyk amerykański podczas wakacji w Europie postanowił zrobić sobie wycieczkę do Egiptu? Pierwszy sygnał ostrzegawczy pojawił się, kiedy Toufik stracił go z oczu. Wtedy Borg zwiększył aktywność. Pewien dziennikarz mediolański, który od czasu do czasu zbierał informacje dla wywiadu niemieckiego, ustalił, że lot Schulza do Kairu opłaciła żona egipskiego dyplomaty w Rzymie. Później CIA rutynowo przekazała Mosadowi serię zdjęć satelitarnych z okolic Kattary, które przedstawiały elementy jakiejś budowli. Borg przypomniał sobie, że Schulz zmierzał w kierunku Kattary, kiedy urwał się spod obserwacji Toufika.