Литмир - Электронная Библиотека

– Muszę usiąść.

Popatrzyła na niego uważniej. Ciężko oddychał, a jego poszarzałą twarz pokrywały krople potu. Nagle pojęła, że było to ponad jego siły przy takiej nadwadze. Na chwilę zapomniała o własnym gorzkim rozczarowaniu.

– Te schody… – powiedziała.

Przeszli do zrujnowanej sieni. Suza zaprowadziła Cortonego do spiralnych schodów i posadziła na drugim stopniu. Siadł ciężko, zamknął oczy i oparł głowę o ścianę.

– Posłuchaj – powiedział. – Na statek można zatelefonować… albo zadepeszować… nie wszystko stracone…

– Niech pan posiedzi spokojnie – poleciła. – I nic nie mówi.

– Poproś moich kuzynów… kto tam jest?

Suza odwróciła się gwałtownie. Chwilę przedtem brzęknęły odłamki kandelabru i teraz zrozumiała, dlaczego. Przez sień zmierzał w ich stronę Jasif Hasan.

Cortone wstał nagle, z ogromnym wysiłkiem. Hasan zatrzymał się. Cortone spazmatycznie łapał powietrze. Szukał czegoś w kieszeni.

– Nie… – zaczęła Suza.

Cortone wyszarpnął pistolet. Hasan zamarł jak przykuty do miejsca. Suza krzyknęła. Cortone zachwiał się, pistolet w jego dłoni zatoczył w powietrzu łuk. Nacisnął spust. Pistolet wypalił dwa razy ze strasznym, ogłuszającym, podwójnym hukiem. Strzały zostały oddane na oślep. Cortone z twarzą ciemną jak śmierć osunął się na ziemię. Pistolet wypadł mu z ręki i stuknął o popękany marmur podłogi. Jasif Hasan zwymiotował. Suza uklękła obok Cortonego. Otworzył oczy.

– Posłuchaj – powiedział ochryple.

Jasif Hasan zawołał:

– Zostaw go, idziemy!

Suza odwróciła się do niego i wrzasnęła, ile sił:

– A ty się odczep! – i znów pochyliła się nad Cortonem.

– Zabiłem wielu ludzi – powiedział Cortone. Suza pochyliła się niżej, żeby słyszeć, co mówi. – Jedenastu, własnoręcznie… łajdaczyłem się z mnóstwem kobiet… – głos mu się załamał, oczy zamknęły, po czym z wielkim wysiłkiem znów przemówił: – Całe swoje cholerne życie byłem złodziejem i bandytą. Ale umarłem dla przyjaciela, nie? To się chyba liczy, musi się liczyć?

– Tak – powiedziała. – To się naprawdę liczy.

– Okay – powiedział.

I umarł.

Suza nigdy nie widziała, jak ktoś umiera. To było straszne. Nagle nie pozostało nic prócz ciała. To dlatego – pomyślała – śmierć wywołuje płacz. Uświadomiła sobie, że po jej twarzy płyną łzy. A przecież nawet go nie lubiłam – pomyślała – aż do tej chwili.

– Świetnie się spisałaś – przerwał milczenie Hasan – ale znikajmy stąd.

Suza nie pojmowała. Spisałam się świetnie? – pomyślała. Potem zrozumiała. Hasan nie wiedział, że powiedziała Alowi Cortonemu, iż są śledzeni przez Araba. Z punktu widzenia Hasana zrobiła dokładnie to, czego od niej oczekiwał: doprowadziła go tutaj. Teraz, dopóki nie znajdzie sposobu, by skontaktować się z Natem, musi zachować pozory, że stoi po stronie Hasana. Nie mogę dłużej kłamać i oszukiwać, nie mogę, mam dość, jestem zmęczona, pomyślała.

A potem: Cortone mówił, że na statek można zadzwonić albo zadepeszować. Wciąż mogła ostrzec Nata. O Boże, kiedy się wreszcie wyśpię? Wstała.

– No, to na co czekamy?

Wyszli przez wysokie zniszczone drzwi frontowe.

– Pojedziemy moim wozem – powiedział Hasan.

Wtedy przyszło jej na myśl, by spróbować ucieczki, ale była to myśl niemądra. Hasan wkrótce pozwoli jej odejść. Czyż nie zrobiła tego, co chciał? Teraz odeśle ją do domu.

Wsiadła do samochodu.

– Poczekaj – powiedział Hasan. Podbiegi do auta Cortonego, wyjął kluczyki ze stacyjki i cisnął je w krzaki. Wrócił do swego wozu.

– Żeby ten z motorówki nie mógł za nami pojechać – wyjaśnił.

Kiedy ruszyli, oświadczył:

– Rozczarowałaś mnie swoim zachowaniem. Ten człowiek pomagał naszym wrogom. Powinnaś się cieszyć, nie płakać, kiedy umiera nieprzyjaciel.

Zakryła oczy dłonią.

– Pomagał przyjacielowi.

Hasan poklepał ją po kolanie.

– Sprawiłaś się doskonale, nie powinienem cię krytykować. Zdobyłaś informacje, której potrzebowałem.

Popatrzyła na niego.

– Zdobyłam?

– Jasne. Ten wielki statek, który wypływał z zatoki… to był “Stromberg”. Wiem, o której wyszedł w morze, i znam jego maksymalną prędkość, wiec mogę teraz wyliczyć czas najwcześniejszego spotkania z “Coparellim”. I mogę tam mieć swoich ludzi dzień wcześniej. – Znów poklepał Suzę po kolanie, tym razem zatrzymując dłoń na jej udzie.

– Nie dotykaj mnie – powiedziała.

Cofnął rękę.

Zamknęła oczy i próbowała pomyśleć. Jej działania przyniosły rezultat najgorszy z możliwych: doprowadziła Hasana na Sycylię, ale nie zdołała ostrzec Nata. Musi się teraz zorientować, jak wysłać telegram na statek, i uczynić to natychmiast po rozstaniu z Hasanem. Oprócz tego pozostawała tylko jedna szansa – steward, który obiecał, że zadzwoni do izraelskiego konsulatu w Rzymie.

– O Boże, z jaką rozkoszą znajdę się znowu w Oksfordzie – westchnęła.

– W Oksfordzie? – roześmiał się Hasan. – Nie tak od razu. Aż do końca operacji musisz pozostać przy mnie.

Pomyślała: Boże, nie zniosę tego.

– Jestem bardzo zmęczona.

– Wkrótce odpoczniemy. Nie mogę cię puścić. Względy bezpieczeństwa, rozumiesz. A poza tym nie zechcesz przecież stracić okazji obejrzenia sobie zwłok Nata Dicksteina.

***

Przy stanowisku linii Alitalia na dworcu lotniczym do Hasana podeszło trzech mężczyzn. Dwóch młodzieńców o bandyckim wyglądzie i wysoki facet po pięćdziesiątce o ostrych rysach.

– Cholerny głupcze – powiedział do Hasana – zasłużyłeś na kulę w łeb.

– Rostow! – wykrzyknął Hasan i Suza zobaczyła w jego oczach zwierzęcy strach.

Pomyślała: O, Boże, co teraz?

Rostow złapał Hasana za ramię. Zdawało się przez chwilę, że Arab stawi opór i zdoła się wyrwać. Dwóch młodych zbirów przysunęło się bliżej. Suza i Hasan byli otoczeni. Rostow odprowadził Hasana do kasy. Jeden z bandziorów ujął Suzę pod rękę i podążył za nim. Znaleźli się w jakimś spokojnym kącie. Rostow najwyraźniej gotował się z wściekłości, ale mówił ściszonym głosem:

– Gdybyś nie spóźnił się o parę minut, rozpieprzyłbyś całą sprawę.

– Nie mam pojęcia, o co ci chodzi – powiedział z desperacją Hasan.

– Myślisz, że nie wiem, jak uganiałeś się po całym świecie za Dicksteinem? Myślisz, że nie śledziłem cię, jak byle kretyna? Odkąd wyjechałeś z Kairu, co godzina dostawałem meldunki o twoich ruchach. A skąd ci przyszło do głowy, że możesz jej zaufać? – gwałtownym ruchem kciuka wskazał Suzę.

– Doprowadziła mnie, gdzie trzeba.

– Tak, ale nie wiedziałeś, czy cię doprowadzi.

Suza stała bez ruchu, milcząca i przerażona. Była beznadziejnie zagubiona. Kolejne wstrząsy, które jej przyniósł ranek – rozminięcie się z Natem, śmierć Cortonego, a teraz jeszcze ta historia – odebrały jej zdolność myślenia. Już wystarczająco trudno było nie zaplątać się w kłamstwach oszukując Hasana i mówiąc Alowi Cortonemu prawdę, którą Hasan uważał za kłamstwo. Teraz doszedł jeszcze ten Rostow, którego oszukiwał Hasan; Suza nie była nawet w stanie podjąć decyzji, czy to, co powie Rostowowi, ma być prawdą, czy jakimś nowym kłamstwem.

– Jak tu dotarłeś? – pytał Hasan.

– “Karolinką”, rzecz jasna. Odeszliśmy ledwie czterdzieści czy pięćdziesiąt mil od Sycylii, kiedy dostałem meldunek, że tu wylądowałeś. Otrzymałem również zgodę Kairu na wydanie ci rozkazu, byś natychmiast najkrótszą drogą wracał.

– Nadal uważam, że postąpiłem właściwie – powiedział Hasan.

– Zejdź mi z oczu.

Hasan odszedł. Suza ruszyła za nim, ale Rostow rzekł:

– Pani nie. – Ujął ją pod rękę i poprowadził.

Poszła z nim myśląc: Co teraz zrobię?

– Wiem, że dowiodła pani swej lojalności wobec nas, panno Ashford, ale w środku takiej jak ta operacji nie możemy pozwolić, aby nowo zwerbowani ot, tak szli do domu. Z drugiej strony, nie mam tu na Sycylii nikogo poza ludźmi, których potrzebuję na statku, wiec nie mogę odstawić pani pod eskortą gdzie indziej. Obawiam się, że aż do zakończenia operacji będzie mi pani musiała towarzyszyć na pokładzie “Karolinki”. Liczę, że nie ma pani nic przeciwko temu. Wie pani, że wygląda pani tak samo, jak pani matka?

Po wyjściu z dworca zbliżyli się do czekającego auta. Rostow otworzył przed Suzą drzwi. Teraz powinna spróbować ucieczki, potem będzie za późno. Zawahała się. Przy niej stał jeden z bandziorów. Pod lekko rozchyloną kurtką dostrzegła kolbę pistoletu. Przypomniała sobie okropny huk broni Ala Cortonego w zrujnowanej willi, przypomniała sobie swój krzyk; nagle przestraszyła się śmierci, tego, że mogłaby zmienić się w martwe ciało, jak biedny gruby Cortone; pistolet, huk i okropna przeszywająca ją kila przejęły ją zgrozą. Zadygotała.

– Co się stało? – zapytał Rostow.

– Al Cortone umarł.

– Wiemy – odrzekł Rostow. – Proszę do wozu.

Suza wsiadła do samochodu.

***

Pierre Borg wyjechał z Aten i zaparkował samochód przy końcu plaży, po której spacerowało kilka zakochanych par. Wysiadł i ruszył brzegiem morza na spotkanie nadchodzącego z przeciwnej strony Kauasza. Stanęli obok siebie zapatrzeni w morze, drobne fale chlupotały leniwie u ich stóp. W świetle gwiazd Borg dobrze widział przystojną twarz arabskiego podwójnego agenta. Kauasz nie okazywał zwykłej pewności siebie.

– Dziękuję, że przyszedłeś – powiedział.

Borg nie zrozumiał, dlaczego tamten mu dziękuje. W gruncie rzeczy dziękować powinien on. A potem pojął, że o to właśnie Kauaszowi chodziło. Ten człowiek wszystko robił z wyrafinowaniem, nawet obrażał.

– Rosjanie podejrzewają, że w Kairze jest przeciek – powiedział Kauasz. – Ale wszystkie atuty trzymają, że tak powiem, w swoim kolektywnym komunistycznym rękawie. – Uśmiechnął się powściągliwie. Borg nie chwycił dowcipu. – Nawet wówczas, gdy Jasif Hasan składał w Kairze okresowy meldunek, dowiedzieliśmy się niewiele, a ja nie dostałem nawet wszystkich informacji, jakie przekazał.

63
{"b":"93938","o":1}