Dickstein popatrzył na twarz Borga. Miał kiedyś żenujące przeżycie: był świadkiem jego kłótni z kilkunastoletnim synem, Danem. Chłopiec zaciął się w ponurej pewności swych racji, a Borg usiłował mu wyjaśnić, że uczestnictwo w marszach pokojowych jest nielojalne wobec ojca, matki, kraju i Boga; perorował tak długo, że w końcu sam zaczął się dławić własną wściekłością. Dan – tak jak Dickstein – umiał się przeciwstawić naciskowi, Borg zaś nigdy nie opanował sztuki postępowania z ludźmi, których zastraszyć nie można.
Teraz Borg powinien poczerwienieć i wybuchnąć wrzaskiem. Dickstein jednak pojął, że do tego nie dojdzie. Borg zachowywał spokój.
Uśmiechnął się złośliwie i oświadczył:
– Słyszałem, że pieprzysz jedną z agentek przeciwnika.
Dicksteina zatkało. Czuł się tak, jakby znienacka dostał w kark ciężkim młotem. Tego się nie spodziewał. Ogarnęło go irracjonalne poczucie winy, jak chłopaka przyłapanego na masturbacji; wstyd, zażenowanie, wrażenie, że coś zostało splugawione. Suza – to była jego najbardziej prywatna sprawa, zajmowała w jego życiu miejsce szczególne, oddzielone od reszty, a teraz Borg ją stamtąd wyciągnął i wystawiał na widok publiczny: Popatrzcie, co ten Nat wyprawia?
– Nie – powiedział Dickstein bezbarwnym głosem.
– Przedstawię ci podstawowe fakty – rzekł Borg. – Jest Arabką, córką faceta o poglądach proarabskich, podróżuje po całym świecie, wykonując zawód, który umożliwia jej szerokie kontakty, a agent Jasif Hasan, który namierzył cię w Luksemburgu, jest jednym z przyjaciół rodziny.
Dickstein przysunął się do Borga i wbił mu w oczy wściekłe spojrzenie; poczucie winy przerodziło się w złość.
– I to już wszystko?
– Wszystko? Co do cholery masz na myśli, mówiąc “wszystko”? Dotychczas takie dowody wystarczały ci do rozwalania ludzi!
– Ale nie ludzi, których znałem.
– Wycisnęła z ciebie jakieś informacje?
– Nie! – ryknął Dickstein.
– Złościsz się, bo wiesz, że zrobiłeś błąd.
Dickstein odwrócił się i spojrzał na jezioro, usiłując się opanować; to Borg mógł być wściekły, nie on. Po dłuższej pauzie powiedział:
– Tak, jestem zły, bo popełniłem błąd. To ja powinienem był ci o niej powiedzieć; szkoda, że stało się odwrotnie. Rozumiem, jak to z pozoru musi wyglądać…
– Z pozoru? Chcesz powiedzieć, że według ciebie nie jest agentką?
– Sprawdzałeś przez Kair?
Borg parsknął nieszczerym śmiechem.
– Mówisz tak, jakby cały Kair należał do mojej siatki wywiadowczej. Nie mogę po prostu zadzwonić i powiedzieć, żeby zajrzeli do jej akt, a ja poczekam przy aparacie.
– Ale masz bardzo dobrego podwójnego agenta w wywiadzie egipskim.
– Jaki tam dobry? Wszyscy o nim wiedzą.
– Przestań się zgrywać. Od czasów wojny sześciodniowej nawet gazety trąbią, że masz doskonałych podwójnych w Egipcie. Sęk w tym, że po prostu nie sprawdziłeś.
Borg uniósł dłonie w geście kapitulacji.
– Dobra, sprawdzę ją w Kairze. To trochę potrwa. Tymczasem ty mi piszesz raport z wszystkimi szczegółami swojego planu, a ja skieruję do roboty innych agentów.
Dickstein pomyślał o Alu Cortone i André Papagopulosie: żaden nie z zgodzi się na współpracę z kimś innym.
– To nic nie da, Pierre – powiedziała spokojnie. – Musisz dostać ten uran i tylko ja potrafię to załatwić.
– A jeśli Kair potwierdzi, ze jest agentką?
– Jestem pewien, że zaprzeczy.
– Jeśli jednak nie?
– Przypuszczam, że ją zabijesz.
– O nie – Borg wycelował palec w nos Dicksteina, a kiedy przemówił, w jego głosie brzmiała autentyczna złośliwość. – O nie, nie zrobię tego, Dickstein. Jeśli jest agentką, ty ją zabijesz.
Dickstein powolnym ruchem ujął nadgarstek Borga i odsunął sterczący palec sprzed swojej twarzy.
– Tak. Pierre, zabiję ją.
Drżenie w jego głosie było prawie nieuchwytne.