Литмир - Электронная Библиотека

Rozebrał się w niecałe dziesięć sekund, z czego pięć zajęło mu zdejmowanie kajdanków i broni.

Zamknęłam usta i ukradkiem sprawdziłam, czy nie cieknie mi ślinka. Morelli przedstawiał sobą widok jeszcze cudowniejszy niż ten, który pozostał mi w pamięci. A pamiętałam go jako wyjątkowego mężczyznę.

Wsadził zakrzywiony palec pod moje bikini i jednym płynnym ruchem zsunął mi majtki. Próbował na mnie wejść, ale uderzył głową w kierownicę.

– Już dawno nie robiłem tego w samochodzie – powiedział.

Przeszliśmy na tylną kanapę i opadliśmy na nią jednocześnie. Morelli miał na sobie rozpiętą dżinsową koszulę i białe skarpetki, a ja nic poza nową falą niepewności.

– Spiro mógł wyłączyć światło i Kenny wśliźnie się od tyłu – upierałam się.

Morelli pocałował mnie w ramię.

– Roche będzie wiedział, czy Kenny jest w budynku.

– A niby jak?

Morelli westchnął.

– Dlatego, że założył tam podsłuch.

Odepchnęłam go.

– Nie powiedziałeś mi! Od kiedy dom jest na podsłuchu?

– Chyba się tym nie przejmujesz, prawda?

– Przyznaj się, czego mi jeszcze nie powiedziałeś?

– To wszystko. Przysięgam.

Nie wierzyłam w ani jedno jego słowo. Zrobił typową minę gliniarza. Przypomniał mi się obiad i to, jak nagle zjawił się u nas Morelli.

– Skąd wiedziałeś, że matka piecze baraninę?

– Poczułem, kiedy otworzyłaś drzwi.

– Gówno prawda! – Chwyciłam torebkę z przedniego siedzenia i wysypałam zawartość na kanapę między nas. Szczotka i lakier do włosów, spray z pieprzem, chusteczki higieniczne, pistolet elektryczny, guma do żucia, okulary przeciwsłoneczne… Czarne plastikowe pudełko z nadajnikiem. Cholera jasna!

Chwyciłam urządzenie.

– Ty sukinsynu! Podrzuciłeś mi podsłuch do torebki!

– To dla twojego własnego dobra. Martwiłem się o ciebie.

– To odrażające! To naruszenie prywatności! Jak śmiałeś to zrobić, nie pytając mnie wcześniej o zdanie! – Teraz zresztą też kłamał. Bał się po prostu, że pierwsza zgarnę mu Kenny’ego sprzed nosa. Otworzyłam okno i wyrzuciłam nadajnik na ulicę.

– Cholera jasna! – krzyknął Morelli. – To pudełeczko jest warte czterysta dolców. – Otworzył drzwi i wyszedł na ulicę, aby je odszukać.

Zamknęłam i zablokowałam drzwi. Niech go szlag. Powinnam się była dwa razy zastanowić, zanim zaczęłam współpracę z Morellim. Przeszłam na przednie siedzenie i usiadłam za kierownicą.

Morelli próbował otworzyć drzwi od strony pasażera, ale były zablokowane. Wszystkie drzwi były zablokowane i tak miało być. Niech sobie odmrozi kutasa, nic mnie to nie obchodziło. Dobrze mu to zrobi. Uruchomiłam silnik i ruszyłam, zostawiając Morellego na środku ulicy w koszuli i skarpetkach, z gołym oklapłym ptaszkiem.

Ujechałam już pół przecznicy, gdy przyszło mi nagle do głowy, że to może nie najlepszy pomysł zostawiać gliniarza nagiego na środku ulicy. A jeśli trafi się jakiś rzezimieszek? W tym stanie Morelli nie mógłby nawet uciekać. No dobrze, pomyślałam. Trzeba mu jednak pomóc. Zawróciłam i podjechałam do bocznej uliczki. Morelli stał, tak jak go zostawiłam. Podparł się rękami pod boki i patrzył na mnie wyraźnie zdegustowany.

Powoli otworzyłam okno i rzuciłam mu pistolet.

– Na wszelki wypadek – wyjaśniłam. I z rykiem silnika odjechałam w siną dal.

50
{"b":"93893","o":1}