Nikt opisać nie potrafi, Jaki w szkole powstał zamęt, Gdy na lekcji geografii Nagle rozlał się atrament. Porozlewał się po mapie, Co leżała na katedrze, Tutaj cieknie, tam znów kapie, Wnet do różnych miast się wedrze. W Kocku, Płocku, Radzyminie, Czarne kleksy się rozprysły I atrament dalej płynie, I już wlewa się do Wisły. Pewien strażak dla ochłody Miał się kąpać w tym momencie, Zdjął ubranie, wszedł do wody, Lecz się znalazł w atramencie. Strażakowi zrzedła mina: – Cóż to znowu za pomysły? I czarniejszy od Murzyna Wyszedł strażak z nurtów Wisły. Długo martwił się i smucił: – W straży tak się nie pokażę… Więc do straży nie powrócił, Tylko został kominiarzem. |