Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Po co to wszystko było? – L. zwiesił głowę.

– Żeby ona powróciła.

– Już zniknięcie małego Poczwarota zraniło mnie, a teraz…

– Właściwie z tym przyszedłem – powiedział Olegoff. – Myślałem, że choć trochę cię to pocieszy…

– Tak?

– Z Poczwarotem nie jest całkiem tak, jak mówiłem poprzednio. Masz szansę spotkać Poczwarota. Później.

– Pogadać z nim? Chyba powinny rozplatać się tam wszystkie języki…

– No, tak, tak. Tylko znowu nie spodziewaj się zbyt wiele.

– To znaczy?

– Wiesz, jak łazi ci koło stóp taki kudłaty głupaczek, to jest fantastycznie, ale… on będzie mówił właśnie takie głupaczkowate rzeczy…

– Nie rozumiem.

– Jeśli mały ktoś, patrząc w ekran telewizora, wymrukuje czy wymiaukuje słyszaną melodię, to jest czarujący, no nie?… Ale wysłuchiwanie godzinami potoku słabo powiązanych słów może udręczyć. Dlatego zwykle unikają tu kotów czy innych braci mniejszych.

– A Kosteczka? Czy ją też tam spotkam?

– Niewykluczone, ale spotka cię to, co mnie. Tu relacje między ludźmi są zupełnie inne niż u was. Pogódź się z tym wcześniej, bo poczujesz gorycz. Tak jak ja poczułem.

XXII

– Mówisz tyle, Olegoff, to powiedz, dlaczego coraz więcej was wraca, dlaczego akurat ja jestem tym, który to zauważa?

– Jednym z tych, którzy to zauważają. Bardzo pomogłeś i mnie, i jej. Oboje jesteśmy ci za to wdzięczni.

– Dlaczego wracacie?

– To zostało przecież napisane. Miało kiedyś nadejść.

– Koniec dziejów? Armageddon? Ale dlaczego nie tak jak wszyscy myśleli?

– Bo zmartwychwstanie to jest dar, ale każdy musi sam włożyć pracę, wysiłek i cierpienie, by z niego skorzystać. Myślę, że to też jest jakaś część kary. Dla każdego zachodzi to inaczej, niektórym towarzyszą Przewodnicy; dlatego myślę, że jest to zarazem część kary osobistej.

– Jej powrót był chyba dość łatwy?

– Tak. Ale dzięki twej pomocy.

– No, to nie chodzi tu wyłącznie o karę – zauważył przytomnie L.

– Właśnie, wyłącznie. Pomagałeś akurat jej, bo widocznie dla niej ten etap kary był łagodniejszy.

– Dlaczego mówisz, że to część kary? Można też powiedzieć, że to konieczna praca, żeby zyskać nagrodę.

Olegoff badawczo przyjrzał się L.

– Wiesz, niektórzy z nas tutaj podobnie uważają – powiedział po chwili. – Ja myślę, że to raczej kara.

– A ja? Dlaczego mnie to spotkało?

– Sam sprostałeś strachowi. Może doczekasz żywy końca dziejów, nie wiem… – plątał się Olegoff.

– Jeśli to prawda, to wracają wyłącznie nasi, nie widziałem wśród bladych ani muzułmanów, ani innych.

– Oni też wracają. Po prostu ich droga jest inna. Nie mogą się na razie z nami kontaktować. Rodzisz się w różnych częściach świata i społeczeństwo określa drogę, którą pójdziesz, i wymagania tej drogi. Zmiana tej drogi to także zmiana wymagań. Nasza droga jest prosta, ale są inne, dłuższe.

– A tacy buddyści, przecież oni nawet nie wierzą w osobowego boga? – L. nie był zbyt mocny z filozofii, ale coś kiedyś czytał. -

– A co oni chcą osiągnąć?

– Uwolnienie od cierpień. Nieistnienie.

– Może to właśnie będzie im dane? Właśnie to, czego chcą. – To ich pech.

– To nie mój problem – Olegoff wzruszył ramionami. – Mój problem to jak zostanę oceniony. Bo mam nie najlepsze przeczucia.

– Wiesz, Oleg – uśmiechnął się L. po raz pierwszy od długiego czasu, – Gdy tu przyszedłeś, miałem ochotę dać ci w mordę.

– To dlaczego mi nie przyłożyłeś? – Jesteś za wysoki i zbyt muskularny.

Olegoff parsknął śmiechem.

– I tak nie mógłbym ci oddać…

– Coś takiego…

– Ale to trzeba głosić, ostrzegać, wyjaśniać… – wrócił do poprzedniego tematu.

– Spróbuj, i tak nikt nie usłucha – Olegoff wzruszył ramionami. – Każdy musi sam zrozumieć. Tylko agitatorzy wierzą, że potrafią kogokolwiek przekonać.

– Czy w ogóle mogę zrobić coś dobrego?

– W tym momencie, tak. Zrób mi kawę – roześmiał się Olegoff. – Przepadałem za kawą i to mi zostało.

– A jak wygląda Poczwarot? – rzucił L., nalewając wodę do czajnika.

– Taki duży pers z długimi, jasnymi kudłami. Okropny leniuch i śpioch.

Kraków, listopad 1993

K. MIAŁ ZWYCZAJ…

K. miał zwyczaj drzemać po posiłku. Tak się przyzwyczaił, że zaczął zasypiać już przed jedzeniem. Przez pewien czas wydawał na żywność znacznie mniej, potem zmarł.

Kraków, kwiecień 1993

Balsam d?ugiego po?egnania - pic_2.jpg
61
{"b":"89294","o":1}