Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Będziemy robić londyńskie „Szpilki”? - zdumiał się Mariusz.

– Będziemy pakować szpilki w dupsko czerwonego totalitaryzmu, chopie, i tak właśnie zaistniejemy, to jedyna droga. Gazetek patriotycznych Polonii jest mnóstwo. Wychodzą wszędzie, w Kanadzie, w Australii, w Stanach i tutaj, a różnią się tylko papierem, krojem czcionki i grafiką łamów. Wszędzie to samo solenne dopierniczanie komuchom, przypominanie Katynia i Gułagu, wyliczanie stalinowskich czystek, wskazywanie leninowskiego wagonu zaplombowanego przez Niemców, piętnowanie ubecji torturującej akowców, identyczna mantra co tydzień, chór! My się musimy wyłamać z tego chóru, przejawić oryginalność.

– Robieniem sobie jaj?

– Dokładnie.

– Z torturowanych akowców, czy z torturujących ubowców?

– Nie bredź, chopie! -zdenerwował się Denis. – Nie wykręcaj kota ogonem, to nie tak. Dam ci przykład, wtedy zrozumiesz co mi biega, kiedy mówię o satyrycznym periodyku. Czytałeś Piaseckiego?

– Tego diabelskiego PAX-owca?! – krzyknął zbulwersowany Mariusz. – Pogięło cię, Denis?

– Nie gadam o Bolku Piaseckim, sowieckim agencie i szefie PAX-u, tylko o Sergiuszu Piaseckim, idioto! Nie znasz?

– Teraz przypominam sobie. My w krakowskim podziemiu nie drukowaliśmy jego knig, robiła to Warszawa czy Gdańsk, lub może Wrocław?

– A wiesz kto to był, chopie? To był ktoś jak ty, więzień, którego wyciągnął z pierdla znany pisarz, Melchior Wańkowicz. I Piasecki też robił w podziemiu, pracował dla polskiego wywiadu na granicy z Sowietami i na terytorium ZSRR. I później też wylądował w Londynie, tu pisał, tu drukował, prawie wszystko się zgadza, co?

– Prawie!… – charknął Bochenek, zaciskając zęby.

– Facet pisał na emigracji książki antykomunistyczne. Były popularne, ale tylko jedna zyskała gigantyczną popularność, była superbestsellerem – ta jedyna, którą machnął językiem nie serio, lecz dracznym, idąc w satyrę. „Zapiski oficera Armii Czerwonej” , młodszego lejtnanta Miszy Zubowa, czyste jaja! Taki niby pamiętnik lub raczej diariusz krasnoarmiejca, rozpoczęty 17 września 1939, kiedy Sowieci zaatakowali Polskę, żeby dopomóc Hitlerowi. Cel mieli prosty, Misza wykłada go jednym zdaniem, króciutko… czekaj, wezmę knigę, to ci przeczytam…

Zdjął książkę z półki, wertował chwilę, wreszcie odnalazł szukany passus:

– … Ceł polityczny, pisze lejtnant: „Wszystkich burżujów mających zegarki i rowery wyrżnąć” .

Bochenek parsknął śmiechem, co ucieszyło Duta:

– Widzisz! To cię rozbawiło, chopie, i na tym polega siła satyry, ucząc bawi, ludzie chcą to czytać. Jeśli nie będą chcieli czytać naszego periodyku, to leżymy, i szybko będziemy musieli kra-mik zwinąć. Piasecki stanowi wzór. Cała ta książka jest morowa, chwyta czytelnika za dziób już od pierwszych stron, od wejścia Armii Czerwonej do Wilna, gdzie Misza i jego kompani krasnoarmiejcy przeżywają głęboki szok, bo widzą masę ludzi przyzwoicie lub wręcz modnie ubranych, także robotników, ekspedientów i stróżów, słowem proletariuszy, ludzi czystych, mieszkających we własnych mieszkaniach, które są ładnie umeblowane, a w sklepach, co jest niesamowite – można bez kartek, bez kolejek i bez ograniczeń wagowych kupić chleb, mięso, nabiał, owoce, wędliny, wszystko! Są nawet sklepy z rowerami i zegarkami, cud jakiś! Misza jest tym widokiem tak zbulwersowany, że tłumaczy sobie, iż cały ten dobrobyt „buriujski” to „kapitalistyczna propaganda” , czyli mistyfikacja, cyrk, teatr urządzony dla zmylenia, dla zamieszania w głowach krasnoarmiejcom. A wszystko pisane tak humorystycznym językiem, że czytając, boki zrywasz. Gdy Misza widzi w domu nauczycielki niezwykły wynalazek, wannę, powiada: „- Żebym dużo czasu miał, to nawet co miesiąc korzystałbym” . Udaje mu się poderwać jedną „burżujską wielką damę” , Irkę, która okazuje się prostytutką, a kiedy Sowieci organizują zajęte terytorium, Irka zostaje prezeską Wydziału Opieki nad Matką i Dzieckiem. Ale co ja ci będę truł, chopie, przeczytaj, pożyczam ci ten cymesik. Zrozumiesz morderczą siłę satyry, Piasecki żadną swą poważną książką antysowiecką nie dopieprzył tak komunie jak zgrywusowskimi „Zapiskami oficera” . Dlaczego? Właśnie dlatego, że wykpił komunę do szczętu. Zarżnął ją śmiechem. I to jest ta metoda, którą ja polecam, metoda Haszka. Nikt nie zgnoił imperium austriackiego lepiej niż Haszek jajcarskimi „Przygodami dobrego wojaka Szwejka” , to był nokaut, kaput! Myślę, że moglibyśmy przedrukować w naszym pisemku trochę kawałków z tej książki.

– Ze Szwejka?! – wytrzeszczył gały Bochenek.

– Z Miszy Zubowa, idioto! Ale można też sięgać w głąb wieków. Taki biskup Krasicki! Popatrz, założyłem sobie karteluszkiem jego satyryczny czterowiersz, pięknie pasujący do wszelkich czerwonych kacyków, do całego aparatu partyjnego. Piszemy o pezetpeerowskiej nomenklaturze, i dajemy cytat:

„Zdobycz wieków, zysk cnoty, posiadają zdziercę;

Zwierzchność bez poważania, prawo w poniewierce.

Zysk serca opanował, a co niegdyś tajna -

Teraz złość na widoku, a cnota przedajna”.

– „Prawdziwa cnota…”- mruknął „Zecer” .

– Prawdziwa „krytyk się nie boi” , lecz fałszywa bardzo się boi, zwłaszcza szyderczego śmiechu. A tym ją będziemy chłostać. I to się będzie ludziom podobać, panie „Zecer” . I o to chodzi, żeby się podobało.

* * *

Kiedy generał Kudrimow przeszedł z Sekcji Operacyjnej FSB do Sekcji Pribaltickiej SWR (Służby Wywiadu Zewnętrznego), zatrudniono go w Referacie Polska. Z Polską miał na dawnym stanowisku dużo wspólnego. Ostatnie „polskie zlecenie” wykonał rok wcześniej (2005), kiedy warszawscy chuligani dali kilka kuksańców czterem nastolatkom, synom ruskich dyplomatów. Media rosyjskie zrobiły wielki hałas, a Putin żądał „rewanżu adekwatnego” . Więc ludzie Wasi Kudrimowa adekwatnie spuścili uliczny łomot czterem Polakom – trzem pracownikom moskiewskiej ambasady RP i dziennikarzowi. Remis zadowolił media, Putina i naród rosyjski. Dla Kudrimowa i jego chłopców było to niepoważne, bo uprzednio wykonywali na Polakach (choćby tych niuchających sekrety FOZZ-u – polskiego Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego) cięższe wyroki.

Przez ostatnią dekadę XX wieku Kudrimow odwiedził Polskę trzy razy, kiedy była tam do wykonania „mokra robota” . Każdorazowo gościł Wasię wówczas pułkownik Mieczysław Heldbaum, z ramienia KGB i GRU boss tajnych struktur bezpieczniackich nad Wisłą. Dzięki Heldbaumowi Wasia rozumiał trochę polski burdel, niezrozumiały dla wielu europejskich i światowych politologów tudzież dyplomatów. Szczególnie dużo dowiedział się w roku 1996, gdy wspólnie pili sylwestrową nocą, a właściwie już blisko świtu 1 stycznia. Rzekł wtedy:

– Popatrz, Mietek… komuna znowu u was rządzi, demokratycznie!

– Pieprzysz, Wasia, to nie żadna komuna! – splunął ością zakąskowej ryby Heldbaum. – Zwą się socjalistami lub lewicowcami, ale to hieny „transformacji” , złodziejskiej fazy kapitalizmu. Do komuny nie ma powrotu, bratiec.

– Nieee… eee… nie ma?! – zdumiał się Kudrimow i gwałtownie czknął. – A dlaczego?

– Dlatego, że komunizm to pojebany system, Wasia.

– Nu, a dlaczego?

– Bo zawsze był fikcją gospodarczą opartą na pustym pieniądzu i na własności państwowej czyli niczyjej, dymanej przez każdego, więc kiedyś musiał się zesrać. Tutaj, u nas, detonatorem była „Solidarność”, reprezentantka klasy robotniczej niepojmująca, że obalając komunizm na rzecz kapitalizmu, ergo wolnego rynku, zakłada roszczeniowemu proletariatowi, „ludowi” , pętlę szubieniczną, i że wkrótce po swym triumfie będzie musiała przejść do opozycji, bo kapitalizm to jej wróg. Wokoło płacz i zgrzytanie zębów, miliony bezrobotnych.

– A dobrze, bardzo dobrze im tak, job ich matieri, biorą za swoje, ścierwa! – sapnął Kudrimow, czkając znowu.

Dziewięć lat później pułkownik Heldbaum umierał na raka, lecz nie dane mu było umrzeć na raka, bo został zastrzelony we własnym domu przez „kowboja” pracującego dla supertajnej struktury egzekucyjnej amerykańskiego rządu, zwanej TO („Team One” ). Działo się to wszystko podczas jakiejś dziwnej operacji prowadzonej przez generała Growina z GRU, Wasia nie był jej uczestnikiem. Pierwszy raz wybrał się wtedy do Polski nie ze zleceniem operacyjnym, tylko na pogrzeb Heldbauma. Kiedy widział spuszczaną ku wnętrzu ziemi trumnę – miał wrażenie, iż odchodzi pewna epoka, czas ludzi ich typu. Lecz musiał jeszcze popracować kilka lat, choć rok później życie sprawiło, że nie musiał już pracować jako egzekutor.

Obejmując funkcję w Referacie Polska SWR, generał Kudrimow wiedział, że obejmuje ją akurat wówczas, kiedy koniunktura nad Wisłą jest szczególnie niesprzyjająca Moskwie, gorsza niż kiedykolwiek wcześniej, bo władzę przejęli tam dwaj zezwierzęceni bliźniacy („zoologiczni antykomuniści” ), którzy Kremlowi brużdżą. Szef, co prawda, uspokajał:

– Rządzą już rok, ale nie dociągną do końca czteroletniej kadencji, wykończymy ich wcześniej. Dużo wcześniej.

– Jak? – zapytał Kudrimow. – Sprzątniemy?

– Wasia!… – roześmiał się szef. – Ty już nie pracujesz tam, lecz tutaj. Ocknij się, generale!… My sprzątamy inną metodą. Medialną nagonką, dywersją, urną, słowem: demokracją, bez ołowiu.

– Mamy naszych ludzi w ich partii?

– W każdej polskiej partii – odparł zwierzchnik. – Mamy ludzi w polskich mediach, w polskiej administracji centralnej i terenowej, w polskiej gospodarce, wszędzie.

– To czemu Bliźniacy zdobyli władzę państwową? – zdziwił się rozsądnie Wasia.

– Bo spieprzyliśmy tam zeszłoroczną kampanię wyborczą, dlatego zrobiło się tu miejsce dla mnie i dla ciebie, nasi poprzednicy dostali karnego kopa, spieprzyli sprawę, są za to odpowiedzialni. Teraz ty będziesz odpowiedzialny za sprawy polskie, a ja będę twoim kontrolerem i dowódcą. Daję ci miesiąc na wejście we wszystkie problemy techniczne, logistyczne i personalne tamtej agentury. Wdróż się przez miesiąc, a potem działaj.

31
{"b":"89200","o":1}