Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Co ma do tego mój nieżyjący już stary?

– Może chciałby, żeby pan kontynuował jego drugi etat…

– Pracował dla was, skurwiele?!…

– Przez prawie ćwierć wieku. A wykończyła go „Solidarność”.

– I teraz wy chcecie, żebym ja się mścił?

– To też.

– Oglądał pan film „The Sting” , pułkowniku? Paul Newman mówi tam, że „tylko idioci się mszczą” .

– A czy pan oglądał ten film do końca, gaspadin Serenicki? Zemsta się udała.

Zapadło milczenie, które gospodarz przerwał po chwili propozycją kulinarną:

– Jadł pan już obiad dzisiaj? Mam pyszne ryżowo-mięsne krokiety, kak gawariat Francuzy, Amierikańcy, Poliaki, Ruskije i Angliczianie.

– Ispańcy i Italiańcy toże tak gawariat, po wsiem miru tak gawariat – rzekł zasępiony Johnny. – Nie, dziękuję. Z krokietów lubię tylko Davy Crocketta.

– Liczę na inną odpowiedź w sprawie kooperacji między panem a moją firmą – powiedział pułkownik, wyjmując barwne zdjęcie. – Tu zostaliście sfotografowani przy młodym Tavese, widać jak sprzedaje mu pan narkotyki.

– To były tylko grzybki halucynogenne, nikomu nie sprzedawałem innego dopingu! – krzyknął John.

– Ale tego tu nie widać, nie widać rodzaju „koksu” . Gdy rodzina Tavese otrzyma fotkę, umrze pan w cierpieniach.

– To wyście gnoja zabili! – domyślił się John.

– Tak, ale czy przekona pan o tym Włochów? Proszę wziąć sobie to zdjęcie na pamiątkę. A tu ma pan jeszcze ksero kolaboranckiego dossier swego ojca. Nie klął, aczkolwiek brał marne honorarium. Wy bralibyście bardzo duże. Luksusowe życie przez długie lata, bez żadnego ryzyka i bez większego wysiłku… Życzę miłej lektury i słusznej decyzji. Proszę myśleć pozytywnie! Za tydzień zobaczymy się znowu, więc do swidania!

* * *

„Głaza” Putina promieniały, kiedy Lieonid Szudrin kolejny raz pojawił się na Kremlu:

– Spasibo, drogi Lieonidzie Konstantinowiczu, spasibo! Przegrałem zakład! Tak w ogóle, to nie lubię przegrywać, ale ta przegrana sprawiła mi wielką radość! Ogromną radość! Ciężko było go namówić?

– Średnio ciężko, panie prezydencie.

– A jakich użyliście argumentów?

– Skutecznych, panie prezydencie.

– Tajemnica?

– Sekrety kuchni historyków, panie prezydencie.

– Nu charaszo, nieważne. Ważne, iż się udało. Myślałem, że Sołżenicyn będzie dożywotnio grał dysydenta czy choćby malkontenta, bo to taka inteligencka rogata dusza, są wśród nich zatwardzialcy…

– Bardzo nieliczni, panie prezydencie, i raczej ci z drugiego czy trzeciego rzędu – sprzeciwił się Szudrin, wchodząc Putinowi w słowo. – Gwiazdorzy to zazwyczaj ugodowcy, są przekupni, trzeba tylko wiedzieć kiedy, gdzie i którą metodą nakłuć balona. Uprzednio już tłumaczyłem panu, panie prezydencie, że chociaż inteligencja jako warstwa czy klasa ma genetycznie wrodzony instynkt dysydenckości, to poszczególne indywidua łatwo skłonić do lizania tyłka władzy autorytarnej. Wybornymi przykładami są Puszkin oraz Gogol.

– Co pan mówi, Lieonidzie Konstantinowiczu! Puszkin i Gogol?! Przecież ci dwaj uchodzą za symbole oporu, za antycarskie sumienia Rosji! Dzieci się tego uczą w szkołach!

– Cóż, na całym świecie szkolnictwo służy wpajaniu mitologii, mitologia jest istotą wszelkich systemów edukacji, panie prezydencie – uśmiechnął się Szudrin. – Dysydenckość Puszkina i Gogola to mit, nic więcej. Źródłem puszkinowskiego mitu jest nadinterpretowanie „Ody do wolności” , a kanwą tego mitu jest ukrywanie, że wkrótce Puszkin „zmądrzał” i że się kajał, wyszydzając dla cara polską walkę o niepodległość, przeklinając zachodnią krytykę caratu wierszem „Oszczercom Rosji” , ciągle łasząc się do cara i do kierownika represyjnych służb, szefa żandarmerii, generała Benkendorfa. W nagrodę został etatowym lokajem, kamerjunkrem dworu. Pisał odtąd wiersze „patriotyczne” , stricte wazeliniarskie, lecz nie one najbardziej go kompromitują, tylko listy do Benkendorfa, którymi żebrał o datki i o pożyczki dla spłaty swych karcianych długów. Te listy są straszne, haniebne, zupełnie bezwstydne, panie prezydencie, nie wolno ich dawać uczniom. Dzieciakom daje się „Eugeniusza Oniegina” . „Moj diadia, samych cziestnych prawił…” .

– Kagda nie w szutki zaniemog…”- podjął Putin.

– On uważat' siebie sostawił…” .

–  I bolszie wydumat' nie mog!” . Cha, cha, cha, cha!… Ryknęli śmiechem, niby dwóch uczniów popisujących się przed szkolną akademią.

– Brawo, obaj nie zapomnieliśmy czytanki! – klasnął prezydent. – Ale wróćmy do naszych gigantów. W szkołach czyta się gogolowskie „Martwe dusze” i gogolowskiego „Rewizora” jako dzieła będące wyrazem sprzeciwu wobec samodzierżawia, krytyką czynownictwa oraz całego systemu!

– A nie czyta się, i słusznie, meldunków, raportów, donosów Gogola, który od młodości był funkcjonariuszem tajnej policji, budzącego grozę Trzeciego Działu Carskiej Kancelarii – wycedził Lonia. – Płaciły mu brytany „żandarma Europy” , cara Mikołaja I, najpierw Benkendorf, później Aleksy Orłow, który objął żandarmską schedę po Benkendorfie. I znowu to listy do cara, do Benkendorfa, do Orłowa, szczególnie Gogola kompromitują. W pewnym prywatnym liście do księcia Korsakowa pisze, że nie jest takim idiotą, by bruździć piórem tej władzy, która mu hojnie płaci i pokrywa każdy jego dług. Uważał się za „carskiego czynownika na niwie literatury” , to jego własne słowa, panie prezydencie. Współczesny Gogola, Wissarion Bieliński, był początkowo jego wielbicielem, a kiedy przejrzał, wytknął Gogolowi „bizantyjską obłudę” i „haniebną służalczość” . Obie te cechy są charakterystyczne także dla dwudziestowiecznych znanych twórców i intelektualistów, by wymienić stalinistów Shawa i Sartre'a…

– Wiem, że jeśli idzie o twórczość dziewiętnastowieczną, wrogowie Rosji najchętniej cytują antyrosyjski paszkwil tego pedała de Custine'a – popisał się erudycją Putin. – Ale łajdak de Custine to Francuz. Kogo spośród rosyjskich autorów wrogowie Rosji, ci wszyscy „kremlinolodzy” , cytują najchętniej?

– Czaadajewa. Jego słynny „list filozoficzny” , list do Panowej, opublikowany przez „Tielieskop” . Uczone dowodzenie, że Rosja jest i zawsze była krajem barbarzyńskim, wyzbytym moralności, jakiejkolwiek wzniosłej idei, tradycji kulturowej, i cywilizacji zwłaszcza – to smaczny kąsek dla naszych wrogów. Lubią przypominać, że za ten druk redaktor czasopisma został zesłany na Sybir, cenzor został zdymisjonowany, natomiast autora listu oraz adresatkę wpakowano karnie do szpitala dla wariatów. Ale wolą nie przypominać, że kiedy Czaadajew został po roku zwolniony, stał się pełnym skruchy carofilem, gorliwym współpracownikiem oberpolicmajstra, ciągle bił się w pierś i przepraszał Mikołaja I, zwąc swój tekst „szczytem idiotyzmu” . Skończył jako konfident bezpieki.

– Jeszcze jeden… – mruknął Putin-car. – Czy „historia lubi się powtarzać” to przysłowie, czy raczej porzekadło?

– Nie wiem, nie jestem specjalistą od przysłów.

– I czy tylko u nas historia to dzieje szmacących się intelektualistów, panie Szudrin?

– Nie tylko, u innych też, choćby u Francuzów… Lecz my rzadko ich cytujemy, a Zachód lubi propagandowo wykorzystywać młodzieńcze, buntownicze teksty naszych gwiazdorów.

Po tych słowach Szudrina zrobiło się cicho. Putin się zamyślił, patrząc w rokokowe lustra tworzące przeciwległą ścianę, a kiedy się znowu odezwał, miał ton bardziej chłodny, rzeczowy:

– Jesteśmy skazani na wieczną wojnę z Zachodem, Lieonidzie Konstantinowiczu. Gdy nie ogniową, to polityczną, ekonomiczną, handlową, propagandową, medialną, ale wojnę. Bez sympatii intelektualistów część bitew tej wojny zostanie przegrana…

Ponownie wrócił milcząco do swego wnętrza, tykając wzrokiem perspektywę gabinetu, lecz nie widząc lustrzanych odbić, tylko własne chimery i zamiary. Raptem spojrzał bacznie na gościa i pierwszy raz użył formuły mniej ciepłej:

– Kim ty jesteś, Szudrin?

– Nie rozumiem, panie prezydencie.

– Jesteś idealistą czy cwaniakiem, mów!

– Cynikiem i pragmatykiem, panie prezydencie… – odparł Lonia.

– Chcesz władzy?

– Nie rozumiem…

– Rozumiesz bardzo dobrze! Pytam czy chciałbyś sprawować władzę, Szudrin!

– Tak, lecz nie bezprzymiotnikową…

– Z jakim przymiotnikiem?

– Jeśli władza, to tylko absolutna. Mam rację, panie prezydencie?…

Milczenie, które teraz zawisło pomiędzy nimi, pełne było czegoś nowego – bezgłośnego, lecz wyczuwalnego chichotu któregoś z nich, lub obydwu naraz. Przełamał tę chichoczącą ciszę Putin, mówiąc:

– Władzy absolutnej nie mogę wam dać, Lieonidzie Konstantinowiczu.

– Wiem, absolutyzm jest już zajęty – uśmiechnął się Lonia.

– I również ma przymiotnik…

– Wiem, jest oświecony, jak absolutyzm słonecznego Burbona, panie prezydencie.

– Mogę wam dać władzę mniejszą. Funkcję przybocznego eksperta, asystenta, konsultanta… Zastanów się do jutra, cyniku-pragmatyku.

– Jutro jest dzisiaj, panie prezydencie. Biorę tę posadę z radością. Chcę panu służyć – rzekł Lonia.

I obaj wiedzieli, że chce służyć przede wszystkim sobie, ale ta słabość bywa cechą przyrodzoną każdej istoty ludzkiej, prócz naśladowców świętego Franciszka z Asyżu.

* * *

Maksyma La Rochefoucaulda „Śmieszność hańbi bardziej niż hańba” była znana nie tylko Klarze Mirosz zgłębiającej wiek XVIII gwoli penetracji środowiska hrabiny Emilii du Châtelet, lecz również Denisowi Dutowi wskutek jego studiów na warszawskim uniwerku, albowiem profesor polonista, który tam wpajał „Satyry” biskupa Ignacego Krasickiego, chętnie przywoływał pana La Rochefoucaulda tudzież innych dowcipnych Francuzów. Dlatego Denis wyrecytował ten aforyzm „Zecerowi” , tłumacząc, że chce, aby ich pismo było nie tylko patriotyczne, lecz i satyryczne.

30
{"b":"89200","o":1}