Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Sprawdzając metryki naszych mafijnych bossów zobaczymy to samo – roześmiał się Szudrin. – Rosyjski capo di tutti capi, Siemion Mogilewicz, to Żyd z Żyda, pseudo „Kidała” , czyli naciągacz.

– Zgadzam się, Lieonidzie Konstantinowiczu. Ale bandyci to sprawa dla policji, mnie interesuje fakt żydowskości naszych głównych biznesmenów, ta ich etniczna tożsamość…

– Są wśród nich też goje, rosyjscy, kaukascy, różni – przerwał dyrektorowi Szudrin, machając ręką, jakby się opędzał.

– Ilu?… Kilku?… Kilkunastu?.,. Reszta, prawie cala czołówka, to Żydzi! – uparł się funkcjonariusz administracji prezydenckiej. – Niektórzy, dość liczni, są wrogami Władimira Władimirowicza Purina…

– A niektórzy jego przyjaciółmi, jak Roman Abramowicz herbu Chelsea – wtrącił znowu gość.

– Więcej jest wrogów. Chodorkowski poszedł za kraty, Gusiński ledwo ich uniknął, a Bieriezowski już by siedział, gdyby nie zwiał do Londynu! Ci ludzie okradali Rosję, pasożytując na społeczeństwie bez litości!

– Co ja mam z tym wspólnego, panie dyrektorze, czyli co ja robię tutaj? -spytał gość.

– Pan jest utalentowanym historykiem-analitykiem, Lieonidzie Konstantinowiczu. Mówiono mi, że pańskie dzieło na temat rosyjskiej oligarchii finansowej to świetna praca. A czemu niewydana dotąd? Bo jej druk zablokowali Żydzi. Myślę, że mógłbym panu pomóc, mógłbym ułatwić druk, i to wysokonakładowy, płacąc duże honorarium…

– Jeśli co?

– Jeśli uzupełni pan tekst w sensie… etnicznym.

– Akcentując żydowskość baronów biznesu?

– No właśnie.

– Odmawiam, nie będę przerabiał mojej pracy.

– Myśli pan, że to nie spodobałoby się jakiejś grupie czytelników? Mam więc wariant propozycji: gdyby zechciał pan napisać esej dla jednego tylko czytelnika… Esej o dzisiejszej wszechwładzy żydostwa światowego…

– Czyli współczesne „Protokoły Mędrców”?

– Tytuł dałby pan wedle woli własnej – wzruszył ramionami Żarkinow, sącząc koniak.

Szudrin znowu roześmiał się, lecz tak, aby dyrektor nie dostrzegł, iż to jest znowu szydercze skrzywienie ust:

– Coś panu przypomnę, panie Żarkinow. „Protokoły” są apokryfem, fałszerstwem, które Ochrana zmajstrowała na bazie kilkunastu starych antysemickich druków. Zaś rozśmieszył mnie teraz fakt, że były klecone również dla jednego tylko czytelnika, również dla szefa państwa – dla cara Mikołaja II. Policja ministra spraw wewnętrznych, Stołypina, szybko wówczas ustaliła, że to chamskie oszustwo, i car się dowiedział. Kilkadziesiąt lat później Hitler też się dowiedział. Lecz ich reakcje były zupełnie odmienne. Gdy minister Rausching powiadomił Führera, że „Protokoły Mędrców” są falsyfikatem, ten warknął: „- Gówno mnie to obchodzi , to nie ma żadnego znaczenia!” , i dalej wykorzystywano fałsz do kontrżydowskiej nagonki. A gdy Stołypin uwiadomił cara, że „Protokoły” są robotą tajnej policji, Mikołaj II westchnął: „- Trzeba, je zdjąć! Nie wolno dla obrony czystej sprawy, świetlanej sprawy antysemityzmu, stosować brudnych metod!”. Dwie różne reakcje. Zastanawiam się, panie dyrektorze, który wzór reakcji wybrałby prezydent Putin, gdyby pan mu przyniósł antysemicki bryk tego rodzaju…

– Czy ja powiedziałem, że to ma być dla Władimira Władimirowicza?! – obruszył się Żarkinow.

– A czy ja twierdzę, że pan by mu przyniósł? – uśmiechnął się Szudrin.

I wstał. Nim wyszedł z gabinetu, mruknął, puszczając oko do zbaraniałego urzędasa:

– Cały czas trzymałem kciuki, żeby się wam nagrało bez zakłóceń.

* * *

Między melodią fletu, na którym grywał Fryderyk Wielki, a nitką dymu z komina krematorium Auschwitz istnieje ta sama pępowinowa więź co między Opryczniną cara Iwana Groźnego a stalinowskim NKWD. Między putinowską melodią fletu szczurołapa z Kremla, która skutecznie głaskała uszy łatwowiernej widowni Zachodu, a putinowskim zamordyzmem wewnętrznym, określanym przez putinowski Kreml jako „suwerenna demokracja”- też istniała pępowina, nieprzeszkadzająca Zachodowi tak długo, jak długo kosmopolityczny kapitał rosyjskich „jewrooligarchów” nie dostał kilku ciosów dyscyplinujących. Skazanie Chodorkowskiego, plus ucieczka paru analogicznych tuzów do Izraela i do Zjednoczonego Królestwa – wywołały krzyk żydowskich i filosemickich kręgów Zachodu o putinowskim antysemityzmie. Krzyk szybko ucichł, ropa była ważniejsza. „Business as usual” .

Oskarżanie Putina o rasizm nie miało sensu. W przeciwieństwie bowiem do kagiebowców „starej szkoły” (jak prymus „driewniewo zakona” , Wasia Kudrimow) – kagiebowcy „nowej szkoły” (jak Putin) lekceważyli czynniki rasowe, gwiżdżąc na tradycyjny antysemityzm ludu rosyjskiego. Liczyły się kapitał i władza, a nie kolor skóry czy geny. Ci spośród oligarchów, którzy przejawiali ambicje polityczne wyższego (centralnego) rzędu, stawali się naturalnym (biologicznym) zagrożeniem dla włodarza Kremla, i tych putinowską maszynka do mielenia czyli„odstrzału” (milicja-skarbówka-prokuratura-sądy) eliminowała bez pardonu. Ci zaś, których interesowało jedynie światowe życie – megaluksus, megakomfort, megahedonizm – byli politycznie niegroźni, a nawet pożyteczni, gdyż cicho „odpalali” władzy dużą część „urobku” , a swym ekshibicyjnym bogactwem głośno dawali „nowej Rosji” megareklamę, sugerując światu, iż ta putinowską Matuszka jest istnym Eldorado. Świat klaskał gdy słyszał takie dowcipy o rosyjskich milionerach: „nowy Ruski” wysiada z samolotu na Majorce, trzymając narty, więc odprawiający go funkcjonariusz lotniska mówi:

– Przepraszam, ale szanowny pan omylił się, u nas zupełnie nie ma śniegu.

Wesolutki Rosjanin klepie funkcjonariusza po ramieniu, mówiąc:

– Spokojnie, śnieg przyleci następnym samolotem, jeszcze dziś.

Dla Putina takie dowcipkowanie było o tyle ważne, że szerzyło wizerunek neomocarstwa metodą upowszechniania siły królów kurortów – rosyjskich krezusów. Mógłby rzec to samo, co niejeden dyrektor CIA mówił o prawicowych dyktatorach Ameryki Łacińskiej: „- Też skurwysyny, ale moje skurwysyny!” .

Putinowskie „skurwysyny” mają dziś swoje zagraniczne i zaoceaniczne rezydencje pałacowe, jachty, kluby, wyspy, drapacze chmur itp., a zdobyły to wszystko w ciągu ostatnich kilkunastu (niektórzy) lub ledwie kilku (większość) lat. Kiedy Bentley otworzył swój moskiewski salon (2003) – tylko 40 egzemplarzy elitarnego samochodu znalazło rosyjskich nabywców. Cztery lata później (2007) już 1300 bentleyów jeździło po ulicach Moskwy, nie licząc mercedesów S 600 oraz innych ekskluzywnych „fur” klasy „gold” . Garaże tych cudeniek znajdują się na podmoskiewskim osiedlu Rublowka (nomen omen), gdzie dróg wjazdowych strzegą wartownie i brygady ochroniarzy, metr kwadratowy działki kosztuje ponad tysiąc dolarów, a skromny domek nie mniej niż trzy miliony dolców. W nieskromnych domkach mieszkają tam wszyscy krezusi putinowskiej Rosji – szefowie megaprzedsiębiorstw (Gazpromu, Łukoila i in.), prezesi banków, baronowie każdego biznesu, a między nimi również boss biznesu o nazwie Federacja Rosyjska, prezydent Putin. Lecz to jedyne terytorium, na którym mógł oficjalnie i lokalizacyjnie (adresowo) stykać się z wielkim kapitałem. Nie wypadało mu jeździć do „zimowej stolicy «nowych ruskich»” (francuskiej miejscowości alpejskiej Courchevel, która zimą przemienia się w czysto rosyjski pijany kurort), ani na wszelkie tropikalne „złote wybrzeża” , gdzie od paru lat brązowieją tłuste cielska i smukłe ciałka rosyjskiej oligarchii. Te smukłe to „diewoczki” , znaczy „sweethearts” rosyjskich oligarchów. Profesja tych „wives” i „girl-friends” jest dużo trudniejsza niż jakikolwiek fach samców, do których należą.

Z pozoru taka lalka – gdy już zastąpiła (wyeliminowała) poprzedniczkę – ma nic tylko „dolce vita” . Zakupy w najelegantszych sklepach Moskwy (przy ulicy Twerskiej), Paryża, Rzymu, Nowego Jorku. Madrytu i Londynu. Moskiewska „mata czarna” w kawiarni „Anatolly Como”- filiżaneczka 200 dolarów. „Babranko” i „kimanko” w luksusowej pościeli firmy Frette, na wypełnionych puchem węgierskich gęsi jaśkach za kilkaset dolców. Wolne wieczory (gdy pan i władca jest nieobecny) w moskiewskim nocnym klubie „Czerwona Czapeczka”, gdzie pracują najlepsi striptizerzy i gdzie klozety są tak czyste, że na brzegu muszli sedesowej dama może spokojnie formować pasemka białego pudru dwiema kartami kredytowymi, American Express i Visa. Et cetera, et cetera. Ale to tylko pozór raju. Tej królowej życia towarzyszy permanentny stres, gdyż wedle „prawa Goldsmitha” (miliardera Jamesa Goldsmitha): „Kiedy bogacz żeni się ze swą kochanką, tworzy wolne miejsce pracy” . Kochanki oligarchów, stając się ich małżonkami, zwalniają etaty dla kochanek, a wiadomo, że każdego miesiąca na rynek wchodzą nowe falangi rozkosznych (młodziutkich, jędrnych, prześlicznych) „kociaków” . To jak z samochodem: ciągle powstają nowe modele ekskluzywnych aut, wypierające starsze roczniki lancii i ferrari. Żonie oligarchy, choćby przeuroczej, nie uda się zwyciężyć kosmetykami i skalpelami, bo mąż będzie cenił nie kunszt odmładzania, lecz naturalną świeżość. I nie codzienną rutynę, lecz nowość. La Rochefoucauld: „Piekłem kobiet jest upływ czasu” . Filozoficzne pytanie poety: „Komu bije dzwon?”- tyczyło mężczyzn; pytanie trafniejsze wobec kobiet brzmi: „Komu bije zegar?” . Wszystkie damulki oligarchów to wiedzą, dlatego cierpią rozumiejąc, że radosne brylowanie i fikanie szybko się skończy. Balsamem jest myśl o rozwodowym odszkodowaniu.

Władimirowi Putinowi, a konkretnie jego tajnym służbom, też nie było nigdy lekko przez tę rotację „mięsa” (wymianę zleżałego na świeże) u oligarchów. Balsamem stawała się myśl, że werbować narybek jest równie łatwo za każdym razem, bo zmiany kadrowe w złotych sypialniach nie zmieniają ludzkiej natury. Hasło: „Pełna kontrola!” nie doznawało tedy uszczerbku podczas inwigilującej wielki kapitał praktyki operacyjnej FSB.

13
{"b":"89200","o":1}