Furtka z ogrodzeniu nie była zamknięta. Zaraz za nią ujrzał mały dziedzińczyk, przejście dalej do ogrodu i oszklone drzwi w ścianie parterowego budynku. Drzwi były uchylone, a z wnętrza dobiegały jakieś głosy. Jarzębski, nie widząc dzwonka, grzecznie zapukał.
– Proszę! – wrzasnął ktoś ze środka po polsku.
Podporucznik Jarzębski skorzystał z zaproszenia, wszedł, uczynił cztery kroki i ujrzał salon, w którym siedziały trzy osoby. Dwie facetki i jeden młody człowiek.
– Dobry wieczór – powiedział w ojczystym języku. – Czy tu mieszka pani Alicja Hansen?
– Owszem, to ja. Dobry wieczór – odparła jedna z facetek, przyglądająca mu się z zainteresowaniem.
Tym, że dane z dokumentów paszportowych okazały się zgodnie z rzeczywistością, Jarzębski poczuł się zaskoczony tak, że przez chwilę nie wiedział, co zrobić. Miał ochotą paść na kolana i z całej duszy podziękować tej Alicji Hansen za samo istnienie pod podanym adresem. Powstrzymał się z pewnym trudem.
– Bardzo przepraszam, że tak znienacka panią nachodzę, ale czy znajduje się może u pani Joanna Chmielewska?
– Znajduję się – powiedziała natychmiast druga facetka. – To ja.
Jarzębski nie uwierzył własnym uszom i oczom. Młody był, ale znał życie, w czasie całego lotu z każdym kilometrem i z każdą minutą tracił kawałek nadziei i obecnie był już najgłębiej przekonany, że tej piekielnej baby nie znajdzie. Osłupiał do tego stopnia, że kolana się pod nim ugięły.
– Czy mogę usiąść? – spytał i zabrzmiało to jakoś dziwnie żałośnie.
– Oczywiście – przyzwoliła ta, która przyznała się, że jest Alicją Hansen. – Chociaż, między nami mówiąc, myślałam, że się pan przedtem przedstawi?
Podporucznikowi Jarzębskiemu w środku wzdrygnęło się wszystko i na moment zastygł w połowie siadania na najbliższym krześle. Jednak usiadł. Zamknął oczy, otworzył je. Tamci troje przyglądali mu się z umiarkowanym zaciekawieniem.
– Kajtuś…? – powiedziała pytająco Alicja Hansen. Młody człowiek pokręcił głową.
– Nie. W życiu go na oczy nie widziałem.
– Joanna…?
– Też nie – zaprzeczyła stanowczo ta druga, która zgodziła się być Joanną Chmielewska. – Ale przeczucia mam po prostu potworne. – Jedno wolne łóżko jeszcze jest…
Podporucznik nic nie mówił, bo właśnie w tej chwili uświadomił sobie, co czyni i zrobiło mu się gorzej, niż było. Odsiedział jeszcze chwilę w milczeniu, po czym wstał z krzesła i złożył wytworny ukłon.
– Wyjaśnię kolejno, jeśli państwo pozwolą – rzekł w przygnębieniu i najzupełniej rozpaczliwie. – Okazuje się, teraz to dopiero zauważyłem, że byłem cholernie przejęty. Zdaje się, że zrobiło mi się słabo, pierwszy raz w życiu. Dlatego musiałem usiąść.
– Rozumiemy – zgodziła się życzliwie pani domu. Podporucznik skłonił się z galanterią i kontynuował.
– Ponadto jestem tu całkowicie bezprawnie. Nazywam się Tadeusz Jarzębski i może mnie pani natychmiast stąd wyrzucić. Nikt z państwa nie ma obowiązku zamienić ze mną ani jednego słowa…
– Nie przesadzajmy, aż taka zacięta to ja nie jestem – przerwała mu pobłażliwie i wyrozumiale Alicja Hansen. – Większość osób przebywa w tym domu całkowicie bezprawnie. Jedna mniej, jedna więcej, nie robi mi wielkiej różnicy.
– Ja jestem bezprawnie wyjątkowo! – zakomunikował z mocą odzyskujący siły podporucznik. – Bardzo przepraszam, że nic powiedziałem tego od razu, ale to z przejęcia. Podstępem wydarłem z państwa personalia…
– Ze mnie nie – zastrzegł się młody człowiek.
– Nie szkodzi – uspokoił go Jarzębski. – Aż się boję powiedzieć i chyba będę błagał o litość. Jestem podkomisarzem policji w Polsce i na terenie Danii nie mam nic do gadania, ale przyjechałem prywatnie służbowo do pani Chmielewskiej…
– Aaaaa…! – wyrwało się pani Chmielewskiej.
– I nic mnie nie obchodzi, że pani jest podejrzana, bo zależy mi do szaleństwa tylko na jednej informacji. Możliwe, że dostałem amoku, teraz to widzę… Miałem, przyznaję, jakąś myśl o perfidnych podstępach, ale zdaje się, że mi nie wyszło. Jeżeli zamierzała pani prędzej czy później wrócić, to chyba właśnie wykończyłem Frelkowicza…
– Ty rozumiesz, co on mówi? – zwróciła się Alicja Hansen do Joanny Chmielewskiej z dużym zainteresowaniem.
– W pewnym stopniu, O tyle niedokładnie, że nie znam sprawy od ich strony. Jeden już ze mną rozmawiał.
– Nie ten?
– Nie, inny. Biedni ludzie, niepotrzebnie narazili się na koszty. To przez te głupie tajemnice, powiedzieliby, o co chodzi i można było załatwić to na miejscu.
Podporucznik Jarzębski czuł się wprawdzie ogłuszony, w dodatku przez samego siebie, ale jakieś przebłyski świadomości chwilami się w nim zapalały.
– Na jakim miejscu? – oburzył się. – Przecież pani jest tutaj! Nikt z panią nie rozmawiał na miejscu!
– Owszem, przedwczoraj, zaraz, jak on się nazywał, takie wojskowe nazwisko… Werbel! Podporucznik Werbel. Pytał mnie o moje wszystkie synowe, nie wiem dlaczego.
Jarzębski wyraźnie poczuł, że znów robi mu się słabo.
– Jak to… Zaraz, chwileczkę… Jakie synowe…?!
– Moje. Różne. A co…?
Alicja Hansen odepchnęła nagle od stołu pusty fotel.
– Niech pan siada -powiedziała ze współczuciem. – Coś się tu chyba pokićkało. Mam wrażenie, że on myśli, że ty jesteś Joanna.
– Dam mu kieliszek, co? – zaproponował młody człowiek, podnosząc się z miejsca.
– Daj. I filiżankę.
– Jestem Joanna – powiedziała równocześnie Joanna Chmielewska. – Ale chyba masz rację, jemu chodzi o Joannę.
– Sympatycznie wygląda i jakoś przyzwoicie. W życiu bym nie powiedziała, że to policjant. Myślisz, że należy do tej części, którą kochasz?
– Jestem pewna. I nie łże, jak sama widzisz.
– Ale chciał…?
– I co z tego, że chciał, nie wyszło mu. To tylko dobrze o nim świadczy.
Podporucznik Jarzębski usiadł przy stole na podsuniętym fotelu i przyjął kieliszek czegoś. Pomyślał, że nie ma najmniejszego prawa być tu służbowo, jest zatem chyba prywatnie, a skoro jest prywatnie, nie ma żadnego znaczenia, co się w tym kieliszku znajduje. Atmosfera tego domu nie sprzyjała służbowości, a w ogóle zaczynała go ogarniać rzetelna rozpacz.
– O ile jestem w stanie zrozumieć, co się tu mówi, pani, to wcale nie pani, tylko pani – rzekł w przygnębieniu i spróbował koniaku, który okazał się bardzo dobry. – Nic z tego nie rozumiem, przecież pani jest w Warszawie! To ta druga przyleciała do Danii!
Młody człowiek zachichotał, a Alicja Hansen nalała do filiżanki kawy ze szklanego dzbanka, przysunęła cukier i śmietankę.
– Obie przyleciały – pouczyła Joanna Chmielewska. – Co prawda, nie równocześnie. A panu potrzebna jest moja synowa?
Niezdolny do wydania głosu, podporucznik kiwnął głową.
– Mnie też. Zastanawiam się, czy powiedzieć panu prawdę. Zdaje się, że podejrzewacie ją o zamordowanie Mikołaja, pardon, pana Torowskiego?
Podporucznik był już tak skołowany, że znów kiwnął głową.
– Nic z tego. To znaczy, oczywiście, nie dam głowy, czy to nie ona go kropnęła, ale nawet jeśli, mam zamiar ją chronić. Na ile ją znam, to jednak nic ona, więc znajdźcie kogoś innego. W tym wam chętnie pomogę. Czym ten Mikołaj ostatnio się zajmował?
– Fałszerstwami pieniędzy – powiedział podporucznik Jarzębski bez namysłu i doznał dziwnego wrażenia, że postępuje słusznie, chociaż wbrew wszelkim zasadom. – I właśnie przyznaję się państwu, że tylko o to mi chodzi, ja nie jestem z wydziału zabójstw, tylko z gospodarczego. Miał dla mnie informacje, ale nie zdążyłem do niego za życia. I wszystko wskazuje na to, że w ostatniej chwili kobieta wyniosła z jego domu dotyczące tej sprawy materiały, a ową kobietą najprawdopodobniej była Joanna Chmielewska. Jeśli okaże się, że go zabiła, mamy z Danią umowę o ekstradycji, ale co mi z tego… Chciałem dopaść tego, co wyniosła. Nie wiem, skąd państwo, ale pani jest przecież z Polski? Naprawdę chce pani, żeby to fałszywe gówno krążyło po kraju? Niechby mi powiedziała, co wie, niechby mi to pokazała i nawet potem uciekła, wszystko jedno, na biegun, do Australii, rany boskie, Frelkowicz mnie zabije… Ale mnie się jednak wydaje, że to nie ona, ona tylko coś wie… Naprawdę to nie pani…?
– Matko jedyna moja – powiedziała ze zgrozą Joanna Chmielewska. – Kajtek, podaj mi torbę, tam wisi… Mam paszport, odzyskałam go. Proszę, tu jest data urodzenia. Niech się pan zastanowi, czy ja mogę być o jedenaście lat młodsza?
– Dlaczego ona w ogóle jest od pani młodsza tylko o jedenaście lat?! – krzyknął podporucznik z ciężką pretensją.
Alicja Hansen i młody człowiek, nazywany Kajtkiem, najwyraźniej w świecie bawili się znakomicie. Joanna Chmielewska westchnęła i kazała Jarzębskiemu słuchać uważnie, bo inaczej nie zrozumie. Jarzębski zastosował się do polecenia.
– Ona była starsza od mojego syna – powiedziała Chmielewska. – Przyznaję, że urodziłam go, mając lat siedemnaście, miałam zatem trzydzieści sześć, a on dziewiętnaście, kiedy uparł się z nią ożenić. Ona już była rozwiedziona i miała dwoje dzieci, więc nic byłam zachwycona pomysłem, ale poznałam ją osobiście i przestałam protestować. Uzgodniłyśmy między sobą, że rozwiodą się, kiedy on oprzytomnieje, on sobie nawet nie zdawał sprawy z tego, że jest młodszy od niej o sześć lat, no i wszystko poszło zgodnie z przewidywaniami. Rozeszli się po dwóch latach. Jak pan sobie to wszystko doda i odejmie, zrozumie pan, że różnica lat między nami wynosi tylko jedenaście, a w mojej rodzinie wszystkie kobiety zawsze młodo wyglądały.
– Toteż właśnie – powiedział podporucznik z uporem. – Dlatego ja nie mogę wiedzieć, która z pań jest która, bo pani więcej wygląda na nią, niż na siebie.
– Tu jest słabe oświetlenie – zwróciła uwagę Alicja Hansen, a Kajtuś znów zachichotał.
Joanna Chmielewska westchnęła ponownie.
– Ona jest znacznie ładniejsza ode mnie – powiedziała cierpliwie. – Poza tym, siedzą tu dwie pełnoletnie osoby… trzeźwi jesteście, mam nadzieję…? Które zaświadczą, że ja, to ja. A jej nie ma.
– Ale przecież tu przyleciała?
– Przyleciała, zgadza się. Mignęła Kajtusiowi na lotnisku i gdzieś znikła. Nie wiem, gdzie się podziała, ale żadnych rzeczy Mikołaja nie miała ze sobą, to pewne. Jeśli cokolwiek od niego wyniosła, to coś zostało w Polsce.