– Ja też. Głodna jestem. Kupię sobie samochód.
– Dzisiaj? – zainteresował się Januszek.
– Głupiś. Za pięć lat. Gdybym go miała już teraz, nie musiałabym się tak śpieszyć. Za pięć lat może mi się uda.
– Po co ci samochód na starość?
– Tym bardziej będzie mi trudno się śpieszyć. Nie smaż tej jajecznicy na kamień, już jest dobra!
– Ma gluty. Od glutów mi się robi niedobrze. Babcia mi zawsze smaży z glutami. Co do samochodu, to ja go widziałem. Wiem, gdzie stoi.
– Co?
– Samochód. Ten twój, z rewolucją.
Tereska omal nie ucięła sobie palca.
– Co ty powiesz?! Gdzie stoi?!
– Rano nie, tylko pod wieczór. Na parkingu koło Filmu Polskiego. Wiesz, tam za bramą do parku.
– Jesteś pewien?
– Idiotyczne pytanie. Ja też sobie kupię samochód, ale trochę wcześniej niż na starość. Co ci się w ogóle stało, że jesteś głodna? Mówiłaś, że się odchudzasz, i cała rodzina doszła do wniosku, że zgłupiałaś i umrzesz. Mówiłem im, że każdy umrze, a czy prędzej, czy później, to już wszystko jedno, ale zrobili mi awanturę, nie wiem dlaczego. Teraz im powiem, że żresz jak wołoduch, jak nikt nie widzi, a to odchudzanie to jest zwyczajna propaganda.
Tereska nie słuchała monologu brata. Rozważania śledcze zajęły ją bez reszty. Jeżeli podejrzany samochód parkuje koło Filmu Polskiego, tak blisko Belgijskiej, to widocznie coś w tym jest. Do czegoś służy. Może wywożą nim utarg z meliny?
* * *
Krzysztof Cegna w eleganckim garniturze i ortalionowej kurtce z kołnierzem ze sztucznej wydry prezentował się nadzwyczaj korzystnie. Niepewny punktualności Tereski, przyszedł nieco za wcześnie i teraz stał w kiosku „Ruchu”, symulując zamiar nabycia jakiejś lektury. Nabył już papierosy, zapałki, krem do golenia, pastę do zębów, kopertę z papierem listowym, dwie karty pocztowe, wkład do długopisu i proszki od bólu głowy, przy czym na każdą z tych rzeczy decydował się oddzielnie, przy kremie, paście i kartach pocztowych wykazując wyrafinowany gust, grymasząc jak primadonna przy podpisywaniu kontraktu i budząc coraz większe zainteresowanie sprzedawczyni. Kiedy wreszcie spóźniona o cztery minuty Tereska wpadła do kiosku i przystojny, młody człowiek porzucił wydawnictwa, traktujące o tajnikach hodowli nierogacizny, spojrzała na nią z wyraźną niechęcią. Pomyślała sobie, że ta młodzież teraz jest nie do zniesienia, taka smarkata, a już randki, i to ze znacznie starszym od niej, dorosłym facetem. Co oni widzą w tych niewypierzonych podfruwajkach?
– Samochód też jest – powiedziała Tereska pośpiesznie i bez wstępów. – Mój brat widział, tu stoi, koło Filmu Polskiego. Możemy potem iść obejrzeć.
Krzysztof Cegna wyraźnie poczuł, jak jego sympatia do piegowatego młodzieńca z odstającymi uszami wzrosła. Postanowił sobie, że w razie czego daruje mu parę wybryków. Bardzo przejęty i pełen zapału ruszył powoli z Tereska w głąb ulicy.
– No i które to? – spytał cicho, usiłując patrzeć na domy po drugiej stronie bez odwracania głowy.
– To – odparła Tereska. – Na trzecim piętrze, zaraz, jeden dwa, trzy… czwarte od lewej rynny. Świeci się.
– To z tą kolorową firanką?
– Aha. A tu na dole chyba coś było.
– Ten dom jest przechodni, ma wyjście na podwórze i dalej można się wydostać na Puławską. Jeśli przychodzą, to tamtędy. Albo przez ten dom bliżej, bo też ma połączenie z podwórzem. Trzeba by postawić kogoś od tamtej strony, przynajmniej przez kilka wieczorów popilnować.
Krzysztof Cegna nie zamierzał uzgadniać posunięć śledczych z Tereską, ale do kogoś musiał mówić. Właściwie mówił do siebie. Fakt, że Tereska słuchała, i to uważnie, w jakiś sposób pomagał mu myśleć.
– Oni coś wymyślili z tym alarmem, ale nie wiem, co – powiedziała Tereska. – Wieczorem też mogę tu postać.
– Co, pani? Wykluczone! Ludzie postoją, niech panią ręka boska broni się wtrącić! To może być niebezpieczne i w ogóle pani się na tym nie zna.
– Ale ja widziałam tego czarnego i wiem, jak wygląda.
– My też wiemy – wyrwało się Krzysztofowi. – To jest właściciel tego samochodu. Znamy go. Jestem pewien, że to oni, i wreszcie będzie można do nich trafić…
Urwał, bo uświadomił sobie, że teraz trzeba będzie zawiadomić o najnowszych odkryciach wyższe władze, odpowiedni wydział zajmie się śledztwem i on sam straci szansę na wykazanie się zdobyczami. Zasępił się nieco, pośpiesznie zastanawiając się, jak by tu osiągnąć coś, zanim inni odbiorą mu możliwość działania.
– Chodźmy – powiedział stanowczo i pociągnął Tereskę na drugą stronę ulicy. – Obejrzyjmy to z bliska.
Skrajem okien szedł z góry cienki sznureczek, nylonowa linka, na dole przyczepiona do haka przy piwnicznym okienku. Krzysztof Cegna spojrzał w górę i ujął ją w palce.
– Ostrożnie – ostrzegła Tereska. – Niech pan nie ciągnie, znów co zleci.
– W ten sposób alarmują – odparł w zamyśleniu. – Ale musi ktoś pilnować… Aha, ten dozorca, co sprzątał. Chyba jest w środku. No trudno, idziemy. Niech pani…
Spojrzał na Tereskę i uprzytomnił sobie jej wiek. Propozycja udawania zakochanej pary nie przechodziła mu przez gardło. Tereska pojęła w lot.
– Mogę się do pana mizdrzyć – oświadczyła wspaniałomyślnie. – Nie lubię tego, ale trudno, przemogę się. Tylko bez przesady.
Krzysztof Cegna zaczerwienił się okropnie, zrezygnował z repliki i z godnością objął ją w pół. Tereska dość sztywno przytuliła mu się do ramienia, chociaż podobieństwo Cegny do jednej z jej ulubionych postaci literackich znacznie ułatwiało symulację. W hallu klatki schodowej było na szczęście dość ciemno i nie można było dostrzec wyrazu ich twarzy, który nader wyraźnie zaprzeczał romansowi.
– Nic nie widziałam – powiedziała z niezadowoleniem, przełażąc przez zakamarki podwórza. – Nikogo tam nie było.
– Owszem, był. Na półpiętrze siedział jakiś facet. Widział nas. Pewno pilnuje tylko tych, którzy wchodzą na górę. Cicho! Z bramy od strony Puławskiej wyłoniło się dwóch osobników, zmierzających pewnym krokiem wprost do interesującego budynku. Krzysztof Cegna gwałtownym ruchem chwycił Tereskę w objęcia, przy czym robiło to raczej wrażenie fragmentu walki zapaśniczej niż wybuchu uczuć, szczególnie że w pierwszym momencie Tereska odruchowo usiłowała się wyrwać.
– Niech mnie pan tak nie zaskakuje! – syknęła gniewnie. – Niech pan uprzedza…
Krzysztof Cegna przytrzymał ją siłą przez kilka chwil, po czym puścił.
– Pani tu zaczeka – szepnął. – Nie ruszać się!
Tereska posłusznie zastygła w bezruchu. Krzysztof Cegna cicho ruszył za facetami. Po długiej chwili, w czasie której nic się nie działo, ośmieliła się uczynić krok do tyłu i usiadła na jakichś skrzynkach. W padającym tam cieniu była zupełnie niewidoczna.
Z bramy na Puławską wyłoniło się dwóch następnych facetów. Z okien padało na nich światło i Tereska wstrzymała oddech. Jednego z nich nie znała, ale drugim z całą pewnością był zapamiętany dokładnie i na wieki ów przeraźliwie gościnny szaleniec. Mignęło jej w głowie niedorzeczne przypuszczenie, że jeśli ją ujrzy, przemocą zawlecze do owego budynku na górę. Tylko tu Okrętki brakuje – pomyślała i usiłowała nadal nie oddychać. Faceci rozmawiali półgłosem.
– Sam pan widzi, że miejsce idealnie bezpieczne – mówił ten nieznajomy. – Od tamtego czasu nic nie było…
– Cicho! – przerwał szaleniec niespokojnie. – Jakiś tu idzie…
Jakimś był wracający Krzysztof Cegna. Minął dwóch panów i rozejrzał się, nie widząc Tereski, która wyszła z mroku dopiero wtedy, kiedy tamci znikli jej z oczu.
– To jest jedna szajka – oświadczyła stanowczo, wyszedłszy na Puławską. – Nie wiem, dlaczego plączą się tu sami badylarze. Chyba dlatego, że bogaci. Wtedy widziałam jednego, a teraz drugiego.
– Chodźmy jeszcze zobaczyć ten samochód. Kogo pani widziała?
– Tego obłąkanego faceta z jakimś drugim. Mówili, że tu bezpiecznie.
Zacytowała usłyszany fragment rozmowy i Krzysztof Cegna poczuł, że bezwzględnie musi tę sprawę omówić z kimś i starannie przemyśleć. Coś mu się tu kojarzyło, ale nie wiedział, co.
Na parkingu Filmu Polskiego istotnie stał podejrzany Fiat. W środku nie było nikogo. W chwili, kiedy Tereska i Krzysztof Cegna oglądali go dookoła, sami nie wiedząc, co właściwie spodziewają się zobaczyć, przez wąską bramę przecisnęła się furgonetka.
– Nic tam nie ma – powiedziała Tereska, rozczarowana, zaglądając do wnętrza.
– A co pani myślała, że będzie? Otwarta walizka z dolarami?
– Nie wiem. Może zwłoki?
– Tacy nie lubią mokrej roboty.
Furgonetka przejechała przez bramę i kierowca dostrzegł Tereskę. Równocześnie Tereska obejrzała się i dostrzegła twarz kierowcy. Krzysztof Cegna dostrzegł jej radosny uśmiech.
– Dobry wieczór panu! – zawołała przyjaźnie.
Kierowca niechętnie kiwnął głową i zamamrotał coś pod nosem. Zahamował, następnie ruszył, wrzucił prawy kierunkowskaz, potem lewy, potem znów prawy, potem znów zahamował i znów ruszył ostro skręcając w prawo, na mały placyk. Ruchy samochodu znamionowało wyraźne niezdecydowanie, a wyraz twarzy kierowcy świadczył o zaskoczeniu. Cofnął furgonetkę, ruszył do przodu i cofnął ponownie, najwidoczniej zamierzając zakręcić i odwrócić się przodem do Puławskiej. Na niewielkim, ale pustym placyku miał najzupełniej dosyć miejsca, manewrował jednak pojazdem dziwnie nerwowo. Nie zauważył zapewne wielkiego baniaka po smole, stojącego na skraju placyku, bo cofając się trafił weń tylnym zderzakiem. Trafiony baniak przewrócił się i z przeraźliwym brzękiem, podskakując wesoło, poturlał się w dół.
– Nie lecę za nim – mruknęła Tereska. – Już leciałam za kubełkami do śmieci i o mało mnie nie zlinczowali…
Krzysztof Cegna nie zważał na baniak, zainteresowany kierowcą furgonetki. Rozpoznał widzianego przelotnie na Żoliborzu osobnika o urodzie małpy, o którym tyle słyszał, i ciekawiły go nad wyraz jego dalsze zamiary. Małpopodobny na brzęk baniaka wzdrygnął się wyraźnie i gwałtownie dodał gazu. Furgonetka skoczyła do przodu, o włos ominęła narożnik bramy i wyprysnęła na Puławską.