Dla ciebie. Bo ty mi kazałaś. To czego teraz chcesz? Aha, jeszcze sportsmen. Taki niewyczynowy, bo podobno po jakimś poważnym wypadku. Uznałem, że będzie ideałem sąsiada. Chyba że zależało ci na rozrywkowych? Czemu nic nie mówisz?
– Bo ty mówisz. Poznałeś go?
– Przelotnie. On ma teraz urlop, a pracę u nas zaczyna dopiero od września. A co, ty go znasz?
– Spotkałam go parę razy w życiu i za każdym razem warczeliśmy na siebie jak dwa psy.
– Ajajaj, nie mogłem tego przewidzieć. Bardzo mi przykro. Co teraz zrobisz, zabijesz go?
– Głupi jesteś. Zachowam splendid isolation. Może czasem dla rozrywki wrzucę mu do ogródka zdechłą mysz. Znajome koty czasem mi przynoszą. No cóż, przepraszam, że cię niepokoiłam…
– Drobiazg, naprawdę. On był podobno cały w skowronkach, jak zobaczył ten wasz wspólny dom, a zwłaszcza widok na Szczecin z góry i tę całą zieleninę dookoła. Kolega mi mówił, taki jeden, co mu się pomagał wprowadzać.
– Wypchaj się, Rosiu. No to żegnam cię czule, mimo wszystko.
– Ja cię też. Aha, fama głosi, że to doskonały fachowiec. W moim zawodzie. Rozumiesz. Dobrze jest mieć inteligentnego szefa.
– Gratuluję – powiedziała Eulalia z przekąsem i rozłączyła się.
Rodzina i pozostali lokatorzy wisieli już nad nią, żądni informacji.
Eulalia udzieliła informacji, z uczciwości nie zapominając o żadnej z zalet wymienionych przez Rocha i dodając krótko:
– Ale ja z nim miałam kiedyś nieprzyjemne spotkanie. Zaprzyjaźniajcie się z nim beze mnie.
Wyglądało na to, że proces zaprzyjaźniania się wzajemnego może się przeciągnąć. Gbur razem ze swoim jodłowozielonym peugeotem znikał o poranku i dopiero wieczorem zapalały się światła w jego połówce bliźniaka. Eulalia miała sporo roboty; ponieważ ekonomiści dostarczyli materiały w postaci wyrwanych przypadkowo z Internetu danych statystycznych. Niewiele jej one pomogły, ale w każdym razie zorientowała się nieco w ekonomicznym i finansowym (czy raczej finansistowskim) podejściu do rzeczy. Nauczyła się też odrobiny nowego uniwersyteckiego żargonu i nawet go miejscami zastosowała w scenariuszu, dla wywołania wrażenia fachowości na oceniających bankowcach. Przyrzekła sobie jednak, że nie będzie nigdy mówiła o nikim, że jest targetem jakiejś tam akcji. I nie będzie przykładów nazywała kejsikami. Te kejsiki wydawały jej się szczególnie obrzydliwe. Myślała początkowo, że to od key, czyli klucza – na zasadzie dobierania klucza do czegoś – ale okazało się, że nie. To od case. Przekłady w tych uniwersyteckich materiałach nazywane były case study. Zobaczyła to potem napisane.
Na wyprodukowanie scenariusza miała, oczywiście, jedno przedpołudnie (z tym że dla niej południe następowało o szesnastej). Na szczęście miała już wymyślony zgrabny minicykielek, pozostawał jej tylko fizyczny proces wpisania tego wszystkiego do komputera (nie znosiła również określenia „wklepać do komputera”, którego chętnie używali jej koledzy). Po czym producentka Krysia z pianą na ustach i klnąc okropnie, mogła odwalić tę olbrzymią biurokrację, której bank wymagał.
Zdążyły na styk. Gruby pakiet zabrał kurier w przeddzień składania ofert i przysiągł, że dotrze on w terminie na bankowe biurko w stolicy.
Następnego dnia Eulalia w towarzystwie Rocha zaczęła produkcję zdjęć do kolejnych odcinków ich wspólnego programu.
Roch uparcie twierdził, że jego nowy szef, Janusz Wiązowski, cieszy się wszechstronnie znakomitą opinią. W drodze nad morze
Eulalia opowiedziała mu swoje perypetie z gburem, uparcie nazywając go gburem, czemu Roch konsekwentnie się przeciwstawiał, twierdząc, że nie wypada mu słuchać brzydkich wyrazów na temat własnego szefa. Którego zresztą nie zdążył nawet porządnie poznać – mówiła zaperzona Eulalia – a przecież może się okazać, że to ona ma rację i Roch będzie musiał przyznać jej tę rację!
– Nie wiem, czy będę musiał – powiedział Roch. – Przecież on ma fobię tylko na baby z telewizji. A ja nie jestem baba z telewizji.
– Jak to nie jesteś baba z telewizji? To znaczy, nieważne, że nie baba, pamiętaj, że pierwsza żona zwiała mu z facetem z telewizji! Na facetów z telewizji on też musi mieć fobię! A jeszcze w dodatku takich pięknych facetów z telewizji!
– Powiadasz?
– Pewnie, że powiadam. Ja ci radzę, ty na niego uważaj, nie wiadomo, do czego on może być zdolny!
– Powiadasz, że pięknych facetów?…
– Rochu! Czy ty jesteś niedorozwinięty? Czy może nie masz w domu lustra? Nie widzisz, jak wyglądasz? Nie widzisz, jak na ciebie baby reagują?
– Ale Wika na mnie nie leciała – powiedział Roch z nutą pretensji w głosie.
Eulalia zaczęła się śmiać tak serdecznie, że łzy jej pociekły.
– Rosiu, biedaku! I to cię załamuje? To teraz słuchaj uważnie. Wika mi kiedyś mówiła, że poleciałaby na ciebie bez wahania, tylko przecież ona się przyjaźni z twoją żoną! Od czasów szkolnych! A może przedszkolnych!
– Od liceum – powiedział z godnością Roch. – To miło, że mi powiedziałaś. Jest mi lepiej z tą świadomością. Ty też nigdy na mnie nie leciałaś – dodał po zastanowieniu.
– Dla mnie jesteś za młody, synku.
– Te trzy czy cztery lata różnicy… cóż to jest wobec prawdziwego uczucia?
Eulalia policzyła błyskawicznie. Roch ma trzydzieści dwa lata, wiedziała na pewno, bo była zaproszona dwa lata temu na trzydzieste. Powiedział cztery lata, weźmy poprawkę na kurtuazję, nawet wysoko rozwiniętą, dajmy na to podwójną… ocenia ją na czterdzieści!
– Kocham cię, Rosiu – oświadczyła uradowana. – Przykro mi, ale musisz zająć sobie kolejkę. Ale wiesz co, przyjaciółko? Zasiałaś mi niepewność w sercu. Jeżeli on tak nie znosi telewizji, to może mnie nie polubić, kiedy się dowie, że ja z wami stale współpracuję. Może zechce mi tę współpracę uniemożliwić. A ja to, kurczę, lubię robić. Wcale nie dlatego, że mnie co poniektórzy rozpoznają w sklepie. Podoba mi się ta robota i lubię was, telewizorów, bo jesteście śmieszni.
– Rozumiem, że to komplement.
– Jak najbardziej. No nic, zobaczymy, co życie przyniesie. Jeżeli on ma taki szlachetny charakter, jak go malują, to może nie będzie utrudniał. Dojeżdżamy, możemy budzić kolegów ekipę.
Dwa dni później – a była to niedziela – Eulalię obudził telefon.
– Lala? Przepraszam, że ja tak wcześnie, pewnie jeszcze śpisz… Mówi twój brat. Na wypadek gdybyś mnie nie poznała po głosie, informuję.
– Dlaczego zawsze dzwonisz w niedzielę o tej porze, ty degeneracie bez uczuć wyższych?
– Helenka wraca do kraju, chciałem cię zawiadomić.
– A nie mogłeś dwie godziny później?
– W zasadzie mogłem… Popatrz, nie przyszło mi to do głowy.
– Wszystko rozumiem. Radość z tego, że ukochana żona cię opuszcza, pozbawiła cię zdrowego rozsądku. Czy ona pojedzie na Jagiellońską, czy od razu zamierza założyć u mnie swoją kwaterę główną?
– Obawiam się, że przyjedzie do ciebie…
– No i z czego tu się śmiać?
– Nie, nie, ja cię przepraszam, ja ci naprawdę współczuję…
– Atanazy! Kiedy ty wreszcie będziesz mężczyzną i zaczniesz ją lać albo coś w tym rodzaju? Żeby zaczęła cię szanować? Oraz wykonywać twoje polecenia?!
– Być może zacznę o tym myśleć poważnie – obiecał Atanazy.
– A jak tam Marysia?
– W porządku. W ogóle wszystko w porządku. Ty, słuchaj, a jakbyś tak pomyślał o powrocie?
– Myślę cały czas, ale bardzo niechętnie. Nie martw się, Lala, ona ten remont szybko zrobi. Masz dla niej tę ekipę?
– O cholera. Nie mam.
– Obiecałaś! Ja cię proszę, postaraj się, bo ona będzie myślała, że ją oszukałem, żeby szybciej wyjechała…
– Mogą być kłopoty. Spróbuję. Kiedy ona tu będzie?
– Jutro, bo jedzie ze znajomymi ludźmi samochodem.
– To oni tam tyle czasu wszyscy siedzieli?
– Nie, to nie są ci, z którymi przyjechała. Tamci byli dwa tygodnie. No dobrze, całuję cię, kochana siostrzyczko, jakbyś kiedyś była w kłopotach, to licz na mnie.
– Jestem w kłopotach – powiedziała żałośnie Eulalia, ale jej brat już odłożył słuchawkę.
Ponieważ wyglądało na to, że już nie uda jej się zasnąć, wykorzystała moment, kiedy obie łazienki były wolne, wybrała wygodniejszą i urządziła sobie dwie godziny odnowy biologicznej, nie bacząc na protesty rodziny, która tymczasem wstała i chciała się kąpać. Niezadowolonych kierowała pod prysznic w drugiej łazience i cynicznie polecała sporządzić tam grafik.
Po śniadaniu, kiedy już przycichło gremialnie wyrażane niezadowolenie, zawiadomiła rodzinę oraz obecnych na herbacie Paulinę i Roberta, że od jutra trzeba będzie się ścieśnić.
– Przyjeżdża twoja mama, Marysiu.
– Świetnie – ucieszyła się kochana córeczka. – Jestem ciekawa, co mi mama przywiezie w prezencie!
– Ścieśnić! – Balbinę prawie zatchnęło, a Paulina skuliła się na krześle. – Jak ty to sobie wyobrażasz?
– Bardzo prosto. Paulina i Robert zostają tam, gdzie są, Sławka zajmuje bokówkę, Kuba zostaje na kanapie w salonie, ojciec wraca do sypialni, Marysia będzie spała z mamą w pokoju Sławki.
Ojciec spojrzał na nią nieco speszony. Prawdopodobnie nie miał pojęcia, że ona wie, że on sypia w bokówce i pewnie dlatego rano zawsze z większym trudem schodzi ze schodów. Nareszcie będzie mógł spać wyprostowany, biedaczek.
– No cóż – powiedziała Balbina, wciąż dosyć nadęta. – Można i tak. Ja jednak chciałabym zapytać młodych ludzi, jak długo zamierzają tak koczować po obcych.
– Mamo!
– Pani ma rację – powiedział cicho Robert. Paulina skuliła się jeszcze bardziej. – Nie powinniśmy tyle czasu żerować na pani uprzejmości. Ja… rozejrzę się za mieszkaniem.
– A masz forsę na to mieszkanie?
– Na razie nie, ale coś wymyślę…
– Dosyć długo myślisz, młody człowieku! – wyraziła dezaprobatę gniewna Balbina.
– Mamo! Proszę cię! Robercie, porozmawiamy później na ten temat. Mamo, przyjmij do wiadomości, że dopóki Poła i Robert są w potrzebie, będą mogli tu mieszkać. Oraz liczyć na naszą pomoc.
– Bardzo wygodnie! prychnęła Balbina. – Dorośli ludzie!
Bliźniaki spojrzały po sobie.
– Ja może bym miała rozwiązanie… – szepnęła niewinnie Sława. Oczy zebranych zwróciły się ku niej jak na komendę. Z wyjątkiem oczu brata, który zapewne telepatycznie wiedział, co siostrzyczka wymyśliła.