Литмир - Электронная Библиотека
A
A

— Dowód.

— Uwierzę waszemu słowu. Jesteście sławni, Bonhart. Także z solidności.

— Dzięki za uznanie — łowca nagród uśmiechnął się, a Skellen, choć przed oberżą miał dwudziestu uzbrojonych ludzi, poczuł na widok tego uśmiechu ciarki na plecach, — Niby powinno, a rzadko spotyka. Panom baronom i panom Varnhagenom muszę głowy wszystkich Szczurów pokazać, inaczej nie zapłacą. Jeśli wam głowa Falki zbędna, nie będziecie mieli, tuszę, nic przeciw, gdy ją do kompletu dołączę?

— By skasować drugą nagrodę? A etyka zawodowa?

— Ja, wielmożny panie Skellen — zmrużył oczy Bonhart — nie każę sobie płacić za zabijanie, ale za usługę, którą zabijaniem wyświadczam. A przecie wyświadczę i wam, i Vamhagenom.

— Logiczne — zgodził się Puszczyk. - Róbcie, jak uważacie. Kiedy mogę się was spodziewać po odbiór zapłaty?

— Rychło.

— To znaczy?

— Szczury jadą na Bandycki Szlak, myślą zimować w górach. Przetnę im drogę. Dwadzieścia dni, nie dłużej.

— Macie pewność co do ich trasy?

— Byli pod Fen Aspra, ograbili tam konwój i dwóch kupców. Grasowali pod Tyffi. Potem wpadli nocą do Druigh, by potańcować na chłopskim festynie. Wreszcie zawitali do Loredo. Tam, w Loredo, owa Falka zarąbała człeka. Takim sposobem, że do dziś tam o tym gadają, zębami dzwoniąc. Dlatego i pytałem, co w tej Falce takiego siedzi.

— Może coś takiego, co i w was — zadrwił Stefan Skellen. - Chociaż nie, wybaczcie. Wy wszak nie bierzecie pieniędzy za zabijanie, lecz za świadczone usługi. Prawdziwy z was rzemieślnik, Bonhart, solidny kawał profesjonała. Fach jak każdy inny? Robota do odwalenia? Płacą za to, a żyć trzeba? Hę?

Łowca nagród patrzył na niego długo. Tak długo, aż z warg Puszczyka znikł wreszcie uśmieszek.

— Iście — powiedział. - Żyć trzeba. Jeden zarabia na to życie tym, co umie. Drugi robi to, co musi. Wżdy mnie poszczęściło się w życiu jak mało któremu rzemieślnikowi, chyba że niektórej kurwie. Płacą mi za rzemiosło, króre szczerze i prawdziwie lubię.

*****

Przerwę na przekąskę i zwilżenie wysuszonych przemowami gardeł, którą zaproponowała Filippa, Yennefer powitała z ulgą, radością i nadzieją. Rychłe jednak okazało się, że nadzieje były płonne. Margaritę, wyraźnie pragnącą z nią porozmawiać, Filippa szybko odciągnęła w drugi koniec sali. Triss Merigold, która zbliżyła się do niej towarzyszyła Francesca. Elfka bez żenady kontrolowała rozmowę. Yennefer widziała jednak niepokój w chabrowych oczach Triss i była pewna, że nawet w rozmowie bez świadków daremne byłyby prośby o pomoc. Triss bez wątpienia była już całą duszą oddana loży. I bez wątpięnia wyczuwała, że lojalność Yennefer wciąż jest chwiejna.

Triss próbowała ją pocieszyć, zapewniła, że Geralt jest w Brokilonie bezpieczny i staraniem driad wraca do zdrowia. Jak zwykle, gdy mówiła o Geralcie, rumieniła się. Musiał jej wtedy dogodzić, pomyślała nie bez złośliwości Yennefer. Nie znała, wcześniej takich jak on. Prędko o nim nie zapomni. I bardzo dobrze.

Zbyła rewelacje pozornie obojętnym wzruszeniem ramion. Nie przejmowała się tym, że ani Triss, ani Francesca nie uwierzyły w jej obojętność. Chciała być sama, chciała dać im to do zrozumienia.

Zrozumiały.

Stanęła w dalekim końcu bufetu, poświęciła się ostrygami. Jadła ostrożnie, wciąż czuła bóle, skutki kompresji. Wina bała się pić, nie wiedziała, jak zareaguje.

— Yennefer?

Odwróciła się. Fringilla Vigo uśmiechnęła się lekko, patrząc na krótki nóż, trzymany przez nią w zaciśniętej dłoni.

— Widzę i czuję — powiedziała — że wolałabyś otworzyć mnie, miast ostrygi. Wciąż nieprzyjaźń?

— Loża — odrzekła chłodno Yennefer — wymaga wzajemnej lojalności. Przyjaźń nie jest obowiązkowa.

— Nie jest i nie powinna być — nilfgaardzka czarodziejka rozejrzała się po sali. - Przyjaźń albo powstaje w wyniku długotrwałego procesu, albo jest spontaniczna.

— Podobnie jest z nieprzyjaźnią — Yennefer otworzyła ostrygę i połknęła zawartość rażeni z morską wodą. Czasem widzisz kogoś przez ułamek sekundy, tuż przed tym, zanim cię oślepią, i już nie lubisz.

— Och, sprawa z nieprzyjaźnią jest znacznie bardziej skomplikowana — zmrużyła oczy Fringilla. - Dajmy na to ktoś, kogo w ogóle nie rozpoznajesz na szczycie wzgórza, i rozwala na strzępy twego przyjaciela, na twoich oczach. W ogóle nie widzisz i nie znasz, a nie lubisz.

— Bywa tak — wzruszyła ramionami Yennefer. - Los, płata różne figle.

— Los — powiedziała cicho Fringilla — jest faktycznie nieobliczalny, jak psotne dziecko. Przyjaciele niekiedy odwracają się plecami, a z nieprzyjaciół jest pożytek. Można, dla przykładu, porozmawiać z nimi w cztery oczy. Nikt nie próbuje przeszkodzić, nie przerywa nie podsłuchuje. Wszyscy myślą, o czym mogą rozmawiać te dwie nieprzyjaciółki? O niczym istotnym. Ot, prawią sobie różne banały, wbijając od czasu do czasu szpile.

— Niewątpliwie — kiwnęła głową Yennefer — tak wszyscy myślą. I mają absolutną rację.

— Tym wygodniej — Fringilla nie speszyła się — będzie nam w takich warunkach poruszyć pewną kwestię, ważną i niebanalną.

— Jakąż to kwestię masz na myśli?

— Kwestię ucieczki, którą planujesz.

Yennefer, właśnie otwierająca drugą ostrygę, o mało nie zacięła się w palec. Rozejrzała się ukradkiem, potem spojrzała na Nilfgaardkę spod rzęs. Fringilla Vigo uśmiechnęła się leciutko.

— Bądź łaskawa użyczyć mi noża. Do ostrygi. Wasze ostrygi są wyśmienite. U nas, na południu, niełatwo takie dostać. Zwłaszcza teraz, w warunkach blokady wojennej… Blokada to rzecz bardzo niedobra. Prawda?

Yennefer chrząknęła cicho.

— Zauważyłam — Fringilla połknęła ostrygę, sięgnęła po drugą. - Tak, Filippa patrzy na nas. Assire też. Assire lęka się pewnie o moją lojalność wobec loży. Zagrożoną lojalność. Ona gotowa pomyśleć, że ulegnę współczuciu. Hmmm…. Kochany mężczyzna zmasakrowany. Dziewczyna, traktowana jak córka, zniknęła, może jest uwięziona… Może grozi jej śmierć? A może tylko te, że będzie wykorzystana jako karta w szulerskiej grze? Słowo daję, ja nie wytrzymałabym. Uciekłabym stąd natychmiast. Proszę, weź nóż. Dość już tych ostryg, muszę dbać o linię.

— Blokada, jak dopiero co raczyłaś zauważyć — szepnęła Yennefer, patrząc w zielone oczy nilfgaardzkiej czarodziejki — to rzecz bardzo niedobra. Wręcz wredna. Nie pozwala na zrobienie tego, na co ma się ochotę. Blokadę i można pokonać, jeśli się ma… środki. Ja ich nie mam.

— Liczysz na to, że ci je dam? — Nilfgaardka przyjrzała gię kostropatej skorupce ostrygi, którą wciąż trzymała w dłoni. - O, to nie wchodzi w grę. Jestem lojalna wobec loży, a loża, to oczywiste, nie życzy sobie, byś spieszyła na ratunek kochanym osobom. Ponadto jestem twoją nieprzyjaciólką, jak mogłaś o tym zapomnieć, Yennefer?

— W samej rzeczy. Jak mogłam?

— Przyjaciółkę — powiedziała cicho Fringilla — ostrzegłabym, że nawet mając komponenty do zaklęć teleportacyjnych, nie zdoła niepostrzeżenie złamać blokady. Taka operacja wymaga czasu i zbyt rzuca się w oczy. Lepszy nieco jest jakiś niepozorny, żywiołowy przyciągacz. Powtarzam: nieco. Teleportacja na zaimprowizowany przyciągacz, jak bez wątpienia wiesz, jest bardzo ryzykowna. Przyjaciółce, gdyby decydowała się na takie ryzyko, odradzałabym. Ale ty nią nie jesteś.

Fringilla przechyliła trzymaną w dłoni skorupkę i wylała na blat stołu odrobinę morskiej wody.

— I na tym skończmy tę banalną rozmowę — powiedziała. - Loża wymaga od nas tylko wzajemnej lojalności. Przyjaźń, na szczęście, nie jest obowiązkowa.

*****

— Teleportowała się — stwierdziła chłodno i bez emocji Francesca Findabair, gdy tylko uspokoiło się wywołane zniknięciem Yennefer zamieszanie. - Nie ma się co gorączkować, moje panie. Teraz już nic na to nie poradzimy. Jest za daleko. To mój błąd. Podejrzewałam, że jej obsydianewa gwiazda maskuje echo zaklęć…

— Jak ona to zrobiła, cholera jasna? — wrzasnęła Filippa. - Echo mogła stłumić, to nie jest trudne. Ale jakim cudem otworzyła sobie portal? Montecalvo ma blokadę!

— Nigdy jej nie lubiłam — wzruszyła ramionami Sheala de Tancarrille. - Nigdy nie pochwalałam jej stylu życia. Ale nigdy nie kwestionowałam jej zdolności.

— Ona wyszczeka wszystko! — rozdarła się Sabrina Glevissig. - Wszystko o loży! Poleci wprost…

— Bzdura — przerwała żywo Triss Merigold, patrząc na Franceskę i Idę Emean. - Yennefer nie zdradzi nas. Nie dlatego stąd uciekła, by nas zdradzić.

— Triss ma rację — poparła ją Margarita Laux-Antflle. - Ja wiem, dlaczego ona uciekła, kogo chce ratować. Ja widziałam je obie, ją i Ciri, razem. I wszystko rozumiem.

— A ja nic nie rozumiem! — wrzasnęła Sabrina i znowu zrobiło się głośno.

Assire var Anahid nachyliła się ku przyjaciółce.

— Nie pytam, dlaczego to zrobiłaś — szepnęła. - Nie pytam, jak to zrobiłaś. Pytam: dokąd?

Fringilla Vigo uśmiechnęła się nieznacznie, głaszcząc palcami rzeźbioną głowę sfinksa na poręczy fotela.

— A skąd ja mogę wiedzieć — odszepnęła — z którego wybrzeża pochodzą te ostrygi?

51
{"b":"88043","o":1}