Литмир - Электронная Библиотека
A
A

— Takie skórki to istna plaga — przyznał Regis, udając, że dłubie w uchu.

— Do Nilfgaardu wędrujemy… — Jaskier oparł się o krasnoluda w celu utrzymania równowagi, co w dużej mierze okazało się błędem. - Jest to, jak powiedziałem, tajemnica. Cel sekretny!

— I w samej rzeczy przemyślnie ukryty — kiwnął głową cyrulik, rzucając okiem na bladego ze złości Geralta. - Analizując kierunek waszego marszu, nawet najbardziej podejrzliwy osobnik nie domyśli się celu wędrówki.

*****

— Milva, co ci jest?

— Nie odzywaj się do mnie, pijany głupku.

— Hej ona płacze! Hej, patrzcie…

— Idź do biesa, mówię! - łuczniczka otarła łzy. - Bo cię między oczy zdzielę, wierszokleto ty chędożony… Dawaj szklenicę, Zoltan…

— Gdzieś się zapodziała… — wybełkotał krasnolud. - O, jest. Dzięki, cyruliku… A gdzie, u diabła, jest Schuttenbach?

— Wyszedł. Jakiś czas temu. Jaskier, przypominam, obiecałeś opowiedzieć mi historię o Dziecku Niespodziance.

— Zaraz. Zaraz, Regis. Tylko sobie łyknę… I wszystko o opowiem… O Ciri, o wiedźminie… Z detalami…

— Na pohybel skurwysynom!

— Cichajże, krasnoludzie! Dzieciaka przed chałupą pobudzisz!

— Nie złość się, łuczniczko. Masz, napij się.

— Eeeech — Jaskier potoczył po szałasie lekko błędnym wzrokiem. - Żeby mnie tak teraz zobaczyła hrabina de Lettenhove…

— Kto?

— Nieważne. Cholera, ten bimber faktycznie rozwiązuje język… Geralt, nalać ci jeszcze? Geralt!

— Daj mu pokój — powiedziała Milva. - Niech śni.

*****

Stojąca na skraju wsi stodoła dudniła muzyką, muzyka dopadła ich, zanim jeszcze podjechali, wypełniła podnieceniem. Mimo woli zaczęli kołysać się w siodłach idących stępa koni, najpierw w rytm głuchego huku bębna i basetli, potem, gdy byli bliżej, w takt melodii wyśpiewywanej przez gęśle i piszczałki. Noc była zimna, księżyc lśnił w pełni, w jego poświacie szopa, rozjarzona bijącym przez szpary w deskach światłem, wyglądała jak bajeczny, czarodziejski zamek.

Z wrót szopy bił gwar i blask, migotliwy od cieni pląsających par.

Gdy weszli, muzyka ścichła natychmiast, rozpłynęła się w przeciągłym, fałszywym akordzie. Roztańczeni i spoceni wieśniacy rozstąpili się, schodząc z klepiska, skupili przy ścianach i słupach. Ciri, idąca obok Mistle, widziała rozszerzone strachem oczy dziewczyn, zauważała twarde, zawzięte, gotowe na wszystko spojrzenia mężczyzn i chłopaków. Słyszała rosnący szept i pomruk, głośniejszy niż powściągliwe buczenie dud, niż owadzie brzęczenie skrzypek i gęśli. Szept. Szczury… Szczury… Rozbójniki…

— Bez lęku — powiedział głośno Giselher, rzucając oniemiałym muzykantom nabity i brzęczący mieszek. - Przyjechaliśmy się bawić. Festyn jest dla wszystkich, nieprawdaż?

— Gdzie tu jest piwo? — Kayleigh potrząsnął sakiewką. - I gdzie tu jest gościnność?

— I dlaczego tak tu cicho? — Iskra rozejrzała się dookoła. - Jechaliśmy tu z gór na zabawę. Nie na stypę!

Któryś z wieśniaków przełamał wreszcie wahanie, podszedł do Giselhera z ociekającym pianą gliniakiem. Giselher przyjął z ukłonem, wypił, grzecznie i obyczajnie podziękował. Kilku chłopów krzyknęło ochoczo. Ale reszta milczała.

— Ej, kumotrzy — zawołała znowu Iskra. - Ochota do tańca bierze, ale widzę, że wpierw trzeba was rozruszać!

Pod ścianą szopy stał ciężki stół, zastawiony glinianymi naczyniami. Elfka klasnęła w dłonie, zwinnie wskoczyła na dębowy blat. Chłopi co prędzej pozbierali naczynia, te, których zabrać nie zdążyli, Iskra usunęła zamaszystym kopniakiem.

— No, panowie grajkowie — wparła pięści w biodra, wstrząsnęła włosami. - Pokażcie, co umiecie. Muzyka!

Szybko wybiła obcasami takt. Bęben powtórzył, basetla i szałamaja zawtórowały. Melodię podchwyciły fujarki i gęśle, prędziutko komplikując, wyzywając Iskrę do zmiany kroku i rytmu. Elfka, kolorowa i lekka jak motyl, dopasowała się z łatwością, zapląsała. Wieśniacy zaczęli klaskać.

— Falka! — zawołała Iskra, mrużąc przedłużone ostrym makijażem oczy. - Z mieczem jesteś szybka! A w tańcu? Dotrzymasz mi kroku?

Ciri wyzwoliła się spod ramienia Mistle, odwiązała z szyi chustkę, zdjęła beret i kubraczek. Jednym skokiem znalazła się na stole obok elfki. Chłopi wrzasnęli ochoczo, bęben i basetla zahuczały, dudy zaśpiewały jękliwie.

— Grać, muzykanci! — wrzasnęła Iskra. - Od ucha! I żywiej!

Chwyciwszy się pod boki i ostro odrzuciwszy głowę, elfka zadrobila nogami, zapląsała, wystukała obcasami szybkie, rytmiczne staccato. Ciri, urzeczona rytmem, powtórzyła kroki. Elfka zaśmiała się, podskoczyła, zmieniła rytm. Ciri gwałtownym szarpnięciem głowy strząsnęła z czoła włosy, powtórzyła idealnie. Zapląsały obie jednocześnie, każda jak lustrzane odbicie drugiej. Chłopi wrzeszczeli, bili brawo. Gęśle i skrzypki zaniosły się wysokim śpiewem, drąc na strzępy miarowe, poważne buczenie basetli i zawodzenie dud.

Tańczyły obydwie, wyprostowane jak trzciny, dotykając się łokciami wspartych o biodra rąk. Podkówki obcasów wybijały rytm, stół trząsł się i dygotał, w świetle łojówek i pochodni wirował kurz.

— Szybciej! — ponagliła grajków Iskra. - Z życiem! To już nie była muzyka, to było szaleństwo.

— Tańcz, Falka! Zapamiętaj się!

Obcas, czubek buta, obcas, czubek buta, obcas, wykrok i podskok, ruch ramieniem, pięści na biodrach, obcas, obcas. Stół dygocze, światło faluje, tłum faluje, wszystko faluje, cała szopa tańczy, tańczy, tańczy… Tłum wrzeszczy, Giselher wrzeszczy, Asse wrzeszczy, Mistle śmieje się, klaszcze, wszyscy klaszczą i tupią, szopa drży, ziemia drży, świat drży w posadach. Świat? Jaki świat? Nie ma już świata, nie ma nic, jest tylko taniec, taniec… Obcas, czubek buta, obcas… Łokieć Iskry… Gorączka, gorączka… Rżną już tylko skrzypki, fujarki, basetla i dudy, bębnista tylko wznosi i opuszcza pałeczki, jest już niepotrzebny, takt wybijają one. Iskra i Ciri, ich obcasy, aż huczy i kołysze się stół, huczy i kołysze się cała szopa… Rytm, rytm jest w nich, muzyka jest w nich, one są muzyką. Ciemne włosy Iskry tańczą nad czołem i na ramionach. Struny gęśli zanoszą się zgorączkowanym, płomiennym, sięgającym najwyższych rejestrów śpiewem. Krew wali w skroniach.

Zapamiętanie. Zapomnienie.

Jestem Falka. Zawsze byłam Falką! Tańcz, Iskra! Klaszcz, Mistle! Skrzypki i fujarki kończą melodię ostrym, wysokim akordem, Iskra i Ciri punktują koniec tańca jednoczesnym łomotnięciem obcasów, a ich łokcie nie tracą przy tym kontaktu. Dyszą obie, rozedrgane, mokre, lgną do siebie nagle, obejmują, obdarzają się wzajem potem, gorącem i szczęściem. Szopa eksploduje jednym wielkim wrzaskiem, klaskaniem dziesiątków dłoni.

— Falka, ty diablico — dyszy Iskra. - Gdy znudzi się nam rozbój, pójdziemy w świat zarabiać jako tancerki…

Ciri też dyszy. Nie jest w stanie powiedzieć ani słowa. Śmieje się tylko spazmatycznie. Po jej policzku płynie łza.

W tłumie nagle krzyk, zamieszanie. Kayleigh gwałtownie popycha potężnego wieśniaka, wieśniak popycha Kayleigha, obaj utykają w ścisku, migają wzniesione pięści. Reef doskakuje, w świetle pochodni błyska sztylet.

— Nie! Stać! - krzyczy przenikliwie Iskra. - Żadnej rozróby!

— To jest noc tańca! — elfka bierze Ciri za rękę, obie sfruwają ze stołu na klepisko. - Grajkowie, grać! Kto chce pokazać, jak umie skakać, proszę z nami! No, kto odważny?

Basetla monotonnie buczy, w buczenie wdziera się przeciągłe zawodzenie dud, po nim wysoki, dziki śpiew gęśli. Wieśniacy śmieją się, szturchają wzajem, pokonują wahanie. Jeden, barczysty i jasnowłosy, porywa Iskrę. Drugi, młodszy i szczuplejszy, niepewnie kłania się przed Ciri. Ciri hardo podrzuca głowę, ale zaraz po tym uśmiecha się przyzwalająco. Chłopak zaciska dłonie na jej talii, Ciri kładzie swoje na jego ramionach. Dotyk przeszywa ją jak ognisty grot, wypełnia roztętnionym pragnieniem.

— Z życiem, muzykanci!

Szopa drży od krzyku, wibruje rytmem i melodią.

Ciri tańczy.

25
{"b":"88043","o":1}