Литмир - Электронная Библиотека
A
A

— Kłamiesz! Nie wierzę!

— Twoje wierzenia są twoją prywatną sprawą. Powtarzam, wkrótce trafisz na Spiralę, a ja już tam będę czekał. Ty przecież skrycie tego pragniesz, me elaine luned.

— Bredzisz chyba!

— My, Aen Elle, wyczuwamy takie rzeczy. Byłaś mną zafascynowana, pragnęłaś mnie i bałaś się tego pragnienia. Pragnęłaś mnie i nadal mnie pragniesz, Zireael. Mnie. Moich rąk. Mojego dotyku…

Dotknęła, poderwała się z impetem, przewracając kubek, na szczęście już pusty. Porwała za miecz, ale uspokoiła się prawie natychmiast. Była w zajeździe "Pod Kotem", musiała zasnąć, zdrzemnąć nad stołem. Ręka, która dotknęła jej włosów, należała do zażywnej gospodyni. Ciri nie przepadała za tego typu poufałościami, ale od kobiety wręcz promieniowała życzliwość i dobroć, za którą nie wolno było odpłacać opryskliwością. Pozwoliła głaskać się po głowie, z uśmiechem wysłuchała melodyjnej, brzękliwej mowy. Była zmęczona.

— Muszę jechać — powiedziała wreszcie.

Kobieta uśmiechnęła się, zabrzęczała śpiewnie. Jak to się dzieje, pomyślała Ciri, czemu przypisać, że we wszystkich światach, miejscach i czasach, we wszystkich językach i narzeczach to jedno słowo zawsze brzmi zrozumiale? I zawsze podobnie?

— Tak. Muszę do mamy. Moja mam na mnie czeka.

Karczmarka odprowadziła ją na podwórze. Nim Ciri znalazła się w siodle, objęła ją nagle mocno, przycisnęła do pulchnego biustu.

— Do widzenia. Dziękuję za gościnę. Naprzód, Kelpie.

Pojechała wprost na łukowaty most nad spokojną rzeką. Gdy podkowy klaczy zadzwoniły na kamieniach, obejrzała się. Kobieta wciąż stała przed karczmą.

Koncentracja, pięści przy skroniach. W uszach szum, jakby z wnętrza morskiej konchy. Błysk. I raptownie miękka i czarna nicość.

— Bonne chance, ma fille! — krzyknęła jej w ślad Teresa Lapin przy gościńcu wiodącym z Melun do Auxerre. - Powodzenia na szlaku!

*****

Koncentracja, pięści przy skroniach. W uszach szum, jakby z wnętrza morskiej konchy. Błysk. I raptownie miękka i czarna nicość.

Miejsce. Jezioro. Wyspa. Księżyc niby talar przerąbany na pół, jego blask kładzie się na wodzie świetlistą smugą. W smudze łódź, na niej mężczyzna z wędką…

Na tarasie wieży… Dwie kobiety?

*****

Condwiramurs nie wytrzymała, krzyknęła z wrażenia, natychmiast zakryła usta dłonią. Król Rybak z pluskiem upuścił kotwicę, zaklął burkotliwie, potem otworzył gębę i tak zamarł. Nimue nawet nie drgnęła.

Przekreślona smugą księżycowego światła tafla jeziora zadrgała i zmarszczyła się jak pod uderzeniem wichury. Nocne powietrze nad taflą pękło, jak pęka rozbity witraż. Z pęknięcia wychynął kary koń. Z jeźdźcem na grzbiecie.

Nimue spokojnie wyciągnęła ręce, wyskandowała zaklęcie. Wiszący na stojaku gobelin zapłonął nagle, rozjarzył się feerią różnobarwnych światełek. Światełka odbiły się w owalu zwierciadła, zatańczyły, zakłębiły w szkle jak kolorowe pszczoły i nagle wypłynęły tęczowym widmem, rozszerzającą się smugą, od której zrobiło się jasno jak w dzień.

Czarna klacz stanęła dęba, zarżała dziko. Nimue gwałtownie rozwarła ręce, krzyknęła formułę. Condwiramurs, widząc tworzący się w powietrzu i rosnący obraz, skoncentrowała się mocno. Obraz natychmiast zyskał na ostrości. Stał się portalem. Bramą, za którą widać było…

Płaskowyż pełen wraków okrętów. Zamek wtopiony w ostre skały urwiska, górujący nad czarnym zwierciadłem górskiego jeziora…

— Tędy! — krzyknęła przenikliwie Nimue. - Oto droga którą musisz podążyć! Ciri, córko Pavetty! Wjedź w portal, podążaj drogą wiodącą na spotkanie przeznaczenia! Niechaj zamknie się koło czasu! Niechaj wąż Urobos zatopi zęby we własnym ogonie.

— Nie błądź dłużej! Spiesz się, spiesz na pomoc bliskim! To jest właściwa droga, wiedźminko.

Klacz zarżała znowu, ponownie zamłóciła kopytami powietrze. Dziewczyna w siodle kręciła głową, patrząc już to na nie, już to na obraz wywołany przez gobelin i zwierciadło. Odgarnęła włosy, a Condwiramurs zobaczyła brzydką bliznę na jej policzku.

— Zaufaj mi, Ciri! — krzyknęła Nimue. - Przecież mnie znasz! Już mnie kiedyś widziałaś!

— Pamiętam — usłyszały. - Ufam, dziękuję.

Widziały, jak popędzona klacz lekkim i tanecznym krokiem wbiegła w jasność portalu. Nim obraz zamazał się i rozpłynął, zobaczyły, jak szarowłosa dziewczyna macha ręką, odwrócona ku nim w siodle.

A potem wszystko znikło. Powierzchnia jeziora uspokajała się powoli, wstęga księżycowego światła wygładzała się znowu.

Było tak cicho, że wydawało im się, że słyszą rzężący oddech Króla Rybaka.

Powstrzymując cisnące się do oczu łzy, Condwiramurs mocno objęła Nimue. Czuła, jak mała czarodziejka drży. Trwały tak w uścisku czas jakiś. Bez słowa. Potem obie odwróciły się ku temu miejscu, gdzie zniknęła Brama Światów.

— Powodzenia, wiedźminko! — krzyknęły unisono. - Powodzenia na szlaku!

*****
53
{"b":"87893","o":1}