Geralt milczał równie długo, co Jaskier przedtem.
— Czysta poezja — powiedział wreszcie. - A w tej trudno ci sprostać. Nie powiem już ani słowa. Wybiłeś mi argumenty. Za pomocą, przyznaję, całkiem celnych argumentów. Bywaj, Jaskier.
— Bywaj, Geralt.
*****
Pałacowa biblioteka była rzeczywiście olbrzymia. Sala, w której się mieściła, przewyższała rozmiarami co najmniej dwukrotnie salę rycerską. I miała szklany dach. Dzięki temu było jasno. Geralt podejrzewał jednak, że latem bywało tu przez to cholernie gorąco.
Przejścia między półkami i regałami były wąziutkie i ciasne, szedł ostrożnie, by nie postrącać ksiąg. Musiał też przestępować tomy ułożone na podłodze.
— Tutaj jestem.
Środek biblioteki ginął w księgach, ułożonych w stosy i słupki. Sporo leżało całkiem bezładnie, pojedynczo lub w malowniczych kupach.
— Tutaj, Geralt.
Zapuścił się w międzyksiążkowe kaniony i wąwozy. I znalazł ją.
Klęczała pośród porozrzucanych inkunabułów, wertując je i segregując. Miała na sobie skromną szarą sukienkę, dla wygody podciągniętą nieco. Geralt stwierdził, że widok jest niezwykle atrakcyjny.
— Nie przerażaj się tym bałaganem — powiedziała, ocierając czoło przedramieniem, bo na dłoniach miała cienkie, brudne od kurzu jedwabne rękawiczki. - Trwa tu właśnie inwentaryzacja i katalogowanie. Ale na moje życzenie przerwano prace, bym mogła być w bibliotece sama. Gdy pracuję, nie znoszę obcego wzroku na karku.
— Przepraszam. Mam odejść?
— Ty nie jesteś obcy — lekko zmrużyła zielone oczy. - Twój wzrok… sprawia mi przyjemność. Nie stój tak. Siadaj tu, na księgach.
Usiadła na Opisaniu świata , wydanym in folio .
— Ten galimatias — Fringilla zamaszystym gestem wskazała wokół — nieoczekiwanie ułatwił mi pracę. Mogłam dostać się do tomów, które normalnie leżą gdzieś na dnie, pod niemożliwą do ruszenia opoką. Książęcy bibliotekarze tytanicznym wysiłkiem poruszyli zwały, dzięki czemu światło dzienne ujrzały niektóre klejnoty piśmiennictwa, prawdziwe białe kruki. Spójrz. Widziałeś kiedyś coś takiego?
— Speculum aureum ? Widziałem.
— Zapomniałam, przepraszam. Ty wiele widziałeś. To miał być komplement, nie sarkazm. A rzuć okiem na to, o. To są Gesta Regum . Od tego zaczniemy, byś zrozumiał, kim naprawdę jest twoja Ciri, czyja krew płynie w jej żyłach… Minę masz jeszcze bardziej kwaśną niż zwykle, wiesz? Co jest powodem?
— Jaskier.
— Opowiedz.
Opowiedział. Fringilla wysłuchała, siedząc na stosie ksiąg z noga założoną na nogę.
— Cóż — westchnęła, gdy skończył. - Przyznam, że spodziewałam się czegoś w tym stylu. Anarietta, dawno to zauważyłam, zdradza objawy zakochania.
— Zakochania? — parsknął. - Czy wielkopańskiej fanaberii?
— Ty — spojrzała na niego przenikliwie — nie wierzysz, zdaje się, w miłość szczerą i czystą?
— Moja wiara — uciął — nie jest akurat przedmiotem debaty i nie ma tu nic do rzeczy. Chodzi o Jaskra i jego głupie…
Urwał, tracąc nagle pewność.
— Z miłością — powiedziała wolno Fringilla — jest jak z kolką nerkową. Dopóki nie chwyci cię atak, nawet sobie nie wyobrażasz, co to takiego. A gdy ci o tym opowiadają, nie wierzysz.
— Coś w tym jest — zgodził się wiedźmin. - Ale są i różnice. Przed kolką nerkową rozsądek nie chroni. Ani jej nie leczy.
— Miłość kpi sobie z rozsądku. I w tym jej urok i piękno.
— Głupota raczej Wstała, podeszłą do niego, zdejmując rękawiczki. Jej oczy były ciemne i głębokie pod zasłoną rzęs. Pachniała ambrą, różami, bibliotecznym kurzem, zetlałym papierem. minią i farbą drukarską, galasowym inkaustem, strychniną, którą usiłowano truć biblioteczne myszy. Tym dziwniejsze więc było, że działał.
— Nie wierzysz — powiedziała zmienionym głosem — w nagły impuls? W gwałtowne przyciąganie? W zderzenie lecących po kolizyjnych trajektoriach bolidów? W kataklizm?
Wyciągnęła ręce, dotknęła jego ramion. On dotknął jej ramion. Twarze zbliżali jeszcze z ociąganiem, czujnie, jak gdyby bojąc się spłoszyć jakąś bardzo, ale to bardzo płochliwą istotkę.
A potem bolidy zderzyły się i doszło do kataklizmu.
Upadli na stos foliałów, które rozjechały się pod ich ciężarem we wsze strony. Geralt wpakował nos w dekolt Fringilli, objął ją silnie i chwycił za kolano. W podciągnięciu jej sukni powyżej talii przeszkadzały mu różne księgi, w tym pełne misternych inicjałów i iluminacji Żywoty proroków oraz De haemorrhoidibus , ciekawy, acz kontrowersyjny traktat medyczny. Wiedźmin odepchnął woluminy na bok, niecierpliwie szarpnął suknię. Fringilla ochoczo uniosła biodra.
Coś uwierało ją w ramię. Obróciła głowę. Nauka sztuki położnej dla niewiast . Prędko, by nie kusić licha, spojrzała w stronę przeciwną. O wodach gorących siarczanych . Faktycznie, robiło się coraz bardziej gorąco. Kątem oka widziała frontspis otwartej księgi, na której spoczywała jej głowa. Uwagi o śmierci niechybnej . Jeszcze lepiej, pomyślała.
Wiedźmin mocował się z jej majtkami. Uniosła biodra, ale tym razem lekko, tak by wyglądało to na ruch przypadkowy, a nie na wyzywającą pomoc. Nie znała go, nie wiedziała, jak reaguje na kobiety. Czy nad takie, które wiedzą, czego chcą, nie przedkłada przypadkiem takich, które udają, że nie wiedzą. I czy nie zniechęca go, jeśli majtki ściągają się opornie.
Wiedźmin nie zdradzał jednak żadnych symptomów zniechęcenia. Można było powiedzieć, że wręcz przeciwnie. Widząc, że czas najwyższy, Fringilla entuzjastycznie i z impetem rozłożyła nogi, przewracając stos ułożonych w słupek ksiąg i fascykułów, które zsunęły się na nic niczym lawina. Oprawione w tłoczoną skórę Prawo hipoteczne oparło się o jej pośladek, a zdobiony mosiężnymi okuciami Codex diplomaticus o nadgarstek Geralta. Geralt w mig ocenił i wykorzystał sytuację: ulokował opasłe tomisko tam, gdzie należało. Fringilla pisnęła, bo okucia były zimne. Ale tylko na moment.
Westchnęła głośno, puściła włosy wiedźmina, rozrzuciła ręce i oburącz uchwyciła się ksiąg, lewą ręką dzierżąc Geometrię wykreślną , prawą Rys o gadach i płazach . Trzymający ją za biodra Geralt mimowolnym kopnięciem obalił kolejną kupę tomów, był jednak zbyt zajęty, by przejmować się osuwającymi się na niego foliałami. Fringilla, jęcząc spazmatycznie, zatoczyła głową po stronicach Uwag o śmierci …
Księgi osuwały się z szelestem, wiercił w nosie ostry zapach starego kurzu.
Fringilla krzyknęła. Wiedźmin nie słyszał tego, bo zwarła uda na jego uszach. Zrzucił z siebie przeszkadzające mu Historię wojen i Magazyn wszystkich nauk do szczęśliwego życia potrzebnych . Niecierpliwie walcząc z guziczkami i haftkami góry sukni, wędrował z południa na północ, mimowolnie czytając napisy na okładkach, grzbietach, frontyspisach i stronach tytułowych. Pod talią Fringilli: Rolnik doskonały . Pod jej pachą, niedaleko małej, uroczej, zawadiacko zadartej piersi: O sołtysach nieużytecznych i krnąbrnych . Pod łokciem: Ekonomia albo proste wyłuszczenie, jak się tworzą, rozdzielają i spożywają bogactwa .
Uwagi o śmierci niechybnej przeczytał już z ustami na jej szyi, a dłońmi w pobliżu Sołtysów… . Fringilla wydała z siebie trudny do sklasyfikowania odgłos: ni to krzyk, no to jęk, ni to westchnienie.
Regały zadrżały, stosiki ksiąg zadygotały i runęły, składając się niczym skały ostańce podczas gwałtownego trzęsienia ziemi. Fringilla krzyknęła. Z hukiem spadł z półki biały kruk, pierwsze wydanie De larvis scenicis et figuris comicis , za nim runął Zbiór komend ogólnych dla jazdy , pociągając za sobą ozdobioną pięknymi rycinami Heraldykę Jana z Attre. Wiedźmin jęknął, kopnięciem wyprężanej nogi zwalając dalsze tomiszcza. Fringilla krzyknęła raz jeszcze, głośno i przeciągle, strąciła obcasem Rozmyślania albo medytacje na dni wszystkie całego roku , interesujące anonimowe dzieło, które nie wiadomo jakim sposobem znalazło się na plecach Geralta. Geralt drżał i czytał nad jej ramieniem, dowiadując się chcąc nie chcąc, że Uwagi… napisał doktor Albertus Rivus, wydała je Academia Cintrensis, a wydrukował mistrz typograf Jahann Froben Junior w drugim roku panowania JM króla Corbetta.
Trwała cisza przerywana tylko szelestem zsuwających się ksiąg i przewracających się stron.
Co robić, myślała Fringilla, leniwymi ruchami dłoni dotykając boku Geralta i twardego rogu Rozważań o naturze rzeczy . Zaproponować? Czy czekać, aż on zaproponuje? Żeby tylko nie wziął mnie za płochą i nieskromną…
Co jednak będzie, jeśli on nie zaproponuje?
— Chodźmy i znajdźmy gdzieś jakieś łóżko — zaproponował nieco chrapliwie wiedźmin. - Nie godzi się tak traktować książek.
*****
Znaleźliśmy wtedy łóżko, myślał Geralt, puszczając Płotkę w galop parkową aleją. Znaleźliśmy łóżko w jej komnatach, w jej alkowie. Kochaliśmy się jak szaleńcy, zachłannie, chciwie, łapczywie, jakby po latach celibatu, jakby na zapas, jak gdyby celibat znowu nam groził.
Mówiliśmy sobie wiele rzeczy. Mówiliśmy sobie bardzo trywialne prawdy. Mówiliśmy sobie bardzo piękne kłamstwa. Ale te kłamstwa, choć były kłamstwami, nie były obliczone na to, by zwodzić.
Podniecony galopem, skierował Płotkę wprost na przysypany śniegiem klomb róż i zmusił klacz do skoku.
Kochaliśmy się. I mówiliśmy. A nasze kłamstwa były coraz bardziej kłamliwe.
Dwa miesiące. Od października do Yule.
Dwa miesiące wściekłej, zachłannej, gwałtownej miłości.
Podkowy Płotki załomotały po płytach dziedzińca pałacu Beauclair.
*****
Szybko i bezszelestnie przeszedł korytarzami. Nikt do nie widział ani nie słyszał. Ani straż z halabardami, zabijająca nudę warty gadką i plotką, ani drzemiący lokaje i paziowie. Nie drgnęły nawet płomyki świec, gdy przechodził obok kandelabrów.
Był blisko pałacowej kuchni. Ale nie wszedł do środka, nie przyłączył się do kompanii, która wewnątrz rozprawiała się z antałkiem i czymś smażonym. Pozostał w cieniu, posłuchał.