– W porządku… – bąknął Loïc. – Jeśli któreś z was chce jeszcze coś powiedzieć, niech odezwie się teraz, zanim to zrobimy.
Zapadła ciężka cisza. Jaccard skinął głową, po czym obrócił się do stanowiska radiooperatorki.
– Ellyse, prześlij wiadomość do ISS Galileo.
– Tak jest – odparła Nozomi i złowiła jeszcze spojrzenie Håkona. Wydało jej się, że dostrzega w nim otuchę. Wzięła głęboki oddech, po czym wpiła wzrok w panel przed sobą. Wszystko było gotowe. Sygnał alarmowy miał sprawić, że Galileo wyjdzie z przyświetlnej i wybudzi załogę.
– Ignorujemy fakt, że Diamentowi zwrócą uwagę na brak tych statków – odezwał się Gideon, gdy Ellyse nieomal nacisnęła kontrolkę. – Zlecą się na Ziemię jak ćmy do ognia – dodał główny mechanik.
– Dija Udin twierdzi, że tego nie odnotują. A przynajmniej nie potraktują jako czegoś niepokojącego – odparł astrochemik.
– Nie wydaje się to logiczne.
– Ale jest – zaoponował Lindberg. – Na Rah’ma’dul ściąga w tej chwili wiele jednostek i nikt nie będzie ich liczył. A nawet jeśli któryś Diamentowy się na to porwie i odnotuje brak naszych statków, nie uzna tego za nic dziwnego. Wiele rzeczy mogło wydarzyć się po drodze, prawda?
– Niby tak, ale…
– Ellyse – odezwał się Jaccard, ucinając dalsze spekulacje. – Prześlij sygnał. Natychmiast.
– Tak jest, panie majorze – odparła Nozomi i aktywowała przekaz.
Teraz pozostało tylko poczekać kilkadziesiąt sekund, może minutę, na automatyczną odpowiedź. Systemy zareagują błyskawicznie, sprawiając, że Galileo zwolni, a potem zabiorą się za wybudzanie załogi. Nie minie kwadrans, a ktoś będzie starał się skontaktować za pomocą ansibla.
Ale na to przyjdzie pora. Teraz Ellyse wlepiała wzrok w ekran, czekając na potwierdzenie, że sygnał został odebrany przez systemy okrętu.
– Ile już? – zapytał nerwowo Loïc.
– Dziesięć sekund, panie majorze.
– Ile musi minąć, zanim…
– Niecała minuta, wedle moich szacunków.
Trwali w chorobliwym milczeniu, spoglądając na zegar pokładowy i czekając, aż rozlegnie się sygnał świadczący o potwierdzeniu otrzymania przekazu. Ellyse spojrzała na Lindberga. Siedział przy swoim stanowisku, nie odrywając wzroku od pulpitu. Nerwowo przygryzał dolną wargę, a dłonią wystukiwał jakiś rytm na kolanie.
Nozomi zamknęła oczy.
Gdy je otworzyła, upłynęło już odpowiednio dużo czasu, by pojawiła się informacja zwrotna.
– Ellyse? – zapytał major.
Wszyscy obrócili się w jej kierunku. Nozomi spojrzała na wyświetlacz.
– Mów – dodała nerwowo Channary, wstając ze swojego miejsca.
Ellyse nabrała powietrza, obserwując odczyty na ekranie. Upłynęła pełna minuta.
– Nic… – powiedziała niepewnie. – Nie mam żadnej zwrotki.
Jaccard trwał w bezruchu, Sang ukryła twarz w dłoniach, a Håkon zerwał się z fotela i podszedł do stanowiska komunikacyjnego. Oparł się o fotel i nachylił nad wyświetlaczem.
– Niemożliwe, żeby tyle to trwało? – zapytał.
– Niestety – odparła. – Wszystko jest zautomatyzowane. Nawet gdyby ktoś na pokładzie… – Urwała. – Nie, nie ma innej możliwości. Szacunki były poprawne, statek otrzymał nasz przekaz.
– Tyle tylko, że nie nasz statek – odparł Gideon.
– Może nikogo tam nie ma? – zapytał Håkon. – Możesz to sprawdzić?
Ellyse zastanawiała się przez moment, po czym obróciła do Jaccarda. Dowódca zdawał się być pogrążony w marazmie. Patrzył przed siebie, nie zwracając najmniejszej uwagi na to, co robi załoga. Musiał uzmysłowić sobie, że wedle wszelkiego prawdopodobieństwa podpisał wyrok śmierci na ostatnich przedstawicieli ludzkości.
Nozomi spojrzała na wyświetlacz z nadzieją, że coś po stronie Galileo jednak poszło nie tak… że za moment pokaże się spóźniona wiadomość.
– Mogę wysłać impuls, który potwierdzi, czy jest tam jakiś obiekt, czy tylko pusta przestrzeń – powiedziała.
– Więc do dzieła – odparł Skandynaw.
Ellyse szybko uporała się z zadaniem. Krótka konfiguracja ansibla wystarczyła, tym bardziej, że trajektorię miała już ustaloną.
– Sygnał dociera do celu – powiedziała. – Cokolwiek nim jest.
Lindberg skinął głową.
– A zatem wroga jednostka – odezwał się.
Nozomi pochyliła się nad konsolą, a potem wyświetliła wszystkie obliczenia i wzory, jakie Dija Udin wprowadził do komputera. Zdecydowana większość danych zupełnie ją przerastała. Po prawdzie, żadne z nich nie wiedziało, w jaki sposób Alhassan namierzył te jednostki.
– Co robisz? – zapytał astrochemik.
– Staram się na podstawie tych danych stwierdzić, czy statek zmienił trajektorię.
– Znaczy, że liczymy jeszcze na to, że nie zwróci uwagi na sygnał?
– Taką mam nadzieję.
Jaccard poruszył się na fotelu, jakby przebudzając ze snu.
– Hallford, ustaw kurs – powiedział. – Jakikolwiek, byleby daleko stąd.
– Tak jest – odparł Gideon, natychmiast zabierając się do roboty.
– A potem gnaj jak najszybciej przed siebie.
Istniało nikłe prawdopodobieństwo, że wrogi statek nie będzie w stanie wykryć ich panicznej ucieczki, ale warto było spróbować. Wszyscy trwali w nerwowym oczekiwaniu, aż Nozomi przedstawi wyniki swoich obliczeń.
– Ellyse? – domagał się raportu dowódca.
– Nie jestem jeszcze w stanie niczego stwierdzić.
Major zaklął pod nosem, obracając się do Channary.
– Sang, sprowadź tutaj tego dwulicowego skurwiela.
– Zaraz… – zaoponował Lindberg, ale Loïc powstrzymał go stanowczym spojrzeniem.
– Zadbaj o to, by miał skrępowane ręce i trzymaj go na muszce – dodał dowódca.
Channary Sang szybko skinęła głową i ruszyła do windy. Nozomi nadal wpatrywała się w dane na wyświetlaczu, starając się wyłowić z nich nieco sensu. Wyglądało na to, że Dija Udin używał podobnej techniki, jak ona, kiedy korzystała z ansibla, jednak szczegóły tego procesu przekraczały jej wiedzę. W końcu pokręciła głową, uznając, że zadanie ją przerasta.
– Przygotujcie mu jakieś stanowisko, bez połączenia z systemami statku. Sama astrometria – polecił Jaccard.
– Tak jest – odparła Ellyse, przesuwając się na krześle w bok.
– Gdzie jest koncha? – zapytał major, patrząc na Lindberga.
– W mojej kajucie.
– Przynieś ją. I tym razem załóż mu ją na chwilę.
– Nie przeżyje tego. Widziałeś, co się stało, jak tylko dotknęła jego skóry. Niemal zerwało mu pół policzka.
– Trudno. Żarty się skończyły.
Nozomi spojrzała na Håkona, spodziewając się, że będzie protestował. Mimo wszystko nadal chodziło o osobę, którą niegdyś postrzegał jako przyjaciela. W dodatku Lindberg sądził, że Dija Udin nie ponosi bezpośredniej winy – zresztą przyznał się jedynie do zabicia dowódcy Accipitera.
– W porządku – odparł Håkon i poszedł po maskę.
22
Przywleczony na mostek Alhassan zarzekał się, że pomyłka nie wchodzi w grę. Przewrócili go na ziemię, a potem przytrzymywali, gdy Håkon umieścił nad nim la’derach. Dija Udin nadal obstawał przy swoim – i zdaniem Lindberga mówił prawdę.
– Załóż mu to! – krzyknął Jaccard.
Całe to krótkie przesłuchanie odbywało się przy rykach i pokrzykiwaniach, jakby mieli zamiar żywcem obdzierać jeńca ze skóry. Håkon zdawał sobie sprawę, że prędzej czy później będzie musiał założyć mu maskę i tym samym posłać go w nicość – lub do Allaha, o ile ten facet rzeczywiście wyznawał islam.
– Zakładaj! – zagrzmiał dowódca.
Dija Udin darł się wniebogłosy, początkowo błagając o litość, a teraz już tylko wydając z siebie przeciągłe wrzaski, jakby przeżywał niepojęte katusze.
– Już, Lindberg!
Astrochemik spojrzał na majora i dostrzegł w jego oczach szaleńczy błysk.
– Daj mi to – rzucił oschle Loïc.
– Nie.
Jaccard sięgnął po maskę, ale Lindbergowi udało się w porę ją odsunąć.
– Sam to zrobię – powiedział. Czuł, że głos mu się zatrząsł. – Pozwól, że ja to zrobię.
– Już! – ryknął Loïc.
Dija Udin wodził przerażonym wzrokiem po suficie, przytrzymywany przez wszystkich załogantów naraz. Zebrał się w sobie i postarał uspokoić. Wbił błagalne spojrzenie w oczy Håkona, ale musiał wiedzieć, że teraz nie ma już odwrotu.